czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 60

On coś knuje



Hermiona była zdeterminowana. W końcu, była Gryfonką, tak? Może i posiadała dużą inteligencję, ale jej gryfońska natura odzywała się w niej tak jak w Fauście złość na Amortencję, za brak czasu. Nie mogła tego zignorować. Gryfoni byli odważni. I ona też chciała być odważna. Czy coś w tym złego?
Powoli otworzyła drzwi, prowadzące do Skrzydła Szpitalnego. Zaskrzypiały cicho w odpowiedzi i ukazały jej wnętrze pokoju. Skrzydło Szpitalne nie było jakimś szczególnym miejscem. Przybywali tam uczniowie, chorzy na coś lub po prostu naszpikowani Dowcipami Weasley'ów. W równym rzędzie stały tam łóżka, niektóre, zakryte charakterystycznymi parawanami. Powoli przemierzyła całą salę i musnęła opuszkami palców klamkę drzwi, prowadzących do gabinetu Poppy Pomfrey, gdzie leżała, odizolowana od świata, Mary Macdonald. 
Wzięła głęboki oddech i nacisnęła na klamkę. Drzwi były otwarte. Hermiona ostrożnie weszła i rozejrzała się. Zobaczyła tam kogoś, kogo by się nie spodziewała. Co on tam robił? Wszędzie rozpoznałaby tę czarną czuprynę i okrągłe okulary, na prawie pół twarzy. Harry Potter pochylał się nad Mary z notesem i coś zapisywał. Mary wydawała się znudzona i mruczała coś pod nosem. 
-Harry?!- przeraziła się Hermiona.
Ostatni raz widziała go w Wielkiej Sali na uczcie powitalnej. Nadal uczył w Hogwarcie latania na miotłach. Pani Hooch przeszła na emeryturę. Hermiona jeszcze raz rzuciła okiem na ten dziwny, można powiedzieć, dwuznaczny widok.
-Harry, co ty tu... Co ty tu robisz?- z trudem wydusiła pytanie, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od Mary, która znudzona wpatrywała się w sufit.
Zmierzwił sobie włosy. Ten nawyk miał chyba po ojcu. Nienawidziła, gdy tak robił i właściwie nie dziwiła się Lily, która przez kilka dobrych lat, nie zwracała na James'a uwagi. Tylko, że ona później do niego odeszła. Właściwie, Hermiona była jej wdzięczna. Gdyby nie cała ta afera z zabójstwem Potterów, gdyby nie Harry, nigdy nawet nie poznałaby Severusa, nie mówiąc o małżeństwie. 
Położyła dłonie na biodrach i czekała na jego odpowiedź. Czuła, że coś kręcił.
-Hermiono, ja, sprawdzałem coś dla pani Pomfrey. Kazała mi tu przyjść i zadać jej kilka pytań.- wydukał w końcu.
Właściwie? Wolała mu wierzyć niż myśleć, że knuje coś za plecami ich wszystkich. Teraz już tylko zastanawiała się czy powiedzieć o tym mężowi. Jakby głębiej to przemyśleć, Snape pewnie od razu wkręciłby się w śledztwo i dochodzenie, o co chodzi, a ona jak na razie chciała mieć go tylko dla siebie. Przez najwyżej miesiąc, żeby miał dla niej odrobinę więcej czasu. Najwyżej dwa miesiące. Albo trzy. Po prostu pragnęła chronić go przed Mary.
Westchnęła i kazała mu wyjść. Zaprotestował i dopytywał się, po co ona przyszła, ale najwyraźniej on sam nie chciał dalszych pytań i wyszedł pospiesznie. Zostały same z Mary. Po tej nieobecności, mieszkaniu w lesie i ciągłych, niekontrolowanych przemianach w wilkołaka, zaczęła jej przypominać Bellatrix. Bellatrix też zgubiła zaślepiająca miłość. Tylko, czy Mary naprawdę kochała... 
Hermiona usiadła na krześle przy łóżku Mary i odchrząknęła. Blondynka zwróciła na nią niebieskie oczy, które nieco zbladły. "A mimo to, nie straciła na urodzie...", pomyślała ze złością. To, że kiedyś łączyło ją coś z Severusem nie dawało jej spokoju. 
-Uczennica, Seva?- zapytała Mary spokojnie.
Hermiona starała się jakoś wytrzymać ten przytyk.
-Wiesz, może mnie nie pamiętasz, bo dużo przeżyłaś, ale jestem jego żoną.- wzięła głęboki oddech.-I tylko ja mam prawo go tak nazywać.
-Kto ci dał takie prawo? To on o sobie decyduje, nie ty.- prychnęła.-On ma piękne oczy.- szepnęła.-Prawda?
-Tak, ale musisz o nim zapomnieć.
Mary, tak jak złagodniała, teraz nagle posmutniała. Hermiona nie potrafiła określić jej charakteru już wcześniej, a co dopiero teraz. Nie miała pojęcia jak jej to przystępnie wytłumaczyć. Może, gdyby zobaczyła, jaki on naprawdę jest... Westchnęła ciężko. "A jaki jest? Czuły, oczytany i świetnie całuje", warknęła w myślach. Pierwszy raz w życiu niezwykły, niewidoczny na pierwszy rzut oka, urok mrocznej i ostrej urody Severusa nie pomógł jej, a jedynie przysporzył kłopotów.
-Dlaczego ty tak upierasz się przy tym, żeby z nim być?- zmarszczyła brwi.
-A dlaczego ty upierasz się, żeby z nim być?- wzruszyła ramionami.
-Ech, nie wiem, może, dlatego że go kocham?- powoli traciła cierpliwość.
-A może ja też?
"Dosyć tego". Wyszła. A myślała, że ta cała Mary, okaże się przynajmniej chorą psychicznie. A okazała się całkowicie zdrową. Teraz Hermiona nie miała żadnych powodów, żeby jej żałować. Absolutnie żadnych. Wróciła myślami do Harry'ego. Zamyślona, wpadła na męża. Złapał ją za ramiona i spojrzał w oczy. Uśmiechnęła się blado.
-I co?
-Harry coś knuje.
Severus westchnął i przewrócił oczami, jakby mówił, że z jej przyjaciółmi są największe kłopoty. Tylko, że ona naprawdę się martwiła. Przypomniało jej się, że kiedyś powiedziała Ronowi, że jego wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce od herbaty. A jej wrażliwość uczuciowa? Szczególnie na innych? Musiała skończyć z tym chorobliwym zamartwianiem się.


