wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 48

Za dużo faktów



Hermiona spojrzała na Minerwę pytająco. Co się działo? Severus ani na nią nie wrzasnął, ani nie zmierzył wzrokiem, wręcz przeciwnie. Nie miała pojęcia jak to interpretować. W międzyczasie zdążył pojawić się dyrektor, który trzymał mocno za rękę McGonagall i przyglądał się smutno Hermionie. Czarnowłosa dziewczyna, tak podobna do Snape'a siedziała samotnie w fotelu, z zamyśloną miną, spoglądając przed siebie. Hermiona właściwie widziała w niej coś, co sprawiało, że od razu czuła się lepiej i lżej na sercu, ale nie mogła tego wyjaśnić. Przecież nie widziała dziewczyny jeszcze nigdy. A może...
Pokręciła głową i rozejrzała się. Nic się nie zmieniło. Albus stał obok Minerwy, obejmując ją czule ramieniem, Snape ukrywał twarz w dłoniach. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić.
-Nie chcę być niegrzeczna, ale może mi ktoś powiedzieć co tu się właściwie dzieje?- zapytała, patrząc na nich wszystkich po kolei.-Co z Voldemortem?
Albus zwrócił twarz do Severusa. Uśmiechnął się smutno.
-Zaczęliście się spotykać tuż przed Drugą Bitwą o Hogwart.- rzekł spokojnie.
Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy. O ile dobrze pamiętała, Druga Bitwa o Hogwart dopiero miała się rozpocząć. O ile dobrze pamiętała, przyszłość po bitwie wiązała z Wiktorem, nie Snapem. Jakim cudem?! Snape nigdy by jej do siebie nie dopuścił, nawet gdyby tego chciała. Był opryskliwy, arogancki, sarkastyczny, wredny. Był prawdziwym Ślizgonem, nawet jeśli poświęcił życie dla Zakonu Feniksa i Dumbeldore'a, nawet jeśli szanowała go, nawet jeśli jego zapach wprowadzał ją w stan bliski szaleństwa. Oprzytomniała i zwróciła się do dyrektora.
-Panie profesorze, mógłby mi pan to wyjaśnić?
Snape wstał i podszedł do niej. Cofnęła się kilka kroków i zagryzła dolną wargę, jak to miała w zwyczaju robić. Nie wiedziała, co ma myśleć o dziwnym zachowaniu profesora. Chciała na niego krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Widząc przerażenie w jej oczach, z ciężkim westchnieniem pogłaskał jej policzek.
-Mówiłem ci, żebyś nie gryzła tej wargi.- powiedział.
Ton jego głosu zaskoczył ją. Mówił łagodnie, a nawet z melancholijnym cieniem uśmiechu w kącikach ust.
-Mówił pan?- zdziwiła się.-Nie przypominam sobie.
Snape podszedł smętnym krokiem do czarnowłosej dziewczynki i pocałował ją w czoło. Potem zmierzył wzrokiem Dumbeldore'a, wyglądał tak jakby zaraz miał splunąć na podłogę. Minerwa kurczowo trzymała się ramienia dyrektora. "Czy oni ze sobą...?", zamyśliła się Hermiona. Tymczasem Snape nadal piorunował wzrokiem parę.
-Już nigdy cię nie posłucham.- syknął.-Już nigdy. Najpierw twoje pomysły odebrały mi Lily, teraz Hermionę. Może, gdybym wtedy zamiast pójść do ciebie, próbowałbym przekonać Czarnego Pana do swoich racji, może wtedy nadal by żyła.- wycedził przez zaciśnięte.
"Lily...?". Hermiona znała tylko jedną Lily i była nią matka Harry'ego. Ale... Niemożliwe, czyżby Snape był w niej zakochany? Zerknęła niespokojnie na dziewczynkę, która wyglądała jak delikatna, porcelanowa lalka, choć lalka ze złowrogą miną.
-Severusie, wiedziałeś dobrze, co może spowodować eliksir. Wiedziałeś, że nie możemy czekać do pełni, aż nie będzie odwrotu od przemian, jeśli jakieś się dokonają. Znałeś konsekwencje, nie możesz winić jedynie mnie.- rzekł spokojnie Albus.-Poza tym, to w końcu się odwróci.
-Ach, więc to jakaś karma, szczęście losu, tak myślisz, stary głupcze?!- warknął coraz bardziej zdenerwowany.-Ja jakoś nigdy nie poczułem tego na własnej skórze, wiesz?!
Severus przez chwilę milczał.
-Wyjdź.
-Severusie, nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko.- mruknęła Minerwa.
-Wyjdź!
Wyszli pospiesznie. Hermiona patrzyła za nimi. Nie chciała zostać w komnatach Snape'a, nie wiedziała, co się właściwie stało.
-Panie profesorze... Może mi pan...- zaczęła, ale zamilkła, widząc jego minę.
-Wypiłaś eliksir, który usunął twoje wspomnienia, jasne?!- wrzasnął.-Możesz nie pamiętać, ale od paru ładnych lat jesteśmy małżeństwem, a to nasza córka.- wskazał na dziewczynkę.-Amortencja.
Hermiona nie mogła wydusić z siebie słowa. Nie będzie jej wciskał takich bzdur.
-Dosyć tego! Nie chcę tego słuchać!
Wybiegła z gabinetu i dogoniła Minerwę z dyrektorem.




Snape usiadł za biurkiem i w zamyśleniu przyglądał się czemuś, co widział tylko on. Spodziewał się tego, los nigdy go nie oszczędzał. Najpierw ojciec, mugol, tak bardzo nieznoszący magii i tak bardzo winiący go za jego jego umiejętności, że nie szczędził dla niego krzyków i fizycznych metod karania. Potem przeklęci Huncwoci, którzy upatrzyli go sobie na cel. Dlaczego? Dlatego, że chciał iść do Domu Węża, a oni takich nie tolerowali. Idioci. Nie tolerowali tych, którzy chcieli piąć się w górę, ku drodze ku wielkości. Potem, kiedy myślał, że znalazł się wśród swoich, gdy chciał się zemścić, wróciły wspomnienia o Lily. Wraz z przepowiednią, która niosła za sobą, tak czy inaczej, śmierć. Lily umarła, a on został sam na świecie, użerając się z kretynami, nie potrafiącymi uwarzyć jednego porządnego eliksiru, chroniąc dziecko Lily, jak tylko potrafił. A gdy Voldemort nareszcie i ostatecznie został zniszczony w jego gabinecie pojawiła się niska Gryfonka z burzą loków i wesołych oczach. Mógłby pomyśleć, że to było właściwie jego największe szczęście, ale może lepiej by było, gdyby został sam i spokojnie odszedł z Hogwartu na Spinner's End i tam czytał książki do końca życia.
Może lepiej. Ale miał słabość do Gryfonek. Dowodem na to była Lily i Hermiona. Westchnął.
-I co teraz?- posłał pytanie w przestrzeń.
Zapomniał o obecności córki. Podeszła do jego biurka ze zbuntowaną miną.
-Na pewno nie będziesz siedział tu i nad sobą się użalał. To do ciebie nie pasuje, do żadnego ze Ślizgonów.- powiedziała pewnie.-Może i Gryfoni są odważni, ale Ślizgoni nigdy się nie poddają, powtarzałeś mi to całe życie.- zamilkła na chwilę i spiorunowała go spojrzeniem czarnych oczu.-Z tego co wiem, to ją kochasz.- zwęził oczy w szparki i posłał jej krytykujący wzrok.-A o miłość się walczy. o Lily walczyłeś, a moja matka nie jest tego warta?- skrzyżowała ręce w oskarżycielskim geście.
-Jak możesz tak w ogóle mówić?- poderwał się gwałtownie z fotela.
-Jak możesz tutaj siedzieć bezczynnie i czekać na jakiś cud?- odgryzła się.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?- syknął wściekle.
-Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak podrywać twoją żonę?
Uniósł prawą brew wysoko do góry. Każdego innego mógłby przerazić, ale jej nie. W końcu byli tacy sami.
-Idź, zanim odejmę punkty Slytherinowi, a jak zaczną się wakacje to ci załatwię taki szlaban, że Scorpius i Potter po prostu będą musieli czekać do następnego semestru, żeby cię zobaczyć.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-I co, w piwnicy mnie zamkniesz?- posłała mu drwiący uśmiech.-Ja się ciebie nie boję, jesteś moim ojcem, jak zauważyłeś, trochę jesteśmy podobni.
-Jesteś dopiero w drugiej klasie i już do tego stopnia upodobniłaś się do mnie, żeby pyskować nauczycielowi?
-Tak.- uśmiechnęła się.-Masz o nią walczyć.
-Kolejna swatka.
Spojrzał na nią podejrzliwie, przypominając sobie sprawę Evanny i Neville'a.



Minerwa zaprowadziła Hermionę do swojego gabinetu, gdzie usiadły. Hermiona rozejrzała się. Przynajmniej tu nic się nie zmieniło. Gabinet został taki jak zawsze, na biurku z ciemnego drewna stała puszka z piernikowymi salamandrami, porozrzucane były jakieś papiery.
-Hermiono.- zaczęła McGonagall.
-Tak, pani profesor?- Hermiona jako uczennica miała paskudny zwyczaj przerywania.
-Przestań, wkurza mnie to tytułowanie. I postarza.- puściła jej oko.-Jestem Minerwa.
Hermionę zatkało. Zwykle była odważna, ale to wszystko przerastało jej oczekiwania. Nagle naszła ją niesamowita myśl, że może to tylko ponury sen, a kiedy się obudzi zastanie w gabinecie normalną, sztywną profesor McGonagall.
-Dobrze.- powiedziała niepewnie.
-Doskonale.- Minerwa uśmiechnęła się.-Teraz wszystko ci wyjaśnię.- wzięła głęboki oddech.-Nie ma już wojny z Voldemortem, wygraliśmy, śmierciożerców w większości wybito i nie było zbyt wielu ofiar.- przerwała na moment.-Wyszłaś za Severusa. Wszyscy twoi przyjaciele karcili cię za ten wybór, ale chciałaś postawić na swoim, chciałaś być niezależna. Zakochałaś się.- teraz mówiła wolniej i łagodniej.-Urodziła wam się córka, Amortencja, która aktualnie uczęszcza do drugiej klasy i jest w Slytherinie. Ma charakter ojca, ale  odziedziczyła niektóre twoje cechy.- spojrzała na Hermionę.
Hermiona nie mogła w tow uwierzyć. Ona i Mistrz Eliksirów, ona i jej... córka? Wzięła głęboki oddech. Ale przecież wtedy była z Wiktorem Krumem... Popatrzyła na Minerwę, dając jej znak, że może słuchać dalej. McGonagall odchrząknęła.
-Rok wcześniej w zamku zjawiła się Bellatrix, która jakimś pokręconym cudem, który znowu tylko Albus i Severus potrafią wyjaśnić, przeżyła. Porwała Amortencję. Na zmianę z Severusem rozchodziliście się, schodziliście i wspieraliście się.- uśmiechnęła się smutno.-W końcu się zeszliście, Amortencja wróciła, a Bella trafiła do Azkabanu.
Hermiona westchnęła, zbierając wszystkie te fakty w głowie. Fakty, też coś. To nie mogła być prawda. Prychnęła sama do siebie. Minerwa zauważyła to i pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rozumiem, że możesz być zła. Teraz musimy zadbać o to, by pamięć ci wróciła i żebyś wróciła do Severusa.
Hermiona zmierzyła ją wzrokiem.
-A może ja nie chcę do niego wracać, może chcę odnaleźć Wiktora?- powiedziała buntowniczo.
-Wiktora?- Minerwa zaśmiała się nerwowo.-Miona, Wiktor uderzył cię, tuż przed bitwą, kiedy nie chciałaś z nim uciec. Severus zauważył to, wziął cię do swoich komnat i nie wypuszczał, dopóki nie upewnił się, iż nic ci nie jest.- posłała jej szeroki uśmiech, potem spoważniała.-Później jeszcze przed bitwą dopadł Wiktora i rzucił w niego Sectumsemprą, kilkoma Crucio. Co jak co, ale kobiety on szanuje.
-Co były śmierciożerca może o tym wiedzieć?- prychnęła niecierpliwie.-Nie wmówisz mi, że oni na tych spotkaniach herbatę pili i jedli ciasteczka zrobione przez Bellę.
-Oczywiście, że nie. Śmierciożercy byli wyjątkowo okrutni dla kobiet. Mugolaczki traktowali jak worki do ćwiczeń zaklęć torturujących, półkrwi jak zabawki na jedną noc.- rzekła ponuro Minerwa.-Ale Severus nigdy czegoś takiego nie zrobił, nie mógłby. Uwierz mi.
Westchnęła, krzywiąc się. Najgorsze było to, że coraz bardziej wierzyła nauczycielce i miała o nim coraz lepsze mniemanie. Uśmiechnęła lekko na dźwięk jego głosu, który nagle rozbrzmiał w jej głowie: "Mówiłem ci...".




