niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 39

Zapach magnolii



Tajemnica Remusa przytłaczała wszystkich. Lupin patrzył na Hermioną jakby prosił, by z nim porozmawiała. Serce się jej krajało i postanowiła, że wybierze się z nim na spacer. Nie zważała na skargi i gniewne pomruki męża, podjęła decyzję i nie zamierzała jej zmienić. Nie była taka, a on doskonale wiedział, o tym, że jej charakter nigdy nie należał do charakterów kobiet poddających się. Każdy zastanawiał się, co mogły znaczyć trzy słowa, wszyscy jednak skłaniali się do teorii Severusa.
-Tylko, że wilkołaki nie zabijają, a centaurów w wilkołaki nie da się przemienić.- mruknęła Hermiona, gdy siedzieli na dywanie przed kominkiem, w jego gabinecie.
-No, wiesz, Hermiono.- zaczął Snape.-Może to jakaś nowa hybryda?
Odwróciła się do niego ze śmiechem. Patrzyła mu w oczy, w których odbijał się blask ognia. Z rozmarzeniem na twarzy dotknęła delikatnie jego policzka. Kiedy nie było przy nich wkurzającej Mary wszystko było dobrze, a nawet świetnie. Roześmiała się, a jej śmiech zabrzmiał w jego uszach jak tysiące małych dzwoneczków, niosących radość małym dzieciom. 
-Hybryda, Sev?- wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, a w jej czekoladowo-złotych oczach nadal błyskało rozbawienie.-Chyba się za dużo mugolskich horrorów naczytałeś.
-To nie moja wina. Ty masz tego pełno.- rzekł ze stoickim spokojem.
-Ale to ty zaczytujesz się w "Draculi".- broniła się dalej.
-Musisz być taka uparta?- skrzywił się.
Pokręciła głową i odwróciła głowę w stronę kominka. Wpatrywała się w zamyśleniu w języki ognia, to skaczące w górę, to opadające w dół i wyginające się, wijące jak węże. Severus opierał swój podbródek na jej czubku głowy i obejmował ją ramionami. Przy nim czuła się bezpieczna. Śmieszne. Bezpieczna przy byłym śmierciożercy. Ale tak właśnie było, czuła, że zawsze może na niego liczyć, że zawsze ją obroni, schowa między swoimi umięśnionymi ramionami jak porcelanową lalkę, tak łatwo się tłukącą. Ależ nie, mogła się bronić, była odważna i potrafiła o siebie zadbać. Tylko, że kiedy tak siedzieli przytuleni do siebie po prostu miała pewność, że jej mąż zrobiłby dla niej wszystko nawet skoczył w takie wijące się jak w agonii języki ognia. 
Odwróciła się do niego i zaczęła całować go delikatnie, ledwie muskając wargami jego chłodne jak zawsze usta, tak przyjemne w dotyku, tak dla niej znajome i tak pasujące do jej własnych. Miała wrażenie, że kiedyś ich usta były zawsze połączone, idealnie do siebie pasujące, potem rozłączone musiały się odszukać...  Ale szczęśliwie się znalazły i miała ochotę nigdy nie przestawać ich całować.
-Muszę iść na spacer z Remusem.- szepnęła, gdy zobaczyła, że w jego czarnych oczach zapłonęło pożądanie. 
Złożył na jej ustach zachłanny pocałunek, a potem ostrożnie musnął wargami jej czoło.
-Masz na siebie uważać.- powiedział twardo i stanowczo.-Jeżeli poczujesz, że coś ci grozi, masz natychmiast mnie wezwać, rozumiesz?- skinęła głową.-Nie chciałbym stracić swojego Pufka.- dodał z uśmiechem.-Trudno znaleźć takiego drugiego. I tak wkurzającego.
W jego uszach znowu zabrzmiały dzwoneczki jej śmiechu, a potem wstała i pomachała mu na pożegnanie. Westchnął i przeklął się w głowie za taką pobłażliwość i sentyment dla tej małej Panny-Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej.