Amortencja za to była ucieleśnieniem wszystkich cech ślizgońskich. Może, właśnie dlatego chciała uwarzyć ten eliksir. Chciała pokazać, że naprawdę zasłużyła na miano Ślizgonki i córki Snape'a. Była dumna, wyniosła i aż za bardzo ambitna, zachowywała ideały perfekcjonistki. Wszystko musiała robić dobrze. Tak to jest jak się łączy przemądrzałą Hermionę Granger z Mistrzem Eliksirów, Severusem Snapem. 
Nie mogła znieść myśli, że coś jej nie wyjdzie, że coś się nie uda, że coś spaprze. Postanowiła iść do ojca. Nawet nie miała składników! A przecież na dworze, jak na złość, padało. I to jak. Krople wybijały rytm w dachu zamku, bębniły o okna i zalewały błonia. Deszcz najwyraźniej postanowił uprzykrzyć życie wszystkim w Hogwarcie i zamierzał tak jeszcze trwać przez dość długi czas. 
Dlatego Amortencja wzięła głęboki oddech i ruszyła do gabinetu ojca. Zapukała grzecznie w mosiężne drzwi i pchnęła je lekko. Nie zastała tam Severusa. Zrobiła kilka kroków do przodu, a jej kroki zadudniły w pomieszczeniu. Poprawiła torbę na ramieniu i kiedy chciała zawołać Snape'a, zauważyła, że ktoś siedzi w zielonym fotelu przed kominkiem. Odetchnęła z ulgą i usadowiła się w drugim fotelu. 
-Amortencja.- Hermiona, wyrwana z zamyślenia, uśmiechnęła się. 
-Tak.
Zapadła cisza. Hermiona najprawdopodobniej czekała aż córka coś powie. Ona jednak siedziała, wpatrując się w ogień buchający w kominku i nie wiedziała w jaki sposób się odezwać. Pierwszy raz w życiu zabrakło jej słów. Musiała przyznać, że nawet po ostatniej kłótni z ojcem, kiedy to solidaryzowały się z Hermioną, niezbyt się do siebie zbliżyły. 
-Mam problem...- zaczęła czarnowłosa dziewczyna. Oczy w kolorze czekolady spojrzały na nią i speszyła się.-Ze Scorpiusem.- wypaliła.
Hermiona uśmiechnęła się.
-Chodzi o ten całus w pociągu?
-Co? Ale...
-Jestem twoją matką i Gryfonką. Dla mnie to nic trudnego, dowiedzieć się takich rzeczy. Więc?- jej uśmiech zmienił się w bardziej chytry. 
Amortencja zarumieniła się lekko. Spuściła głowę i zakryła twarz długimi włosami.
-Nie wiem.
Nagle starsza z nich parsknęła niepohamowanym śmiechem. Młodsza spiorunowała ją wzrokiem. Hermiona spoważniała, ale nadal uśmiechała się szeroko. 
-Przepraszam, ale to, że córka mojego męża czegoś nie wie... To jest... To jest armagedon.- zachichotała wesoło.
-Skończyłaś?- uniosła prawą brew w dokładnie taki sam sposób jak Severus.
Hermiona pogłaskała ją delikatnie po policzku. Kochała córkę i tak bardzo żałowała, że to zawsze Severus miał z nią lepszy kontakt. Teraz naprawdę spoważniała.
-Może i masz geny Mistrza Eliksirów, ale o uczuciach masz blade pojęcie, poza tym, nie jesteś na to trochę za młoda?- zapytała z nutą śmiechu w głosie.
-Wiem, co chcesz przez to powiedzieć. Nie przyszłam do ciebie, żeby rozmawiać o Albusie i Scorpiusie. Po prostu go pocałowałam, jasne?- warknęła. Zwykle była niecierpliwa.-I teraz nie mam pojęcia czy to w jakikolwiek sposób wpłynie na naszą przyjaźń.
Hermiona zaczęła jej opowiadać o jej przyjaźni z Harrym i Ronem. Amortencja słuchała uważnie i nawet była tym wszystkim zaciekawiona. Dziwne. Przyszła tu z myślą, pogodzenia się z ojcem i podpytania go o niektóre składniki eliksiru, a siedziała teraz i wychwytywała rady, które dawała jej matka, wplecione w opowieść. W sumie, nie była taka znowu zła. Amortencja doskonale rozumiała jak musiała się czuć, mając za przyjaciół Harry'ego Pottera i Rona Weasley'a. 
I postanowiła, że będzie przychodzić do niej na takie pogawędki częściej. A Hermiona promieniała, mimo wszystkich kłopotów z Harrym i Mary, wilkołakami i nie wiadomo czym jeszcze.