Wkurzyłam się na Lily po raz, któryś tam, setny . Jak można było rzucić kogoś taakiego ??
________________________________________________________
Cha, majówka xD Nareszcie zero chemii, matmy, fizyki, geografii i wszystkiego co anty humanistyczne : 3 Idź bądź przedmiotem ścisłym gdzie indziej. Czeka na mnie "Mistrz i Małgorzata", "Pachnidło", "Makbet", ewentualnie "Zbrodnia i kara" <3 Albo druga część "Władcy Pierścienia" <3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał ;D Nie potrzebne Crucio xD

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 47

Zapomnienie


Minerwa zawsze była uosobieniem gryfońskiej odwagi i poświęcenia, oddania dla przyjaciół i bliskich. Nie zaskoczyła Albusa, wpadając do jego gabinetu i wrzeszcząc o tym, jak mógł poradzić w taki sposób Severusowi. Była u Hermiony, która siedziała smutna w fotelu i wpatrywała się w ogień w kominku. Gdy dowiedziała się o sprawie z eliksirem, którego skutkiem ubocznym mogłaby być utrata wspomnień, od razu poszła do Dumbeldore'a. 
-Minerwo, możesz mi powiedzieć, co się stało?- zapytał spokojnie dyrektor. 
Zacisnęła dłonie w pięści, ale zdusiła w sobie chęć mordu, za taką krzywdę, wyrządzoną jej przyjaciółce i usiadła w fotelu przed biurkiem na pajęczych nóżkach.
-Możesz łaskawie mi powiedzieć, dlaczego poleciłeś Severusowi uwarzyć eliksir, przez który Hermiona może stracić pamięć?- syknęła gniewnie, nachylając się w jego stronę.
Albus pozostał spokojny, a nawet uśmiechnął się do niej. Błysnęły niebieskie oczy za szkłami okularów-połówek, które pasowały do niego idealnie. Prawdopodobnie, gdyby okulary zdjął, nikt by go nie rozpoznał.  Milczał, a Minerwa częściowo uspokoiła się, ale przyglądała się mu natarczywie, oczekując odpowiedzi. Feniks Fawkes poruszył się niespokojnie w swojej klatce. Dumbeldore spojrzał na niego, potem znowu na McGonagall.
-Eliksir pomoże stwierdzić czy Hermiona będzie mieć kłopoty z wilkołactwem, poza tym, była to jedyna opcja. Inaczej nie da się tego stwierdzić.- powiedział w końcu.
-Nie ma innego sposobu?- z Minerwy uleciała resztka złości.-Inaczej nie da się tego wykryć?
Dumbeldore pokręcił smutno głową. Sam chciałby, żeby to było możliwe, ale przemiany Remusa były dziwne, skomplikowane... To i leczenie musiało być skomplikowane. Było mu szkoda, bardzo lubił Hermionę już za czasów jej nauki, a gdy dowiedział się o niej i o Severusie, pomyślał, iż nikt inny nie mógłby być lepszy, albo inaczej. Nikt inny nie wytrzymałby z nim. 
-A... Jak wyrazić to na przykład procentowo?- zapytała z przejęciem Minerwa.-Jakie są szanse, na to, że nie straci pamięci?
-Tego nie wiem i ocenić nie mogę.- odparł ponuro.-Niestety. Dotąd gatunek tego drzewa nie był często wykorzystywany do tworzenia eliksirów.- dodał, jakby usprawiedliwiając swoją niewiedzę. 
-To nic.- uśmiechnęła się do niego.-Nie twoja wina, Albusie, nie możesz wiedzieć wszystkiego. 
-To akurat powinienem, ale niestety nie mam dostępu do takich informacji w tak krótkim czasie, moja droga Minerwo. Severus wie, co robi, wie o tej roślinie tyle samo, co ja.- rzekł.
-Może się jednak uda? Tyle rzeczy się już w tej szkole zdarzyło, przetrwaliśmy dwie bitwy, Voldemorta, śmierciożerców, Ministerstwo Magii, w zeszłym roku Bellatrix, Draco, to może teraz przetrwamy i to?- uśmiechnęła się ciepło. 
-Wierzmy w to, kochana Minerwo, bo wiara to  jedyna nadzieja, jaka nam pozostała.
-Przestań z tymi sentencjami, bo już naprawdę mam ich dość.
-Dobrze.



Uczniowie wyszli na błonie, oczywiście ci, którzy nie mieli SUM-ów czy OWUTEM-ów. Słońce świeciło jasno, od strony Zakazanego Lasu wiał dziwny wiatr, chłodny i orzeźwiający. Po czystym niebie przepływały leniwie dwie chmury, kształtem przypominające watę cukrową. Zamek wyglądał niesamowicie w promieniach wiosennego słońca, jak potężna twierdza, jak prawdziwy, ciepły dom. 
Amortencja, Scorpius i Albus siedzieli pod drzewem nad jeziorem. Wiosna w Hogwarcie następowała niesamowicie szybko, tak jak przychodziła zima. Wszystkie pory roku jak w zegarku. Amortencja uśmiechnęła się. Ogrzewała twarz w blasku słońca, z zamkniętymi oczami siedziała na trawie i niczym się nie martwiła. Niczym, dopóki Scorpius nie pociągnął jej za rękaw szaty. Otworzyła oczy i zgromiła go wzrokiem, a on z poważną miną wskazał w oddali Hermionę i Minerwę. Szły sobie wolno, Minerwa obejmowała jedną ręką Hermionę, a ta ze spuszczoną smętnie głową rozglądała się tęsknie po okolicy. To zmartwienie na jej twarzy tak bardzo kontrastowało z otoczeniem, że aż raziło. To było jak zgasić słońce. Rumiana twarz Hermiony zawsze powinna być uśmiechnięta, każdy kto ją znał, tak uważał.
Amortencja spojrzała na Scorpiusa i Albusa. Podniosła się i ruszyła żwawym krokiem w kierunku szkoły.
-Co zamierzasz zrobić?- zapytał Albus.
-Oni nigdy mnie nie słuchają, nigdy nie wtajemniczają mnie w te wszystkie ich ciemne sprawki.- mruknęła wściekle.-Poczekam sobie na nich wszystkich w gabinecie ojca. 
-Sprytnie.- powiedział Al.
Przybił z nią piątkę, a Scorpius spojrzał na niego nieprzychylnym wzrokiem. Amortencja westchnęła ciężko. Skierowała się do lochów. Jej gniewne kroki zadudniły w pustym, podziemnym korytarzu. Albus zdążył polubić lochy, ale teraz zapragnął wrócić do słońca niż iść zimnym, wilgotnym korytarzem lochów. 
Stuknęła w klamkę drzwi, gabinetu Snape'a, szepcząc stanowczo: "Alohomora". Drzwi natychmiast otworzyły się z towarzyszącym im dźwiękiem skrzypienia. Cała trójka weszła. Albus wyjął z torby szkolnej pelerynę-niewidkę i trzymał ją, czekając na przybycie Severusa. 
-Tylko tyle?- spytał.-Tylko marne zaklęcie zamykające? Myślałem, że kto jak kto, ale twój ojciec to nieźle zabezpiecza swój gabinet.- powiedział, rozglądając się.
Westchnęła.
-Właśnie dlatego tego nie robi. Wszyscy myślą, że on na pewno zakłada na drzwi dodatkowe zaklęcia, nigdy nikomu nie przyszłoby do głowy, że to takie proste, no, nie?- uśmiechnęła się lekko. 
Podeszła do fotela, w którym zwykle siadywał jej ojciec, a im dała znak, żeby się schowali. Już z daleka słyszeli wszyscy ciężkie kroki Snape'a. Po chwili Mistrz Elikisrów wkroczył do gabinetu i od razu stanął jak wryty na widok córki. Westchnął.
-Możesz mi, droga córko, powiedzieć, co ty tu robisz?- przeszył ją spojrzeniem.
-Czytam.- odpowiedziała spokojnie.
Dopiero teraz zauważył, że trzyma na kolanach książkę. "Rozważna i romantyczna", pomyślał ze zgrozą. Westchnął i podszedł do niej. Uklęknął przy fotelu i uniósł prawą brew, patrząc w jej oczy. Miały dokładnie taką samą barwę jak u niego.
-Gustujesz w książkach jak matka. Może mi jeszcze powiesz, że Pułkownik Brandon jest biedny i słodki?- zironizował.
Uśmiechnęła się wrednie.
-A, tak. Owszem.
-Po kim ty to masz?
-No, naprawdę nie wiem.- powiedziała z udawanym zaskoczeniem.
Uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy. Potem skierował się w stronę biurka. Zaczął przerzucać jakieś kartki.
-A tak naprawdę, co tu robisz?- zapytał, szukając czegoś w stercie pergaminu. 
-Czekałam na was.
Akurat, kiedy to powiedziała do gabinetu weszła Hermiona, a za nią Minerwa. Spojrzały pytająco na Severusa. Wzruszył ramionami. Hermiona usiadła w drugim fotelu przed kominkiem. Ucałowała czoło Amortencji i uśmiechnęła się blado.
-Dobra, koniec gierek.- rzekła Amortencja. 
Wszyscy zwrócili ku niej głowy i zaczęli słuchać.
-Mam dość. Trudno nie zauważyć, że znowu coś się dzieje.- kontynuowała.-Sami i tak byście mnie nie poinformowali, więc chce się dowiedzieć, o co chodzi? To niesprawiedliwe. Ile razy słyszałam: rodzina jest najważniejsza?
Czekała przez chwilę na ich reakcję. W końcu Snape spojrzał z błyskiem w oku na córkę, a w kącikach jego ust pojawił się cień dumnego uśmiechu.
-Masz rację, to jest hipokryzja.- zgodził się z nią.-Musimy ci powiedzieć.- zerknął na żonę, która skinęła głową.-Ta blizna, ona może mieć skutki uboczne, objawiające się wilkołactwem. Trzeba to jak najszy7bciej sprawdzić eliksirem, który jednak może spowodować utratę wspomnień i wrócić twoją matkę do lat szkolnych.


