wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 27

Po raz drugi na Pokątnej



Hermiona nie pytała Severusa, dokąd wychodzi, gdy ucieka od Evanny. Świetnie go znała i mimo wszystko wiedziała, że stałość jego uczuć pozostawała niezmienna. To małe grono osób, które kochał, kochał do końca życia. Tym przyjaciołom, których do siebie dopuścił pozostawał wierny na zawsze. Taki już po prostu był, a ona wcale nie czuła się zazdrosna, kiedy wychodził, przecież zawsze wracał, całował ją i powtarzał jaka jest piękna. Nie ważne, że dodawał do tego określenia typu: "idiotka", "głupia", "beznadziejny przypadek Gryfonki". Mało, że jej to nie przeszkadzało, pokochała jego zgryźliwe uwagi i uwielbiała go denerwować.
Snape rzeczywiście nie robił nic, co mogłoby zdenerwować żonę. Kiedy zostawiał ją z Evanną, po prostu włóczył się po miasteczku i przeklinał na tę nazwę. Dolina Godryka. Hermiona uparła się, żeby mieszkać blisko przyjaciół, on za to przeniósłby się gdzieś daleko, daleko od nich, żeby mieć ją tylko dla siebie, żeby nikt mu jej nie zabrał. Poza tym, on, on prawdziwy Ślizgon z krwi i kości miał mieszkać w dolinie, która została nazwana na cześć Gryffindora?! Potrząsnął gwałtownie głową, by o tym zapomnieć.
Właściwie dziwił się, że młody Potter trafił do Slytherinu. Czasem zastanawiał się nad tym i dochodził do wniosku, że lepiej by było, gdyby razem z jego córką byli najgorszymi wrogami, z różnych domów i skakali sobie do gardeł. Tak, zdecydowanie tego sobie życzył.
Powoli zapadał zmrok, wiatr wiał mocniej, a drzewa rzucały dłuższe cienie.
-Severus, a co ty robisz?
Zatrzymał się gwałtownie na dźwięk swojego imienia i odwrócił. Malfoy podszedł do niego i uśmiechnął się. Luna patrzyła w niebo, zaciekawiona jak zmienia się z jasnego na ciemniejsze.
-Spaceruję, nie widać?- uniósł podejrzliwie brew.
-No, ale dlaczego sam. Pokłóciłeś się z Hermioną?
-Nie, to tylko Evanna.
Luna wróciła na ziemię na dźwięk imienia kuzynki. Spojrzała na niego tak przytomnie, że aż go to przeraziło, zawsze była rozmarzona i jakaś nieobecna. Teraz zachowywała się jakby była całkowicie normalna. A to było do niej niepodobne.
-Evanna jest nieznośna.- powiedziała.-Ona nie rozumie, że istnieje coś takiego jak prywatność i takt.
-A ty rozumiesz?
-Sev.- syknął Draco.
-Dobra, dobra. Ona jest sto razy bardziej stuknięta niż ty. A nawet dwieście, jeśli to możliwe.
-Dziękuję.- i znów wrócił jej rozmarzony wyraz twarzy.
Westchnął przeciągle, a przez głowę przemknęła mu myśl: "Takie stężenie rodzinnego wariactwa w jednym miejscu to mieszanka wybuchowa..."


