czwartek, 30 maja 2013

Nominacje xD



Liebster Award 2013: dwie nominacje

Bardzo dziękuję Weird Charlotte, z http://snape-granger-story.blogspot.com, której odbiło i mnie do tej nagrody dwukrotnie nominowała :3


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za " Dobrze Wykonaną Robotę ".
Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia.
 Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań.
Nie wolno nominować bloga , który Ciebie nominował.




Moje odpowiedzi:

Nominacja pierwsza:

1. Ile masz lat?
13.
2. Od jak dawna interesujesz się pisaniem?
Odkąd pamiętam :D
3. Jakiej muzyki słuchasz?
Wszystkiego, co wpadnie mi w ucho. Nie obchodzi mnie, co mówią o 1D, jeżeli podobają mi się ich piosenki, mam prawo ich słuchać tak samo jak moich kochanych: Gunsów i Slasha.
4. Jaką postać z HP najbardziej przypominasz?
Istna ze mnie Naczelna Ślizgonka, chyba jestem podobna do Severusa, wredna i ostra, ale nie zawsze. 
5. Uprawiasz jakiś sport?
NIENAWIDZĘ sportu. 
6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Nie wiem, zawsze miałam trudności z wybraniem jednego ulubionego. Zielony :3
7. Ideał mężczyzny/kobiety?
Sev? :D A tak na poważnie, to ktoś z tajemnicą, pasją i błagam, ktoś inteligentny. Wygląd się nie liczy, ale czarne oczy i dłuższe włosy tak bosko wyglądają...
8. Co byś chciała robić w przyszłości?
Zająć się na poważnie pisaniem albo aktorstwem, gdybym kiedyś przezwyciężyła tremę :D
9. Kto jest twoim idolem i dlaczego?
Mam dużo idoli, jednym z nich jest Alan, który jest genialnym aktorem, jednym Tim Burton, który zawsze jest sobą, tak samo jak Helenka Bonham Carter. J.K. Rowling też jest moją idolką, dlatego, że wymyśliła tak wspaniałą historię, że skończyła ją pisać i na swój sposób wciąż ją kontynuuje, mimo tylu przeciwności, jakie miała w życiu.
10. Co cię najbardziej denerwuje?
Czasem wszystko, czasem nic, ale zwykle wszystko :3
11. Kto/co sprawia, że się uśmiechasz?
Ludzie, których cenię :D I przyjaciele.

Druga nominacja:
1. Jak był pierwszy blog, który przeczytałaś?
Nie pamiętam. To było Sevmione, ale nigdy na niego nie wróciłam. Zaczęłam się zastanawiać nad tym parringiem, przeczytałam całą serię HP i pokochałam to połączenie.
2. Jak często czytasz inne blogi?
Prawie nigdy, dlatego wybaczcie, że tak mało ich nominowałam. Boję się, że mimowolnie coś skopiuję albo załamię się, bo każdy pisze lepiej ode mnie.
3. Dlaczego zaczęłaś pisać?
Żeby uciec od świta codzienności. Gdybym nie miała pisania i książek, w które mogę uciec, nie wiem, co by się ze mną stało.
4. Ulubiony smak lodów.
Wanilia :3
5. Ulubiony kolor?
Zielony albo srebrny :D Zboczenie ślizgońskie :)
6. Wymarzony partner/partnerka.
Jak nie Sev, to Pułkownik Brandon ;,(
7. Gdybyś mogła wskrzesić jakąkolwiek postać z serii, o której piszesz fanficka, kto to by był?
Severus. Tylko, że on nigdy nie umrze, bo zawsze będzie w naszych sercach. A z tego bloga, nawet nie mam kogo wskrzeszać od powrotu Mary xD 
8. Ile godzin dziennie spędzasz na komputerze?
... Kilka...
9. Gdyby nie było Internetu, co byś zrobiła?
Umarłabym xD Nie, znalazłabym sobie inne zajęcie, ale byłabym wkurzona.
10. Do jakiej książki chciałabyś się przenieść najbardziej?
Wiadomo, do HP. Na dodatkowe eliksiry do Snape'a, marsz! xD
11. Ulubiony aktor/aktorka?
Alan Rickman, Johnny Depp, Nicolas Cage, Jack Nicholson, Gerard Butler, Robert Carlyle, Daniel Olbrychski, Helena Bonham Carter, Anne Hathaway, Julia Roberts, żadna z polskich aktorek nie przychodzi mi aktualnie do głowy ;D

Moje nominacje:
Zarówno do pierwszej jak i drugiej, ja naprawdę nie czytam zbyt dużo blogów. Za mało cierpliwości na to ;D


Moje pytania:
Nominacja pierwsza:
1. Ile masz lat?
2. Jaki/a byłaś jako dziecko?
3. Wolałabyś być Śmierciożercą czy członkiem Zakonu?
4. Ulubiona książka oprócz HP?
5. Ulubiona polska aktorka i dlaczego?
6. Ulubiony polski aktor i dlaczego?
7. Lubisz Wielką Brytanię? Za co?
8. Zainteresowania poza pisaniem?
9. Ulubiony przedmiot w szkole?
10. O czym myślisz na matmie? (No, na tym przedmiocie, to chyba nikt nie uważa)
11. Ile blogów miesięcznie czytasz?

Nominacja druga:
1. Ulubiona piosenka?
2. Ulubiony zespół?
3. Grasz na jakimś instrumencie? Na jakim?
4. Jakie programy w telewizji oglądasz?
5. Co tak naprawdę myślisz o sobie?
6. Co robisz, kiedy chcesz całkowicie odciąć się od zwykłego, szarego świata?
7. Jak natrafiłaś na HP?
8. Jak wygląda Twój pokój? Jakieś szczególne szczegóły? xD
9. Od początku szalałaś na początku HP, czy dopiero później zaczęłaś?
10. Co myślisz o dzisiejszym świecie? XD
11. Lubisz Lunę? :3

The Versatile Blogger Award 2013


Należy:
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu
- pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu
- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
- nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują
- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów

Fakty o mnie:


1. Staram się mieć zdanie na każdy temat.
2. Przyjaciółki nazywają mnie czasem Żywą Encyklopedią :3 
3. Uwielbiam się kłócić i stawiać przed kimś ostre argumenty, bo wiem, że to tylko jeszcze bardziej upodabnia mnie do Ślizgonki.
4. Jako dziecko byłam strasznie dziwna, miałam swoje przesądy i strachy, zawsze bałam się Krugera i miałam tak bujną wyobraźnię, że uciekałam z pokoju z krzykiem, bo wyobraziłam sobie, że on stoi nad moim łóżkiem.
5. Nigdy nie lubiłam horrorów o duchach. Mogę oglądać horrory o sektach, czarownicach, wampirach, wilkołakach, ale nie o duchach i nawiedzonych domach. Mam na to za bardzo ześwirowaną wyobraźnię.
6. Zawsze ciągnęło mnie do złych charakterów, ale nie do końca - zarówno w książkach jak i filmach.
7. Jestem feministką, myślę, że to dziecinne, jak na razie, ale tak. I trochę anarchistką. Nie lubię jak ludzie mi rozkazują -_-

Nominuję:


Na więcej się nie zdobędę, ja naprawdę, ani nie mam czasu czytać blogów, nawet jeśli bym chciała. Nie będę nominować blogu, którego nie czytam, bo to bez sensu.
Nominacja nie jest obowiązkowa. Nikomu nie karzę na nią odpowiadać. Jeżeli jednak ktoś ma na to ochotę- proszę bardzo. 


środa, 29 maja 2013

Rozdział 65

Na innych nie można liczyć


Głupi Potter wszystko musiał zepsuć. Severus wywalił go brutalnie za drzwi, grożąc najgorszymi zaklęciami śmierciożerców. Czemu Potterowie zawsze byli sprawcami jego kłopotów? Zawsze, po prostu zawsze musieli wpychać się z butami w jego życie. Jak nie Lily, to Hermiona... I tak nic nie udało im się z niego wyciągnąć. Dobrze wiedział, że Potter kłamał, widział to w nerwowym napięciu jego twarzy i w jego oczach.  Oczywiście Hermiona musiała zinterpretować to inaczej - skutek wieloletniej przynależności do Złotego Trio. Jako wieloletni "mózg" Złotego Trio zyskała potrzebę ściągania na siebie, co jakiś czas kłopotów. 
Severus westchnął cicho. Postanowił, że skoro wybrała się na spacer po błoniach (a na pewno to zrobiła), to   z pewnością spotkała Minerwę. Jak znał te dwie plotkary, to trochę zajmie im wymienianie się najnowszymi informacjami z życia Hogwartu. Dumbeldore powiedział kiedyś, że coś, co w Hogwarcie jest sekretem, jest też powszechną informacją. To pewnie przez nie.
Odstawił kubek z kawą i wyszedł na korytarz żwawym krokiem. Nie, nie zamierzał iść na lekcje, mógł zrobić wszystko, tylko nie to. Najlepiej by było, gdyby Dumbeldore dał mu jakiś urlop. Tylko czy kiedykolwiek ktoś w historii tej szkoły dostał urlop? Pokręcił ze zrezygnowaniem głową i zaciągnął się mroźną i zatęchłą atmosferą lochów. Już dawno się do tego przyzwyczaił. Nagle zauważył Amortencję, wychodzącą z pokoju wspólnego Ślizgonów. Jej czarne, długie włosy, lekko skręcone w fale podskakiwały rytmicznie, dostosowując się do rytmu jej kroków. Do lekcji pozostało jeszcze sporo czasu, nie miał pojęcia, gdzie jego córka mogła iść. 
-Amortencja!- zawołał za nią.
Zatrzymała się gwałtownie i ze zbolałą miną odwróciła do ojca. Westchnęła i nerwowo przestąpiła z jednej nogi na drugą. Na jej bladej twarzy malowała się wyłącznie niecierpliwość. Severus przeszył ją uważnym spojrzeniem.
-Jest wcześnie, możesz mi powiedzieć dokąd idziesz?- uniósł prawą brew wysoko do góry.
-A gdzie mam iść?- powtórzyła dokładnie gest.-Do biblioteki.
-Do biblioteki?- prychnął.-Amortencja nie rozśmieszaj mnie, znasz dobrze prawie wszystkie książki z hogwarckiej biblioteki.
-Prawie.
Westchnął ciężko. Po kim ona jest taka nieznośna?
-To może zamiast do biblioteki, skręcisz do mojego gabinetu?
-Po co?- zrobiła się podejrzliwa.
-Jestem twoim nauczycielem, a w dodatku ojcem, więc takie pytania są bez sensu.
Zaczęła iść w stronę gabinetu ojca, mrucząc pod nosem coś niezrozumiałego. Po kłótni z chłopakami miała wszystkiego dość i tak bardzo chciała, żeby Rose zniknęła, a czas się cofnął... Westchnęła cicho. Postanowiła opowiedzieć o tym ojcu, oczywiście, jeśli będzie o to pytał. Jak nie dowiedzieliby się od niej, to od Albusa albo Rose, albo samego Scorpiusa. 
-Zwykły terroryzm.- szepnęła.
-Terroryzm to dopiero będzie jak sprowadzę tu matkę, która zajmie się twoimi sprawami sercowymi.- powiedział cicho Mistrz Eliksirów.
Sprawami sercowymi? Ci nauczyciele musieli mieć jakiś radar w oczach. Będzie się musiała nauczyć tej oklumencji, bo inaczej się tutaj żyć nie da. Musnęła opuszkami palców drewniane drzwi i otworzyła je. Podeszła szybko do zielonego fotela, stojącego przy kominku i usiadła na nim. 
-Teraz możesz mi wszystko opowiedzieć.- oznajmił Severus, siadając w drugim fotelu.
-Nie słyszę w tym prośby.
-Po kim ty jesteś taka arogancka?
-Zastanów się.
Wzniósł wzrok do sufitu. Faktycznie, sam nauczył ją jak być arogancką i zawsze bronić swojego zdania. Spojrzał na córkę i złagodniał. Ona naprawdę miała kłopoty, nie może teraz zgrywać idealnego Ślizgona. Pogłaskał ją czule po policzku i uśmiechnął się. Podniosła na niego wzrok czarnych oczu.
-Powiesz mi, co się takiego stało?- zapytał spokojnie.
Odwróciła wzrok.
-Pokłóciłam się z chłopakami.- wzruszyła ramionami.
-Ciągle to robisz.- zauważył.
-Ale teraz naprawdę się z nimi pokłóciłam. Wiem, to głupie, ale kłótnia była o Rose.- spuściła wzrok, nagle zawstydzona błahym obiektem jej kłopotów.
Severus zastanowił się. Rose? Cz Rose odgrywała jakąś szczególniejszą rolę w tym całym przedstawieniu zwanym szkołą? Zawsze wydawała mu się postacią drugoplanową, nigdy nie chodziła z nimi korytarzami zamku, nigdy, prawie nigdy nie uczestniczyła w ich pokręconych przygodach... Spojrzał ponownie na córkę.
-Jakieś szczegóły?
Amortencja milczała przez chwilę, zagryzając nerwowo dolną wargę. Ten zwyczaj odziedziczyła po matce. 
-Trelawney powiedziała, że Scorpiusa czeka miłość, eliksiry i blond loki.
Severus schował twarz w dłoniach.
-Uwierzyłaś w przepowiednię oszustki, która litrami pija sherry, kiedy Dumbeldore nie patrzy i przepowiada uczniom śmierć co lekcję?!
-A ty nie zacząłbyś się martwić, gdyby przepowiedziała, że mama zdradziła cię albo zamierza zdradzić?!
Severus powtórzył gest sprzed chwili. Musiał przyznać, że jego córka potrafiła dobierać precyzyjne argumenty. Co on by zrobił? Zapobiegł temu. Uśmiechnął się wrednie, ale zaraz opanował. 
-Zabiłbym Trelawney.- powiedział stanowczo.
-Świetne rozwiązanie, lecę po różdżkę i od razu wypalę sobie własnoręcznie Mroczny Znak. Wiesz, jakby na to nie patrzeć, strasznie odjazdowo to wygląda.- zironizowała zjadliwie.
On miał dość. Niech Hermiona z nią porozmawia, jeśli potrafi.
Amortencja spojrzała w bok i zauważyła na biurku kociołek z eliksirem. Uśmiechnęła się w duchu. Skoro Scorpius jej nie chce, nie interesuje się nią, może przynajmniej ten durny eliksir uda jej się przygotować. Musiała jakoś odreagować.