Hermiona czuła się dziwnie. Severus poszedł do składziku po odpowiednią fiolkę. Eliksir przygotował ze zwykłą dla siebie starannością i precyzją. Substancja była właściwie nijaka. Kojarzyła się jednocześnie z mgłą, szarymi chmurami i niebem. Kiedy patrzyło się za długo na wywar, pojawiały się zawroty głowy i dziwne poczucie oderwania się od rzeczywistości. Jakby się przeniosło do książki. "Albo przedawkowało coś", mruknął ze złością w myślach Severus.
Hermiona złapała za rękę Minerwę i krzywiąc się wypiła miksturę. Nagle zapadła ciemność, w głowie jej się całkowicie zakręciło i opadła bezwładnie na fotel, z cichym westchnieniem, jakby zasypiała. Severus usiadł na oparciu i pogłaskał ją po policzku z zatroskaną miną i zmarszczonymi brwiami. Minerwa westchnęła. Amortencja czekała z zapartym tchem, aż coś się wydarzy.
Nagle powoli Hermiona zmrużyła oczy i wzięła głęboki oddech. Jak w jakimś śnie, jakby lunatykowała podniosła się z fotela. Opadłaby na niego z powrotem, gdyby nie to, iż Severus złapał ją w ostatniej chwili i przyciągnął do siebie zdecydowanym ruchem. Amortencja przewróciła oczami, Minerwa uśmiechnęła się, ale nie wszystko było jeszcze jasne.
Hermiona powoli uniosła powieki. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, dlaczego, po co i jakim cudem. Poczuła, że ktoś jakieś silne ręce obejmują ją w pasie, dotknęła ich niepewnie, a ich faktura, chłodna skóra, gładka i jak zdążyła spostrzec bardzo blada, coś jej przypominały, ale nie była pewna, co takiego. Wiedziała tylko, że ich dotyk sprawiał, że przez całe jej ciało przechodziły miłe ciarki i prądy. Westchnęła, gładząc skórę dłoni. Poczuła zapach, który także coś jej przypominał, a działał na nią tak jak te dłonie. Wzięła głęboki oddech i wtuliła głowę w czarny materiał ubrania mężczyzny. "Woda kolońska i... eliksir...", pomyślała z rozkoszą, potem zdała sobie z tej myśli sprawy. Żaden ze znanych jej chłopaków nie zajmował się eliksirami. Tylko...
Dopiero wtedy podniosła głowę i spojrzała w górę na twarz mężczyzny. Te oczy, ten uśmiech... Uśmiech? "Co, on się na Merlina naćpał?!", pomyślała ze zgrozą. A jednak jego uśmiech podobał jej się, jego zapach, jego dłonie. "O, Boże", jęknęła w duchu. Profesor Snape stał sobie najzwyczajniej w świecie i obejmował ją. Skrzywiła się i zamrugała nerwowo. Oprzytomniała.
-Profesorze Snape, co pan robi?!- powiedziała ze złością.
Odsunęła się od niego gwałtownie i rozejrzała się. Byli w jego komnatach. Czyżby...? Zauważyła Minerwę McGonagall, stojącą przy niej z zatroskaną miną i jedną uczennicę, niesamowicie podobną do Snape'a.
-Nie pamięta.- szepnął smutno Severus.
Usiadł za biurkiem i schował twarz w dłoniach. Nie mogła w to uwierzyć. Załamany profesor Snape? Na jednym z jego smukłych palców zauważyła błyszczącą obrączkę. Nie, no, to musi być jakiś sen... Profesor Snape i rodzina? Mimowolnie spojrzała na swoją dłoń i zagryzła wargę z wrażenia. Na jej palcu lśniła nie tylko piękna obrączka, ale i pierścionek z czarnym oczkiem, niesamowity w swojej prostocie, biła od niego jakaś duma, jakaś starość. Spojrzała na Minerwę. Wzięła głęboki oddech i zebrała się na odwagę. 
Podeszła do Snape'a i pogłaskała go po ramieniu. Nie mogła na niego patrzeć, na takiego przybitego. Podniósł na nią wzrok pełen nadziei i pocałował jej dłoń, co jednocześnie wywołało u niej westchnienie i przerażenie. Odsunęła się powoli.
Wrócił do poprzedniej pozycji.

  

________________________________________________________________
Po tym rozdziale mam się spodziewać nagłego, niespodziewanego Crucio, tak? :// xD

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 46

Przeklety składnik


Odkąd Severus wrócił z gabinetu dyrektora, zachowywał się dość dziwnie. Był jakiś smutny i naburmuszony. Oczywiście zawsze taki był, nigdy nie świecił uśmiechem i dobrą radą jak Dumbeldore. Nigdy nie chciał się upodobnić do dyrektora, lubił swój ostry charakter i to, że co druga osoba, z którą rozmawiał już nigdy się do niego nie odezwała, z powodu licznych obelg z jego strony. Właściwie obrażał kogoś tylko, gdy nie pragnął z tym kimś gadać, w ogóle mieć żadnych kontaktów. Obrażał też przyjaciół, ale oni to inna sprawa, nigdy nie odchodzili, Albus i Minerwa nie należeli do tego typu ludzi. Hermiona też nie, ale akurat z tego powodu bywał zadowolony, przynajmniej miał przy sobie kogoś, kto go wspierał, kto go kochał.
Hermiona widziała, że Severus nie wykazywał zwyczajnej, zwykłej dla siebie i normalnej dnia pełnego pracy nad eliksirami złości. Był jakiś smutny i trochę rozgoryczony. Widziała to w jego czarnych oczach, gdzieś na dnie i wyczuwała to w jego dłoniach. Znała go na tyle, by wiedzieć, kiedy nie może się uporać z jakimś problemem. Nienawidził się do tego przyznawać i zwykle w końcu radził sobie sam, ale ona to widziała.
Spojrzała na niego znad książki. Siedział przy biurku, zgarbiony lekko, piszący coś zawzięcie na pergaminie, ze zmarszczonymi brwiami i strapioną miną. "Szpieg, aktor...", uśmiechnęła się do siebie, nie potrafił nawet ukryć tego zmartwienia. I to ją zdziwiło, że nie zagrał zwykłego Mistrza Eliksirów. Już dawno przyzwyczaiła się do tego, iż śmierciożerca, śmierciożercą nigdy być nie przestaje. Snape kochał ją, ale nawyki wiecznego szpiega zostały mu. 
-Sev?
Roztargniony, podniósł głowę. Odszukał ją wzrokiem.
-Tak?- zapytał, przeszywając ją spojrzeniem czarnych oczu. 
-Mam wrażenie, że coś ukrywasz.- powiedziała spokojnie i odłożyła z cichym szelestem książkę.
Nagle na jego twarz znowu opadła zwyczajna maska, a w kącikach ust pojawił się cień uśmiechu. Ach, gdyby przez tyle lat nie był w aktorstwie i kłamaniu specjalistą, może by i rozpoznała czy uśmiech jest sztuczny, czy nie. Nie potrafiła tego jednak stwierdzić.
-Co mógłbym ukrywać?- odezwał się zdawkowo.
Podeszła do niego. Usiadła na biurku i odgarnęła kilka niesfornych kosmyków czarnych włosów z jego twarzy. Uwielbiała je, nawet jeżeli były trochę przetłuszczone. Kochała go bez względu na wszystko. W międzyczasie starała się coś wyczytać z jego twarzy, ale śmierciożerca jeden, był świetny w graniu.
-Nie wiem.- powiedziała.-Ale zastanów się, Severusie, kto by ci uwierzył? Przed chwilą siedziałeś przygarbiony i wyglądałeś dosłownie jak Remus. A teraz taki spokojny...
-Nie porównuj mnie do niego. Nie jestem nim, nienawidzę go, rozumiesz?- warknął.
Zeskoczyła z blatu i złożyła pocałunek na jego czole.
-Na to czekałam.- powiedziała z uśmiechem.
-Niby na co?- uniósł prawą brew.
-Na prawdziwego ciebie.- sięgnęła po wcześniej odłożoną książkę. 
Westchnął. Spojrzał na nią jeszcze raz.
-Dalej masz te zawroty głowy?- spytał.
-Nie jestem w ciąży, Severusie, nie martw się, przecież ci mówiłam.- nie oderwała wzroku od książki.
-Wiem, głuchy nie jestem.- burknął.-Dalej je masz?
-Tak.
Posmutniał, ale ona nie zauważyła tego nawet kątem oka.