Amortencja wstała, podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Dokładnie po drugiej stronie w ulicy, w drugim oknie siedział Scorpius i ziewał, patrząc nudno na ulicę. Oboje lubili tak robić, kiedy nie mogli spać, lubili siadać na parapecie okna, wychodzącego na drogę i myśleć. Czasem tak porozumiewali się. Kiedy do Snape'ów przychodziła Evanna, Amortencja wysyłała przez okno dziwne, ostrzegające sygnały, a czasami, pytające, jeżeli chciała się do niego przejść i przeczekać burzę bezpośredniości kuzynki Luny.
Teraz posłała mu znak otuchy, kciuk wystawiony do góry i odeszła od okna.
Po raz drugi miała odwiedzić Pokątną, by kupić książki. Właściwie, po tym, co przeżyła w poprzednim roku powinna była czuć niepokój, ale wręcz przeciwnie, nareszcie wracała do szkoły. Może to nie było zbyt normalne, ale Hogwart, tak jak dla wielu innych był jej drugim domem, do którego bardzo chciała wracać, a jak siebie znała to żal jej było, że tyle chwil straciła przez tę idiotyczną Bellę.
Zeszła na śniadanie, które znowu zrobiła Hermiona. Severus nie pozwalał jej na nic innego, to prawda, nie umiała gotować.
-Przecież nie jestem aż taka zła.- powiedziała z wyrzutem.
Oboje spojrzeli na nią tak samo, a ona wybuchnęła śmiechem i już się nie czepiała. Snape nigdy nie pozwoliłby jej spalić kolejnej patelni, miał już tego dość.
Przenieśli się Siecią Fiuu na ulicę Pokątną i od razu kupili książki i Esach i Floresach. Wyszli na zalaną słońcem ulicę, droga błyszczała się, słychać było dudniące kroki przechodniów, a z daleka dochodził zapach mioteł i drewna. Nowo kupiona przed rokiem miotła Amortencji spoczywała w kufrze, w jej pokoju i czekała na odpowiednią okazję, by w pełni wykorzystać jej możliwości. Amortencja jednak nigdy nie myślała o quidditchu jak o poważnej grze.
Zobaczyła Scorpiusa i pomachała mu. Hermiona mocniej ścisnęła ramię męża.
-Myślisz, że coś z tego będzie?
-Jeżeli jeszcze raz spróbujesz zachować się jak Minerwa to gwarantuję, że już nigdy cię nie dotknę. A tym bardziej nie pocałuję. Zrozumiano?
Roześmiana cmoknęła go w policzek, a on skrzywił się delikatnie.
Amortencja podeszła do nich.
-Możemy iść z Albusem, Scorpiusem i Rose przejść się?
Severus skinął głową, nim Hermiona zdążyła o tym pomyśleć. Zrobiła obrażoną minę i patrzyła jak córka odchodzi.
-Dlaczego ty zawsze podejmujesz wszystkie decyzje?- zapytała gniewnie.
-A masz jakieś obiekcje?
Pokręciła smutno głową. Westchnął przeciągle i dotknął chłodnymi ustami jej skroń. Nagle zobaczyli kogoś, kogo się nie spodziewali. Remus zmierzał w ich kierunku z uśmiechem i na dodatek, bez wściekle różowowłosej żony i niebieskowłosego syna. Hermiona pomachała mu serdecznie, ale Severus tylko mocniej przycisnął ją do siebie jakby bał się, że ona pójdzie z tym wilkołakiem i znikną gdzieś za rogiem.
-Remusie!- Hermiona powitała mężczyznę, ale nie zdołała wyplątać się z silnego ramienia męża.Co ty tu robisz?
-Właśnie dostałem miłą wiadomość...- Severus modlił się w duchu, żeby to nie był Hogwart, "tylko nie Hogwart"...-Dumbeldore mnie do tego namawiał i w końcu...- "tylko nie Hogwart, tylko nie Hogwart, tylko nie Hogwart"-... zgodziłem się zostać nauczycielem mugoloznawstwa.
"Nawet Bóg mnie nienawidzi.", warknął w duchu Snape i przeklął głośno.
-Chwila. Czego?- zwęził oczy w szparki.
Choć Remus był spokojniejszy od swoich kolegów, za czasów szkolnych wcale nie był lepszy. Dlatego Snape tak bardzo go nie lubił.
-Mugoloznawstwa, Severusie.- oznajmił spokojnie.
-Co ty wiesz o mugolach? Jesteś czarodziejem, a nie dość, że czarodziejem to jeszcze wilkołakiem.
-Teraz wiem o nich tak dużo, że wystarcza mi to na prowadzenie lekcji.
-Jeżeli będziesz miał problem, chętnie ci pomogę.- zadeklarowała ze szczerym uśmiechem Hermiona.
-Dziękuję.
Snape zgromił ją wzrokiem, na co odpowiedziała tym samym.


Nazajutrz znajdowała się już w pociągu, w przedziale z przyjaciółmi. Rozmawiała, śmiała się i obrażała wszystkich po kolei, co oczywiście należało do jej obowiązków. Wstrzymała się tylko przed Lily Luną, która patrzyła na nią dziwnie. To był jej pierwszy rok w Hogwarcie i wyglądała jak pełnia szczęścia, oczy jej  błyszczały, a rude włosy okalały twarzyczkę.
Po długiej podróży za oknami pojawiły się znane drzewa i coraz gęściej pokryty zielenią teren. Powietrze jakby stało się inne, czystsze i bardziej znajome, tak inne od upalnej aury Doliny Godryka. Powoli zbliżali się do domu, do Hogwartu. Widać było już nikłe, piękne wieżyczki zamku, gdzie skrytych było tyle sekretów, które trzeba będzie odkryć...
Amortencja uśmiechnęła się.

6 komentarzy:

  1. Nie zrozumiałam, gdy przeszłaś z Hermiony do Amortencji. :) Wreszcie Hogwart. *,* To słodkie, że Lupin i Tonks przeżyli. Mój poprzedni komentarz się nie dodał. Minerva

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, właśnie, nie zauważyłam tego, ale już jest poprawione ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, ciekawe co się stanie w następnym roku :D
    "Nawet Bóg mnie nienawidzi" - padłam :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe... padłam w tym:

    "Nawet Bóg mnie nienawidzi"

    Miło że nie uśmierciłaś Lupinów;)

    Świetnie piszesz;)/~Wielka fanka;)hehe

    OdpowiedzUsuń
  5. Na Merlina,nawet Bóg naszego Seviaczka nienawidzi. To mnie powaliło : "Jeżeli jeszcze raz spróbujesz zachować się jak Minerwa to gwarantuję, że już nigdy cię nie dotknę" Bieedny Nietoperz ;) Czyżby zazdrosny o Remusa? :)
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń