Smutno
Evanna i Neville zostali zapomniani przez swoich kolegów, ich stosunki jeszcze bardziej się oziębiły, jeśli to w ogóle możliwe. Nikt nie zwracał uwagi na małą blondynkę o brązowych, wyłupiastych oczach, ginącą w tłumie, choć uparcie upominającą się o uwagę i wysokiego bruneta o typowej twarzy, który wręcz przeciwnie, właśnie chciał być zapomnianym. Prowadzili oni normalnie swoje lekcje, ale Evanna już nie była tak śmiała, co do niego. Już nie rozmawiała z nim tak często, nie spotykali się, nie chodzili do baru "Pod Trzema Miotłami".
Aferze z Hermioną i resztą przyglądali się z boku, jak to oni. Byli tylko pobocznymi postaciami, wtapiali się w tło i o to chodziło. Nie mieli ochoty uczestniczyć w tym wszystkim. Jedyne, czego pragnęli, to oni sami. Evanna zakochała się w Nevillu po uszy i każdy to widział, tak samo było z samym Nevillem.
Przyszedł taki czas, że miała tego po prostu dość. Postanowiła mu to wszystko wyjaśnić, raz, a dobrze i nie obchodziło ją czy poczuje się z tym dobrze, czy wręcz przeciwnie. Znalazła go w jednej ze szklarni. Obserwował jakąś dziwną roślinę, a kiedy ona weszła, nawet nie podniósł głowy. Stanęła przed nim i uśmiechnęła się.
-Cześć, Neville.- powiedziała spokojnie.
Wzdrygnął się, a odwzajemniony uśmiech wyszedł mu raczej jak grymas.
-Musimy porozmawiać.
Odszedł do jakiegoś stołu i zapisał coś w notatniku. On śmie nie zwracać na nią uwagi? Czekała chwilę, ale potem poklepała go po ramieniu. Odwrócił się w jej stronę z lekko nieprzytomną miną. Zgromiła go wzrokiem.
-O co chodzi?- zapytał.
Zwykle nie była wściekła, ale taki już miała charakter, że zwykle popadała ze skrajności w skrajność. Teraz, więc jej furia mogła równać się z gniewem Severusa, a osiągnięcie takiego stanu nie było łatwe. Jej spojrzenie Bazyliszka niemal, petryfikowało, a on robił się coraz bardziej nerwowy. Przez dłuższy czas nic nie powiedział, a ona wprost kipiała złością.
-Koniec.- oznajmiła wściekle.-Idę do lasu.
Odwróciła się na pięcie. Neville uświadomił sobie, co może czyhać w lesie i pobiegł za nią, ale dogonił ją dopiero, gdy mijała pierwsze drzewa, granicę Zakazanego Lasu. Tu panowała zupełnie inna atmosfera. Pojedyncze promienie słońca prześwitywały przez korony drzew, śnieg był tutaj tylko cienką, nikłą warstwą, położony na twardej ziemi, a gdzieniegdzie spod puchu wychylały kolorowe główki kwiaty, które niosły słodki zapach po całym lesie.
Złapał ją za rękę, ale ona nieugięta, szła dalej i zapuszczała się coraz bardziej w głąb lasu. W końcu zatrzymała się na małej polance, odwróciła do niego i położyła ręce na biodrach, mierząc go spojrzeniem.
-Evanna, nie chcę, żeby ci się coś stało, wracajmy już.- rzekł bezradnie, podchodząc do niej.
-Nie chcesz, żeby mi się coś stało?- powoli łagodniała i stawała się normalną, słodką Evanną.-To dlaczego nigdy nie chcesz ze mną rozmawiać, nigdy nie powiedziałeś mi, co czujesz?
Westchnął.
-Może i zabiłem tego całego węża Voldemorta, ale to nie znaczy, że nie mogę być...- czekała z niecierpliwością na odpowiedź.-Nieśmiały, Evanno. Nieśmiały.
-Och... Więc jestem dla ciebie tylko głupią, rozhisteryzowaną i rozemocjonowaną koleżanką z pracy?- robiło jej się coraz bardziej smutno.
Zbliżył się jeszcze bardziej i złapał ją za obie ręce.
-Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się.