Amortencja zebrała chłopaków i pomknęli pod peleryną-niewidką do lasu. Sowy wyglądały na nich z drzew, coś szeleściło w zaroślach, a gwiazdy mrugały porozumiewawczo. Powietrze było zimne, a śnieg skrzypiał pod ich stopami. Zostawiali za sobą ślady. Właściwie nie zwracali na to uwagi, zawsze, gdy wracali ścierali je, żeby nikt nie domyślił się ich nocnych spacerów. 
Amortencja miała zamiar pójść krok dalej w przemianie animagicznej. Kipiała energią, kiedy Scorpius i Albus ledwo stali na nogach. Dziwili się, skąd ona bierze tyle chęci do łażenia po lesie w nocy, gdy wszyscy uczniowie powinni spać. Zatrzymali się na małej polance, okrągłej i ze wszystkich stron zarośniętej gęsto drzewami i dziwnym bluszczem. 
-Skąd ty bierzesz tyle siły?- Al ziewnął potężnie.
-To się nazywa adrenalina.- powiedziała spokojnie.-To po pierwsze, a po drugie to mam ojca nietoperza.- uśmiechnęła się.
Byli zbyt senni by się zaśmiać, ale odwzajemnili uśmiechy. Amortencja odetchnęła głęboko nocnym powietrzem i skupiła się na tej jednej myśli. Jakby wchodziła do pokoju życzeń. Chciała się przemienić. Z łatwością zmusiła się do tego, by na jej ręce pojawiła się cętkowana sierść i ostre pazury. Chwilę jednak trwało zanim poczuła w sobie tę moc, tę przepływającą energię, żeby móc zmienić swoją rękę w kocią łapę. Spojrzała na nią z dumą i przeniosła wzrok na chłopaków.
Dobrze sobie radzili i wkrótce z ich dłoni także zostały tylko łapy zwierzęce. Uśmiechnęła się znowu i zadarła głowę, by popatrzeć na prześwitujące przez gałęzie gwiazdy. Mrugały do niej porozumiewawczo. 


Hermiona zapukała grzecznie do drzwi gabinetu Remusa i weszła. Rozpromienił się na jej widok, naprawdę czuł, że może ufać tylko jej. Może, dlatego że była mugolaczką, zniosła wiele upokorzeń. Uśmiechnęła się i założyła niesforny lok za ucho.
Severus miał szczęście, była urocza. Ale nic nie mogło się równać z jego kochaną Tonks. Nie miał zamiaru jej zdradzać czy narażać się na jeszcze większą nienawiść Severusa. 
-Idziemy?- zapytała spokojnie.
Skinął tylko głową. Wyszli na błonia. Wiatr rozwiewał jej włosy i niósł za nią zapach magnolii. Księżyc, na szczęście nie w pełni świecił jasno, a okalały go małe gwiazdy jak brylanty nadziei. Szli w milczeniu. Hermiona najwyraźniej oczekiwała, że to on się jej zwierzy, on zaś czekał, aż ona zacznie. Spierała się w sobie, dopóki nie weszli do Zakazanego Lasu. Powietrze tu było inne, zdecydowanie bardziej, pachnące sosną i jakąś dzikością. W końcu zwróciła ku niemu twarz. Zobaczyła nawet w nikłym świetle te głębokie zmarszczki wokół bystrych oczu i przedwcześnie posiwiałe włosy. Twarz miał zatroskaną i jakąś szarą. Porównała go z mężem. Byli w tym samym wieku, a i tak Remus wydawał się o wiele starszy, nawet jeśli jego cera, nawet poszarzała wydawała się zdrowsza od skóry Severusa. 
-Remusie.- rzekła. Błyskawicznie odwrócił ku niej głowę.-Chciałeś mi coś powiedzieć.
Milczał długo. Gdy się odezwał jego głos drżał jakby poruszany wiatrem. 
-Tak.
Tylko tyle. Nic więcej nie powiedział. Coraz bardziej się niecierpliwiła. Nie przyszła tu na jakieś durne pogaduszki. Przyszła, żeby go pocieszyć, a przede wszystkim, żeby poznać tajemnicę wilkołaka. Wzięła głęboki oddech. 
-Remusie.
Pokręciła głową jakby chciał odpędzić od siebie natrętne muchy.
-Przepraszam. Ostatnio często tracę panowanie nad swoimi myślami.
Myśli. Dlaczego Severus, mistrz legilimencji, może nawet lepszy od samego Dumbeldore'a nie wkradł się w umysł Lupina? Ponieważ sam dyrektor zakazał używać tak drastycznych środków. A Severus przeklinał go za to, ponieważ teraz jego Hermiona musiała błąkać się po lesie z szalonym Luniaczkiem. 
Hermiona była mu wdzięczna za opiekuńczość, ale wiedziała, że sobie poradzi.
-Powiesz, co ci leży na sercu?- uśmiechnęła się delikatnie. 
Ze zmieszaniem sięgnął ręką do karku i potarł go nerwowo.
-To takie okropne.- powiedział smutno.-Wiesz, że jestem wilkołakiem, prawda?
-Oczywiście.- w jej głosie czaiło się rozbawienie.
Zachichotał nerwowo z własnej głupoty. Przecież wszyscy wiedzieli.
-Więc...- westchnął ciężko.-No, bo wiesz...- westchnął znowu i zaciągnął się mocniej nocnym powietrzem.-Od jakiegoś czasu coś niepokojącego się ze mną dzieje.- wydusił. Hermiona zachęciła go do mówienia cieniem uśmiechu.-Wiesz, moje przemiany... One nie są regularne. Już nie zmieniam się według określonej daty, według pełni.- przez jego twarz przemknął cień, który błyskawicznie zniknął.-A eliksir, eliksir, tak świetnie warzony przez twojego męża, dotąd niezawodny... On przestał na mnie działać. A moje ofiary, one...
Nagle na jego twarzy znów pojawił się cień i tym razem nie zniknął. Hermiona czuła narastający w sercu strach, czuła, że dzieje się z nim coś niepokojącego. Odsunęła się od niego krok, gdy zaczął dyszeć ciężko. Promienie księżyca padały idealnie na jego głowę i jak parząc słońce w lecie, nie dawały mu myśleć sensownie. Hermiona pomyślała, że to głupie, odsuwać się od niego. Zbliżyła się znów i położyła mu rękę na ramieniu. To przeważyło szalę. Pod jego nozdrza wraz z podmuchem wiatru dotarł jej słodki zapach, zapach, który pobudził mu zmysły. Nie człowiekowi. Pobudził i wyostrzył zmysły wilkowi, który czyhał cały czas na ciemnym dnie jego duszy. 
Pazury pojawiły się tak szybko jak wszystko inne. Nos wydłużył się i zmienił w pysk, z którego wychylały się ostre i wielkie zęby. Ręce tak bardzo rozciągnęły się, iż dotknęły ziemi, pokrytej śniegiem. Przykucnął, bo jego nogi już nie były nogami człowieka. Zadarł głowę i wydał z siebie potężny, przeraźliwie drżący od emocji i zwierzęcego podniecenia ryk. Wył w stronę księżyca, który nie powinien go jako wilka zainteresować, a potem nagle jego oczy zwróciły się na kobietę.
Nadal tam stała i nie potrafiła się ruszyć. Oddychała płytko, ale jej nogi były jak z ołowiu, ciężkie i nieposłuszne. Wilkołak podszedł do niej powoli, węsząc wokół siebie. Prawie zetknęli się nosami. Poczuła paskudny smród jaki wydobywał się z jego paszczy. Odór jego ostatnich ofiar.
Zamachnął się ogromną łapą i powalił ją na ziemię. Mignęły jej zamglone i nieobecne oczy Lupina, teraz oczy zwierzęcia. Padła na zimny śnieg i od razu straciła przytomność. W ostatnim geście rozpaczliwej potrzeby ratunku chwyciła się swojego naszyjnika tak mocno, że upadając zerwała go ze swojej smukłej szyi.


