czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 23

Chichot



Obudziła się rano i poczuła się tak jakby to wszystko było złym snem, kłótnia, chłód, wszystko co ostatnio złe. W końcu jego silne ramiona ją oplatały, jego głowa wtulona była w jej loki, oba ich oddechy miarowe i pasujące do siebie jak nigdy dotąd. Czuła się po prostu szczęśliwa, teraz miała ochotę tylko go mocno pocałować, a później zamknąć oczy i spać dalej w jego objęciach, najlepiej trochę dłużej niż wieczność.
Nagle przyszła bolesna rzeczywistość i wspomnienie dziwnego snu. Śniła jej się Amortencja, stała samotna w lesie, śnieg sypał grubymi płatkami i odznaczał się na jej lśniących, czarnych jak smoła włosach. Wtedy pojawiła się druga postać, w długim płaszczu, do którego tak lubiła się przytulać. Severus stanął koło córki, oboje wpatrywali się pustym wzrokiem przed siebie, a za nimi chichotała Bellatrix, pojawiło się jakby zdjęcie z okresu, kiedy ją torturowała i jak na rozkaz podeszła bliżej jej rodziny. Zaczęła krzyczeć na Severusa, żeby stamtąd uciekali, żeby się ratowali, ona sama nie potrafiła... Nagle sen urwał się i poczuła jak Snape tuli ją do siebie, jak szepcze w jej włosy zapewnienia miłości i dobrej przyszłości. Nie widziała go, ale wszędzie rozpoznałaby te ramiona i zimne dłonie pianisty o smukłych palcach, wszędzie rozpoznałaby ten tors, może trochę chudy, pełen blizn i śladów po zaklęciach, ale umięśniony, i tę skórę, którą tak lubiła całować. 
Sen minął, wszystko minęło, a ona nadal leżała w jego objęciach, tak bardzo chciała, żeby to trwało wiecznie. Powiedziała sobie stanowcze "nie" i wyplątała się z jego ramion. Otworzył powoli oczy i spojrzał na nią całkiem przytomnie, pewnie też nie spał od dłuższego czasu.
-Czemu to zrobiłeś?- musiała o to spytać.
-Zrobiłem, to co, jak mniemam należy do moich obowiązków, odkąd jesteśmy małżeństwem.- powiedział spokojnie, cały czas na nią, patrząc.-Uspokoiłem cię i przytuliłem, nigdy nie śpisz spokojnie, kiedy mnie nie ma obok.
Prychnęła drwiąco, ale nie przekonała go. Wiedział, że najchętniej przytuliłaby się do niego i już tak została. On zresztą też tego chciał. 
-Nie rób tego więcej, proszę.- wyszeptała.
-Skoro tego sobie życzysz.- rzekł chłodno.