Coś przyciągało ją do niego. Zatrzymała się nagle ledwie centymetr od jego ust. Zauważyła coś, co błysnęło w śniegu i usłyszała szelest.
-Neville.- szepnęła.
Otworzył gwałtownie oczy. Ostrożnie podniosła błyszczący naszyjnik i obejrzała go. Mały, lśniący pająk na cienkim, przerwanym, w którymś miejscu łańcuszku. Od razu go rozpoznała, Hermiona nie rozstawała się z nim, przecież był prezentem od Severusa.
A ów szmer nasilił się i zza drzewa wyłonił się sponiewierany Remus.
Hermiona rozumiała świetnie Tonks, nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby Severus gdzieś zniknął. Zawsze go potrzebowała, niezależnie od sytuacji, niezależnie od tego w jak złym był humorze, ile razy ją obrażał. Właściwie często dochodziła do wniosku, że robił to wszystko nie z czystej nienawiści czy czegoś podobnego, ale by do końca nie stracić twarzy wrednego nietoperza z lochów. Uśmiechała się na samą myśl o tym, tak, Severus był typem takiego mężczyzny, on nie lubił rozmawiać o miłości, wolał przechodzić do czynów. I za to go kochała.
Patrzyła na smutną Tonks. Siedziały na kanapie z kubkami herbaty w rękach. Snape wyszedł niedawno na lekcje, całując żonę na pożegnanie w policzek, co spotkało się z nieciekawą reakcją Nimfadory. Mało co się nie rozpłakała.
-Tonks, przestań. To w końcu wilkołak, nic mu nie będzie.- Hermiona pogłaskała ją po ramieniu.
Nimfadora podniosła na nią wzrok. Hermionie ścisnęło się serce, ale nie miała pomysłu jak rozweselić przyjaciółkę. Była zupełnie innym typem kobiety niż te, z którymi stykała się na co dzień. Z Evanną, nawet jeśli była w głębokiej rozpaczy, wystarczyło pogadać lub pokazać jej kogoś jeszcze bardziej smutnego, Minerwa robiła się szczęśliwa i cała w skowronkach na widok Albusa albo jakiejś pary zakochanych. Tonks była aurorem, metamorfomagiem i nigdy dobrze nie zdążyła jej poznać. Severusowi, nawet w najgorszej furii wystarczył masaż albo okazja do odgryzienia się ciętą ripostą, co uwielbiał, w zupełności wystarczało mu wspólne czytanie książek. Wspólne czytanie książek sprawiało jej szczególną radość, bo wiedziała, że przez to wpuścił ją do swojego świata i pozwolił sobie na to, żeby go z nią dzielić, to było jednocześnie coś tak normalnego i intymnego.
-Tonks...- zaczęła niepewnie Hermiona. Tonks podniosła głowę i spojrzała na nią.-Jak tam praca? Chyba nie macie zbyt wiele do roboty.
Tonks uśmiechnęła się delikatnie.
-Wręcz przeciwnie. Czarnoksiężnicy zawsze będą, choćby nie wiem co, uczestniczyć w życiu czarodziejów.- westchnęła.-A jak nie ma czarnoksiężników to jest papierkowa robota.
Hermiona uśmiechnęła się.
-A Ted?
-Ted zmienia kolor włosów i oczu średnio pięć razy na dzień i jest tak niezdarny jak ja, co strasznie podoba się Victoire. Tylko nie wiem dlaczego.- rzekła ze śmiechem.
-Może po prostu uważa, że to "słodkie"?- Hermiona zachichotała.
Tonks także uśmiechnęła się, ale zrobiła bardzo zdziwioną minę.
-Rozmawiałaś z nią?- wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
Hermiona poklepała ją po plecach. Czyli jednak nawet jej dało się poprawić humor. I wcale nie było to takie trudne, jak się tego spodziewała.
Albus otrzymał smutne wieści. Nie wyobrażał sobie, żeby nawet Severus mógł się z tego cieszyć. Skierował się do klasy eliksirów, w których Mistrz Eliksirów przebywał. Zapukał grzecznie i wszedł. Hermiona stała nad mężem, który siedział przy biurku i pisał coś na pergaminie. Głaskała go po głowie, co widać, niezmiernie go rozpraszało i nie dawało pracować. Ona jednak była zbyt zamyślona, żeby zważać na jego protesty i warknięcia.
