Szczęśliwy kot
Amortencja pokochała czarnego, dziwnego kota. Zadomowił się w jej pokoju, uwielbiała go głaskać, a jego mruczenie poprawiało jej humor. Od pseudo spotkania z wyciem wilkołaka nie zamieniała się w ocelota, nie było do tego okazji. Hermiona i Severus, znając wybuchową naturę córki mieli ją na oku, nie mogła się wymknąć tak po prostu do lasu i przywołać jeszcze Albusa oraz Scorpiusa. Siedziała w domu i się nudziła. Miała problem z wyborem imienia dla kota. Nie miała bladego pojęcia jak mogłaby go nazwać. Dała sobie z tym spokój przynajmniej na jakiś czas. Poza tym, dziwny kot rozumiał ją bez słów, podchodził, kiedy chciała, żeby był przy niej, dał się pogłaskać, gdy potrzebowała pocieszenia, denerwował ją, kiedy chciała się śmiać. Jak na razie to jej wystarczało.
Zaczęła się jednak martwić o szkołę. Jej ojciec pisał z Dumbeldorem i z każdym nowym listem był coraz bardziej zmartwiony. Bardzo chciała zobaczyć owe listy, ale wiedziała, że nie ma na to szans. Ojciec trzymał je w swoim gabinecie, potrafiła zdjąć zaklęcia obronne, ale te akurat były zaklęciami pozostawiającymi ślady, wykryłby kto zakradł się do pomieszczenia. Przynajmniej on sam tak mówił.
Dlatego myślała, że nigdy nie przeczyta ani zdania z pergaminu, nad którym Snape ślęczał dobre dziesięć minut i co kilka chwil zaciskał dłonie w pięści, jak w jakimś dziwnym rytuale.
Widać szczęście dopisało. W końcu kiedyś musieli wybrać się na Pokątną. Hermiona spierała się z mężem, była przecież kwestia Amortencji. Snape zadecydował, że zostanie w domu. Tencja spodziewała się tego, ale nie dała nic po sobie poznać. Poszła do swojego pokoju z miną męczennika, a gdy zamknęła za sobą drzwi uśmiechnęła się szeroko. Po kilku momentach czekania kroki na dole ucichły, a ona pobiegła pod gabinet ojca.
W zamyśleniu spojrzała na ciężkie drzwi, otoczone zaklęciami. Zaczęła zastanawiać się nad treścią zaklęć, albo inaczej: jak je obejść tak, żeby ojciec się nie zorientował. Potem nagle jej dziwny kot podbiegł do drzwi, podskoczył i chwycił się klamki. Amortencja chciała na niego krzyknąć, ale drzwi... otworzyły się.
Amortencja uśmiechnęła się szeroko, ucałowała kota w czubek głowy, ale ten tylko prychnął lekceważąco i odszedł, unosząc dumnie dziwacznie zakończony ogon. Pokręciła głową z niedowierzaniem i nie tracąc czasu przestąpiła próg gabinetu.
-Odwrócona psychologia, ale byłam głupia.- mruknęła do siebie, otwierając szybko szufladę biurka.
Wyjęła z niej kilka plików pergaminu i przeczesała wzrokiem kartki.
Drogi Severusie,
Myślę, że to ona wróciła. Nie wiem jak ocalała, nasz Remus wyraźnie zaznaczył, iż nic z niej nie zostało.
Przeszła do drugiego pergaminu, nie zważając na resztę tekstu.
Severusie,
To raczej nieprawdopodobne. Nie martw się, szkoła jest dobrze chroniona. Nie możesz mieć najmniejszych wątpliwości, co do mojej kompetencji, prawda?
Uśmiechnęła się, zastanawiając się, co jej ojciec na to odpisał.
Sev,
To było niegrzeczne i niestosowne. Myślałem, że wyżej mnie cenisz. Staram się jak mogę, próbuję zbierać składniki na eliksir, ale niestety to nie takie łatwe.
Zagryzła dolną wargę, na myśl o eliksirze.
Sev,
Będę Cię tak nazywał, kiedy będę chciał. Musicie się tu zjawić z Hermioną, musicie mi pomóc. Najlepiej będzie jak przyjedziecie kilka dni przed rozpoczęciem się roku, składniki to naprawdę rzadkość i sama śmietanka wśród magicznych stworzeń.