Faust w sumie polubił Minnie. Od kiedy zrobiła awanturę Dropsowi jakoś wydała mu się bardzo sympatyczna. Bardzo to komicznie wyglądało, wtargnęła do jego gabinetu, niemal tratując Faweks'a i wyrzuciła wszystkie dropsy, leżące na biurku, na podłogę. Bębenki prawie mu pękły, ale co tam! Zobaczyć jej minę i minę Dropsa, to było coś!
Lubił ją i to bardzo, dopóki nie przyprowadziła do jego gabinetu Pufka. Pufek grzecznie wzięła go na ręce i zabrała ze sobą. On wcale nie chciał odchodzić! Spojrzał błagalnie na Dropsa, ale ten tylko wzruszył ramionami ze zbolałą miną. Spróbował wyrwać się Pufkowi, ale tylko zaplątał się w jej loki. Z zemsty wbił jej pazury w ramię, ale ona chyba nic nie poczuła.
Zeszli do lochów. Pufek szepnął hasło ścianie, a ta otworzyła się. W pokoju wspólnym Ślizgonów, w dormitorium, szukali wszędzie, ale jego pani nie było. Pufek z westchnieniem skierowała się do komnat Kruka, pchnęła drzwi i weszła. Kruk i jego pani siedzieli w dwóch fotelach przed kominkiem i rozmawiali, a raczej warczeli na siebie. Korzystając z chwilowej nieuwagi Pufka podrapał ją po policzku najmocniej jak mógł i wyskoczył zgrabnie na podłogę, a spadając błysnęło jego zielone oko.
Pufek syknął z bólu. Kruk zerwał się z fotela i podszedł do Pufka. Objął czule jej twarz i obejrzał ją dokładnie. Uśmiechnęła się lekko.
-Wszystko w porządku.- zapewniła.
Jego pani, również korzystając z okazji, uciekła i wzięła go na ręce. Oboje wybiegli z pokoju, a on był jej za ten ratunek naprawdę wdzięczny. Wtulił głowę w jej czarne włosy i zamruczał cicho.
-Przynajmniej mam ciebie, Faust.- szepnęła.-Na innych nie można liczyć.
Hogwarcka patologia, pomyślał znowu ze zgrozą, bo naprawdę zaczynał wierzyć w te słowa. Mało tego. To zaczynało się rozprzestrzeniać.



sobota, 25 maja 2013

Rozdział 64

Bezowocne przesłuchanie



Harry przeszył go spojrzeniem i skrzywił się ponownie. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, wodząc za wzrokiem przyjaciela. Snape wstał i przeciągnął się. Szczerze powiedziawszy, Hermiona uwielbiała jego zwyczaj spania jedynie w czarnych spodniach od piżamy. Chętnie wyrzuciłaby Harry'ego za drzwi, a nawet opuściłaby już te marne lekcje, byle tylko z nim zostać. Poza tym, wiedziała, że tors Harry'ego pozostawia wiele do życzenia i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Potter może być po prostu zazdrosny. Odwrócił wzrok. Snape podszedł do niego i przeszył go spojrzeniem czarnych oczu.
-Idę się ubrać, spróbuj ją tknąć, zrobić cokolwiek, a naprawdę dowiesz się, co to czarna magia.- burknął wściekle i odszedł.
Hermiona spojrzała na przyjaciela i spróbowała wyczytać coś z jego wyglądu. Zachowywał się trochę inaczej, jego oczy wydawały się dziwnie rozbiegane, ruchy jakieś niespokojne, ale nic poza tym. Nie potrafiła tak dobrze jak Severus "wybadać" charakteru człowieka. Jemu wystarczało zwykle jedno, przenikliwe spojrzenie i kilka faktów z życia. Drogą dedukcji potrafił powiedzieć o owym człowieku, na podstawie tych kilku informacji, bardzo dużo.
Czekali chwilę w ciszy, a Harry chyba naprawdę poważnie wziął sobie do serca groźbę Severusa, nawet nie patrzył na Hermionę. Snape wrócił do nich w mugolskim stroju. Miał na sobie czarną koszulę i ciemne spodnie. "Jakby jeszcze związał włosy...", pomyślała z uśmiechem. Przez zwykłą czarną koszulę wydawał się jeszcze bardziej wysoki i chudy.
Złapał Hermionę za rękę i przyciągnął do siebie. Zarumieniła się lekko i oboje poszli do salonu. Harry został w sypialni, nie wiedząc, co robić. Snape skinął na niego dłonią z ciężkim westchnieniem. Ten dzieciak go kiedyś wykończy...
Hermiona usiadła po turecku w zielonym fotelu i uśmiechnęła się do męża. Harry, zdezorientowany tym wszystkim usiadł na krześle, które sobie wyczarował. Wiedział aż za dobrze, że drugi fotel przed kominkiem, fotel Snape'a to świętość, a może nawet coś więcej. Severus podszedł do żony i obejmując jej twarz dużymi, płaskimi dłońmi, pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła się uroczo i złożyła słodki pocałunek na jego ustach.
-Zrobić kawę?- zapytał z szelmowskim uśmieszkiem.
Pokręciła głową.
-Jesteś kochany, ale ja już piłam.
Skinął głową i wyszedł do kuchni, po drodze, rzucając zabójcze spojrzenie Harry'emu. Sam Potter był bardzo zdziwiony. Wiele razy widywał się ze Snape'ami, ale nigdy nie podejrzewał, że mogą być ze sobą tak szczęśliwi, jak na to wyglądali. Snape wrócił z kubkiem gorącej kawy i usiadł w swoim fotelu. Po raz kolejny przeszył na wylot spojrzeniem Harry'ego i upił łyk napoju.
-Więc, Harry.- wymówił jego imię z pewnym wahaniem.-Możesz powiedzieć nam, co takiego robiłeś u Mary w Skrzydle Szpitalnym?
-A co ty masz do tego?
Za szybko odpowiedział. Snape przyjrzał mu się uważnie, szukał jakiegoś punktu odniesienia, jakiejś wskazówki. Spojrzał prosto w zielone oczy. Może nie mógł tego udowodnić, ale:
-Jego oczy mówią wszystko.- mruknął.
Hermiona rzuciła mężowi pytające spojrzenie. Ona w oczach Harry'ego widziała jedynie zakłopotanie i nie rozumiała jak jej mąż zdolny był wyczytać z zielonych oczu coś więcej. No, tak. To były oczy jego Lily, znał je dobrze, uśmiechnęła się smutno. Severus zapewniał ją o swojej miłości tyle razy, a ona mimo to nadal trwała przy wniosku, że nigdy o Lily Evans nie zapomni. Severus, jakby czytając jej w myślach pokręcił głową. Przeklęty mistrz legilimencji i oklumencji. Westchnęła.
-Później ci to wyjaśnię.- szepnął w jej stronę.
Skinęła głową, ale nie patrzyła na niego. 
-Przez ciebie, Hermiona zaczyna mnie posądzać o coś, co jest zwykłym kłamstwem. Już cię nie proszę, ja żądam, żebyś wyjaśnił mi, dlaczego byłeś u Mary.- warknął Severus.
Harry zrobił wściekłą minę. Mistrz Elikisrów nie miał prawa pytać go o takie rzeczy i ingerować w jego życie. Tak, sam Harry miał takie prawo, ze względu na charakter swojej pracy, ale on nie mógł. Potter gwałtownie wstał, rozjuszony tym wszystkim i zdenerwowany atmosferą jaka panowała między Snapem a Hermioną.
-Nie będziesz mi rozkazywał!- burknął w stronę Severusa.
-Właśnie, że będę! Kretynie, nawet nie wiesz, do czego Mary jest zdolna!- Severus również wstał. 
-Dość!- wrzasnęła Hermiona.-Wiedziałam, że to do niczego nie prowadzi. Koniec tego wszystkiego.
Obrzuciła ich krytycznym spojrzeniem i wyszła z gracją. Zielone szaty powiewały za nią jak skrzydła. Wyglądała pięknie. Dlaczego Severus tak lubił ją denerwować? Bo wyglądała pięknie, kiedy się złościła. Teraz jednak było mu żal, że zachował się z taką lekkomyślnością. 
-Przejęła twoje nawyki.- mruknął w jego stronę Harry.