Amortencja nie mogła już znieść tego wszystkiego. Była niesamowicie wytrzymała, jeśli chodziło o zaklęcia i tortury, a cechę tę pewnie wpoiła sobie przez lata, wzorując się na ojcu albo po prostu przeszła na nią wraz z jego genami. Nie było z nią jednak dobrze, kiedy Bella prowadziła swoje szaleńcze monologi, w których nie brakowało obrazy dla jej rodziców, dla zdrajców i mugolaków. Zamykała wtedy oczy i marzyła o wolności. Zazwyczaj pomagało, bo Bellatrix tak była zajęta mówieniem, że tego nie zauważała. 
Teraz jednak było inaczej, wpatrywała się w nią z uwagą, oczekując chwili słabości, gadała, opowiadała i śmiała się, ale Amortencja jakoś wytrzymywała, Malfoy spuścił smętnie głowę i wzdychał ciężko. Ciotka i jej sztuczki nie robiły na nim wrażenia. Amortencja gorączkowo myślała nad ucieczką, opracowała plany zdobycia wolności i rzucała ukradkowe spojrzenia w stronę okna, które wpuszczało do środka pomieszczenia z dnia na dzień, coraz więcej wiosennego światła.  
Nagle wpadło jej coś do głowy.
-Bellatrix.- przerwała ostro monolog wariatki.-Mam dla ciebie propozycję.
Malfoy podniósł gwałtownie głowę i spojrzał na nią dziwnie, nie wiedział czego się można po niej spodziewać. 
-A jakąż to propozycję może mieć dla mnie taka mała córka zdrajcy, jak ty?- Bella uniosła obie brwi.-Czekam.
-Odpowiem ci na pytania o Hogwart, jeśli ty odpowiesz na moje. I masz mnie rozwiązać.- rzekła spokojnie dziewczynka.
-Myślisz, że kim jesteś?- warknęła czarownica.
-Twoim jedynym informatorem, skłonnym do wyznań.- uśmiechnęła się złośliwie. 
-Masz ten sam uśmieszek.- rzuciła ostro, a potem westchnęła.-Ach... Dobrze całował.- oznajmiła po chwili namysłu.
-Słucham?
-Twój ojciec nie był święty, ale nieważne.
Machnęła różdżką i więzy, które ciasno oplatały dziewczynkę zniknęły jakby nigdy ich tam nie było. Amortencja poczuła się bez nich wolna i szczęśliwa, ale nadal obserwowana i tak obolała, że wolała już Cruciatusa. Bellatrix spojrzała na nią z wyraźnym wyrzutem.
-Ja pierwsza.- uprzedziła ją dziewczynka.-Jak przeżyłaś?
-Bo wszystkich to interesuje, prawda?- zironizowała Bella, a jej ciężkie powieki wydały się oznaką znudzenia właścicielki otoczeniem jeszcze bardziej niż zwykle.-Nie wiem. Zaklęcie odbiło się ode mnie, ugodziło, ale nie zabiło... Zadowolona...? Gadaj, jakie zaklęcia chronią Hogwart?
-Nie wiem.- wzruszyła ramionami.
Bella spoważniała i wbiła swoje wielkie ciemne oczy w Amortencję. Nagle wybuchnęła gwałtownym, szaleńczym chichotem, zgięła się w pół i nie mogła przestać się śmiać, z kieszeni płaszcza wypadły ich różdżki, a ona tego nawet nie zauważyła. 
Amortencja rzuciła się po swoją różdżkę i zanim obłąkana kobieta zdążyła się zorientować powiedziała równie chłodnym tonem jak ona to mówiła:
-Crucio.
Skupiła na niej całą swoją złość, z różdżki wyleciał błyszczący, zielony strumień mocy i ugodził w Bellę, która zaczęła zwijać się z bólu, może nie tak mocno jak sama Amortencja, kiedy była torturowana, ale prawie tak samo. Niewiele, myśląc dziewczynka chwyciła różdżkę Malfoya, a jego samego, najszybciej jak mogła rozwiązała za pomocą zaklęcia, którego wcześniej użyła Bellatrix. 
Wylecieli z chatki, ale nie musieli długo czekać na, goniącą ich sługę Czarnego Pana.
Amortencja czuła się świetnie, mimo, że biegli co sił w nogach, a nie mieli ich za dużo, że pełno było błota po pierwszej wiosennej odwilży, że nad głowami świstały im zaklęcia, nie dość silne i trafne by ich trafić. Różdżka leżała w jej dłoni idealnie, czekała na nią, przez jej rękę przepływały impulsy, które jakby mówiły jej, że już można jej używać, że jest do tego gotowa. Wiatr wiał im w twarze, rozwiewał włosy i orzeźwiał. Ale też zatrzymywał. 
Draco co kilka chwil posyłał w stronę Belli zaklęcia niewybaczalne i normalne, rozbrajające, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze, dawno nie używał różdżki, poza tym, musieli ciągle biec i biec, żeby dotrzeć do zamku, żeby ta wredna szajbuska się od nich w końcu odczepiła.