Klasa eliksirów była ciemnym pomieszczeniem w lochach, na stolikach stały kociołki uczniów, na półkach w słojach znajdowały się dziwne ingrediencje. Za biurkiem Snape'a były drzwi do składziku z potrzebnymi materiałami do warzenia eliksirów. Gdy Amortencja, Scorpius i naburmuszony po ostatnim planie Albus weszli do klasy, Severus już siedział przy swoim biurku i sam pracował przy jakimś eliksirze, znad kociołka unosiły się mętne opary szarego dymu. Amortencja zwykle nawet po samym zapachu rozpoznawała dany wywar, ten nic jej nie przypominał, wręcz przeciwnie, wprowadzał ją w stan oszołomienia, ale na sto procent nie był to wywar miłosny, z pewnością by go rozpoznała.
Przyglądała się ojcu ciekawie, ale potem do klasy zaczęli się schodzić uczniowie, Scorpius złapał ją za rękę i poprowadził na miejsce. Zgromiła go wzrokiem. Snape stał skupiony nad kociołkiem i dorzucał do niego kolejne  ingrediencje. 
Machnął od niechcenia różdżką w stronę tablicy. Pojawiły się na niej instrukcje. Zaraz wrócił do pracy. Albus spojrzał pytająco na Amortencję. Wzruszyła ramionami, nie wiedziała, co takiego stało się z jej ojcem, że przepuścił okazję dręczenia się nad biednymi Gryfonami Minerwy McGonagall. 
Podwinęła rękawy szkolnej szaty i wyjęła z brązowej torby szkolnej książkę do eliksirów. Otworzyła ją na odpowiedniej stronie, ale do uwarzenia prostej odtrutki na trucizny prawie jej nie potrzebowała. Po upływie niecałej lekcji opadła spokojnie na swoje krzesło i ziewnęła. Popatrzyła na chłopaków. Albus niestety nie miał talenty do eliksirów. We wszystkim innym był całkiem dobry, ale eliksiry były jego zmorą, jego koszmarem, tak jak dla jego ojca. 
Amortencja westchnęła ciężko i zerknęła w stronę biurka Snape'a. Nadal pochylał się nad parującym eliksirem. Podniosła się z krzesła i przeszła obok Scorpiusa, któremu całkiem nieźle szło, do Albusa. Uśmiechnęła się do niego i zerknęła do wnętrza kociołka. No, jakby Snape kazałby mu to wypić, to nie byłoby zbyt dobrze... Zamieszała wywar i dodała kilka składników, wrzuciła bezoar i pokroiła pewne ingrediencje. 
-Amortencja.- usłyszała nad sobą głos ojca.
Nawet nie zauważyli, że Snape także skończył już swój eliksir. Zdążył sprawdzić eliksiry połowie klasie, dodać kilka punktów Ślizgonom i odjąć mnóstwo, Gryfonom. Stał przed córką z uniesioną wysoko brwią. Nie okazała żadnego zdziwienia, tylko spokojnie wróciła do swojego eliksiru i pokazała mu go. Zerknął tylko na substancję, potem przeszedł do Albusa i Scorpiusa.
-Czyli 20 punktów dla Slytherinu za twój eliksir.- powiedział, wskazując na córkę.-I po 10 za każdego z was. Ale za pomaganie minus pięć.- uśmiechnął się złośliwie.
Odpowiedziała tym samym, a on tylko z westchnieniem pokręcił głową i wrócił do biurka. Spojrzał jeszcze raz na córkę i już po raz wtóry uświadomił sobie, że to jego absolutny sobowtór, tylko nos i usta miała po matce. Teraz nie wiedział czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. 


Hermiona siedziała na łóżku i czesała włosy. Właściwie c z e s a ł a to złe określenie. Ona próbowała doprowadzić je do porządku. Wiele razy chciała je ściąć, ale Severus jej na to nie pozwalał. Mówił, że włosy to nieodłączny element jej osobowości. Uśmiechnęła się na to wspomnienie.
Rozejrzała się po sypialni. Widać było, że mimo zmian, jakie w ponure pomieszczenie ona wprowadziła, Severus nie dał całkowicie zmienić swojego świata. Na dużej komodzie z ciemnego drewna stało lustro. Mimowolnie zobaczyła swoje odbicie, swoją twarz, pokrytą bliznami. Nie zrobiło jej się smutno, nagle przyszła jej do głowy ta jedna myśl, tylko ta jedna, która mogła ją podnieść na duchu, że mimo to wszyscy ją kochali, tak jak zawsze.
Poczuła na ramionach znajome ręce, a kiedy obróciła głowę do tyłu, tak jak się spodziewała, ujrzała czarne oczy, garbaty wydatny nos, bladą cerę i wąskie usta. Uśmiechnęła się. On też się uśmiechnął i wyrwał jej z ręki szczotkę, po czym zaczął rozczesywać jej włosy. Szło mu to lepiej niż jej samej. Przymknęła oczy i z delikatnym uśmiechem na twarzy pozwoliła by czesał je jeszcze chwilę. Potem nagle odłożył szczotkę i położył zimne długie palce na jej karku, składając na nim pojedynczy pocałunek. Przeszedł ją dreszcz, ale spróbowała skupić się na tym, co zamierzał jej powiedzieć. Bo na pewno zamierzał.
-Hermiono...- zamruczał jej do ucha. Znowu dreszcz.-Muszę o czymś ci opowiedzieć. 
Pozwoliła, by jego ramiona ją oplotły. Położył głowę na jej ramieniu i siedzieli tak, przytuleni do siebie, przez chwilę w zupełnej ciszy. Przerywało ją tylko niezmienne i odległe tykanie zegara, jakieś cichutkie szmery. Dziwne, tykanie zegara. A Hermiona miała wrażenie, że czas się zatrzymał.
-Wtedy w gabinecie dyrektora rozmawialiśmy na twój temat.- rzekł spokojnie Snape.-Nie mam dobrych wieści.
Hermiona zwróciła ku niemu twarz. Nie była pewna jak zniesie kolejne złe wieści. Severus gładził przez moment, smukłym palcem jej policzek, pocałował go i znów spojrzał jej w oczy.
-Chodzi o twoją bliznę.- jej ręką mimowolnie powędrowała do twarzy.-Nie martw się, to nie to co myślisz.- na jego ustach rozkwitł drwiący uśmieszek.
Wolała ten złośliwy półuśmiech niż jakiekolwiek inne jego szerokie uśmiechy. To było coś wyłącznie jego, coś co do niego pasowało. Czuła się nieswojo, gdy uśmiechał się do niej szczerym uśmiechem, a wokół jego oczu tworzyły się charakterystyczne dla takiego gestu, maleńkie, ledwie widoczne zmarszczki. Drwiące uśmiechy pasowały do niego najlepiej. 
-Więc?- oprzytomniała.
-Dumbeldore twierdzi, iż twoje zawroty głowy i złe samopoczucie, brak skupienia, motywacji, mogą być skutkami ubocznymi.- rzekł. Pomyślała, że to nie jest aż tak straszne.-Jest tylko jeden szkopuł. Nasz wilkołak ma takie same objawy, co może charakteryzować jego niekontrolowane przemiany. Dostaje podwójną dawkę Eliksiru Tojadowego.
Hermiona nareszcie zrozumiała. 
-Czyli myślisz, że mogłabym zamienić się...- nie dokończyła i odwróciła się tak, że siedziała przodem do niego.
-Jest jeden sposób, żeby to sprawdzić.- rzekł i westchnął.-Istnieje pewien eliksir, ale jest ryzykowny. Jego składnikiem jest liść drzewa, które powoduje utratę wspomnień.
-Działa jak Obliviate.- szepnęła.-Tak?
Skinął głową. Nienawidziła tego zaklęcia, odkąd musiała je rzucić na własnych rodziców, a potem już ich nie odnalazła. 
-Tak, to działa jak zaklęcie zapomnienia. Jest składnikiem eliksiru i istnieje ryzyko, że...- nie pozwoliła mu dokończyć.
-Mogłabym zapomnieć ciebie, Amortencję, Minerwę, całe swoje życie?- zapytała z przerażeniem w oczach.
-Raczej, powróciłabyś do lat szkolnych.- mruknął.
-Nie, Severusie, czy to konieczne...?
Zagryzła dolną wargę. Z westchnieniem przyłożył swoje czoło do je czoła i zamknął oczy. Przytuliła się do niego jak najmocniej mogła, a głowę ułożyła we wgłębieniu w jego szyi. 
-Spokojnie.- pogłaskał ją po głowie.-Poradzimy sobie.
Nawet nie wiedział, czy sam w to wierzył. Może tylko magnoliowy zapach włosów Hermiony odurzał go do tego stopnia, że nie myślał racjonalnie. Jego wywar miłosny, jego Hermiona i jej włosy. Wciskał jej jakieś bzdury o tym, że są elementem jej osobowości, a tak naprawdę nie pozwolił ich ściąć, bo chciał je mieć dla siebie, bo lubił wdychać ich zapach, bo lubił w nich tonąć, bo uwielbiał się w nie wtulać w nocy, kiedy ona nie mogła zasnąć i potrzebowała jego bliskości. 

___________________________________________________
Ale teraz już mnie nie zabijecie? : )) A co byście np. zrobiły, jakbym jutro nie dodała nowego rozdziału? xD

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 45

Konkurencja i eliksir



Albus także widział, że coś działo się z Hermioną. Zauważył pewne podobieństwa w jej zachowaniu, podobieństwa do Remusa i to go przeraziło. Bał się, że blizna jednak jakoś na nią oddziaływała, jakoś wpływała na jej charakter, ruchy i  ogólne samopoczucie. Nie mogła się skupić i chodziła jakaś zamyślona, bardziej niż zwykle, smutna i przygnębiona. Nie cieszyła się nawet na widok córki czy Severusa, choć widać było, że oni oboje jedyni przynoszą jej pewien spokój i ukojenie.
Nie śmiał z nikim o tym rozmawiać, tylko w ciszy przyglądał się Hermionie i rozmyślał nad tym wszystkim. Pewnego dnia jednak, gdy w jego gabinecie siedziała Minerwa, po prostu wymówił swoje obawy na głos. Oczekiwał jakiegoś zdziwienia, przerażenia, czegokolwiek, ale ona tylko przytaknęła ze smutkiem. W końcu były najlepszymi przyjaciółkami, wiedziała jak zachowuje się normalna Hermiona, a jak ta strapiona. Uśmiechnęła się do Albusa pocieszająco.
-I jak myślisz, co to może być?- zapytał, siadając w swoim fotelu.
Wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Mam nadzieję, że nic związanego z wilkołactwem, Severus by się załamał.- rzekła.-Ona zresztą też.
Albus westchnął, a jego bladoniebieskie oczy wyjrzały spod okularów-połówek na okno, wychodzące na Zakazany Las. Drzewa wyginały się pod presją wiatru, niebo było zachmurzone ponurymi obłokami i zapowiadało się na deszcz. W odległej chatce Hagrida paliło się światło, a Kieł ujadał przed domem. Albus miał wrażenie, że ten pies był niezniszczalny. Nawet Krzywołap, Hermiony nie przetrwał tylu lat, co oczywiście spotkało się z satysfakcją Severusa, ponieważ kocur wprost uwielbiał wkurzać go i często dawał głaskać się swojej pani tylko po to, żeby go zdenerwować.  
-Obawiam się jednak, kochana Minerwo, że to ma coś wspólnego z wilkołactwem i jej blizną.- powiedział Dumbeldore.
-A Severus? Rozmawiałeś z nim?
-Żeby mnie zabił za zatrudnienie Remusa?- Albus uśmiechnął się lekko.-Nie, jeszcze nie, ale chyba będę musiał.
Minerwa zrobiła buntowniczą minę.
-Oczywiście, że będziesz musiał.- rzekła stanowczo.-A co ty niby myślałeś?
Minerwa należała do tych Gryfonek, tak jak Hermiona, upartych i odważnych ponad miarę. Do tego myślała racjonalnie i była inteligentna, co w połączeniu z jej wytrwałością w postanowieniach dawało mieszankę wybuchową. Nie była kobietą, która pozwoliłaby sobie na to, by ktoś nią rządził czy jej rozkazywał. Wiele razy zaklinała, że jeżeli Voldemort nie przestanie się wskrzeszać to osobiście pójdzie i rzuci w niego takim zaklęciem, żeby się w końcu zamknął. Tak, tak mówiła.
Skinął głową z szerokim uśmiechem. To się mu w niej podobało.