Amortencja była dziwnie osłupiała ostatnimi czasy. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, a że nie chciała widzieć się z Rose, siedziała w dormitorium, na łóżku, kolana miała podciągnięte pod samą brodę i wpatrywała się tępo w ścianę. Co zrobić z tymi "blond lokami"? Co zrobić? Opadła bezwładnie na łóżko i zamknęła oczy. Po chwili jednak podniosła się i rozejrzała jakby była tu pierwszy raz. Siedziała na łóżku z czterema kolumienkami i zasłonami, ale nie tak przytłaczającymi jak u Gryfonów. 
Kolumny były białe i sprawiały wrażenie, jakby nie były z marmuru, cienkie i smukłe. Zasłony nie były z ciężkiego materiału, łagodnymi falami okalały z czterech stron łóżko nakryte zieloną pościelą. Amortencja czuła się tu dobrze i nie chciała stąd odchodzić. Cały czas jednak myślała o Scorpiusie. Scorpiusie i Trelawney. Co ta stara oszustka wymyśliła? 
Z westchnieniem przeszła do pokoju wspólnego. Nikogo tam nie było prócz tych dwóch osób, które nie powinny znajdować się w jednym pomieszczeniu razem. Przełknęła głośno ślinę. Scorpius siedział na kanapie z Rose i rozmawiali, śmiejąc się. Albus, który dopiero teraz przykuł jej uwagę wpatrywał się w kominek w stanie głębokiego zamyślenia. Amortencja zacisnęła dłonie w pięści.
Podeszła do nich bojowym krokiem, a Albus oderwał wzrok od rozpalonego ognia w kominku.
-Przepraszam.- wycedziła przez zaciśnięte zęby w stronę Rose.
Rose podniosła głowę i uśmiechnęła się. Amortencja oddychała ciężko. Teraz dopiero poczuła, co to znaczy mieć temperament po ojcu.
-O ile mi wiadomo, nie jesteś Ślizgonką ani trochę.- kontynuowała jadowitym tonem.
Z rumianej twarzy Rose powoli znikał uśmiech. Nie wiedziała, co ma począć. Amortencja mierzyła ją wzrokiem, a Scorpius zastanawiał się, co to wszystko ma znaczyć.
-Więc, co na Salazara Slytherina i jego nadmierną ambicję robisz w pokoju wspólnym Ślizgonów?!- syknęła.
-Tencja, co ci jest?- zapytała Rose niewinnie.
-Nic mi nie jest i nie nazywaj mnie tak! Nie lubię tego, nigdy nie lubiłam!
Odwróciła się na pięcie i odeszła z gracją. Cała trójka wzruszyła ramionami, ale i Scorpius, i Albus myśleli o niej przez resztę wieczoru. I obaj powzięli postanowienia, że pogodzą się z nią, a Scorpius nareszcie zauważył jaka jest piękna.


Hermiona wyszła na błonia, a chłodny wiatr rozwiał jej włosy. Zbliżała się w końcu zima. Objęła się ramionami i westchnęła. Zadarła głowę, spojrzała w niebo. Było czyste i bezchmurne. Nie wiedziała, co myśleć. Och, kochała Severusa, ale te zielone oczy Harry'ego, wciąż była przekonana, że on wyczytał z nich emocje, bo przez tak długi czas je kochał, kochał, bo były jego Lily. Nie powinna nazywać jej "jego Lily". Teraz to ona była jego. Nie Lily.
Zauważyła Minerwę. Nie chciała zostać sama z myślami, których nie powinno być w jej głowie. Podbiegła do przyjaciółki i uśmiechnęła się. Spróbowała ją przytulić. Z daleka wyczuwało się, że Minerwa nie była w najlepszym humorze. Zaciskała usta w wąską linię i była jakaś spięta. Hermionie przypomniało się jej zachowanie, kiedy ostatnio się widziały.
-Minerwo, co się takiego stało?- zapytała z troską.
Przynajmniej miała się kim zająć. Wzięła przyjaciółkę pod ramię i ruszyły powolnym krokiem. Hermionie brakowało tych chwil, kiedy nie miała czasu absolutnie na nic poza Severusem i małą Amortencją. A gdyby tak? Nie, Severus nigdy nie zgodziłby się na drugie dziecko. Westchnęła przeciągle. 
-Więc, Minerwo?- otrząsnęła się i spytała ponownie starszą czarownicę.
-Albus nazwał mnie "Minnie".- powiedziała.
Hermiona wybuchnęła śmiechem. I to był jej największy problem? Że ten, którego kochała, z którym planowała ślub, nazwał ją zdrobniale? Nie mogła się powstrzymać i śmiała się dźwięcznie jeszcze przez chwilę. Minerwa spiorunowała ją wzrokiem.
-Minerwo, prze... przepraszam, ale co to ma być za problem?- nadal lekko trzęsła się ze śmiechu.-Albus nie miał nic złego na myśli, kocha cię.- powiedziała poważnie.
-Naprawdę tak myślisz?- zapytała z nadzieją.-Cały czas zajmuje się Faustem.
-Naszym Faustem?- Hermiona wytrzeszczyła oczy.-Przeklęty kot. Już ja się postaram, żeby nie wchodził do jego gabinetu przez najbliższe pół roku. Oddam go Amortencji.
Minerwa posmutniała ponownie.
-Amortencja chyba nadal ma kłopoty ze Scorpiusem.- mruknęła ponuro.
-Och, Minnie, coś wymyślimy, żeby przestali się kłócić.- puściła jej oko.
Minerwa skinęła głową. Hermiona nie chciała, żeby jeszcze jej córka miała kłopoty. Była za młoda na związek, ale to nie znaczy, że nie mogły z Minerwą sprawdzić, czy naprawdę do siebie pasują...

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział 63

Ślizgoński urok



Hermiona obudziła się zdecydowanie wcześnie. Znowu śnił jej się Harry. Mimo, że postanowiła nie interesować się innymi bardziej niż to konieczne, jej ciekawska natura domagała się kilku odpowiedzi i wytłumaczeń zachowania przyjaciela. Nie potrafiła tak tego zostawiać. Nie chciała martwić Severusa i tak miał za dużo na głowie. Ostatnio do późnej nocy pracował nad eliksirem, a Minerwa ślęczała nad nim, żeby przypadkiem się nie wywinął. Hermiona zaczęła się zastanawiać, dlaczego McGonagall chodzi taka wkurzona i postanowiła w najbliższym czasie to sprawdzić.
Spojrzała w bok, a uśmiech sam wstąpił na jej twarz. Śpiący Severus wyglądał strasznie spokojnie, jak nie on. Mimo to, nadal miał charakterystycznie zmarszczone brwi, jakby cały czas czymś się martwił. Nie miała serca go budzić. Jak tylko wrócił z pracowni, przebrał się, rzucił na łóżko i momentalnie zasnął. Ta praca go kiedyś wykończy. A mówią, że nauczyciele nic nie robią. W każdym razie na pewno nie jest tak z nauczycielami Hogwartu, oni wciąż mają na głowie jakieś obowiązki.
Przeciągnęła się i wstała, próbując być cicho. Zerknęła sobie przez ramię czy przypadkiem go nie obudziła. Poruszył się niespokojnie, ale nie otworzył oczu, ani nic nie powiedział. Uśmiechnęła się i poszła się ubrać. Naprawdę, nie czuła ani potrzeby, ani ochoty zrywać go ze snu, kiedy nareszcie mógł odpocząć, ale uczniowie sami nie nauczą się eliksirów. Ktoś musi się nad nimi czasem poznęcać. Z cichym westchnieniem weszła do kuchni i zrobiła sobie kawę. Zamyślona upiła łyk, a potem spojrzała na zegarek, który właściwie należał do Severusa, ale który dzisiaj postanowiła sobie pożyczyć. Jej dłoń machinalnie powędrowała do szyi, gdzie wisiała drobna podobizna pająka, na cienkim łańcuszku. W porę powstrzymała się. Naszyjnik nadal działał bez zarzutu, połączony z Mrocznym Znakiem Severusa, wzywał go za każdym razem, gdy dotknęła pająka. Teraz naprawdę nie chciała zrywać go z łóżka bez powodu. Jednak robiło się późno. 
Odstawiła kubek i ruszyła z powrotem do ich sypialni. Usiadła na skraju łóżka i delikatnie, opuszkami palców musnęła jego policzek. Nawet nie drgnął, tylko cień uśmiechu jaki nosił na twarzy jakby się pogłębił. Westchnęła ciężko. Pochyliła się nad nim i pocałowała go ostrożnie w czoło. Nadal nic. Przeczesała palcami swoje włosy i zerknęła po raz drugi na zegarek. Odgarnęła lekko kilka czarnych kosmyków jego włosów, zasłaniających mu twarz. 
Sięgnęła po poduszkę i uderzyła nią w jego głowę, tym samym mierzwiąc mu włosy. Otworzył gwałtownie oczy i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie, aż zaniemówiła. 
-Kobieto, możesz mi powiedzieć, co robisz?!- warknął zaspanym głosem.
Uśmiechnęła się i złożyła pocałunek na jego nosie.
-Co ja mam zrobić, żebyś zaczęła się mnie minimalnie bać?- westchnął.-Głupia Gryfonka.- prychnął wściekle.
-Prawdopodobnie nic, bo nigdy nie będę się ciebie bać.- roześmiała się jakby to była najśmieszniejsza rzecz na świecie.-Ale uczniowie tak.
Wyrwała się mu i założyła niesforne loki za ucho, siadając na łóżku. Przeszył ją spojrzeniem i uśmiechnął się wrednie. Kochał ją za wszystko i we wszystkim, ale w zielonych szatach wyglądała wyjątkowo. Nie znosił czerwieni Gryfonów, żółci Puchonów. Jaskrawe barwy przytłaczały go, za to zielony jakoś tak do niej pasował. Między innymi dlatego uważał, że powinna była trafić do Slytherinu. Sięgnął dłonią do jej twarzy i wplótł długie palce w jej włosy. Przymknęła oczy i westchnęła z przyjemnością. Potem otrząsnęła się i delikatnym, acz zdecydowanym ruchem odsunęła jego rękę. 
-Co do tego mają uczniowie?
-A to, że dzisiaj masz dwie godziny eliksirów z Gryfonami oraz Ślizgonami, a poza tym jedną z Puchonami.- powiedziała spokojnie.
Zamknął oczy ze zbolałą miną i zakrył twarz dłońmi. Tylko nie to. Tylko nie uczniowie i eseje, klasa od eliksirów... Miał tego dość, szczególnie po tych godzinach spędzonych z Minerwą, która pouczała go, jakby znała się na eliksirach lepiej niż sam Mistrz. 
Znowu nachyliła się do niego i oderwała jego dłonie od jego twarzy. Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. Och, nie mogła go zmuszać do pracy po całym tym zawirowaniu głowy z eliksirem dla Mary. 
-Mój biedny Książę Półkrwi.- szepnęła i uśmiechnęła się.
Wróciła do poprzedniej pozycji.
-Dobrze.- westchnęła.-Zastąpię cię, niech już będzie. Ktoś musi ich uczyć tych eliksirów.
Wstała i skierowała się do drzwi. Chrząknął, odwróciła się do niego z czarującym uśmiechem. Skinął na nią. Podeszła do niego i znowu zbliżyła się do niego. Złapał ją za rękę, ściągnął na łóżko i uwięził w morderczym uścisku.
-I chcesz mnie tu zostawić samego?- burknął.
-A, a uczniowie?- zająknęła się.
-Dużo nie stracą, nie mając jednej w tygodniu godziny eliksirów. Będą się cieszyć jak głupi. To i tak sami kretyni.- mruknął, patrząc jej w oczy.
-Severusie!- fuknęła i spróbowała się odsunąć. 
Nie puścił jej. Musnął opuszką kciuka jej dolną wargę. Nawet nie śmiała drgnąć.
-Co?- spytał jedwabistym głosem.
-Czy ty próbujesz mnie uwieść?
-Nie muszę. Wystarczyło to zrobić raz, a dobrze kilka ładnych lat temu, teraz nie możesz beze mnie żyć.
Każdego innego mężczyznę obrzuciłaby obelgami za takie zuchwalstwo. Wzięła jednak pod uwagę to, że Severus zawsze był dumnym Ślizgonem, że podobało jej się u niego takie zuchwalstwo i że jego palec wskazujący, badający powoli jej twarz trochę przeszkadzał jej w myśleniu. 
-Przeklęty ślizgoński urok.- mruknęła cicho.
Skinął głową z chytrym uśmieszkiem i przyciągnął ją do siebie. Nawet nie zdążyła poczuć smaku jego ust, ponieważ, jakby nastąpiło jakieś dziwne uczucie powtórzenia, rozległy się kroki. Harry zapukał do drzwi i wszedł. 
-Wiedziałam.- szepnęła Hermiona.
Zawsze musieli im przerywać. Harry skrzywił się i cofnął o krok, jakby pokój był pod wpływem jakiegoś promieniowania, którego on nie miał zamiaru do siebie dopuścić. Severus prychnął wyniośle, Hermiona usiadła na łóżku i znowu założyła niesforne loki za ucho. 
-Przepraszam, myślałem...
Zamilkł. Severus uniósł wysoko prawą brew.
-Co? Jak ty masz słabe życie małżeńskie, nie znaczy, że my też musimy takie mieć.- powiedział po chwili.
Harry otworzył usta i zrobił wściekłą minę. Severus już nie zwracał na niego uwagi. Patrzył teraz na Hermionę, która z lekkim niepokojem wpatrywała się w przyjaciela o zielonych oczach Lily. Jego śliczna Gryfonka znowu zamartwiała się Potterem. Dosyć.
-No to szykuje się rozmowa.- burknął w stronę czarnowłosego chłopaka.



