czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 29

Jak rodzice


Severus postanowił nie odzywać się do Hermiony, ale było to trudne, kiedy starała się ciągle mu o czymś opowiadać. Mógłby jej w spokoju słuchać, ale ona specjalnie wygadywała głupoty. Głównie nawijała o ślubie Minerwy i Albusa. Może akurat wtedy chciała być poważna, ale on nienawidził ślubów.
I jeszcze ten przeklęty zakład. Gdyby był odrobinę mądrzejszy, może nadal chodziłby sobie, dostojny i mroczny zamiast piorunować wzrokiem uczennice, gapiące się na niego. Minerwa już nie robiła sobie z niego żartów, wolała go nie denerwować, żeby przypadkiem nic mu się "nie wypsnęło" przy innych nauczycielach o Albusie. Przynajmniej z tego powodu był zadowolony.
Denerwował go głupi wilkołak, kręcący się wciąż wokół Hermiony i denerwował go Potter, który zgrywał dobrego przyjaciela. A przecież ona była jego i tylko jego. Częściowo przez to sprawiał wrażenie obrażonego, ale ona uznawała to za zły humor.
-Nie denerwuj się, Sev.- powiedziała, kiedy siedział w gabinecie i skreślił brutalnie już praktycznie cały esej jakiegoś pierwszoklasisty.-Przynajmniej masz wielbicielki.
Zgromił ją wzrokiem i przysiadł na oparciu fotela, na którym ona siedziała.
-Zastanów się.- rzekł poważnym, grobowym tonem.-Gdybym był aż tak niepoprawny i zdesperowany, już dawno związałbym się z którąś z napalonych uczennic ostatniej klasy. Tylko, że ja czekałem na ciebie.
Pochylił się i  pocałował ją delikatnie, ledwie muskając jej usta. Wrócił do biurka i sprawdzania esejów na temat eliksirów leczniczych.
-Severusie...- odezwała się po chwili.
Spojrzał na nią pytająco.
-Wiesz, że i tak nie dam ci spokoju z tym zakładem?
Skinął ponuro głową i nadal kreślił coś zawzięcie po pergaminie. Nie czuł złości, nie powiedział jej tego, żeby uciec. Nie był tchórzem, nienawidził, gdy się tak do niego zwracano. Posiadał opinię drania, wyssanego z uczuć kretyna, aroganckiego Ślizgona, ale nie tchórza. Tego słowa unikał jak Voldemort śmierci, jak Potter jego. Uśmiechnął się do Hermiony.
-Jeszcze zobaczymy.- powiedział z tajemniczym błyskiem w czarnym oku.

Lekcje nie były ciężkie, przynajmniej dla Amortencji. Nie sprawiały jej problemu ani eliksiry, ani zaklęcia, w spokoju odrabiała prace domowe, a potem denerwowała Albusa, przeszkadzając mu w nauce. To, co stało się w Zakazanym Lesie było sekretem, więc oczywiście wiedziała o tym cała szkoła. Kilku uczniów rzucało jej nieprzychylne spojrzenia, ale do tej pory nie zwracała na to uwagi. Nie obchodziło ją zdanie innych, miała przyjaciół, hogwarcką bibliotekę, Dział Ksiąg Zakazanych, pokój wspólny Ślizgonów, w którym mogła czytać, przy kominku. Miała wszystko, co było jej potrzebne, a durne wścibskie spojrzenia jej nie interesowały.
-Więc napisałaś już esej dla ojca?- zapytał podejrzliwie Scorpius.
-Oczywiście.- ziewnęła.
-No, nie zgrywaj, już takiej doskonałej.- burknął.
-Żartuję, kretynie!- roześmiała się.
-Wiem.- uśmiechnął się.
Uwielbiali się ze sobą droczyć. Poprzedniego roku nie mieli zbyt dużo okazji by się zaprzyjaźnić, teraz było ich aż za dużo. Albus towarzyszył im zawsze i wszystko było dobrze. Czasem dołączała się Rose, choć ostatnio rzadziej, w końcu byli w przeciwnych domach.
To było aż dziwne, że nic, absolutnie nic, się nie działo. Właściwie całą trójką zaczęli martwić się, że zrobiło się za bardzo nudno. W sumie, wszyscy woleli nudę niż torturowanie przez Bellę czy powrót Voldemorta.
Gdy przechodzili korytarzem, dzieciaki obracały się w stronę Amortencji i szeptały między sobą. Albus ze Scorpiusem patrzyli na nią wtedy jakby oczekiwali wybuchu złości, czegokolwiek. Śmiała się tylko i naśmiewała z pierwszoklasistów.
Pewnego razu jakiś bezczelny Gryfon podszedł do niej.Uniosła w górę brwi, w pytającym geście.
-Tak?- zapytała spokojnie.
-To ty rzuciłaś niewybaczalnym, a twój ojciec to śmierciożerca.- raczej oznajmił, przestępując nerwowo z nogi na nogę, niż spytał.
-Tak, rzuciłam niewybaczalnym.- odwróciła wzrok w inną stronę, a potem nagle utkwiła w nim udawane, straszne spojrzenie.-Tak, mój ojciec to były śmierciożerca, który narażał tyłek przez praktycznie całe swoje życie, żebyś ty i twoi skretyniali koledzy mogli być idiotami w czasach bez Voldemorta.
Uśmiechnęła się, a każdemu kto pamiętał Umbridge skojarzyło by się to właśnie z nią. 
-Buu!- rzuciła cicho.
Chłopak uciekł z krzykiem, a Albus i Scorpius zwijali się ze śmiechu. W innej sytuacji nie naśmiewaliby się tak, ale akurat temu się należało, a Amortencja nic mu nie zrobiła. Wrócili do pokoju wspólnego Ślizgonów i tam śmiali się dalej.