Faust czekał na nich cierpliwie. Nawet Kruk nie miał czasu go pogłaskać! A przecież to on zawsze drapał go za uszami, kiedy pracował, to go podobno odprężało. A teraz? Spędzili dzień, razem z tą całą Pufkiem, sprawdzając eseje uczniów, czytając i rozmawiając o jakiejś "Tlenionej Blondynie", jak nazwała ją Pufek. W ogóle nie wiedział o co chodziło i zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał się dowiedzieć. Siedział z nimi na dywanie przed kominkiem, uważnie nasłuchując.
-A jeżeli, jeżeli on zdradza Ginny?- zapytała Pufek ze strachem i wtuliła się w męża.
-Z kim? Ona jest w moim wieku.- prychnął Kruk.
-Przecież ona jest...
-Nie.- przerwał jej ostro Kruk.-Nie jest piękna. Ty jesteś piękna. Z tobą mógłby zdradzać Ginny, za co osobiście bym go zabił, nie z nią.- złożył pocałunek na jej czole.-To musi być coś innego.
Tylko tyle zdołał usłyszeć. Potem oboje wyszli, ona zapewne do tej animagicznej plotkary, a on na błonia. Faust nie wiedział, dlaczego, ale Kruk bardzo lubił deszcz. Ostatnio przynajmniej to zauważył. Z braku innych zajęć, czarny kot wskoczył na łóżko i zasnął. Jak każdy kot, uwielbiał spać. 
Obudziło go trzaśnięcie drzwi. Rany, czy oni nie mogą zachować minimum kultury? Pufek weszła pierwsza i nerwowo przeczesała włosy. Kruk złapał ją w talii i przyciągnął do siebie stanowczo. Ucałował jej czoło i szepnął jej coś do ucha, jednocześnie, lekko, muskając je ustami. Z tego, co usłyszał, było to: "Nie martw się już, poradzimy sobie, bywało gorzej". Uśmiechnęła się i zarzuciła mu ręce na szyję.
Tak, tak, bądź romantyczny, i tak nic ci to nie da.
Położył ją na łóżku delikatnie, jakby obchodził się z porcelanową lalką i uśmiechnął się chytrze, składając na jej ustach namiętny pocałunek. Jego długie, czarne włosy, łaskotały jej szyję. Zaśmiała się krótko i przyciągnęła do siebie jego twarz.
-Kocham cię, Sev.- szepnęła. 
Skinął głową z wrednym uśmieszkiem i wrócił do całowania jej szyi i ramion. Faust prychnął i syknął wściekle, a potem wyszedł z pokoju. Jak ich znał, to pewnie i tak by go za chwilę wyrzucili. A niech sobie robią, co chcą. Wymknął się za drzwi i ruszył w stronę schodów, prowadzących na wyższe, od lochów piętro.