Faust nie był zachwycony tą całą Minnie. Czasem Drops nazywał ją tak, gdy o niej opowiadał. Faust zauważył, że Drops bardzo ją lubił i darzył szacunkiem. Kiedy o niej mówił, kiedy wypowiadał jej imię, oczy mu się iskrzyły i wtedy nawet dropsy go nie interesowały. Osobiście Faustowi się nie podobała. Była oschła i ostra, a ten kok związany ciasno tylko dodawał jej twarzy jakiejś zasadniczości. Nie lubił jej, umiała tylko syczeć na niego i nazywać wstrętnym kociskiem. Wpatrywała się w Dropsa jak zaklęta. 
Szedł, któregoś dnia korytarzem, a promienie słońca oświetlały jego czarne futro. Pogoda nareszcie się zmieniła, choć ku niezadowoleniu Kruka. Wiatr przestał wiać, deszcz ustał, po burzy nie zostało ani śladu, tak jakby nigdy nie nastąpiła. 
Zatrzymał się pod jedną z klas, a była to klasa transmutacji. Prychnął drwiąco.
-Głupie, wstrętne kocisko, głupi kot...- mruczał ktoś w klasie.
Faust, wściekły na tego kogoś wszedł do klasy i wskoczył na biurko. Stanął oko w oko ze smukłą kotką z obwódkami wokół przenikliwych oczu. Prychnęła pogardliwie.
-Dlaczego wciąż nazywasz mnie kociskiem, to takie... obraźliwe!- miauknął. 
-A dlaczego nie?- syknęła.-Wracaj do gabinetu Dumbeldore'a i baw się dropsami!
Nie miał pojęcia, dlaczego nazwała Dropsa Dumbeldorem, ale powoli dostrzegał jakąś straszliwą zazdrość o Dropsa. Nawet nie przyjmowała do wiadomości, że Faust może chcieć ugody. Uniosła dumnie głowę i czekała, aż on coś powie.
-Słuchaj, Minnie, nie wiem czy wiesz, ale Drops tak cię nazywa.- odezwał się. 
W pierwszej chwili dostrzegł w kocich oczach błysk, potem zezłościła się. Na pokaz, na pewno. Hogwarcka patologia... Trzeba było coś zrobić z tym Dropsem i Minnie, bo ich też już miał dość. I gdzie on by sobie znalazł miejsce, jeśli i im zabrakłoby czasu?
Uczniowie w klasie nie wiedzieli co robić, więc przyglądali się dwóm kotom z zaciekawieniem. 

poniedziałek, 20 maja 2013

Rozdział 62

Blond loki



Amortencja nie czuła się najlepiej po ostatniej lekcji wróżbiarstwa. Wmawiała sobie, że Trelawney nic nie widziała, że nie mogła widzieć, bo była zwykłą oszustką, której jakimś nadzwyczajnym cudem udało się dostać do tej szkoły. Tylko, że stara, dobra, Sybilla miała na swoim koncie kilka lepszych momentów, jak powiedział sam Dumbeldore. Miała kilka prawdziwych przepowiedni. Dlaczego ta nie miała być prawdziwa? 
Z braku zajęć Amortencja poszła do biblioteki, ale i tu nie mogła sobie znaleźć miejsca. Dziwne, bo zwykle zapach starych książek, wysokie półki i nieprzychylny wzrok bibliotekarki ją uspokajały. Teraz, przechodząc między regałami, mijając znane tomy, stojące na półkach czuła się bardzo dziwnie. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Jej głowę zaprzątały różne myśli. Była zdecydowanie za młoda na miłość, mogła się jedynie zakochać, zauroczyć, ale nie naprawdę pokochać. Przynajmniej sama tak twierdziła. To było mylne. Scorpius jej się podobał, przynajmniej tyle mogła stwierdzić. Świat poszedł do przodu, a i ludzie jakoś przyspieszyli z miłością. I to było dziwne.
Westchnęła cicho i wyszła z biblioteki. Idąc korytarzem, wyjrzała odruchowo przez jedno z okien zamku. Niebo przejaśniło się, choć wciąż szare, wydawało się jakby ten kolor niósł ze sobą nadzieję. Z mokrych liści drzew w Zakazanym Lesie skapywały krople, jedna po drugiej, tworząc tym samym ciąg monotonnych dźwięków. W powietrzu kryło się jakieś orzeźwienie, jakaś ulga. A może by tak mały wypad do Zakazanego Lasu?
Ktoś pogłaskał delikatnie jej ramię. Odwróciła głowę roztargniona i spojrzała w niebieskie oczy Rose. Miała na sobie szatę szkolną i mundurek w barwach Gryffindoru. Krawat dodawał jej urodzie jakiejś potulności. 
-Cześć, Tencja!- zawołała wesoło.
-Cześć.- mruknęła smutno.
-Coś nie tak? Idziemy gdzieś?- uśmiechnęła się.
Dlaczego ona zawsze musiała być taka wesoła? Amortencję to po prostu denerwowało. Jak można cały czas chodzić z uśmiechem przyklejonym do ust? Wzruszyła ramionami i powlokła się za rówieśniczką. Podniosła głowę i wtedy to zauważyła. Przecież Rose miała blond loki, jak matka. Falami opadały na jej ramiona i okalały twarz. Jaka była przepowiednia? "Miłość, poskręcane długie loki... blond loki". 
Ale jak to?


Minerwa McGonagall siedziała w gabinecie dyrektora i z coraz większym niepokojem patrzyła na, siedzącego na biurku czarnego kota. Cóż to za kot? Jedno oko miał niebieskie, drugie intensywnie zielone, wąsy dziwnie przekrzywione, ogon długi i zakończony jakąś dziwną kulką. Prychnęła niecierpliwie. Kot obdarzył ją spojrzeniem, a potem odpowiedział tym samym i zaczął łapą przesuwać w tę i z powrotem cytrynowego dropsa, leżącego na blacie. To chyba jakaś kpina. Nie będzie jej jakiś byle kocur degradował z miejsca Naczelnego Pupilka Dumbeldore'a. 
-Albusie.- odezwała się stanowczo.
Albus Dumbeldore całą swoją uwagę skupił na czarnym zwierzęciu, jakby ten wyssał z niego całą chęć do zajęcia się czymkolwiek innym. Praca, Minerwa, teraz tylko ten kot kochający dropsy go interesował. Westchnęła ciężko i w oskarżycielskim geście założyła ręce na klatce piersiowej.
-Albusie, czy ty dobrze się czujesz?- spróbowała jeszcze raz.
Spojrzał na nią jak na wariatkę. Opuściła bezradnie ręce i opadła na oparcie fotela. Przez chwilę jeszcze patrzyła na zaabsorbowanego kotem mężczyznę, a potem po prostu odwróciła wzrok. Za oknem panował krajobraz po burzy. Wydawało się być tak spokojnie. Znowu westchnęła.
-Albusie, właściwie, co to za kot?- zapytała nagle.
Dumbeldore podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się przyjaźnie.
-A jak myślisz, droga Minerwo?- zza okularów - połówek błysnęły bladoniebieskie oczy.
Przez chwilę milczała. Kto mógł mieć tak dziwnego kota? I dlaczego kot przyszedł do Dumbeldore'a? Zastanawiała się, patrząc w okno, nie miała ochoty zwracać uwagi na czarne kocisko. Wzięła głęboki oddech. Nagle wpadła na pomysł. Kto był oryginalny, dziwny i nie miał czasu?
-Severus kupił kota?- zaśmiała się.
-Nie, kupił go Amortencji, a Faust, jak przystało na znaczenie imienia okazał się niezłym pomocnikiem i szczęściarzem.
Więc Amortencja znalazła sobie nowego szpiega, który dodatkowo pochłania całą uwagę dyrektora? To ciekawe. Ta mała Snape była jeszcze sprytniejsza niż Minerwa myślała, albo po prostu dziewczyna nie wiedziała, jakie przydatne ma zwierzę. Minerwa lubiła Amortencję, przypominała jej Severusa, jednak miała też cechy Hermiony.
-Chyba jednak nie masz zamiaru oderwać wzroku od tego kota.- prychnęła pogardliwie.
Wyszła pospiesznie, zamierzała odszukać Severusa, który pewnie pracował nad eliksirem dla Mary. Już ona mu pokaże...


Severus rzeczywiście pracował nad eliksirem. Mimo, że lubił swoją pracę, zapach i konsystencję wywarów tego akurat eliksiru nie miał najmniejszej ochoty przygotowywać. Najlepiej by było, gdyby zrobił to za niego ktoś inny. Tylko kto? Nikt nie miał takich predyspozycji, poza tym, z dwojga złego, chciał się w końcu pozbyć Mary. Raz na zawsze. Miał swoją ukochaną Hermionę i tylko jej pragnął być wierny.
Dokładnie zamieszał wywar i westchnął ciężko. Przyjrzał się dziwnej substancji w kociołku i skinął z zadowoleniem głową. Wytarł ręce w ręcznik i usiadł w fotelu, wpatrując się jednocześnie w ogień w kominku. Nagle usłyszał kroki odwrócił się i rzucił w stronę Hermiony, która powoli zbliżała się do wywaru. Wziął ją na ręce i pogłaskał delikatnie po policzku. Potem zmierzył ją ostrym spojrzeniem.
-Eliksir jest bardzo niestabilny, w każdej chwili może wybuchnąć! Zwariowałaś?- warknął.
Postawił ją na podłodze i mocno do siebie przytulił. Wziął kilka głębokich oddechów. Naprawdę się przestraszył. Hermiona, naturalnie jako Gryfonka, mocno przyciągała kłopoty. Myśl, że mógłby ją stracić na zawsze, stracić jej usta, jej włosy, jej głos, jej miłość, która dodawała mu sił była przerażająca.
-Nic ci nie jest?- zapytał z troską.
Objął jej twarz obiema dłońmi i na krótki moment położył swoje usta na jej ustach. Uśmiechnęła się uroczo.
-Przy tobie nic mi nie grozi.- szepnęła i wtuliła głowę w jego tors.
Tak ładnie pachniał. Jak zawsze, bił od niego zapach jakiegoś eliksiru, a może kilku eliksirów, wymieszanych ze sobą i wody kolońskiej. Zakręciło jej się w głowie. Ten zapach ją upajał i uzależniał. Zaciągnęła się nim, a on uśmiechnął się. Uwielbiał, gdy to robiła. Pogłaskał ją delikatnie po włosach. Złożył pocałunek na jej czole i usiadł w fotelu przed kominkiem.
-Skończyłeś już ten eliksir?
Podeszła do niego i bez jakiegokolwiek zastanowienia usiadła na jego kolanach okrakiem. Uśmiechnęła się i spojrzała mu prosto w czarne oczy. Te oczy zawsze dziwnie na nią działały. Czuła się jakby przeszywały ją całą, na wylot, jakby znały jej myśli, uczucia i duszę. Niekiedy utwierdzała się w przekonaniu, że rzeczywiście, Severus znał ją jak nikt inny. Odwzajemnił uśmiech.
-Nie i prawdopodobnie jeszcze długo to potrwa.- mruknął smutno.-To mnie wykańcza.- westchnął przeciągle.
Pogłaskała go po głowie i zmierzwiła jego włosy. Co poradzić? Ubóstwiała te włosy.
-Mój biedny, Sev...- szepnęła i roześmiała się.
-Och, przestań.- burknął z wrednym uśmieszkiem.
Przyciągnął do siebie jej twarz i wpił się w jej usta z jednocześnie niesamowitym zapałem jak i delikatnością. Wolno całował jej wargi, zostawiając jej smak swoich ust, który doprowadzał ją do szaleństwa. Wplotła palce w jego włosy i przylgnęła do niego mocniej. Tak bardzo chciała go mieć tylko dla siebie, móc go całować, słuchać bicia jego serca, mierzwić jego włosy. I akurat jak na złość wszyscy musieli się do niego przyczepić. Wyrwało jej się westchnienie, gdy przygryzł ostrożnie jej dolną wargę. Uśmiechnęła się błogo, nie odrywając się od niego. Mogła tak trwać wieczność.
Zamruczał cicho, zupełnie jak kot, a ona pomyślała, że kompletnie zwariowała. Przecież powinien pracować nad eliksirem. A, co tam eliksir, jego usta tak bosko całowały, a długie palce sprawiały jej taką przyjemność, błądząc po jej szyi i karku!
Oboje usłyszeli kroki i wiedzieli, że powinni się od siebie oderwać, przecież mógłby to być uczeń, ale jakoś nie mogli.
-Miałeś pracować nad eliksirem!- oburzyła się Minerwa McGonagall.
Hermiona oderwała się od niego powoli, chcąc zatrzymać tę chwilę na dłużej. Uśmiechnęła się szeroko i złożyła czuły, pełen, niemal, czci pocałunek na jego czole. Odgarnęła kilka niesfornych kosmyków włosów z jego czoła. Minerwa przewróciła teatralnie oczami.
-Mógł wejść tu uczeń! Jaki dajecie przykład!- Minerwa położyła ręce na biodrach.
Hermiona podniosła się z kolan męża i roześmiała się.
-My przynajmniej nie spędzamy całych dni w gabinecie dyrektora.- mruknął Severus z chytrym uśmieszkiem i zwilżył wargi.
McGonagall zwęziła oczy w szparki.
-Hermiono, chodź.- zawołała do przyjaciółki.
Hermiona ostatni raz pocałowała Severusa i szepnęła mu do ucha: "Im szybciej to skończysz, tym bardziej i więcej będziesz mógł mi poświęcić swojego czasu". Skinął głową. Złapała Minerwę za rękę i obie wyszły.