-Hermiono, możesz w końcu odczepić się od moich włosów?- syknął wściekle.
-Przepraszam.- pocałowała czubek jego głowy i odsunęła się trochę.
Dumbeldore uśmiechnął się smutno i wszedł do pomieszczenia. Oboje błyskawicznie zwrócili na niego spojrzenia. Pokazał im coś, co wyglądało bardzo dziwnie. Podszedł bliżej i położył to na biurku. Kilka kosmyków ludzkich włosów zebranych w pukiel. Włosy nasiąknięte były czerwoną substancją, co niechybnie wyglądało na krew, a gdzieniegdzie, prześwitywał jasny blond, ich prawdziwy kolor.
Hermiona spojrzała wymownie na dyrektora.
-Tylko tyle z niej zostało, tak twierdzi Remus.- oznajmił ponuro.
Hermiona nadal nie miała pojęcia o kogo chodzi. W pierwszej chwili pomyślała o Evannie, a potem przypomniały jej się słowa Severusa.
-Włosy farbowane eliksirem tracą kolor i powracają do naturalnego po śmierci właściciela.- szepnął Severus.
Serce ścisnęło jej się jeszcze bardziej, desperacko położyła obie dłonie na ramionach męża, a on wstał i przytulił ją mocno. Poczuła się winna, tak bardzo winna. Przecież nieraz życzyła jej śmierci, a teraz? Co się działo z tą piękną szkołą? Tak ponuro było tylko za czasów jej nauki, kiedy żył Voldemort.
-A to.- położył naszyjnik z pająkiem na biurku, daleko, daleko od włosów Mary.-Znaleźli Evanna z Nevillem.
Hermiona uroniła łzę i wtuliła twarz w czarną szatę Severusa. Odurzona jego pięknym męskim zapachem, pomyślała, że teraz mógłby ochronić ją przed tym całym okropnym światem.
No w zasadzie to trochę żal mi Mary ;/ Mogła jeszcze trochę namieszać. Ale cóż życie..
OdpowiedzUsuń:D
a Rozdział wspaniały.
Czekam na następny :)
Pozdrawiam i weny życzę :)
No cóż,smutny Ci wyszedł... Takie jest życie,pełne problemów.MARY mi nie żal,taka już ślizgońska natura :P Rozdział fajny ~sadystka
OdpowiedzUsuńRozdział smutny, no ale cóż...śmierć Mary jest według mnie najlepszą rzeczą jaką tu przeczytałam 3:) Nienawidziłam jej odkąd tylko się pojawiła, no i teraz w końcu jej nie ma :) No a co w końcu z Evanną i Nevilem?
OdpowiedzUsuńW końcu zmarła... nareszcie...
OdpowiedzUsuńA co z Evanną i Neville'm?
Super;)
Rozmowa Tonks i Miony aww...*_*
Mary mi nie jest, ani trochę żal. Szkoda, że nie napisałaś sceny gdy Lupin ją zabijał, chociaż może przyła, a to byłby pech. Chociaż mam nadzieje, że Evanna i Neville przeżyli. Rozdział wspaniały. Minerva
OdpowiedzUsuńMary mi nie jest, ani trochę żal. Szkoda, że nie napisałaś sceny gdy Lupin ją zabijał, chociaż może przyła, a to byłby pech. Chociaż mam nadzieje, że Evanna i Neville przeżyli. Rozdział wspaniały. Minerva
OdpowiedzUsuńWohooo bye bye Mary! :D - pierwsza reakcja. Fajny rozdział, stop, świetny rozdział :D <3
OdpowiedzUsuńJesteście bez serca ;___; xD Same Ślizgońskie charaktery, czerpiecie przyjemność z nieszczęścia innych. :D Neville i Evanna spokojnie wrócili do zamku, nie martwcie się ;)
OdpowiedzUsuńA Sevmione się podobało? ^^
Cóż będę wredna, ale poryczeć to się nie poryczałam z powodu zabitej, chociaż szkoda mi Lupina i Tonks.
OdpowiedzUsuńNO i rzeczywiście rozdział dobijający wręcz :P
Miona
Zgadzam się z Mioną. Jakoś mi nie jest szkoda Mary :D
OdpowiedzUsuńŚwietna notka ;)
Buziaki ;)