Okrągły gabinet dyrektora wyglądał tak jak zawsze. Jeden tylko zmienił się punkt wystroju, mianowicie, Minerwa. Teraz wysiadywała tam godzinami i rozmawiała z nim. Z wypiekami na twarzy i błyskiem w oczach. Zwykle rozmawiali o sobie, innym razem o Amortencji.
-Właściwie po co zatrudniłeś Remusa, możesz mi przypomnieć?- zapytała, któregoś dnia.
-Już ci mówiłem, kochana Minerwo. Liczę, że to jakoś na niego wpłynie, przebywanie wśród większej ilości ludzi...- widząc jej spojrzenie dodał szybko:-Oczywiście pozytywnie wpłynie.
-Na razie to wynikło z tego tyle, że Severus patrzy na niego jak na coś co trzeba jak najszybciej unicestwić.
-Minerwo, on tak na wszystkich patrzy.- Albus uśmiechnął się.
-Tylko, że teraz chodzi o Hermionę. Kiedyś powiedział, że jeżeli Lupin zbliży się do niej choćby na chwilę, to...- nie dokończyła, bo przerwał jej gestem.
-Tak, tak. To jego mantra, zabić wszystko, co zagraża jego rodzinie i przyjaciołom, a szczególnie Hermionie.
-No, właśnie. On traktuje ją jak swoją własność, a Remus zawsze ją lubił. Wspomnisz moje słowa, kiedy rozwalą połowę błoni i kilka wież zamku, bo będą się pojedynkować.- powiedziała.
-Nie sądzę. 
Milczeli przez chwilę. Ona wpatrzona w ogień w kominku, on w jej twarz. Już wiedział, dlaczego wszystkich w Hogwarcie starał się zeswatać. Bo nie miał jej przy sobie. Właściwie, wiedział to od dawna, ale sam się do tego nie przyznawał. Przez jeden mały moment poczuł się jak Severus, a potem wzdrygnął się i napotkał jej spojrzenie. Uśmiechnął się.
-A jak tam Amortencja i reszta naszej kochanej paczki?- zapytał wesoło.
-Och, wszystko jest świetnie, ale sądzę, że dla nich jest za spokojnie. To wprost mieszanka wybuchowa, Amortencja to istny Sev, Scorpius także ma charakter po ojcu, a Al... Al to cały Harry.- mruknęła ponuro.
-Jeżeli mają taką skłonność do ściągania na siebie kłopotów jak rodzice, to naprawdę spodziewam się jakiegoś ataku na Hogwart jeszcze w tym roku.- roześmiał się. 

5 komentarzy:

  1. Fajnie, fajnie ;) Sev zazdrosny, Amortencja pyskata po TATUSIU wszystko się zgadza :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabym czytać twoje opowiadanie cały czas. Amortencja niczym Severus, oby dwoje uwielbiam. :) Minerva

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Twojego bloga <3 świetnie piszesz ;) czekam na więcej :D... A Sev i Amortencja są jak zwykle wspaniali *.* <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Jeżeli mają taką skłonność do ściągania na siebie kłopotów jak rodzice, to naprawdę spodziewam się jakiegoś ataku na Hogwart jeszcze w tym roku." - to zdanie mnie powaliło :D
    Perspektywa pojedynku Severus-Remus, mogło by być ciekawie :)
    Weny! Miona22 ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznaję, że ten rozdział był trochę wymuszony, ale następny będzie lepszy ;) Dzięki za komentarze :3

    OdpowiedzUsuń