Evanna i Neville byli wdzięczni ocelotowi, nawet jeśli nie wiedzieli jakim cudem znalazł się na terenach Anglii i to w szkole, która niewidoczna była dla mugoli. Pozostało to dla nich tajemnicą i właściwie było nieważne. Wdzięczni losowi, zostawili kota w spokoju, nie wyglądał na złego i nie miał też złych zamiarów, zarówno jak i przestraszony czarny pies, więc nie powiedzieli o całej sprawie dyrektorowi ani żadnemu z nauczycieli.
Byli ze sobą szczęśliwi. Kto by się spodziewał...  
Minerwa i Hermiona szły korytarzem do pokoju nauczycielskiego. Nagle Minerwa zatrzymała się, a że trzymała Hermionę za ramię, pociągnęła ją za sobą. Hermiona wyplątała się z jej uścisku i spojrzała na nią pytająco.
-Patrz. 
McGonagall tylko wystawiła palec wskazujący. Hermiona podążyła za jej wzrokiem i też zamarła. Evanna i Neville stali sobie najzwyczajniej w świecie, trzymając się za ręce i czule, patrząc sobie w oczy. One same musiały wyglądać dość śmiesznie, a nawet komicznie. Stały bez ruchu, zgarbione lekko, wpatrujące się nieprzytomnym wzrokiem w parę, jak spetryfikowane. 
Snape zauważył je. Nie było o to trudno. Podszedł do nich i przeszył je obie przenikliwym spojrzeniem bystrych oczu. Nawet na niego nie spojrzały, zachowywały się tak, jakby nie istniało nic prócz Evanny i Neville'a. Severus westchnął i zmarszczył brwi.
-A można wiedzieć, co wam odbiło, że stoicie na środku korytarza, jak spetryfikowane?- zapytał.
Minerwa znowu wskazała na Evannę i Neville'a. Snape obejrzał się, a potem wzruszył ramionami i uniósł lekko obie brwi.
-Evanna... Evanna z Nevillem są razem.- wybełkotała Hermiona, nie odrywając wzroku od pary.
-Tak i co w związku z tym? To nie znaczy, że musicie tu stać i się gapić, to niegrzeczne i jest oznaką tępoty.- rzekł ze stoickim spokojem, a nawet ze znudzeniem. 
-Nie rozumiesz.- szepnęła Minerwa  z przerażeniem.-To znaczy, że, że ktoś inny ich zeswatał...
-I? Boisz się o swoje stanowisko?- na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
-Nie...- wyszeptała Hermiona.-To znaczy, że mamy konkurencję.
Severus zrobił sztucznie wystraszoną minę.
-To straszne!- powiedział.-Jeszcze jedna McGonagall i jeszcze jedna Hermiona Snape? Na płaszcz Merlina, jeszcze dwie takie plotkary i takie wkurzające Gryfonki!
Hermiona oprzytomniała, Minerwa potrząsnęła głową. Obie spojrzały na niego ze złością.
-Mówiłeś coś, kotku?- Hermiona uśmiechnęła się wrednie.
Nigdy go tak nie nazywała, bo wiedziała, że tego nie znosił. Minerwa skinęła głową z uśmiechem, obie odwróciły się na pięcie i odeszły, ramię w ramię. Severus pokręcił głową z niedowierzaniem. "Do czego to doszło...", pomyślał z dziecinnym rozbawieniem, "Żeby dwie Gryfonki terroryzowały Mistrza Eliksirów, Severusa Snape'a..."


Dyrektor wezwał Severusa do gabinetu, co nie wróżyło nic dobrego. Snape dobrze znał Dumbeldore'a i wiedział, że kiedy ten wzywa go gabinetu to chce omówić z nim coś ważnego. Psychika dyrektora może i była skomplikowana, ale jednocześnie bardzo prosta. Gdy odwiedzał go w pracowni czy komnatach, znaczy, że czegoś od niego oczekiwał, kiedy wzywał go do gabinetu miał ważną sprawę do omówienia, gdy rozmawiał z nim w trakcie spaceru po błoniach, chciał go po prostu rozweselić albo pocieszyć, urządzić pogawędkę o niczym i wszystkim. 
W gabinecie dowiadywał się o najgorszych rzeczach i najbardziej tajemniczych. W gabinecie dowiedział się o Lily, o jej synu, o tym, że Dumbledore miał umrzeć. W jego gabinecie wyczarował patronusa łanię, patronusa Lily. W jego gabinecie spotkał Hermionę, w jego gabinecie o niej z nim rozmawiał. Te ściany pamiętały niejedną tajemnicę, niejeden sekret, jak nie Voldemorta to Godryka Gryffindora, innych dyrektorów. 
Wszedł niespokojny do okrągłego pokoju, a Dumbeldore wskazał mu fotel na przeciwko biurka. Snape posłusznie usiadł. Mężczyźni milczeli przez chwilę. 
-Chodzi o Hermionę, zapewne zdajesz sobie z tego sprawę.- powiedział w końcu dyrektor.
Snape kiwnął głową w zamyśleniu.
-Coś się z nią dzieje, ale nawet poprzez legilimencję nie jestem w stanie powiedzieć, co.- rzekł spokojnie.
Gabinet Dumbeldore'a chyba działał tak na każdego. Każdy stawał się tu zamyślony, bardziej wyczulony na pewne rzeczy. Snape spojrzał prosto w niebieskie oczy dyrektora. 
-A ty wiesz? Domyślasz się?- spytał z nadzieją.
Starzec westchnął. 
-To na pewno związane jest z jej blizną.
-Tak myślałem. Właściwie...- Albus nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zmieszany Snape, też coś!-Myślałem, że może jest w ciąży, ale sama powiedziała mi, że nie. Poza tym, widziałem to w jej myślach.- dokończył.
Dumbeldore z uśmiechem pokiwał głową. Snape wrócił do poprzedniej pozy. 
-I z czego rżysz?- warknął.
-Przestań, Severusie, lubisz dzieci.
Severus parsknął śmiechem i prychnął pogardliwie. 
-Tak myślisz?- zapytał, rozbawiony.
-Nie dałeś mi dokończyć.- rzekł ze stoickim, zwykłym dla siebie spokojem.-Lubisz dzieci, ale swoje. 
Spojrzeli na siebie i obaj wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Severus od dawna tak się nie śmiał. Niektóre sentencje i wypowiedzi dyrektora, tylko to potrafiło go doprowadzić do takiego stanu. Gdyby to zobaczył, któryś z uczniów pewnie uciekłby z krzykiem, iż ktoś zastąpił profesora Snape'a klonem albo jego rozchichotanym bratem bliźniakiem. 
-Dość, Dumbeldore.- powiedział stanowczo Snape i obaj stopniowo uspokoili się. 
-Masz rację, Severusie, rozmawialiśmy o bliźnie po wilkołaku, tak?- był poważny, ale uśmiech nie schodził mu z ust.
-Tak.
-Myślę, iż trzeba to sprawdzić pewnym eliksirem.- w jego głosie było pewne wahanie.
Snape pobladł, o ile było to możliwe przy jego cerze. Oczy mu się zaświeciły dziwnym blaskiem.
-Nie, nie możesz.
-Ale ty możesz, Severusie i powinieneś. 

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 44

Evanna i Neville nareszcie razem



Sprawa z Mary pogorszyła ponurą sytuację w Hogwarcie. Remus wrócił i teraz Tonks siedziała przy jego łóżku w Skrzydle Szpitalnym dzień i noc, nie odstępowała go na krok. I dobrze. Severus podawał mu podwójną dawkę Eliksiru Tojadowego, przez co miał więcej pracy. Cały czas musiał przygotowywać wywar na nowo, żeby tylko nie doprowadzić do przemiany wilkołaka. Na razie Luniaczek był słaby i zwykle spał, ale stopniowo odzyskiwał siły, co groziło kolejną niekontrolowaną transmutacją.
Dumbeldore coraz częściej chodził po swoim gabinecie w milczeniu, a Minerwa przyglądała mu się z niepokojem. Hermiona opowiedziała mu wszystko, co wydarzyło się tamtego wieczoru w Zakazanym Lesie, gdy Remus zmienił się nagle i nie potrafił nad sobą zapanować, mimo braku pełni. On sam dopowiedział resztę. Jego przemiany nasiliły się, nie panował nad sobą, a wilkołakiem stawał się nawet w środku dnia. Uciekał do Zakazanego Lasu, nikomu nic nie mówiąc, bo chciał chronić uczniów. Polował nawet na centaury, w najgorszych chwilach, na ludzi. Nie wspominał o Mary, to było silniejsze od niego, a kiedy Severus patrzył na niego z czystą nienawiścią i zimną furią, jaką nie darzył nawet Jamesa Pottera, bełkotał przeprosiny, a w oczach miał łzy. Nie wiedział, co by ze sobą zrobił, gdyby na miejscu Mary znalazła się Hermiona, która przecież tylko chciała mu pomóc. 
Hermiona za to czuła się coraz bardziej dziwnie. Czasem bez powodu kręciło się jej w głowie, skupić nad jedną rzeczą dłużej było dla niej nie lada wyczynem. Naszła ją ponura myśl, że może jest w ciąży. Sprawdziła to, to było coś innego. Te chwile były jakieś niepokojące, wtedy, gdy dotykała blizny na twarzy i czuła, że coś dziwnego się dzieje.
Blizna już jej nie przeszkadzała. Severus nie zwracał na nią uwagi, więc ona też próbowała zapomnieć o tym wszystkim. Dziwne myśli przychodziły jej do głowy. 
Severus przyglądał się jej z uwagą. Siedziała w pokoju nauczycielskim i starała się skupić na sprawdzaniu esejów. W końcu odłożyła z głuchym szelestem pióro, wściekła na swoją głowę i rozbiegane urywki obrazów, kłębiące się w niej. 
-Możesz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje?- zapytał Snape, przysuwając sobie krzesło bliżej niej. 
Spojrzała na niego bezradnie i w desperackim geście przygryzła swoją dolną wargę. Robiła to ostatnio coraz częściej. Zmierzył ją krytycznym spojrzeniem.
-Nie rób tak.- rzekł.-Powiesz mi, co się dzieje, czy mam użyć legiliemncji?
"Przeklęty mistrz legilimencji...", szepnęła w duchu.
-Nie wiem.- powiedziała.-Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje.
Milczał długo. W końcu pomachała mu ręką przed twarzą. Złapał ją mocno.
-Auu, Sev...- syknęła wściekle.
Pocałował jej dłoń delikatnie i ze zmartwioną miną oraz zmarszczonymi brwiami odwrócił głowę ku oknie. Przychodziła mu do głowy pewna myśl...