Amortencja poruszyła się niespokojnie. Najpierw usłyszeli okropny skowyt, gorszy niż dzwonienie więziennych łańcuchów Azkabanu, gorszy niż chichot Bellatrix. Potem rozpoznała krzyk swojej matki. Wiedziała, że to ona. Przez chwilę oddychała szybko, spoglądając w stronę chłopaków. Potem nagle powiew wiatru przyniósł ze sobą jej magnoliowy zapach. Zapach, który pamiętała z dzieciństwa, zaraz obok wody kolońskiej zmieszanej z eliksirami, zapachu jej ojca. Człowiek nie wyczułby tego zapachu. 
Odwróciła gwałtownie głowę i po prostu pobiegła w głąb lasu. Instynkt podpowiadał jej co robić, dokładnie wiedziała jak to zrobić. Wystarczy chcieć.
Zobaczyła ogromnego wilkołaka pochylonego nad Hermioną, bezbronną i piękną w nikłym świetle jak lalka. Nawet się nie zatrzymała. Najzwyczajniej w świecie wyskoczyła z zarośli, tak jakby robiła to codziennie. Jedyne, czego pragnęła to to, żeby wilkołak, brudne zwierzę, zaczął cierpieć. Czuła jak się zmieniła w tej krótkiej chwili. Jej zęby wyostrzyły się znacznie, a na razie tylko to się dla niej liczyło. Uczepiła się nogi  wilka, a ten zawył przeraźliwie z bólu, a potem z jego gardła wydobył się charkot gniewu.
Chłopcy nie wahali się. Obaj kochali Amortencję. Rzucili się na wilkołaka.



