niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 61

Drops


Harry coś knuł. To było pewne. Pewne, ale zupełnie do niego niepodobne. W końcu Harry Potter powinien być wzorem i do tej pory starał się takim być. Założył przecież rodzinę, miał dzieci, Ginny, szczęśliwe, normalne życie, bez Voldemorta, śmierciożerców na karku i morderczych zaklęć, świstających mu nad uchem. Do tej pory jakoś sobie radził bez tego wszystkiego i nie miał wielu kłopotów. To w sumie było dziwne, kłopoty zawsze ciągnęło do niego niesamowicie, jakby był jakimś magnesem.
W pewnym momencie życia nawet zaczął zastanawiać się, dlaczego jest tak spokojnie, tak leniwie i przeraźliwie wolno. Patrzył na swoje dzieci, na Syriusza, który był zupełnie jak imiennik, na Albusa, który był najwrażliwszy z jego pociech, i który wyraźnie czuł coś do Amortencji, na Lily Lunę, która miała naturę matki i tak samo kochała quidditcha i zastanawiał się, dlaczego Hogwart stał się takim spokojnym miejscem. Oczywiście, nie przeszkadzało mu to, ale to naprawdę było dziwne. Zastanawiał się gdzieś tak do połowy pierwszego roku Albusa. Potem już był pewny, że Hogwart nigdy najzupełniej spokojnym miejscem nie będzie. 
Trudno, taki już los tej starej, dobrej szkoły. Póki jednak czuwali tam ludzie odpowiedni, nic na większą skalę zniszczeń nie mogło się stać. On też tam czuwał. Nie przyjął posady nauczyciela, bo chciał. Przyjął ją, bo musiał. Jego praca tego wymagała. 


Deszcz nieprzerwanie siąpił za oknami zamku. Nikomu to się nie podobało. Szare chmury, porywisty wiatr wydawały się zwiastować coś złego. Niebo raz po raz, rozświetlały błyskawice, jak wijące się węże, przepowiednie nie wiadomo czego. Amortencja straciła nadzieję na nauczenie się czegoś ciekawego na lekcjach wróżbiarstwa. Profesor Trelawney okazała się kompletną porażką. 
Obrała sobie Amortencję na pewien cel, dziewczyna, podpadając jej już na pierwszej lekcji, zyskała sobie przepowiednie śmierci w każdą następną godzinę wróżbiarstwa. I nic sobie z tego nie robiła. Z natury nie zwracała uwagi na ludzi, którzy rozpaczliwie próbowali zwrócić na siebie jej uwagę. Sybilla za wszelką cenę starała się jakoś rozwścieczyć córkę Snape'a. Całą na to nadzieję ulokowała w myśli, że może przejęła temperament ojca.
Tylko Severus był zupełnie spokojnym uczniem, jako nastolatek i ona też wydawała się taka być. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Amortencja, ruszając na kolejną lekcję wróżbiarstwa zastanawiała się, co też dzisiaj wymyśliła profesor Trelawney, a przede wszystkim, jak jej dopiec. Nie była wredna, po prostu twierdziła, że nikt nie ma prawa przepowiadać jej śmierci bezpodstawnie, a szczególnie ta dziwna kobieta w wielkich okularach. Zamierzała bronić swojego zdania. 
Spojrzała na Scorpiusa, który szedł obok niej. Potem zerknęła na Albusa. Mimo, że wszyscy wrócili do przyjacielskich stosunków, wyglądało to dość dziwnie. Już nie było tak jak dawniej. Weszli do klasy wróżbiarstwa, a Amortencji jak zwykle zakręciło się w głowie. Na dworze panował chłód, ale tak ogrzać salę, to była zdecydowana przesada. Zapach kadzideł, zamiast ukoić zmysły, po prostu rozpraszał. Ledwo dowlokła się do ich stolika i usiadła. Oparła czoło na blacie stolika i zakryła twarz czarnymi włosami. Nie usłyszała kroków nauczycielki. 
-Nawet się lekcja nie zaczęła, a panna Snape już śpi?- zapytała.-Twoja aura mnie zadziwia.
-To nie jest żadna moja głupia aura, to ta klasa, gdyby nie była tak wszystkimi kadzidłami świata naszpikowana, to czułabym się lepiej.- mruknęła w odpowiedzi Amortencja.
Podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Trelawney, co prawda, ukryte pod grubymi szkłami, ale jednak. Trelawney nie była zadowolona, nigdy nie lubiła, gdy ktoś obrażał jej wyczucie stylu. To była jej klasa i mogła ją sobie urządzić jak sobie chciała.
Odeszła, a Amortencja zamrugała gwałtownie kilka razy i spróbowała skupić się na lekcji. 
-Zobaczysz, ona cię kiedyś naprawdę ukatrupi.- szepnął w jej stronę Scropius.
-Nie skończy się na przepowiedniach.- dopowiedział Albus.
Zachichotała cicho. Tylko oni potrafili ją rozśmieszyć.
-Prędzej umrę od tego smrodu.- mruknęła z uśmiechem. 
Trelawney rozdała im kubki z herbatą. Amortencja pomyślała, że jednak można polubić te lekcje. Myślała tak, dopóki Trelawney nie opowiedziała im, co mają zrobić. Mieli spokojnie wypić herbatę, a potem wyczytać z fusów swoją najbliższą przyszłość. Swoją drogą, herbata była jakaś dziwna, a Amortencja nie paliła się do tego, by znowu dostać przepowiednię tragicznej śmierci. Tylko, że napój w końcu się skończył, a ona musiała spojrzeć na dno filiżanki. 
Właściwie nie wiedziała, co zobaczyła. Dała ją Scorpiusowi, a on podał jej swoją. W jego filiżance zobaczyła jakieś dziwne zawijasy, jakieś pozawijane linie. Trelawney podeszła do nich i wzięła filiżankę Scorpiusa. 
Może Amortencji się wydawało, ale przez jej twarz przebiegł cień, może naprawdę coś zobaczyła.
-Widzę, widzę, miłość, poskręcane długie loki, tragiczną miłość i eliksiry.- powiedziała nawiedzonym głosem, a Amortencja pomyślała, że jednak nie jest to głos udawany.
Potem nagle Trelawney otrząsnęła się. Spojrzała na Amortencję.
-Blond loki.- mruknęła i odeszła.