Teraz, gdy po Zakazanym Lesie nie grasował rozchwiany emocjonalnie wilkołak Nowi Huncwoci mogli spokojnie ćwiczyć animagiczne talenty. Amortemncja szczególnie się do tego paliła, ponieważ kiedy zobaczyła, iż w tamten wieczór ojciec jej nie rozpoznał, uwierzyła, że nikt tego nie zrobi. Chłopaki z protestem wymalowanym na zaspanych twarzach chodzili za nią, mieli serdecznie dość krzyków Snape'a, który jak zawsze wyżywał się na co gorszych uczniach, nie bardzo pragnęli jeszcze po lekcjach obelg ze strony jego córki. 
Przemiany jednak udawały się całej trójce coraz lepiej. Już nie ograniczali się do granic Zakazanego Lasu, wbrew wszystkiemu odwiedzali często Hogsmeade. Amortencja może i nie była za często spotykanym zwierzęciem, właściwie była gatunkiem w ogóle nie występującym na wolności w Anglii, ale poruszała się tak szybko i zwinnie po drzewach jak i po ziemi, że była praktycznie niedostrzegalna przez niewprawne oko.
Albus swobodnie chadzał ulicami miasteczka pod postacią czarnego psa, a biała fretka, Scorpius towarzyszyła mu. Mieszkańcy przyzwyczaili się do tej pary niezwykłych kumpli, a nawet ich polubili. Jako ludzie lubili chodzić do pubu "Pod Trzema Miotłami", gdzie rozmawiali, śmiali się i dobrze bawili. Madame Rosmerta nie pytała ich o nic. Oni jednak nie wiedzieli nic o jej wieloletniej przyjaźni z Albusem Dumbeldorem. Szczegółowo dostarczała informacji dyrektorowi Hogwartu, a dopóki Nowi Huncwoci nic złego czy niebezpiecznego nie robili, zostawiał to dla siebie. Ani mu się śniło powiedzieć o animagicznych zdolnościach Amortencji Severusowi albo Hermionie. Hermiona wściekła by się, że córka nic jej nie powiedziała, a Severus naśmiewał z jej fałszywej nadopiekuńczości. Pokłóciliby się, krzyki roznosiłyby się po całym Hogwarcie, kilka razy by płakała, a on byłby zamknięty w sobie, potem by się pogodzili, on tego po prostu nie potrzebował. Wystarczyło mu tyle rewelacji w Hogwarcie ile teraz było.
Nowi Huncwoci nic nie podejrzewali. W każdym razie znudziło im się bezczynne siedzenie i odwiedzanie pubu. Mieli pewien plan i zamierzali go wykonać w najbliższym czasie.


Stosunki Evanny i Nevilla nie poprawiły się zwykle. Poczuli się częściowo winni za śmierć Mary, odkąd wrócili z Zakazanego Lasu nie wspominali swojego niedoszłego pocałunku. Kuzynka Luny powróciła do swoich spraw, a Neville zajął się swoimi. Pracowali w osobnych szklarniach i unikali się. 
Amortencji coś nie pasowało. Oni powinni być razem. Przeraziła się, bo pomyślała, że upodobniła się do swojej matki albo Minerwy. One wszystkich swatały, oczywiście nie wbrew ich woli. Tylko czasami. Może trochę częściej... W każdym razie jak na złość żadna z nich nie rwała się do połączenia Neville'a z Evanną, a przecież ta dwójka tak doskonale do siebie pasowała. 
Amortencja i jej ciekawska natura po matce, wrodzony talent do szpiegowania i planowania po ojcu oraz wytrzymałość w postanowieniach po nich obojgu rwały się do połączenia Nevilla i Evanny w parę. Obmyśliła wszystko dokładnie i zwołała chłopaków. Głównym ogniwem planu był Albus. Kręcił nosem, ale zgodził się niechętnie.
-A co ja w ogóle będę z tego miał?- zapytał niechętnie.
Poklepała go po ramieniu.
-I teraz to mówisz jak prawdziwy Ślizgon.- uśmiechnęła się.-No, nie wiem... Może satysfakcję?
Scorpius zaśmiał się.
-Brawo, Tencja.- pochwalił ją.
Albus Potter pokręcił głową z niedowierzaniem, ale zgodził się na zrealizowanie planu. Amortencja skupiła się na tej jednej myśli, a po chwili już nie stała przed nimi mała wersja Snape'a, a ocelot. Skinął na nich łebkiem i pobiegł do szklarni, w której pracowali Evanna i Neville. 
Korytarze opustoszały, nawet Filcha nigdzie nie było widać. Na niebie świeciły pierwsze gwiazdy. Kot stąpał lekko i bezszelestnie. Dotarł do szklarni i prychnął wściekle. Potem zanim zdążyli zobaczyć, co to było, umknął za pierwszą półkę, jaka się nadarzyła. Evanna podeszła bliżej, a Neville za nią. Kot strącił coś z półki, a kiedy odwrócili wzrok wybiegł przez otwarte drzwi, a oni za nim. 
Ocelot skierował się do sali wejściowej, wyszedł na błonia, wdarł się szybko w nocne powietrze niczym cień.
A oni pobiegli za nim. Zatrzymali się na błoniach, a chłodny wiatr zerwał się i rozwiał blond włosy Evanny. Amortencja ruszyła do miejsca, w którym czekała na nią biała fretka i duży pies. Pies podkulił ogon i siedział dumnie wyprostowany, nie patrząc w jej stronę. Wyraźnie był naburmuszony.

"Nie zgrywaj ważniaka, tylko do roboty, Al", warknęła w myślach, co oczywiście usłyszał. Tak działała komunikacja animagów.  
Pies pokręcił głową z dumą. Amortencja zerknęła na Evannę i Nevilla. Jeszcze chwila i mogli się rozejść, wrócić do swojej pracy. Kiwnęła głową na Scorpiusa. Mogłaby przysiąc, iż fretka uśmiechnęła się złośliwie. Wysunęła pazury i wbiła je w sierść psa. Zawył z bólu i poleciał do przodu, zawinął się w nogi Evanny, która upadłaby, gdyby Neville jej nie złapał. Pies odbiegł, a Neville zamiast zanim pobiec pocałował ją delikatnie. "Nareszcie", westchnęła i zarzuciła mu ręce na szyję, zatapiając się w pocałunku, o którym śniła przez ostatnie kilkanaście nocy. 
Albus zmierzył ocelota i fretkę, zwijających się ze śmiechu, morderczym spojrzeniem.

_____________________________________________
Krótko, ale mam nadzieję, że dobrze. W sumie nic się nie dzieje xDD <3

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 43

Smutno



Evanna i Neville zostali zapomniani przez swoich kolegów, ich stosunki jeszcze bardziej się oziębiły, jeśli to w ogóle możliwe. Nikt nie zwracał uwagi na małą blondynkę o brązowych, wyłupiastych oczach, ginącą w tłumie, choć uparcie upominającą się o uwagę i wysokiego bruneta o typowej twarzy, który wręcz przeciwnie, właśnie chciał być zapomnianym. Prowadzili oni normalnie swoje lekcje, ale Evanna już nie była tak śmiała, co do niego. Już nie rozmawiała z nim tak często, nie spotykali się, nie chodzili do baru "Pod Trzema Miotłami". 
Aferze z Hermioną i resztą przyglądali się z boku, jak to oni. Byli tylko pobocznymi postaciami, wtapiali się w tło i o to chodziło. Nie mieli ochoty uczestniczyć w tym wszystkim. Jedyne, czego pragnęli, to oni sami. Evanna zakochała się w Nevillu po uszy i każdy to widział, tak samo było z samym Nevillem. 
Przyszedł taki czas, że miała tego po prostu dość. Postanowiła mu to wszystko wyjaśnić, raz, a dobrze i nie obchodziło ją czy poczuje się z tym dobrze, czy wręcz przeciwnie. Znalazła go w jednej ze szklarni. Obserwował jakąś dziwną roślinę, a kiedy ona weszła, nawet nie podniósł głowy. Stanęła przed nim i uśmiechnęła się.
-Cześć, Neville.- powiedziała spokojnie.
Wzdrygnął się, a odwzajemniony uśmiech wyszedł mu raczej jak grymas.
-Musimy porozmawiać.
Odszedł do jakiegoś stołu i zapisał coś w notatniku. On śmie nie zwracać na nią uwagi? Czekała chwilę, ale potem poklepała go po ramieniu. Odwrócił się w jej stronę z lekko nieprzytomną miną. Zgromiła go wzrokiem.
-O co chodzi?- zapytał.
Zwykle nie była wściekła, ale taki już miała charakter, że zwykle popadała ze skrajności w skrajność. Teraz, więc jej furia mogła równać się z gniewem Severusa, a osiągnięcie takiego stanu nie było łatwe. Jej spojrzenie Bazyliszka niemal, petryfikowało, a on robił się coraz bardziej nerwowy. Przez dłuższy czas nic nie powiedział, a ona wprost kipiała złością.
-Koniec.- oznajmiła wściekle.-Idę do lasu.
Odwróciła się na pięcie. Neville uświadomił sobie, co może czyhać w lesie i pobiegł za nią, ale dogonił ją dopiero, gdy mijała pierwsze drzewa, granicę Zakazanego Lasu. Tu panowała zupełnie inna atmosfera. Pojedyncze promienie słońca prześwitywały przez korony drzew, śnieg był tutaj tylko cienką, nikłą warstwą, położony na twardej ziemi, a gdzieniegdzie spod puchu wychylały kolorowe główki kwiaty, które niosły słodki zapach po całym lesie. 
Złapał ją za rękę, ale ona nieugięta, szła dalej i zapuszczała się coraz bardziej w głąb lasu. W końcu zatrzymała się na małej polance, odwróciła do niego i położyła ręce na biodrach, mierząc go spojrzeniem.
-Evanna, nie chcę, żeby ci się coś stało, wracajmy już.- rzekł bezradnie, podchodząc do niej.
-Nie chcesz, żeby mi się coś stało?- powoli łagodniała i stawała się normalną, słodką Evanną.-To dlaczego nigdy nie chcesz ze mną rozmawiać, nigdy nie powiedziałeś mi, co czujesz?
Westchnął.
-Może i zabiłem tego całego węża Voldemorta, ale to nie znaczy, że nie mogę być...- czekała z niecierpliwością na odpowiedź.-Nieśmiały, Evanno. Nieśmiały. 
-Och... Więc jestem dla ciebie tylko głupią, rozhisteryzowaną i rozemocjonowaną koleżanką z pracy?- robiło jej się coraz bardziej smutno.
Zbliżył się jeszcze bardziej i złapał ją za obie ręce.
-Oczywiście, że nie.- uśmiechnął się.
Coś przyciągało ją do niego. Zatrzymała się nagle ledwie centymetr od jego ust. Zauważyła coś, co błysnęło w śniegu i usłyszała szelest.
-Neville.- szepnęła.
Otworzył gwałtownie oczy. Ostrożnie podniosła błyszczący naszyjnik i obejrzała go. Mały, lśniący pająk na cienkim, przerwanym, w którymś miejscu łańcuszku. Od razu go rozpoznała, Hermiona nie rozstawała się z nim, przecież był prezentem od Severusa.
A ów szmer nasilił się i zza drzewa wyłonił się sponiewierany Remus.