Severus nie mógł znieść czekania. Wyszli z Dumbeldorem na błonia. Dyrektor także nie był spokojny. Obaj martwili się o Hermionę. Gdy Snape patrzył w odległą ścianę lasu, widział tylko jej oczy, przepełnione strachem i łzami. Starał się, naprawdę starał się odpędzić od siebie ponure myśli, ale miłość do niej i troska o nią była silniejsza. Odkąd poznał ją bliżej, od jej ostatniego roku w Hogwarcie czuł się za nią odpowiedzialny. Była dla niego wszystkim i nie wybaczyłby sobie, gdyby coś się jej stało.
-Nie martw się, Severusie. Poradzi sobie, to dzielna...
Albus nie dokończył zdania. Severus poczuł ostry ból w ramieniu, tak silny, że zgiął się w pół. Dyszał ciężko i spojrzał z szaloną furią na Dumbeldore'a. Jego serce rwało się do przodu, do niej. Nigdy jeszcze tak bardzo go nie potrzebowała. 
-Znieś zakaz aportacji.- wydusił wściekle.
Albus popatrzył na niego pytająco. Severus zerknął z obłąkańczą iskrą w oczach, w stronę lasu.
-Błagam, zrób to!- wykrztusił, potrząsając dyrektorem.
Albus szeptał przez chwilę tajemnicze słowa. Severus miotał się, chciał do niej biec. Dlaczego życie zawsze musiało go karać? Przecież miała wrócić, miała go całować, miała szeptać mu do ucha, miała słuchać bicia jego serca. Zerknął nerwowo na Albusa. Skinął głową.
Severus bez zastanowienia aportował się. Wirował, aż w końcu znalazł się gdzieś w Zakazanym Lesie. Pobiegł do przodu, wiedziony jakimś dziwnym instynktem. Po chwili porwał go zapach magnolii, zapach, który był w jej włosach, na jej szyi, na której składał pocałunki. Zapach, którego nigdy miał nie zapomnieć. Pomknął w tamtą stronę, a peleryna powiewała za nim jak skrzydła. Wyskoczył zza jednego z drzew z wyciągniętą różdżką i gdyby nie był tak zdeterminowany i przygotowany na najgorsze padłby na kolana. 
Teraz jednak zawładnęła nim furia. Miotał jedno zaklęcie za drugim w wielkiego wilkołaka. Spostrzegł trzy dziwne zwierzęta. Jedno było szczególnie fascynujące. Nie było ani gepardem ani lampartem. Żadnym z tych kotów. Było mniejsze, miało większe oczy, czarne jak bezgwiezdna noc i okolone czarnymi rzęsami. Rzucało się na wilka z niesamowitą pasją, gryząc go i denerwując. Skakało zwinnie, uszy miało jak u pluszowego misia, a cętki większe i gęściej rozmieszczone na złotym futrze. Coś, jakiś błysk w oczach zwierzęcia wydało się Severusowi znajome. 
Pozostałymi dwoma były: biała fretka, zwinna i niesamowicie skoczna oraz czarny, duży pies, włochaty i wyglądający trochę jak Ponurak. Zwierzęta uciekły w głąb lasu, gdy zauważyły Snape'a. 
On za to nadal zajmował się wilkołakiem.
-Sectumsempra! Crucio! Crucio!- wrzeszczał jak opętany.-Levicorpus!- krzyknął.
Wilkołak uniósł się gwałtownie w górę. Severus z dziką satysfakcją użył zaklęcia, które posłało wilka daleko ponad drzewa, kilka kilometrów od miejsca, w którym stali.
Rzucił się w stronę Hermiony i wziął ją na ręce. Musnął szybko ustami jej czoło, a potem aportowali się.

7 komentarzy:

  1. Co ty wyprawiasz z moim Luniaczkiem;)
    Nie no... bosko... tylko nadal nie zamierzasz podać rozwiązania jak na tacy;)
    Ale słodko;)

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 Oczywiście wspaniale,ale ty o tym wiesz... Sevmione,sevmione i jeszcze raz sevmione.Nie wiem co powiedzieć,po prostu fantastycznie,aghrrrr... <3 ~sadystka

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko!
    Podoba mi się przemiana Amortencji, tylko średnio mogę sobie ją wyobrazić, te uszy pluszowego misia mnie rozpraszają :P
    Miona

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie w następnym rozdziale się wyjaśni, czemu Lupin się tak przemienia, ale nie musiałaś rzucać tak tymi zaklęciami, bo na pewno go to bolało. ;c Amrtencja jest kotem grizzly? ; o Minerva

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie w następnym rozdziale się wyjaśni, czemu Lupin się tak przemienia, ale nie musiałaś rzucać tak tymi zaklęciami, bo na pewno go to bolało. ;c Amrtencja jest kotem grizzly? ; o Minerva

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj Remusku... A ja Cię tak lubię ;))
    Bosko, ze zniecierpliwieniem czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, Luniaczek musiał dostać xDD
    Sevmione rzeczywiście mi słodkie wyszło i dziękuję za uznanie. Amortencja nie jest kotem grizzly xD Pokażę wam później zdjęcie. : 3

    OdpowiedzUsuń