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 61

Drops


Harry coś knuł. To było pewne. Pewne, ale zupełnie do niego niepodobne. W końcu Harry Potter powinien być wzorem i do tej pory starał się takim być. Założył przecież rodzinę, miał dzieci, Ginny, szczęśliwe, normalne życie, bez Voldemorta, śmierciożerców na karku i morderczych zaklęć, świstających mu nad uchem. Do tej pory jakoś sobie radził bez tego wszystkiego i nie miał wielu kłopotów. To w sumie było dziwne, kłopoty zawsze ciągnęło do niego niesamowicie, jakby był jakimś magnesem.
W pewnym momencie życia nawet zaczął zastanawiać się, dlaczego jest tak spokojnie, tak leniwie i przeraźliwie wolno. Patrzył na swoje dzieci, na Syriusza, który był zupełnie jak imiennik, na Albusa, który był najwrażliwszy z jego pociech, i który wyraźnie czuł coś do Amortencji, na Lily Lunę, która miała naturę matki i tak samo kochała quidditcha i zastanawiał się, dlaczego Hogwart stał się takim spokojnym miejscem. Oczywiście, nie przeszkadzało mu to, ale to naprawdę było dziwne. Zastanawiał się gdzieś tak do połowy pierwszego roku Albusa. Potem już był pewny, że Hogwart nigdy najzupełniej spokojnym miejscem nie będzie. 
Trudno, taki już los tej starej, dobrej szkoły. Póki jednak czuwali tam ludzie odpowiedni, nic na większą skalę zniszczeń nie mogło się stać. On też tam czuwał. Nie przyjął posady nauczyciela, bo chciał. Przyjął ją, bo musiał. Jego praca tego wymagała. 


Deszcz nieprzerwanie siąpił za oknami zamku. Nikomu to się nie podobało. Szare chmury, porywisty wiatr wydawały się zwiastować coś złego. Niebo raz po raz, rozświetlały błyskawice, jak wijące się węże, przepowiednie nie wiadomo czego. Amortencja straciła nadzieję na nauczenie się czegoś ciekawego na lekcjach wróżbiarstwa. Profesor Trelawney okazała się kompletną porażką. 
Obrała sobie Amortencję na pewien cel, dziewczyna, podpadając jej już na pierwszej lekcji, zyskała sobie przepowiednie śmierci w każdą następną godzinę wróżbiarstwa. I nic sobie z tego nie robiła. Z natury nie zwracała uwagi na ludzi, którzy rozpaczliwie próbowali zwrócić na siebie jej uwagę. Sybilla za wszelką cenę starała się jakoś rozwścieczyć córkę Snape'a. Całą na to nadzieję ulokowała w myśli, że może przejęła temperament ojca.
Tylko Severus był zupełnie spokojnym uczniem, jako nastolatek i ona też wydawała się taka być. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Amortencja, ruszając na kolejną lekcję wróżbiarstwa zastanawiała się, co też dzisiaj wymyśliła profesor Trelawney, a przede wszystkim, jak jej dopiec. Nie była wredna, po prostu twierdziła, że nikt nie ma prawa przepowiadać jej śmierci bezpodstawnie, a szczególnie ta dziwna kobieta w wielkich okularach. Zamierzała bronić swojego zdania. 
Spojrzała na Scorpiusa, który szedł obok niej. Potem zerknęła na Albusa. Mimo, że wszyscy wrócili do przyjacielskich stosunków, wyglądało to dość dziwnie. Już nie było tak jak dawniej. Weszli do klasy wróżbiarstwa, a Amortencji jak zwykle zakręciło się w głowie. Na dworze panował chłód, ale tak ogrzać salę, to była zdecydowana przesada. Zapach kadzideł, zamiast ukoić zmysły, po prostu rozpraszał. Ledwo dowlokła się do ich stolika i usiadła. Oparła czoło na blacie stolika i zakryła twarz czarnymi włosami. Nie usłyszała kroków nauczycielki. 
-Nawet się lekcja nie zaczęła, a panna Snape już śpi?- zapytała.-Twoja aura mnie zadziwia.
-To nie jest żadna moja głupia aura, to ta klasa, gdyby nie była tak wszystkimi kadzidłami świata naszpikowana, to czułabym się lepiej.- mruknęła w odpowiedzi Amortencja.
Podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Trelawney, co prawda, ukryte pod grubymi szkłami, ale jednak. Trelawney nie była zadowolona, nigdy nie lubiła, gdy ktoś obrażał jej wyczucie stylu. To była jej klasa i mogła ją sobie urządzić jak sobie chciała.
Odeszła, a Amortencja zamrugała gwałtownie kilka razy i spróbowała skupić się na lekcji. 
-Zobaczysz, ona cię kiedyś naprawdę ukatrupi.- szepnął w jej stronę Scropius.
-Nie skończy się na przepowiedniach.- dopowiedział Albus.
Zachichotała cicho. Tylko oni potrafili ją rozśmieszyć.
-Prędzej umrę od tego smrodu.- mruknęła z uśmiechem. 
Trelawney rozdała im kubki z herbatą. Amortencja pomyślała, że jednak można polubić te lekcje. Myślała tak, dopóki Trelawney nie opowiedziała im, co mają zrobić. Mieli spokojnie wypić herbatę, a potem wyczytać z fusów swoją najbliższą przyszłość. Swoją drogą, herbata była jakaś dziwna, a Amortencja nie paliła się do tego, by znowu dostać przepowiednię tragicznej śmierci. Tylko, że napój w końcu się skończył, a ona musiała spojrzeć na dno filiżanki. 
Właściwie nie wiedziała, co zobaczyła. Dała ją Scorpiusowi, a on podał jej swoją. W jego filiżance zobaczyła jakieś dziwne zawijasy, jakieś pozawijane linie. Trelawney podeszła do nich i wzięła filiżankę Scorpiusa. 
Może Amortencji się wydawało, ale przez jej twarz przebiegł cień, może naprawdę coś zobaczyła.
-Widzę, widzę, miłość, poskręcane długie loki, tragiczną miłość i eliksiry.- powiedziała nawiedzonym głosem, a Amortencja pomyślała, że jednak nie jest to głos udawany.
Potem nagle Trelawney otrząsnęła się. Spojrzała na Amortencję.
-Blond loki.- mruknęła i odeszła.


Hermiona nie była pewna, co zrobić ze sprawą z Harrym. Długo nad tym myślała. Nie mogła się wszystkim przejmować, naprawdę nie mogła. Chciała to zmienić, nareszcie zająć się sobą, przestać niańczyć przyjaciół jakby byli małymi dziećmi. Tylko, co zrobić, martwiła się o nich. Wiedziała jak bardzo Harry lubił ściągać na siebie kłopoty i wiedziała, że to spotkanie z Mary nie było ani przypadkowe, ani nic nie przynoszące. Z doświadczenia spodziewała się, jakiejś katastrofy, bo co innego mogło wyniknąć z takiego duetu? Tylko, po co on to robił? 
Nie mogła spać. Miała dziwne sny, jak zawsze, kiedy czymś się martwiła, kiedy miała jakieś kłopoty. Wtedy, nawet silne ramiona Severusa, przytulające ją do siebie nie pomagały. Obudziła się gwałtownie i już nawet nie próbowała zasnąć. Westchnęła, przeczesała nerwowym gestem, gęste włosy i spojrzała na sufit. Teraz potrzebowała tylko spokoju i wyciszenia. Była jakaś dziwnie otępiała. 
Spojrzała na Severusa. Choć miał zmarszczone w charakterystyczny sposób brwi, jego twarz była spokojna, oddychał miarowo, a jego ręka czule ją obejmowała. Nie rozumiała, jak kiedyś radziła sobie bez niego. Nawet nie chciała pamiętać tych nocy w pustym dormitorium. Jego ręce, jego tors po prostu przynosił jej ukojenie, sam widok jego twarzy uspokajał ją. 
Czule odgarnęła nisforny kosmyk z jego wysokiego czoła. Poruszył się niespokojnie i otworzył oczy. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Przetarł dłonią oczy i ziewnął potężnie.
-Co ty robisz?- zapytał.
Jego głos wydawał się krzykiem we wszechogarniającej ciszy. 
-Nie mogę spać.- szepnęła.
Westchnął ciężko. Usiadła na łóżku i zagryzła dolną wargę. Spojrzał na nią krytycznie. Rozłożył ręce, a ona przytuliła się do niego. Pogłaskał ją delikatnie po włosach. 
-Nie masz prawa martwić się wszystkimi wokół.- szepnął, wtulając głowę w jej loki.-Nie możesz przez to spać, nie możesz nic robić. Zajmij się w końcu sobą, nami, Amortencją i wystarczy.
Przytulona policzkiem do jego chłodnego torsu myślała przez chwilę nad tym wszystkim. Złożyła pocałunek na jego szyi i musnęła pacem linie jego mięśni. Mimo, że był przeraźliwie chudy zawsze podobał jej się jego tors. Uśmiechnęła się.
-Masz rację.- szepnęła.
-Nareszcie. Wykańczasz się przez nich, Pufku.- uśmiechnął się szeroko.
Kochała jego uśmiech. Przylgnęła do niego i momentalnie zasnęła. Nie, jednak potrafił ją uspokoić bez względu na ilość problemów.


Faust wściekły doszedł do Wielkiej Sali, ale tam było pusto i ciemno. Skierował się na wyższe piętro. Schody zrobiły mu psikusa i przesunęły się. Dobrze, trzeba iść, byle przed siebie i jak najdalej od tej patologii. Prychnął na Panią Norris, a ta błyskawicznie uciekła do Filcha. Dziwna kotka. O ile to była kotka. W ogóle nie zachowywała się jak kot.
Zauważył wysoką postać zmierzającą po schodach. Dogonił ją, a w półmroku błysnęły jego oczy. Szedł za dziwną postacią jeszcze przez chwilę, potem zatrzymała się przed dziwnym wejściem. Postać szepnęła coś do jakiegoś posągu i otworzyły się jakieś drzwi. Faust szybko pobiegł za postacią i w ostatniej chwili zdążył wejść na schody. 
Po chwili kręcone schody ruszyły. Kot zachwiał się i usiadł. Co to jest? Dotarli pod kolejne drzwi. Postać otworzyła je i machnięciem różdżki zapaliła ogień w kominku. Teraz dopiero Faust mógł zobaczyć, gdzie się znajdowali. Był to niezwykły i piękny pokój. W klatce w jego kącie siedział krwistoczerwony feniks, który chrapał smacznie. Postać usiadła za biurkiem na pajęczych nóżkach.
Miała długą srebrzystobiałą brodę i pomarszczoną twarz, a zza okularów-połówek wyzierały miłe bladoniebieskie oczy. Faust chciał się bliżej przyjrzeć mężczyźnie. Wskoczył zgrabnie na biurko, ale jego uwagę przykuło co innego. Na blacie porozrzucane były różne papiery, kartki i dziwne urządzenia, a ponadto jakieś cukierki. Faust energicznym krokiem przeszedł przez całą długość biurka i powąchał dziwne kulki. Pachniały cytryną. Polizał jednego. Mniam.
-Ach, Faust, tak?- odezwał się do niego starzec.-Lubisz dropsy, co? Nareszcie ktoś, kto je lubi.- uśmiechnął się.
Pogłaskał kota czule i podrapał go za uchem. Może nie robił tego tak wprawnie jak Kruk, ale liczyły się chęci.
Ach, więc Drops. Tak, Faust polubił zarówno Dropsa jak i dropsy. 

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 60

On coś knuje



Hermiona była zdeterminowana. W końcu, była Gryfonką, tak? Może i posiadała dużą inteligencję, ale jej gryfońska natura odzywała się w niej tak jak w Fauście złość na Amortencję, za brak czasu. Nie mogła tego zignorować. Gryfoni byli odważni. I ona też chciała być odważna. Czy coś w tym złego?
Powoli otworzyła drzwi, prowadzące do Skrzydła Szpitalnego. Zaskrzypiały cicho w odpowiedzi i ukazały jej wnętrze pokoju. Skrzydło Szpitalne nie było jakimś szczególnym miejscem. Przybywali tam uczniowie, chorzy na coś lub po prostu naszpikowani Dowcipami Weasley'ów. W równym rzędzie stały tam łóżka, niektóre, zakryte charakterystycznymi parawanami. Powoli przemierzyła całą salę i musnęła opuszkami palców klamkę drzwi, prowadzących do gabinetu Poppy Pomfrey, gdzie leżała, odizolowana od świata, Mary Macdonald. 
Wzięła głęboki oddech i nacisnęła na klamkę. Drzwi były otwarte. Hermiona ostrożnie weszła i rozejrzała się. Zobaczyła tam kogoś, kogo by się nie spodziewała. Co on tam robił? Wszędzie rozpoznałaby tę czarną czuprynę i okrągłe okulary, na prawie pół twarzy. Harry Potter pochylał się nad Mary z notesem i coś zapisywał. Mary wydawała się znudzona i mruczała coś pod nosem. 
-Harry?!- przeraziła się Hermiona.
Ostatni raz widziała go w Wielkiej Sali na uczcie powitalnej. Nadal uczył w Hogwarcie latania na miotłach. Pani Hooch przeszła na emeryturę. Hermiona jeszcze raz rzuciła okiem na ten dziwny, można powiedzieć, dwuznaczny widok.
-Harry, co ty tu... Co ty tu robisz?- z trudem wydusiła pytanie, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od Mary, która znudzona wpatrywała się w sufit.
Zmierzwił sobie włosy. Ten nawyk miał chyba po ojcu. Nienawidziła, gdy tak robił i właściwie nie dziwiła się Lily, która przez kilka dobrych lat, nie zwracała na James'a uwagi. Tylko, że ona później do niego odeszła. Właściwie, Hermiona była jej wdzięczna. Gdyby nie cała ta afera z zabójstwem Potterów, gdyby nie Harry, nigdy nawet nie poznałaby Severusa, nie mówiąc o małżeństwie. 
Położyła dłonie na biodrach i czekała na jego odpowiedź. Czuła, że coś kręcił.
-Hermiono, ja, sprawdzałem coś dla pani Pomfrey. Kazała mi tu przyjść i zadać jej kilka pytań.- wydukał w końcu.
Właściwie? Wolała mu wierzyć niż myśleć, że knuje coś za plecami ich wszystkich. Teraz już tylko zastanawiała się czy powiedzieć o tym mężowi. Jakby głębiej to przemyśleć, Snape pewnie od razu wkręciłby się w śledztwo i dochodzenie, o co chodzi, a ona jak na razie chciała mieć go tylko dla siebie. Przez najwyżej miesiąc, żeby miał dla niej odrobinę więcej czasu. Najwyżej dwa miesiące. Albo trzy. Po prostu pragnęła chronić go przed Mary.
Westchnęła i kazała mu wyjść. Zaprotestował i dopytywał się, po co ona przyszła, ale najwyraźniej on sam nie chciał dalszych pytań i wyszedł pospiesznie. Zostały same z Mary. Po tej nieobecności, mieszkaniu w lesie i ciągłych, niekontrolowanych przemianach w wilkołaka, zaczęła jej przypominać Bellatrix. Bellatrix też zgubiła zaślepiająca miłość. Tylko, czy Mary naprawdę kochała... 
Hermiona usiadła na krześle przy łóżku Mary i odchrząknęła. Blondynka zwróciła na nią niebieskie oczy, które nieco zbladły. "A mimo to, nie straciła na urodzie...", pomyślała ze złością. To, że kiedyś łączyło ją coś z Severusem nie dawało jej spokoju. 
-Uczennica, Seva?- zapytała Mary spokojnie.
Hermiona starała się jakoś wytrzymać ten przytyk.
-Wiesz, może mnie nie pamiętasz, bo dużo przeżyłaś, ale jestem jego żoną.- wzięła głęboki oddech.-I tylko ja mam prawo go tak nazywać.
-Kto ci dał takie prawo? To on o sobie decyduje, nie ty.- prychnęła.-On ma piękne oczy.- szepnęła.-Prawda?
-Tak, ale musisz o nim zapomnieć.
Mary, tak jak złagodniała, teraz nagle posmutniała. Hermiona nie potrafiła określić jej charakteru już wcześniej, a co dopiero teraz. Nie miała pojęcia jak jej to przystępnie wytłumaczyć. Może, gdyby zobaczyła, jaki on naprawdę jest... Westchnęła ciężko. "A jaki jest? Czuły, oczytany i świetnie całuje", warknęła w myślach. Pierwszy raz w życiu niezwykły, niewidoczny na pierwszy rzut oka, urok mrocznej i ostrej urody Severusa nie pomógł jej, a jedynie przysporzył kłopotów.
-Dlaczego ty tak upierasz się przy tym, żeby z nim być?- zmarszczyła brwi.
-A dlaczego ty upierasz się, żeby z nim być?- wzruszyła ramionami.
-Ech, nie wiem, może, dlatego że go kocham?- powoli traciła cierpliwość.
-A może ja też?
"Dosyć tego". Wyszła. A myślała, że ta cała Mary, okaże się przynajmniej chorą psychicznie. A okazała się całkowicie zdrową. Teraz Hermiona nie miała żadnych powodów, żeby jej żałować. Absolutnie żadnych. Wróciła myślami do Harry'ego. Zamyślona, wpadła na męża. Złapał ją za ramiona i spojrzał w oczy. Uśmiechnęła się blado.
-I co?
-Harry coś knuje.
Severus westchnął i przewrócił oczami, jakby mówił, że z jej przyjaciółmi są największe kłopoty. Tylko, że ona naprawdę się martwiła. Przypomniało jej się, że kiedyś powiedziała Ronowi, że jego wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce od herbaty. A jej wrażliwość uczuciowa? Szczególnie na innych? Musiała skończyć z tym chorobliwym zamartwianiem się.


Amortencja za to była ucieleśnieniem wszystkich cech ślizgońskich. Może, właśnie dlatego chciała uwarzyć ten eliksir. Chciała pokazać, że naprawdę zasłużyła na miano Ślizgonki i córki Snape'a. Była dumna, wyniosła i aż za bardzo ambitna, zachowywała ideały perfekcjonistki. Wszystko musiała robić dobrze. Tak to jest jak się łączy przemądrzałą Hermionę Granger z Mistrzem Eliksirów, Severusem Snapem. 
Nie mogła znieść myśli, że coś jej nie wyjdzie, że coś się nie uda, że coś spaprze. Postanowiła iść do ojca. Nawet nie miała składników! A przecież na dworze, jak na złość, padało. I to jak. Krople wybijały rytm w dachu zamku, bębniły o okna i zalewały błonia. Deszcz najwyraźniej postanowił uprzykrzyć życie wszystkim w Hogwarcie i zamierzał tak jeszcze trwać przez dość długi czas. 
Dlatego Amortencja wzięła głęboki oddech i ruszyła do gabinetu ojca. Zapukała grzecznie w mosiężne drzwi i pchnęła je lekko. Nie zastała tam Severusa. Zrobiła kilka kroków do przodu, a jej kroki zadudniły w pomieszczeniu. Poprawiła torbę na ramieniu i kiedy chciała zawołać Snape'a, zauważyła, że ktoś siedzi w zielonym fotelu przed kominkiem. Odetchnęła z ulgą i usadowiła się w drugim fotelu. 
-Amortencja.- Hermiona, wyrwana z zamyślenia, uśmiechnęła się. 
-Tak.
Zapadła cisza. Hermiona najprawdopodobniej czekała aż córka coś powie. Ona jednak siedziała, wpatrując się w ogień buchający w kominku i nie wiedziała w jaki sposób się odezwać. Pierwszy raz w życiu zabrakło jej słów. Musiała przyznać, że nawet po ostatniej kłótni z ojcem, kiedy to solidaryzowały się z Hermioną, niezbyt się do siebie zbliżyły. 
-Mam problem...- zaczęła czarnowłosa dziewczyna. Oczy w kolorze czekolady spojrzały na nią i speszyła się.-Ze Scorpiusem.- wypaliła.
Hermiona uśmiechnęła się.
-Chodzi o ten całus w pociągu?
-Co? Ale...
-Jestem twoją matką i Gryfonką. Dla mnie to nic trudnego, dowiedzieć się takich rzeczy. Więc?- jej uśmiech zmienił się w bardziej chytry. 
Amortencja zarumieniła się lekko. Spuściła głowę i zakryła twarz długimi włosami.
-Nie wiem.
Nagle starsza z nich parsknęła niepohamowanym śmiechem. Młodsza spiorunowała ją wzrokiem. Hermiona spoważniała, ale nadal uśmiechała się szeroko. 
-Przepraszam, ale to, że córka mojego męża czegoś nie wie... To jest... To jest armagedon.- zachichotała wesoło.
-Skończyłaś?- uniosła prawą brew w dokładnie taki sam sposób jak Severus.
Hermiona pogłaskała ją delikatnie po policzku. Kochała córkę i tak bardzo żałowała, że to zawsze Severus miał z nią lepszy kontakt. Teraz naprawdę spoważniała.
-Może i masz geny Mistrza Eliksirów, ale o uczuciach masz blade pojęcie, poza tym, nie jesteś na to trochę za młoda?- zapytała z nutą śmiechu w głosie.
-Wiem, co chcesz przez to powiedzieć. Nie przyszłam do ciebie, żeby rozmawiać o Albusie i Scorpiusie. Po prostu go pocałowałam, jasne?- warknęła. Zwykle była niecierpliwa.-I teraz nie mam pojęcia czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na naszą przyjaźń.
Hermiona zaczęła jej opowiadać o jej przyjaźni z Harrym i Ronem. Amortencja słuchała uważnie i nawet była tym wszystkim zaciekawiona. Dziwne. Przyszła tu z myślą, pogodzenia się z ojcem i podpytania go o niektóre składniki eliksiru, a siedziała teraz i wychwytywała rady, które dawała jej matka, wplecione w opowieść. W sumie, nie była taka znowu zła. Amortencja doskonale rozumiała jak musiała się czuć, mając za przyjaciół Harry'ego Pottera i Rona Weasley'a. 
I postanowiła, że będzie przychodzić do niej na takie pogawędki częściej. A Hermiona promieniała, mimo wszystkich kłopotów z Harrym i Mary, wilkołakami i nie wiadomo czym jeszcze.


Faust czekał na nich cierpliwie. Nawet Kruk nie miał czasu go pogłaskać! A przecież to on zawsze drapał go za uszami, kiedy pracował, to go podobno odprężało. A teraz? Spędzili dzień, razem z tą całą Pufkiem, sprawdzając eseje uczniów, czytając i rozmawiając o jakiejś "Tlenionej Blondynie", jak nazwała ją Pufek. W ogóle nie wiedział o co chodziło i zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał się dowiedzieć. Siedział z nimi na dywanie przed kominkiem, uważnie nasłuchując.
-A jeżeli, jeżeli on zdradza Ginny?- zapytała Pufek ze strachem i wtuliła się w męża.
-Z kim? Ona jest w moim wieku.- prychnął Kruk.
-Przecież ona jest...
-Nie.- przerwał jej ostro Kruk.-Nie jest piękna. Ty jesteś piękna. Z tobą mógłby zdradzać Ginny, za co osobiście bym go zabił, nie z nią.- złożył pocałunek na jej czole.-To musi być coś innego.
Tylko tyle zdołał usłyszeć. Potem oboje wyszli, ona zapewne do tej animagicznej plotkary, a on na błonia. Faust nie wiedział, dlaczego, ale Kruk bardzo lubił deszcz. Ostatnio przynajmniej to zauważył. Z braku innych zajęć, czarny kot wskoczył na łóżko i zasnął. Jak każdy kot, uwielbiał spać. 
Obudziło go trzaśnięcie drzwi. Rany, czy oni nie mogą zachować minimum kultury? Pufek weszła pierwsza i nerwowo przeczesała włosy. Kruk złapał ją w talii i przyciągnął do siebie stanowczo. Ucałował jej czoło i szepnął jej coś do ucha, jednocześnie, lekko, muskając je ustami. Z tego, co usłyszał, było to: "Nie martw się już, poradzimy sobie, bywało gorzej". Uśmiechnęła się i zarzuciła mu ręce na szyję.
Tak, tak, bądź romantyczny, i tak nic ci to nie da.
Położył ją na łóżku delikatnie, jakby obchodził się z porcelanową lalką i uśmiechnął się chytrze, składając na jej ustach namiętny pocałunek. Jego długie, czarne włosy, łaskotały jej szyję. Zaśmiała się krótko i przyciągnęła do siebie jego twarz.
-Kocham cię, Sev.- szepnęła. 
Skinął głową z wrednym uśmieszkiem i wrócił do całowania jej szyi i ramion. Faust prychnął i syknął wściekle, a potem wyszedł z pokoju. Jak ich znał, to pewnie i tak by go za chwilę wyrzucili. A niech sobie robią, co chcą. Wymknął się za drzwi i ruszył w stronę schodów, prowadzących na wyższe, od lochów piętro.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 59

Syndrom naiwności gryfońskiej



Hermiona może i nie lubiła Mary, ba, nienawidziła jej, ale zdecydowanie źle czuła się z myślą, że kobieta, naszpikowana Eliksirem Tojadowym, leżała w Skrzydle Szpitalnym samotna i bezbronna. Hermiona taka już była, choć czasem wybuchowa, zawsze tliło się w niej dobro. Nawet Voldemortowi współczuła, chociaż był strasznym czarnoksiężnikiem i dopełnił się wielu zbrodni, żył bez miłości. Czasami myślała, że wiodąc życie bez jakiejkolwiek prawdziwej miłości, po prostu musiał się stać, takim, jakim był. Ona miała Severusa, Severus kiedyś miał Lily, a taki Tom po prostu nie był zdolny do kochania. 
Wracając do Mary, Hermionie po prostu było jej żal, nie przesadnie, ale dość, by zadręczać się tą myślą. Zwykle martwiła się wszystkim, co choć trochę dotyczyło jej osoby. Lubiła pomagać, nieraz swoje problemy zaniedbywała tylko, dlatego, że chciała pomóc rozwiązać problemy innych. Severus karcił ją za takie zachowanie, nazywając je "syndromem naiwności gryfońskiej". Jak to ona, nie zwracała na jego docinki zbyt wielkiej uwagi. Nigdy się obelgami z jego strony nie przejmowała, chyba, że naprawdę się z nią kłócił, a w jego głosie naprawdę było słychać żal i chłód.
Hermiona pragnęła bez wiedzy męża pójść do Mary i porozmawiać z nią. Była pewna, że Severus by jej na to nie pozwolił, za bardzo się o nią troszczył. Zawsze ceniła tę jego wyjątkową naturę, trzeba było odkryć jego prawdziwy charakter, otwierał się tylko na najbliższych, dla innych był zwykłym Nietoperzem z Lochów. Ile razy słyszała od Rona czy Harry'ego, jakie ona musi mieć w domu piekło z takim facetem. Uśmiechała się wtedy sama do siebie, nawet nie wiedzieli jaki Severus potrafił być czuły dla tych, którym naprawdę ufał i których naprawdę kochał.
Była w połowie drogi do Skrzydła Szpitalnego, kiedy zauważyła męża. Zagrodził jej drogę i z uniesioną wysoko prawą brwią westchnął ciężko. Wymownie spojrzała w sufit, ale jego twarz nadal pozostawała poważna, a może nawet trochę straszna.
-Czy ty naprawdę musisz się pakować w kłopoty jak jakiś szczeniak?- warknął.-Po co do niej idziesz? 
-Ja, chcę z nią porozmawiać, a ty mnie nie zatrzymasz.- zrobiła minę podobną do miny obrażonego dziecka.
Westchnął po raz drugi.
-Dlaczego pakujesz się do miejsca pobytu rozchwianego emocjonalnie, pragnącego twojej rychłej śmierci, wilkołaka, który w dodatku coś do mnie czuje?- teraz jego czarne oczy wypełnione były troską.-Nie wiem, co czuje, coś naprawdę chorego, ale właśnie, dlatego, tym bardziej nie powinnaś tam iść. Albo nie powinnaś iść sama. 
Jej wzrok zatrzymał się na suficie, westchnęła przeciągle.
-Nie jestem dzieckiem, rozumiem, ale chcę to zrobić i mnie nie powstrzymasz.
-Nie jesteś dzieckiem, ale tak się zachowujesz.
-I dobrze.
-Dobrze.
Stali tak przez chwilę i nagle oboje zdali sobie sprawę, że to wyglądało jak kłótnia dwojga ludzi z jakiejś tandetnej komedii romantycznej dla nastolatków. Severus podszedł do niej i odgarnął włosy z jej czoła. Przeszedł ją dreszcz.
-Nie przemówię ci do rozsądku?
Pokręciła głową.
-Więc idź, ale ja będę blisko. Za drzwiami.- rzekł spokojnie.
-Za rogiem.
-Za drzwiami.
-Za rogiem.
-Niech ci będzie.- westchnął ostatni raz i przepuścił ją. 


Amortencja zachowywała przyjazne stosunki zarówno z Albusem, jak i Scorpiusem i jak na razie wszyscy byli szczęśliwi. Obrażali się nawzajem jak dawniej, Amortencja twardo obstawała przy nierobieniu im zadań domowych, szwendali się po szkole, błoniach i chodzili do Hagrida. Można było pomyśleć, że nie mieli problemów, oprócz tych codziennych. Jednak Amortencja nadal miała ukryty przepis na eliksir, Scorpius nadal nie wiedział co myśleć o zdarzeniu w pociągu, a Albus jakoś tak czuł się odrzucony, miotał się pomiędzy nimi jak niepotrzebne, piąte koło u wozu albo jak mawiali czarodzieje w Hogwarcie, jak niepotrzebny, drugi Mistrz Eliksirów. 
Skoro mieli wrócić wszyscy do poprzednich, przyjacielskich stosunków, Amortencja czuła potrzebę wyjawienia im swojej tajemnicy. Zamierzała przygotować ten eliksir, coś ciągnęło ją do tego. A może tylko chciała dorównać ojcu? W końcu, zawsze miała go za autorytet. Zawsze starała się być taka jak on, zawsze liczyła się z jego zdaniem, po prostu miała go za wzór odwagi i rozsądku. Choć popełnił w życiu wiele błędów, naprawił je wszystkie. I za to go ceniła.
Poszła do swojego dormitorium. Zastała tam dwie dziewczyny, które siedziały na łóżku jednej z nich i śmiały się wesoło. Jedna była blondynką, o niebieskich oczach, druga zaś miała oczy brązowe jak czekolada i splątane w loki, podobne kolorem do oczu, króciutkie włosy. Nigdy nie miała ochoty zaprzyjaźniania się ze swoimi rówieśnicami, przyjaźniła się ze Scorpiusem, Albusem i Rose, to jej wystarczało. Kiedy ją zauważyły nagle ucichły i spojrzały na nią z zazdrością. 
Była idealnym połączeniem najlepszych cech obu rodziców. Miała nieokiełznaną naturalność Hermiony i ostre rysy Severusa, czarne włosy, głębokie jak ciemne tunele oczy i wyostrzone kości policzkowe, po ojcu oraz małe, kształtne usta, układające się w lekki uśmiech i mały nos, po matce. Jej włosy, nie były całkowicie proste, jak u Severusa, skręcając się na końcu w loki, opadały na jej ramiona. Była wysoka i smukła, a poruszała się z jakąś nonszalancją, jakimś dystyngowaniem i nawet znudzona, wydawała się opanowana niezwykłą lekkością w ruchach i gracją. 
Dziewczyny patrzyły na nią z zazdrością, była perfekcyjnym odzwierciedleniem najlepszych cech Slytherinu. Amortencja sięgnęła do kufra i wyciągnęła potrzebną kartkę. Wybiegła i usiadła na fotelu, w kącie pokoju wspólnego, obok foteli Albusa i Scorpiusa.
-Zamierzam uwarzyć to.- pokazała im kartkę.
Scorpius przestudiował ją dokładnie, Albus nie był najlepszy z eliksirów i wcale nawet nie lubił tego przedmiotu, więc czy to miały być kły węża, czy róg jednorożca, nie robiło mu różnicy.
-Nie za trudne? Skoro to taki stary eliksir? W ogóle po co ty...- zaczął Scorpius, ale nie dała mu dokończyć.
-Bo chcę się przekonać czy potrafię.
A w jej czarnych oczach zabłysnął błysk entuzjazmu. 


Faust nie był kotem, który gardził otrzymanymi rzeczami. Nigdy nie był szczęśliwy, ciągle siedział w tym durnym sklepie i patrzył, jak kolejni czarodzieje przechodzili obok niego, nie mając najmniejszej chęci na jego kupno. Bolało go to. Może i był zwykłym kotem, ale miał uczucia i czuł się urażony, kiedy ktoś zamiast niego wybierał zwykłego, różowego Pufka Pigmejskiego. Kot, też swoją dumę ma. Ba. Może nawet większą niż, niektórzy ludzie.
Musiał jednak przyznać, że przeszkadzało mu to, iż jego pani nie miała dla niego czasu. Przesadził zdecydowanie z tym planem. Teraz włóczyła się nie tylko z Blondynem, ale i Czarnowłosym. Czasem towarzyszyła im ta W Loczkach. Nie chodziło mu o to. Teraz większość czasu spędzał w gabinecie rodziców jego pani. Tego o smukłych palcach nazwał Krukiem, bo często mu go przypominał, a ta z blizną na twarzy, zdaje się, nazywała się Pufek. Dziwne imię. Co też ci czarodzieje nie wymyślą. 
Ale i im z biegiem czasu przybyło zajęć i obowiązków, rzadko kto miał czas go pogłaskać czy podrapać za uchem. Dlatego musiał znaleźć sobie kogoś, kto chętnie by to zrobił...

______________________________________________  
;-; O, matko, jak ja piszę ;-;

poniedziałek, 13 maja 2013

Rozdział 58

 Hogwarcka patologia



Zwykle nie dedykuję rozdziałów, jakoś nigdy tego nie robiłam. Teraz jednak chcę przedstawić rozdział dla mojej wiernej ~Sadystki (dzięki za "hogwarcką patologię"), dla tych, którzy dopiero niedawno zaczęli czytać i szczerze mnie oceniają i dla tych, którzy są ze mną praktycznie od początku. <3


Atmosfera w Hogwarcie? Świetnie. Słońce świeciło wesoło, księżyc w nocy je zastępował, wilkołak Mary, naszpikowany Eliksirem Tojadowym spał smacznie w dobrze chronionym gabinecie Pomfrey, w Skrzydle Szpitalnym, Hermiona nadal dąsała się i na nią, i na męża, Amortencja próbowała zapomnieć o tym, że ktoś taki jak Scorpius Malfoy istnieje. Ona go ignorowała? Phi. To raczej on miał coś do niej. Po jakimś czasie jednak okazało się, że trudno jest go jej ignorować. Postanowiła obrać inną taktykę, wrócić do przyjacielskich stosunków z nim i już nigdy nie przypominać mu o tym, co zdarzyło się w pociągu. 
Zdziwił się, kiedy jak gdyby nigdy nic, rzuciła:
-Cześć, Scorpius!- i poszła dalej.
Kroku dotrzymywał jej Albus. Ostatnio w ogóle był jakiś milczący i bardziej smutny. Miał wrażenie, że Amortencja jego towarzystwem chciała tylko i wyłącznie zwrócić uwagę Scorpiusa. Odwróciła się, gdy zorientowała się, iż Scorpius nie ruszył za nimi. Posłała mu uśmiech.
-Nie idziesz?- zapytała jak, gdyby nigdy nic.
Wzruszył ramionami. Nie był jednak głupi, skoro tak się zachowywała, nie chciał dawać jej powodów do kolejnych kłótni, wolał pozostać z nimi obojga w przyjacielskich kontaktach. Ruszył razem z nimi na pierwszą lekcję, jaką mieli w tym roku, zaklęcia. Wszyscy lubili zaklęcia, oczywiście Amortencja i tak zawsze bardziej obstawała przy eliksirach, ale ona miała to we krwi, w genach, wryte w życiorys. Ulubionym przedmiotem Albusa była transmutacja, nie wiedział dlaczego wybrał właśnie ją, po prostu podobał mu się ten przedmiot. Scorpius za to uwielbiał ONMS, chyba miał to po matce. Może Luna nie zawsze zgadzała się z Hagridem, opowiadającym o testralach i innych magicznych stworzeniach, ale kochała te zajęcia, mimo wszystko.
Na pierwszych lekcjach jak zwykle, pierwszego dnia było dość nudno. Tak chyba przedstawiał się ten dzień również w mugolskich szkołach. Uczniowie ziewali i raczej nie byli skłonni do nauki. Pierwszoroczniacy biegali w popłochu od klasy do klasy, ostatni rok pokazywał im drogę, piątoklasiści wyglądali tak jakby nic ich nie obchodziło. Jak zwykle, dzień mijał wolno i bez rewelacji.
Bez rewelacji, póki nie nadszedł czas na ich pierwszą w tym semestrze lekcje wróżbiarstwa. Pobiegli szybko w odpowiednie miejsce i wspięli się do dusznej klasy. Amortencji aż zakręciło się w głowie od nadmiaru zapachów perfum i herbaty, od gorącego powietrza, ognia buchającego z kominka. Jak przez mgłę zobaczyła wysoką, ale garbiącą się kobietę, obwieszoną różnymi szalami, koralikami i w okularach o grubych jak denka od szklanych butelek szkłach. Kobieta coś jej przypominała, no, w końcu z tą szkołą i jej personelem zaznajomiona była jako tako od dziecka. Ach, przypomniało jej się. Kobieta kilka razy przepowiedziała jej niebezpieczeństwo, a w końcu śmierć, za co oberwała od Severusa. Amortencja wraz z chłopakami usiadła przy jednym z okrągłych stolików i starała się jakoś w miarę spokojnie oddychać. Rozejrzała się po klasie.
Nikomu nie było łatwo, najwyraźniej nawet sama Trelawney jeszcze się do tego smrodu całkowicie nie przyzwyczaiła, a co dopiero uczniowie, którzy pierwszy raz pojawili się w tej zadymionej, odurzającej zapachem kadzidła, klasie. 
Sybilla skierowała wzrok w ich stronę, jeszcze bardziej zgarbiła się i nagle spojrzała w górę, jakby dostała olśnienia.
-Moi drodzy, jesteście tu po to, aby zacząć odkrywać mroki przeszłości i blaski przyszłości, zagłębiając się w jakże fascynującą sztukę wróżbiarstwa!- mówiła dziwnym głosem, zachrypniętym.
Amortencja podniosła rękę.
-Przepraszam?- zapytała grzecznie, czekając na odpowiedź nauczycielki.
-Tak?
-Czy panią profesor boli gardło?- odezwała się całkowicie poważnie, ale z chytrym uśmieszkiem. 
Połowa klasy ryknęła śmiechem, połowa chowała twarze w dłoniach, żeby Trelawney nie widziała ich rozbawionych twarzy. Wkrótce wszyscy uspokoili się, a sama Trelawney posłała Amortencji spojrzenie pod tytułem: "Cały Nietoperz, szkoda gadać, jeszcze mi uszkodzi moje wewnętrzne oko". 
-Ładny początek.- szepnął Albus.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Czuję, że te lekcje będą ciekawe.- mruknęła i całą trójką zachichotali cicho.


Faustowi już porządnie oberwało się za swój "plan". A co miał zrobić? Patrzeć jak jego pani katuje się myślą, że może jest egoistką? Nie miał wyboru, musiał coś z tym zrobić, a że padło na tego blondyna, to już trudno. Ona czuła do niego większą sympatię niż do czarnowłosego, czuł to. Koty wyczuwają takie rzeczy. Przyjaźniła się z nimi obydwoma, ale blondyn bardziej jej pasował, byli w sumie podobni. 
Musiał przyznać, że Hogwart zadziwiał go. Nie był głupi i nie biegał po korytarzach jak byle jaka Pani Norris. Zresztą, od początku jej nie lubił. Dziwna kotka. Jeśli to w ogóle była kotka. Może Filch nie znał się na kotach aż tak, żeby to stwierdzić? Nieważne, i tak nie miał najmniejszej ochoty do tego zwierzaka podchodzić. W każdym razie zwiedzał Hogwart na swój sposób. Odwiedzał tajne przejścia i niedozwolone miejsca, był w kuchni i na błoniach, zagłębił się w Zakazany Las. Był pewny tego, że polubi to miejsce, a że nie chodził drogami jak wszyscy, to już jego sprawa. Zawsze był dziwny. A jednak ktoś go pokochał. A nawet kilkoro ludzi, wliczając rodzinę jego pani, tego Blondyna, Czarnowłosego i tę W Loczkach. I było mu dobrze z takim życiem. Tylko, gdy patrzył na życie innych w Hogwarcie myślał mimowolnie: "Hogwarcka patologia..." i mruczał cicho.


Kiedy Mary została ulokowana w oddalonym od lochów Skrzydle Szpitalnym Hermiona poczuła się lepiej i zrobiło jej się jakoś głupio. Ach, Mary, to ona wszystko nakręcała. W głowie Hermiony nadal siedział obraz tego pocałunku w lesie. Właściwie? Nie była zła na męża, postąpił prawidłowo, odtrącił ją, odepchnął najmocniej jak mógł, nie poddał się jej. A mimo to, gdy zerkała czasem na jej blond włosy, co prawda mocno zniszczone, ale i tak na swój sposób piękne i opadające kaskadami na jej ramiona, mimowolnie myślała, że miała rację. Co Severus w niej widział? Inteligencje. I tylko to mu się w niej podobało? Czasem była zła na samą siebie, mogła wyjść za Rona i byłby spokój. Tylko, czy będąc w związku małżeńskim z Ronem, przestałaby myśleć o Mistrzu Eliksirów, który zakręcił jej w głowie?
Severus miał trochę racji, w końcu nic nie zrobił, a ona swoje powątpiewanie w urodę, wyładowywała na nim. To było niesprawiedliwe. Nieważna była jakaś Mary. Wystarczył przecież jeden eliksir, uwarzony przez jej męża, żeby umknęła z Hogwartu na zawsze. I to była myśl, która zmobilizowała ją jeszcze bardziej do przeprosin.
Severus zwykle w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Siadał w fotelu, brał książkę i czytał. Zwykle zaczytywał się w jej ulubionych książkach. Chyba nawet nie musiał używać legilimencji, aby dowiedzieć się, iż wkurza ją to, że nie czyta ich na głos, tak jak zawsze to robił. 
Ale to, co zrobił pewnego dnia, po prostu ją rozwścieczyło. Jak on mógł czytać "Rozważną i romantyczną" bez niej? Przecież zawsze czytali tę książkę razem. 
-Jesteś wredny, wiesz?- rzuciła w jego stronę, siedząc na fotelu obok.
-Powiedziała ta, która wściekała się na mnie za nic, przez ostatnie kilka dni.- mruknął, nie podnosząc wzroku znad tomu.
Zamilkła. Po chwili westchnęła. Musnęła lekko dłonią jego dłoń. Nawet nie drgnął. Nadal uparcie wpatrywał się w otwartą książkę. 
-Sev...- pisnęła cicho.
-Żaden Sev. Mam na imię Severus, jeśli jeszcze nie zdążyłaś zauważyć.- burknął i cofnął dłoń.
Wstała i podeszła do niego, a potem przysiadła na poręczy z ciemnego drewna, jego fotela. Pogłaskała go delikatnie, ledwie wyczuwalnie po policzku i złożyła na jego skórze słodki pocałunek. Zadrżał pod wpływem jej dotyku i wyczuła, że zaciągnął się mocniej jej magnoliowym zapachem. "Mam cię...", pomyślała z uśmiechem. Wtedy poderwał się z fotela i usiadł na krześle przy biurku, znowu zagłębiając się w lekturę książki.
-Severusie.- powiedziała.-Nie złość się.
-Mówiłem to samo do ciebie jakiś dzień temu.- przeszył ją spojrzeniem czarnych oczu.-Ale jakoś nie zareagowałaś. 
Podeszła do niego i bez najmniejszego zastanowienia czy chwili wahania usiadła mu na kolanach, a ręce zarzuciła na szyję. Spojrzał w jej brązowe oczy. Swoje zwęził w szparki.
-To Mary.- rzekła.-Ona jest taka ładna, nawet jako wilkołak, tak cię przyciąga... Myślałam, że to może prawda, to co o mnie powiedziała.
-Tępa, bezmyślna, nierozsądna, fałszywa, głupia, stereotypowa, a jednocześnie tchórzliwa...- wyliczał.
-Mówisz o mnie czy o niej?- przerwała mu.
-Oczywiście, że o tobie.- powiedział stanowczo.-Jak mogłaś uwierzyć w to co powiedziała? Jesteś piękna Hermiono, piękna, bo wcale nie próbujesz być piękną.- jego wzrok stał się bardziej czuły.
Zmarszczyła brwi. Westchnął przeciągle.
-Ty jesteś naturalna i zawsze będziesz piękna, ją postrzegam jako tak zwany, mugolski "plastik".
Hermiona uśmiechnęła się na to określenie i nieśmiało wtuliła głowę w jego tors. Pogłaskał ją po włosach.
-Mój wiecznie, rozchichotany Pufek, wrócił?- szepnął Severus.
-Severusie.- mruknęła sennie, nie odrywając się od niego.-Zaraz oberwiesz za tego Pufka.
Hogwarcka patologia.

__________________________________________________
Mam nadzieję, że poprawiłam humor <3