Hermiona rozumiała świetnie Tonks, nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby Severus gdzieś zniknął. Zawsze go potrzebowała, niezależnie od sytuacji, niezależnie od tego w jak złym był humorze, ile razy ją obrażał. Właściwie często dochodziła do wniosku, że robił to wszystko nie z czystej nienawiści czy czegoś podobnego, ale by do końca nie stracić twarzy wrednego nietoperza z lochów. Uśmiechała się na samą myśl o tym, tak, Severus był typem takiego mężczyzny, on nie lubił rozmawiać o miłości, wolał przechodzić do czynów. I za to go kochała.
Patrzyła na smutną Tonks. Siedziały na kanapie z kubkami herbaty w rękach. Snape wyszedł niedawno na lekcje, całując żonę na pożegnanie w policzek, co spotkało się z nieciekawą reakcją Nimfadory. Mało co się nie rozpłakała.
-Tonks, przestań. To w końcu wilkołak, nic mu nie będzie.- Hermiona pogłaskała ją po ramieniu.
Nimfadora podniosła na nią wzrok. Hermionie ścisnęło się serce, ale nie miała pomysłu jak rozweselić przyjaciółkę. Była zupełnie innym typem kobiety niż te, z którymi stykała się na co dzień. Z Evanną, nawet jeśli była w głębokiej rozpaczy, wystarczyło pogadać lub pokazać jej kogoś jeszcze bardziej smutnego, Minerwa robiła się szczęśliwa i cała w skowronkach na widok Albusa albo jakiejś pary zakochanych. Tonks była aurorem, metamorfomagiem i nigdy dobrze nie zdążyła jej poznać. Severusowi, nawet w najgorszej furii wystarczył masaż albo okazja do odgryzienia się ciętą ripostą, co uwielbiał, w zupełności wystarczało mu wspólne czytanie książek. Wspólne czytanie książek sprawiało jej szczególną radość, bo wiedziała, że przez to wpuścił ją do swojego świata i pozwolił sobie na to, żeby go z nią dzielić, to było jednocześnie coś tak normalnego i intymnego.
-Tonks...- zaczęła niepewnie Hermiona. Tonks podniosła głowę i spojrzała na nią.-Jak tam praca? Chyba nie macie zbyt wiele do roboty.
Tonks uśmiechnęła się delikatnie.
-Wręcz przeciwnie. Czarnoksiężnicy zawsze będą, choćby nie wiem co, uczestniczyć w życiu czarodziejów.- westchnęła.-A jak nie ma czarnoksiężników to jest papierkowa robota. 
Hermiona uśmiechnęła się.
-A Ted?
-Ted zmienia kolor włosów i oczu średnio pięć razy na dzień i jest tak niezdarny jak ja, co strasznie podoba się Victoire. Tylko nie wiem dlaczego.- rzekła ze śmiechem.
-Może po prostu uważa, że to "słodkie"?- Hermiona zachichotała.
Tonks także uśmiechnęła się, ale zrobiła bardzo zdziwioną minę.
-Rozmawiałaś z nią?- wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
Hermiona poklepała ją po plecach. Czyli jednak nawet jej dało się poprawić humor. I wcale nie było to takie trudne, jak się tego spodziewała.


Albus otrzymał smutne wieści. Nie wyobrażał sobie, żeby nawet Severus mógł się z tego cieszyć. Skierował się do klasy eliksirów, w których Mistrz Eliksirów przebywał. Zapukał grzecznie i wszedł. Hermiona stała nad mężem, który siedział przy biurku i pisał coś na pergaminie. Głaskała go po głowie, co widać, niezmiernie go rozpraszało i nie dawało pracować. Ona jednak była zbyt zamyślona, żeby zważać na jego protesty i warknięcia.
-Hermiono, możesz w końcu odczepić się od moich włosów?- syknął wściekle.
-Przepraszam.- pocałowała czubek jego głowy i odsunęła się trochę.
Dumbeldore uśmiechnął się smutno i wszedł do pomieszczenia. Oboje błyskawicznie zwrócili na niego spojrzenia. Pokazał im coś, co wyglądało bardzo dziwnie. Podszedł bliżej i położył to na biurku. Kilka kosmyków ludzkich włosów zebranych w pukiel. Włosy nasiąknięte były czerwoną substancją, co niechybnie wyglądało na krew, a gdzieniegdzie, prześwitywał jasny blond, ich prawdziwy kolor.
Hermiona spojrzała wymownie na dyrektora.
-Tylko tyle z niej zostało, tak twierdzi Remus.- oznajmił ponuro.
Hermiona nadal nie miała pojęcia o kogo chodzi. W pierwszej chwili pomyślała o Evannie, a potem przypomniały jej się słowa Severusa. 
-Włosy farbowane eliksirem tracą kolor i powracają do naturalnego po śmierci właściciela.- szepnął Severus.
Serce ścisnęło jej się jeszcze bardziej, desperacko położyła obie dłonie na ramionach męża, a on wstał i przytulił ją mocno. Poczuła się winna, tak bardzo winna. Przecież nieraz życzyła jej śmierci, a teraz? Co się działo z tą piękną szkołą? Tak ponuro było tylko za czasów jej nauki, kiedy żył Voldemort. 
-A to.- położył naszyjnik z pająkiem na biurku, daleko, daleko od włosów Mary.-Znaleźli Evanna z Nevillem.
Hermiona uroniła łzę i wtuliła twarz w czarną szatę Severusa. Odurzona jego pięknym męskim zapachem, pomyślała, że teraz mógłby ochronić ją przed tym całym okropnym światem.

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 42

Samotnie w Zakazanym Lesie



Otworzyła oczy i napotkała wzrok czarnych tęczówek. Poczucie tego, że przez bliznę wyglądała gorzej zniknęło całkowicie, a kiedy na niego patrzyła już się nie smuciła. Miała pewność, że zawsze będzie ją kochać i zawsze równie mocno. Westchnęła i przytuliła się do niego. Jego skóra jak zawsze była chłodna, szyja pachniała ledwo dostrzegalnie wodą kolońską. To był zapach, który mogłaby rozpoznać wszędzie.
-Hermiono.- szepnął.
Nie otworzyła oczu, tylko uśmiechnęła się.
-Pufku.
Gwałtownie podniosła powieki i spojrzała na niego z wyrzutem. Ze śmiechem wplótł smukłe palce w jej poplątane, brązowe włosy. Skarciła go wzrokiem. Patrzyli na siebie chwilę bez słowa, potem on przybrał poważny wyraz twarzy, a w jego czarnych oczach, gdzieś, na dnie, dobrze ukrywana kryła się złość i gorycz.
-Zabiję go.- szepnął wściekle.
Podniosła gwałtownie głowę. Pogłaskała go uspokajająco po policzku, ale on nadal był spięty. Westchnęła ciężko i także stała się całkowicie poważna. Nie czuła do Remusa nic poza przyjaźnią. Ona nad sobą nie panował, nie wiedział, co się z nim działo i kogo zaatakował. Nie chciała by cierpiał przez swoją chorobę, o którą nigdy sam się nie prosił, wręcz przeciwnie, starał się robić wszystko, żeby tylko się jej pozbyć. Na to jednak nie było lekarstwa.
-Sev, nie możesz. Remus nie wiedział, co robi.- powiedziała stanowczo.
Nagle zorientowała się, że nie widziała go ani w Skrzydle Szpitalnym, ani na korytarzu... Zdała sobie sprawę z tego, że była tak zajęta sobą, iż nawet o niego nie spytała. A jeśli Severus coś mu zrobił i wilkołak wylądował w Świętym Mungu? Och, kolejna głupota, samolubność. Zajęła się swoimi problemami, a nawet nie zainteresowała się sprawcą tego wszystkiego, tymi jego dziwnymi przemianami, wyznaniami... Skupiła się i sięgnęła pamięcią do tamtego wieczoru, by przypomnieć sobie wszystko dokładnie.
-Rany...- wyplątała się z ramion męża i usiadła na łóżku.-Co z Remusem, gdzie on jest?- zadawała pytanie po pytaniu.-Zajęłam się swoimi problemami, a on...
Spojrzała na Severusa. Patrzył na nią z przyganą.
-No, co?
Wsparł się na łokciach.
-Nigdy nie zajmujesz się swoimi problemami.- mruknął, zmęczony jej dylematami.-Zawsze pomagasz innym. Raz mogłaś zapomnieć o jednym marnym wilkołaku.
Zerknęła na niego wyczekująco. Spojrzał na swoją rękę, która nagle go zaciekawiła. Nie, no to są jakieś żarty. Zmierzwiła jego długie, czarne włosy. Odpędził ją od siebie i spiorunował ją wzrokiem.
-Już dobrze.- uspokoił ją.-Wilkołak wędruje gdzieś po najdalszych zakątkach Zakazanego Lasu. Już go szukają. 
-Coś ty mu zrobił?- zapytała z przerażeniem.
-Uspokój się, kobieto.- warknął.-To tylko Sectumsempra, kilka Crucio i Levicorpus. Dla wilkołaka nic strasznego.
-Ale na pewno go bolało. 
Zmroził ją spojrzeniem, które każdego innego człowieka zabiłoby na miejscu. Ona była do tego przyzwyczajona. Zagryzła tylko dolną wargę, a jej oczy wyrażały taką niewinność i zmartwienie, że brakowało tylko niesfornego loka, opadającego jej na czoło. Jak na zamówienie, kilka kosmyków włosów opadło na jej zmarszczone czoło. 
Skinął na nią palcem. Zbliżyła się niepewnie, a on pochylił się nad nią i zaczął powoli całować. Jego długie włosy łaskotały ją i oddzielały ich czarną kurtyną od świata zewnętrznego. Przygryzła lekko jego dolną wargę. Oderwał się od niej.
-Co ty masz z tym zagryzaniem warg?- roześmiał się.
Nie odpowiedziała, tylko z uśmiechem przyciągnęła go do siebie i znowu złączyła ich usta. Z daleka usłyszeli przytłumione pukanie do drzwi. Severus westchnął i schował głowę pod poduszkę. Zachichotała.
-Chowasz głowę w piasek?- zaśmiała się.
Spojrzał na nią nieprzytomnie, spod poduszki.
-To się nazywa poduszka, idiotko.- mruknął i znowu schował głowę.
Hermiona przetarła oczy. Znowu rozległo się pukanie.
-Może byś poszła otworzyć...- usłyszała ciche, stłumione przez poduszkę słowa.
-Słucham?- założyła włosy za ucho.
-Idź otworzyć!- wrzasnął jej do ucha.
Zwęziła oczy w szparki i przeszyła go spojrzeniem.
-Jesteś okropny.- mruknęła.
Usiadł i musnął ustami jej policzek, tak delikatnie jakby przysiadł na nich piękny motyl. Pocałował jej ucho.
-Ale mnie kochasz.- zamruczał, jeszcze raz składając pocałunek na skórze jej policzka i jeszcze jeden na skroni.
Zadrżała, a on z drwiącym uśmieszkiem zakrył głowę kołdrą i odwrócił się do niej plecami. 
-Phi.- mruknęła i wstała z łóżka.
Zakręciło jej się w głowie, świat zawirował i poczuła się jakoś dziwnie, nieswojo. Severus przyglądał jej się przez chwilę. Położył jej rękę na ramieniu.
-Wszystko w porządku?- spytał z troską.
-Tak.- mruknęła cicho nieobecnym głosem.
Chciała ponownie wstać, przecież ktoś czekał pod tymi drzwiami. Pokręcił głową i nakazał jej gestem by została. On sam z niepokojącymi myślami w głowie wziął swój czarny szlafrok i owinął się nim, po czym poszedł otworzyć. Nie był w najlepszym humorze, dlatego nie ucieszył go widok osoby, stojącej za drzwiami.