 Na Scorpiusa nikt ostatnio nie zwracał uwagi, chodził smutny i nieobecny. Jaki miał być? Jego matka wciąż mówiła o jakichś chrapakach, zamiast powiedzieć mu, pod wpływem jakiego zaklęcia był jego ojciec, a jego ojciec przepadł razem z Amortencją, z którą, mimo, że dużo nie rozmawiał, zdążył polubić. Myślał, że chociaż ona zostanie z nim. Mylił się. "Bo jak się wali, to wszystko...", pomyślała ze złością.
Pogoda dopisywała, a on miał czas wolny, nie potrafił oprzeć się pokusie i wyruszył samotnie do Zakazanego Lasu, gdzie znalazł ciszę i spokój. 
Prosto mówiąc, denerwowało go to wszystko, te problemy, ta atmosfera w szkole. Uczniowie nie zapomnieli o sprawie z jego ojcem, więc patrzyli na niego podejrzliwie, ale żaden z nim nie rozmawiał. Czuł się jak wyrzutek i prawdopodobnie nim był. Kopnął jakiś kamień i rozejrzał się. 
Zaszedł o wiele dalej niż chciał. Krok za krokiem zapuszczał się w las, gdzie przez korony drzew prześwitywały promienie wiosennego słońca, ptaki zachowywały się tu ciszej jakby bały się, że ktoś je usłyszy, nigdzie nie było śladu centaurów, widocznie to nie był ich teren. 
Podniósł głowę i nagle zobaczył dwie postacie, jedna odznaczała się bardziej na tle lasu, bo miała kruczoczarne włosy, długie i proste, a druga jakby gubiła się w otoczeniu ze swoją białą czupryną.
-Tato!- zawołał bez zastanowienia.
Dobiegli do niego zdyszani, a starszy Malfoy odwrócił się i rzucił kilka zaklęć w nieprzenikniony gąszcz. Usłyszeli krzyk bólu, zaklęcie musiało trafić w Bellatrix.
-Co wy robicie?- zapytał oburzony Scorpius.
-A myślisz, że co robimy?! Uciekamy, kretynie!- wrzasnęła rozwścieczona Amortencja.
-Nie tak ostro.- ostrzegł ją Dracon.
-Uważaj, bo się przejmę.- warknęła.-Nie czas teraz na zwroty grzecznościowe i maniery!
Złapała Scorpiusa za rękę i razem pobiegli dalej. Dopiero po chwili zorientowali się, że nie słychać kroków Draco. 


Siedzieli z Evanną w pokoju nauczycielskim. Hermiona wyglądała wyjątkowo uroczo, a nie uszło to jego uwadze. Loki związała w kok, wiedziała, że nie znosił, gdy tak robiła, ale one i tak pozostawały niesforne i opadały jej na twarz, oświetlaną przez słońce, gdy pochylała się nad pergaminem i pisała coś zawzięcie. Miał ochotę złapać ją za rękę, ale powstrzymał się i tylko złączył ze sobą palce obu rąk, podparł nimi podbródek i zaczął wpatrywać się w okno. Evanna siedziała i chichotała cicho, na początku nie zwracali na nią uwagi, ale teraz po prostu im przeszkadzała.
-Możesz przestać chichotać?- warknął Severus, a Hermiona spojrzała na niego krytycznie jakby zrobił coś złego.
-Chichotać?- Evanna roześmiała się, co zabrzmiało jak chmara małych dzwoneczków.-To mi coś przypomniało. 
Nie zwracali na nią zbytniej uwagi. Po chwili zniecierpliwiła się i usiadła bliżej nich.
-Opowiedzieć wam?
Zaczęła opowiadać, a oni słuchać, mimowolnie. Gdy skończyła snuć historię o chichocie w lesie Snape gwałtownie wstał, podszedł do Hermiony i złapał ją za ramię. Podniósł do góry i oboje zerknęli na Evannę.
-Prowadź.- wycedził Severus przez zaciśnięte zęby.-Już.

6 komentarzy:

  1. Rozśmieszyła mnie ta sytuacja z Evanną. Och, w końcu się odnalazła. Szkoda, że nie było Albusa i Minervy. Dalej się zastanawiam czemu jest tak mało komentarzy i czy je czytasz. Szukałam jakiegoś błędu, żeby ten komentarz nie był taki jaki jest teraz, ale nie udało mi się to. Minerva

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzielna Amortencja :D Dobrze, to ja czekam na więcej bo przerwałaś w takim momencie że... Tylko Cię Avadą potraktować :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Avadą, to się mugoli traktuje, za przeproszeniem i zdrajców krwi, a ja przecież jestem półkrwi :3 Pewnie, że czytam komentarze, a Minerwy i Albusa nie było, bo na razie nie mam na nich pomysłu :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż niestety powiem, że przeżycie Belli troszkę mnie rozczarowało. Cała reszta jak zawsze super. Ciekawi mnie gdzie Draco się zapodział.

    OdpowiedzUsuń
  6. To przeżycie jeszcze się wyjaśni, po prostu Bella sama o tym nie wiedziała... xD ... Więcej nie powiem.

    OdpowiedzUsuń