Odłożyła listy, zorientowała się, że nie ma w nich wiele informacji. Jednak było ich sporo. Odeszła szybko do drzwi, ale zawahała się. Zrobiła krok w tył i sięgnęła po kartkę, która leżała obok pustego kociołka do eliksirów. Uśmiechnęła się szeroko. Wymknęła się z pokoju i zerknęła przez okno na ulicę. Spacerowali tam Draco z Luną, śmiejąc się i spoglądając, niby to nonszalancko w stronę domu Snape'ów. Ten przeklęty Ślizgon zostawił szpiegów.
Zastanawiała się przez chwilę. Nerwowo przeczesała smukłymi palcami długie czarne włosy.
-Kocie.- szepnęła.-Ej... ty...
Kot zszedł po schodach z wyższością i spojrzał na nią krytycznie, jakby oczekując na zmianę imienia.
-Co ja ci na to poradzę, że nic sensownego mi do głowy nie przychodzi?- burknęła ze złością. Westchnęła.-Pomożesz mi?
Zniknął za ścianą. Podążyła za nim. Wskoczył bez problemu na biurko, a jego niebieskie i zielone, oczy błysnęły dziwnie w słońcu. Położył łapę na pergaminie i spojrzał na nią wymownie.
Nagle zrozumiała. Wzięła pióro, zamoczyła je w atramencie, wybazgrała na małej karteczce: "Szukajcie ocelota". Podała kartkę kotu, a ten chwycił ją w zęby i skinął na nią głową.
-Zaniesiesz to Scorpiusowi? Tak, żeby cię nie zauważyli? Jeżeli tak, obiecuję, że do jutra będziesz miał nowe imię.- szepnęła.
Kot pobiegł w stronę drzwi. Skoczył wysoko i otworzył drzwi. "Ten durny kot przynosi szczęście."- pomyślała ze śmiechem. Wiedziała, że Scorpius ją zrozumie, był inteligentny. Sama nie mogła się zamienić w ocelota, to byłoby za bardzo dziwne, gdyby ją zauważono.
Severus zerkał ukradkowo na Hermionę. Uśmiechała się i w sumie wydawała się taka sama jak zawsze, ale on widział gdzieś na dnie jej czekoladowych oczu, gdzieś głęboko jakiś smutek i melancholię. Czy to przez niego? Nie odzywał się, a ona najwidoczniej albo nie zwracała na to uwagi albo uznała, że to normalne. Westchnął i pogładził lekko kciukiem skórę jej dłoni, którą splotła z jego ręką. Posłała mu uroczy uśmiech, ale nie zrobiła nic więcej. Zastanawiał się czy ta myśl o Lily tak ją zmartwiła.
Kupili potrzebne Amortencji książki i przybory, a potem wrócili do domu. Hermiona chciała iść na górę, ale Severus złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Bez słowa poprowadził ją do fotela, stojącego w kącie pokoju i kazał jej usiąść. Sam klęknął przy niej, patrząc jej w oczy. Te oczy były dla niego wszystkim. Co tam zielone oczy Lily, przy oczach Hermiony? Zieleń oczu Lily była dla niego tylko wspomnieniem. Wcześniej całym życiem, teraz tylko głupim sentymentem.
Przyglądał się żonie z troską i miał wrażenie, że z każdą chwilą kochał ją coraz bardziej. Jej bliznę, jej policzki, jej długie rzęsy, jej słodkie usta, jej poskręcane loki...
Otrząsnęła się i chciała wstać, ale nie pozwolił jej na to.
-Sev, o co ci chodzi?- zapytała.
Wziął głęboki oddech.
-Jesteś smutna.- stwierdził ponuro.-To... to przeze mnie?
Pokręciła głową w przeczącym geście.
-Dlaczego przez ciebie? Nie, nie jestem smutna. Znajdujesz sobie nowe powody do zamartwiania się.- uśmiech wyszedł jej raczej blady.
Zbliżył się do niej i położył swoje usta na jej ustach, a kiedy stwierdził, że ona nie ma nic przeciwko temu pogłębił pocałunek. Starał się całować jak najmocniej i jak najlepiej, starał się pokazać jej jak bardzo ją kocha, jak bardzo jest dla niego ważna. Przez chwilę walczyła z samą sobą, zaufać mu czy nie zaufać? Nie potrafiła myśleć w takim stanie, opadła bezwładnie na oparcie fotela i wplotła palce w jego włosy. Po prostu je kochała. Ubóstwiała jego włosy i usta. Nie czuła nic i czuła wszystko. Nie mogła tego przetworzyć, radość, uwielbienie, strach, to wszystko mieszało się ze sobą. Po plecach przechodziły jej ciarki. Kiedy jego smukłe palce zaczęły błądzić po jej szyi jednocześnie zrobiło jej się zimno i gorąco. Nie wiedziała co tak naprawdę ma czuć. I ta Ognista. Choć praktycznie nigdy dużo nie pił, jego usta uzależniały i smakowały dokładnie tak jak ten trunek dla czarodziejów. Napawała się tym.
Oderwał się od niej powoli jakby chciał jeszcze przedłużyć tę chwilę. Otworzyła oczy i zobaczyła jego twarz przed swoją twarzą. Był zupełnie poważny, a może nawet trochę wściekły.
-A teraz słuchaj.- powiedział spokojnie.
Spróbowała uspokoić oddech.
-Lily jest tylko wspomnieniem, głupim wspomnieniem.- westchnął ciężko.-Kochałem ją i kiedyś ona była dla mnie wszystkim, może nawet nadal ją kocham, ale mam ciebie.- rzekł stanowczo.-Ciebie kocham bardziej, jesteś dla mnie całym światem. Za każdym razem, kiedy patrzę w twoje oczy, myślę sobie, że nie zasługuje na ciebie. Gdy przygotowuję eliksir miłosny w parze, jaka unosi się nad kociołkiem plączą się twoje loki, nie loki Lily, w tafli wywaru widzę ciebie, twoje usta, twoje policzki, nie jej. Rozumiesz?
Nie mogła wydobyć z siebie słowa. Skinęła tylko głową.
-Dobrze.- odszedł w stronę schodów. Zanim wszedł na górę, szepnął:-Moja piękna.- a ona uśmiechnęła się szeroko.
Dotarło do niej, że Severus Snape właśnie wyznał jej miłość w tak romantyczny sposób i w tylu słowach, że przez moment śmiała się sama do siebie.
Potem Severus zbiegł na dół.
-Nie ma jej.
Za oknem słońce zachodziło i po okolicy powoli rozlewała się noc.
________________________________________________________________
Nie wiem dlaczego, ale jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. :)
Ten Scorpius to musi byś mądrzejszy o de mnie, bo ja nie ogarniam jak ona ma zamiar wyjść z domu tak żeby nikt jej nie widział, nie zmieniając się jednocześnie w ocelota, a jednak w końcu nim będąc. Nielogiczne xD Ale rozdział super :)
OdpowiedzUsuńNo, wiesz, Scorpius już ma swoje sposoby, w końcu na straży stał jego ojciec, mógł odwrócić ich uwagę ;D
UsuńCukru multum, ale wybaczam te nie kanonicznosc przez to ze - opowiadanie mi sie bardzo podoba i wydajesz sie mila, sympatyczna dziewczyna :)
OdpowiedzUsuńDo nastepnego.
Wybacz bledy - tel.
Dzięki, tak, trochę przesadziłam. A w ogóle spodziewałam się raczej komentarzy w innym zabarwieniu uczuciowym XD Nie domyślacie się, co za "ona"? XDD
UsuńAle kochane! Mmmm! :D
OdpowiedzUsuńBaardzo polubiłam to opowiadanie :d Ach ten romantyczny Sev.
Do diabła, ten wredny, irytujący babsztyl dalej żyje?! :O
weny! :3
Sil
Mam nadzieję, że nie masz zamiaru ożywić Mary? Ja naprawdę nie zamierzam trafić do Azkabanu, ale ta wredna baba wzbudza we mnie instynkty mordercze.
OdpowiedzUsuńW Sevmione dużoooo cukru..Nie ogarniam o co chodziło Tencji.Jestę za mało ogarnięta,żeby zajarzyć o co chodziło z tym ocelotem ,ale mi sie podoba ;) Co do "niej" Mary? A może Bella? Jedna z nich xD Tak mi się wydaje ~Sadystka ;)
OdpowiedzUsuńNo, bo ona nie mogła wyjść z domu, Sev zostawił szpiegów, bo wiedział, że Tencja coś wykombinuje :3 A kot odwróciłby ich uwagę, mogliby się razem ze Scorpiusem wymknąć, bo oni polecieli by za kotem xD Mogłam to lepiej opisać, ale wczoraj już padałam ze zmęczenia ^_^
Usuń