11 komentarzy:

  1. Biedny Faust! Nie dadzą mu spać :D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne, podoba mi się coraz bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyżby Faust powoli stawał się jedną z ważniejszych postaci? Ciekawie, ciekawie. Nigdy nie spotkałam się z takim wątkiem w fanfiction więc otrzymujesz kolejnego dużego plusa za pomysłowość :).

    Karolina Ulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :O Faust ZAWSZE <3 Od początku był ważny . Dzięki ;D

      Usuń
  4. Jestem niesamowicie zadowolona z tego rozdziału! ;> Ciekawy, ale nadal sporo wątpliwości i niewiadomych ;.
    Sil

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie,wiem o co chodzi,ale mi się podoba ;] Pufek i Tencja zaczynają się dogadywać ^^ To dobrze. Potter.Nigdy nie lubiłam,i nie polubie.Nadenty kretyn -.- Na pewno coś knuje.Pfff.. Faust jest totalny xD Hahahaha <3 I love it <3 ~sadystka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba. Faust wymiata. ZAWSZE <3 Chyba muszę poprosić Seva, żeby mi sprzedał to słowo, bo za często go używam XD
      Dziękuje ;D

      Usuń
  6. Cześć ;) Zapraszam na nowy rozdział.
    http://sevmionelove.blogspot.com/2013/05/rozdzia-51.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wybacz myślałam, że skomentowałam rozdział :D
      Tak więc już się poprawiam :p
      Notka lepsza więc masz u mnie + ;) Faust jest rozbrajający :)
      Pozdrawiam!

      Usuń