Hermiona nie była pewna, co zrobić ze sprawą z Harrym. Długo nad tym myślała. Nie mogła się wszystkim przejmować, naprawdę nie mogła. Chciała to zmienić, nareszcie zająć się sobą, przestać niańczyć przyjaciół jakby byli małymi dziećmi. Tylko, co zrobić, martwiła się o nich. Wiedziała jak bardzo Harry lubił ściągać na siebie kłopoty i wiedziała, że to spotkanie z Mary nie było ani przypadkowe, ani nic nie przynoszące. Z doświadczenia spodziewała się, jakiejś katastrofy, bo co innego mogło wyniknąć z takiego duetu? Tylko, po co on to robił? 
Nie mogła spać. Miała dziwne sny, jak zawsze, kiedy czymś się martwiła, kiedy miała jakieś kłopoty. Wtedy, nawet silne ramiona Severusa, przytulające ją do siebie nie pomagały. Obudziła się gwałtownie i już nawet nie próbowała zasnąć. Westchnęła, przeczesała nerwowym gestem, gęste włosy i spojrzała na sufit. Teraz potrzebowała tylko spokoju i wyciszenia. Była jakaś dziwnie otępiała. 
Spojrzała na Severusa. Choć miał zmarszczone w charakterystyczny sposób brwi, jego twarz była spokojna, oddychał miarowo, a jego ręka czule ją obejmowała. Nie rozumiała, jak kiedyś radziła sobie bez niego. Nawet nie chciała pamiętać tych nocy w pustym dormitorium. Jego ręce, jego tors po prostu przynosił jej ukojenie, sam widok jego twarzy uspokajał ją. 
Czule odgarnęła nisforny kosmyk z jego wysokiego czoła. Poruszył się niespokojnie i otworzył oczy. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Przetarł dłonią oczy i ziewnął potężnie.
-Co ty robisz?- zapytał.
Jego głos wydawał się krzykiem we wszechogarniającej ciszy. 
-Nie mogę spać.- szepnęła.
Westchnął ciężko. Usiadła na łóżku i zagryzła dolną wargę. Spojrzał na nią krytycznie. Rozłożył ręce, a ona przytuliła się do niego. Pogłaskał ją delikatnie po włosach. 
-Nie masz prawa martwić się wszystkimi wokół.- szepnął, wtulając głowę w jej loki.-Nie możesz przez to spać, nie możesz nic robić. Zajmij się w końcu sobą, nami, Amortencją i wystarczy.
Przytulona policzkiem do jego chłodnego torsu myślała przez chwilę nad tym wszystkim. Złożyła pocałunek na jego szyi i musnęła pacem linie jego mięśni. Mimo, że był przeraźliwie chudy zawsze podobał jej się jego tors. Uśmiechnęła się.
-Masz rację.- szepnęła.
-Nareszcie. Wykańczasz się przez nich, Pufku.- uśmiechnął się szeroko.
Kochała jego uśmiech. Przylgnęła do niego i momentalnie zasnęła. Nie, jednak potrafił ją uspokoić bez względu na ilość problemów.


Faust wściekły doszedł do Wielkiej Sali, ale tam było pusto i ciemno. Skierował się na wyższe piętro. Schody zrobiły mu psikusa i przesunęły się. Dobrze, trzeba iść, byle przed siebie i jak najdalej od tej patologii. Prychnął na Panią Norris, a ta błyskawicznie uciekła do Filcha. Dziwna kotka. O ile to była kotka. W ogóle nie zachowywała się jak kot.
Zauważył wysoką postać zmierzającą po schodach. Dogonił ją, a w półmroku błysnęły jego oczy. Szedł za dziwną postacią jeszcze przez chwilę, potem zatrzymała się przed dziwnym wejściem. Postać szepnęła coś do jakiegoś posągu i otworzyły się jakieś drzwi. Faust szybko pobiegł za postacią i w ostatniej chwili zdążył wejść na schody. 
Po chwili kręcone schody ruszyły. Kot zachwiał się i usiadł. Co to jest? Dotarli pod kolejne drzwi. Postać otworzyła je i machnięciem różdżki zapaliła ogień w kominku. Teraz dopiero Faust mógł zobaczyć, gdzie się znajdowali. Był to niezwykły i piękny pokój. W klatce w jego kącie siedział krwistoczerwony feniks, który chrapał smacznie. Postać usiadła za biurkiem na pajęczych nóżkach.
Miała długą srebrzystobiałą brodę i pomarszczoną twarz, a zza okularów-połówek wyzierały miłe bladoniebieskie oczy. Faust chciał się bliżej przyjrzeć mężczyźnie. Wskoczył zgrabnie na biurko, ale jego uwagę przykuło co innego. Na blacie porozrzucane były różne papiery, kartki i dziwne urządzenia, a ponadto jakieś cukierki. Faust energicznym krokiem przeszedł przez całą długość biurka i powąchał dziwne kulki. Pachniały cytryną. Polizał jednego. Mniam.
-Ach, Faust, tak?- odezwał się do niego starzec.-Lubisz dropsy, co? Nareszcie ktoś, kto je lubi.- uśmiechnął się.
Pogłaskał kota czule i podrapał go za uchem. Może nie robił tego tak wprawnie jak Kruk, ale liczyły się chęci.
Ach, więc Drops. Tak, Faust polubił zarówno Dropsa jak i dropsy. 

13 komentarzy:

  1. Zakończenie fantastyczne! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko moja XD
    HAHAHAH XD zakonczenie absolutnie rozwala system XD cudowny jest ten kot XD
    Hermiona z Severusem tacy uroczy <3
    Fajnie, fajnie ;p
    Ps. U mnie rowniez nowy rozdzial, zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faust jest nie do przebicia, jakbyś powiedziała: "na bokserki Snape'a" XD Dziękuję <3

      Usuń
  3. Blond loki? Co za kurde BLOND loki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, nic, takie tam... W następnym rozdziale się dowiesz XDD Tylko nie rzucaj Cruciem, Puchonko, bo się nie dowiesz -.- XD

      Usuń
  4. Ahah. Po prostu kocham twojego bloga. Niedawno na niego trafilam i musze przyznac ze ta cala historia tak mnie wciagnela, ze przeczytalam ja w niecale dwa dni.
    Piszesz swietnie i w dobrym stylu, oby tak dalej. :)
    Ten rozdzial jest cudny. Wizja Hermiony przytulajacej sie do Seva sprawila ze usmiecham sie jak glupia. Dumbledore nareszcie znalazl kogos kto tak jak on lubi dropsy! Cod, miod i .. Dropsy. :D
    *przepraszam za brak polskich znakow, ale pisze z telefonu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Dumbeldore musiał kogoś takiego znaleźć ;D

      Usuń
  5. Na wstępie chciałabym przeprosić za to,iż komentuję dopiero teraz.W weekend nie miała czasu,bo rajd harcerski był i wgl,no więc mam nadzieję że mi wybaczysz :( A więc tak... Hmmmm... rozdział oczywiście dobry.Czekam na blond logi :) Już sobie wyobrażam jak się Drops musi jarać xD Co tu dużo mówić? Super mega i takie tam :p Kocham tą twoją patologię i tyle <3 ~sadystka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz przepraszać ^^ Rany, jak tak to czytam i śmieję się do ekranu, to sobie myślę, że na tym rajdzie mieli z Tobą zabawę XD
      Dziękujję <3

      Usuń
    2. Hue Hue Hue ^^ Nom <3 ~sadystka ;)

      Usuń
  6. Blond loki? Kto ma blond loki? ciekawe..
    LUBIE CYTRYNOWE DROPSY, ZRESZTĄ DROPSA TEŻ <3

    OdpowiedzUsuń