Mary bardzo zazdrościła Hermionie. Nie tylko Severusa, zazdrościła jej córki, zazdrościła tych wszystkich chwil spędzonych z mężem, tych poranków, tych nocy... Większość kobiet nie uważała go za specjalnie przystojnego, ale za to wszystkie miały takie samo zdanie, co do jego charyzmy, pewnego chodu, gracji w ruchach, spojrzenia czarnych oczu. Wiele nie było takich facetów na świecie. Pewnie, przecież było mnóstwo przystojniejszych i młodszych od niego, ale on akurat miał to coś. To c o ś, co po prostu przyciągało.
Doskonale wiedziała, że nigdy nie porzuci dla niej Hermiony. Spojrzała z daleka na Zakazany Las. Zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa takiego spaceru do lasu, kiedy grasował po nim nieobliczalny wilkołak. Wyszła na błonia i wciągnęła kilka razy powietrze. Wszystko ciągnęło ją do lasu, sosnowy zapach i czyste niebo. Płatki śniegu zaczęły sypać niespodziewanie.
Nie zastanawiała się, po prostu ruszyła do przodu, a gdy znalazła się pod osłoną drzew poczuła się bezpieczna i spokojna. Wiatr rozwiał jej włosy, uderzył w twarz i otrzeźwił. Szła jednak dalej jak zahipnotyzowana, wciąż, krok za krokiem. Stąpała powoli po cienkiej warstwie śniegu, a zza drzew przyglądały jej się ciche i nieruchome centaury. Nie starały się jej zaatakować, wiedziały, dokąd zmierza i co ją czeka. Po prostu czekały.
A ona kierowana jakąś nieznaną siłą nadal zapuszczała się w głąb lasu. 



Remus patrzył na świat wilczymi oczami. Gdzieś do jego ludzkiej świadomości przebijała się informacja, iż przemiana nie skończyła się, a od dłuższego czasu panował dzień. Już do tego doszło... Coś porwało jego nos, szarpnęło nim całym i na swoich długich łapach pobiegł za tym niezwykłym zapachem. 
Zanim kłapnął szczęką i zamachnął się ze swoimi pazurami mignęły mu piękne, niebieskie oczy, pośród czarnych włosów.


Tonks weszła za Severusem do sypialni i usiadła na łóżku obok Hermiony. Zrobiła przerażoną minę i zakryła usta dłonią, a jej wściekle różowe włosy poszarzały i stały się dziwnie krótkie jakby chciały skulić się w sobie. Tonks przytuliła mocno Hermionę.
-O, matko.- powiedziała.-Przepraszam, Hermiono, przepraszam.
Hermiona starała się wyrwać z jej uścisku.
-Tonks, dusisz...- wydusiła.
-Do Merlina ciężkiego, Nimfadoro.- Snape skarcił ją.
Zgromiła go wzrokiem, ale nic nie powiedziała, była na to za smutna. Hermiona skinęła na Severusa. Zbliżył się do niej. 
-Przyniesiesz nam coś do picia, Sev?- spytała przymilnie.
-Nie jestem pokojówką.- mruknął, ale pocałował ją w czoło i wyszedł.
Hermiona spojrzała znowu na Tonks. Była za smutna, jej włosy stały się szare i nijakie, cera niezdrowo blada, oczy przepełnione goryczą. Małe usta miała mocno zaciśnięte. Hermiona położyła jej rękę na ramieniu i znowu ją przytuliła.
-Więc się nie gniewasz?- zapytała z nadzieją Nimfadora.
-Oczywiście, że nie. To nic takiego, wiele to nie zmienia, nawet jest lepiej.- uśmiechnęła się chytrze i spojrzała wymownie na miejsce, z którego zniknął Severus. 
Tonks zaśmiała się, ale był to raczej śmiech smutny i pełny jakiegoś dystansu. O ile śmiech może taki być. Hermiona zauważyła, że oczy metamorfomagiczki również stały się szare i matowe. Wypełniły się łzami. Tak strasznie zrobiło jej się żal przyjaciółki, choć nigdy nie na tyle bliskiej, by nazwać ją najlepszą, to przyjaciółki.
-Martwię się o niego.- szepnęła Tonks.
I wtedy po raz kolejny Hermiona doszła do wniosku, że mimo wszystkich wad i mrocznej przeszłości, Severus był najlepszym mężem na świecie. Bo nigdy jej nie zostawił, nigdy nie uciekł, zawsze, wszystko jej mówił, pomijał tylko niektóre rzeczy, ufał jej i bardzo mocno ją kochał.


wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 41

Wyznania



Hermiona nie mogła tego wszystkiego przeboleć. To, że zrobił jej to Remus docierało do niej jak przez mgłę. Nigdy nie wkładała więcej pracy w swoją urodę, nie malowała się, nie układała włosów. Zawsze uważała, iż prawdziwe piękno to naturalność.  Naszła ją ponura myśl, że może i tego już nie miała. A jeśli i tego jej zabrakło, to co mógłby zrobić Severus? Doskonale wiedziała, iż darzył ją wielkim uczuciem, ale czy nie mógł po prostu zmienić zdania? Leżała w Skrzydle Szpitalnym, nieruchoma i wpatrująca się tępo w sufit i nie potrafiła pozbyć się takich myśli. To było straszne.
I co teraz? To pytanie zawisło między nią a białym sufitem jak pająk. Spojrzała w bok. Severus siedział wpatrzony w coś za oknem i trzymał ją za rękę. Dziwiła się, że jeszcze nie uciekł. Nie chciała, żeby taką ją widział od teraz, każdego ranka i każdego wieczora. Przeniósł na nią wzrok, ale nie uśmiechnął się. Całkowicie poważny zbliżył się do niej i złożył pocałunek na każdej z jej powiek.
-Śpij, głupia.- dopiero teraz się uśmiechnął.
Wrócił na swoje miejsce, a ona nie otwierała oczu. Była odważna. Świetnie radziła sobie z problemami innych. To dlaczego nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi?! Przeklinała się w duchu za głupotę. Zamiast uciekać liczyła na to, że Remus odmieni się i pójdą dalej, pogrążeni w rozmowie.
-Sev...- szepnęła.
Dostrzegła w ciemności błysk jego czarnych oczu.
-Tak?
-Przepraszam.
Usiadł na skraju jej łóżka i odgarnął zgrabnie loki z jej twarzy. Przez chwilę na nią patrzył, a ona miała wrażenie, że zaraz po prostu wybuchnie. Przecież była taka oszpecona, jak on mógł na nią patrzeć, całować ją...
-Za co przepraszasz, Krzywołapku?- omijając blizny pogłaskał lekko jej policzek.-Zwariowałaś?
-Nie, ja... Przepraszam, że cię nie posłuchałam, że byłam taka głupia...-z jej oka wypłynęła jedna łza, którą szybko otarł.
Długo milczał. Potem w jego wzroku coś się zmieniło, posmutniał.
-To ja powinienem siebie winić.- rzekł.-Wiedziałem, że mnie nie posłuchasz, mogłem pójść z tobą.
Świetnie. Jeszcze obwiniał siebie. Nie mogła tego znieść. To wszystko było jej winą, to ona uparła się by iść na spacer z wilkołakiem, nie on. On ją ostrzegał, pouczał, próbował powstrzymać. Powinna była go posłuchać, przecież miał większe doświadczenie, był starszy.


W gabinecie Dumbeldore'a, pomimo ogólnego spokoju zawsze panował ruch. Był centrum spotkań nauczycieli, miejscem pracy samego Dumbeldore'a, częstym obiektem gniewu Severusa, który książek nigdy nie niszczył, ale na meblach się lubił wyżyć, gdy na tyle był zdenerwowany. Dlatego Albusa nie dziwiło, że do drzwi wciąż rozlegało się pukanie, że ciągle wchodziła i wychodziła Minerwa oraz inni nauczyciele.
-Remus zaatakował Hermionę.
Ciągle to samo zdanie, powtarzane wiele razy, a czasem urozmaicane różnymi określeniami. Dumbeldore westchnął. Całe grono pedagogiczne siedziało w ciszy i ten jeden gest ze strony dyrektora wywołał lekkie poruszenie. Czekali z nim, ale nie wiedzieli na co, w ogóle się nie odzywał, tylko kiwał od niechcenia głową.
Przyszła Pomfrey. Wtedy dopiero Dumbeldore podniósł głowę znad jakichś papierów i zerknął na nią pytająco. Pokiwała smutno głową.
-Severus mnie do niej nawet nie dopuścił. Sam się nią zajął.- powiedziała.-Hermiona nie jest chyba w ciężkim stanie fizycznym, ale z psychiką to już co innego.
Po pierwszym jej zdaniu po sali rozniosły się westchnienia ulgi, ale po drugim, znowu wszyscy wstrzymali oddech. Zgodnie, tak jakby to wcześniej zaplanowali. Albus nie zwrócił na to uwagi, Minerwa zaś zmroziła kolegów wzrokiem i spojrzała na Poppy, wyczekując dalszej wypowiedzi.
-Obwinia się za to, że wyszła z nim na spacer i przez to zyskała tę bliznę.- Poppy westchnęła ciężko.
-Jakiej blizny?!- krzyknęli wszyscy.
Nawet Albus wydawał się przestraszony.
-Paskudna blizna, biegnąca przez całą jej twarz.- Poppy załamała ręce.-Po pazurach wilkołaka. Podobna do blizny Billa Weasleya.
Zaległa potworna cisza. Był to ten rodzaj ciszy, kiedy wszyscy czują, że coś trzeba powiedzieć, ale nic nie można wymyślić w tym ogłuszającym milczeniu. Czekali na wypowiedź Dumbeldore'a. Nawet Minerwa patrzyła na niego z nadzieją, że coś powie.
-Severus się nią zajmie.- powiedział w końcu dyrektor.-A jak go znam to już jutro ją stamtąd zabierze do swoich komnat.- podniósł wzrok na zebranych.-Czy z blizną wiążą się jakieś skutki uboczne?
W jednym momencie wszyscy spojrzeli na Pomfrey, która przełknęła ślinę. Nie lubiła, gdy ktoś tak natrętnie na nią patrzył.
-Nie jestem w stanie stwierdzić.



Amortencja nie zbliżała się do Skrzydła Szpitalnego, bo wiedziała, że widok matki, pochylonego nad nią, smutnego ojca i wspomnienie czynu wilkołaka tylko jeszcze bardziej ją zdenerwuje. Miała wybuchowy charakter po ojcu, tak jak praktycznie wszystko. Odziedziczyła po nim bladą cerę i czarne oczy, włosy i postawę. Była wysoka jak na swój wiek, smukła i ogólnie taka jakaś... Jak ona to często określała "snapeowata". Podobało jej się to, ojciec zawsze był dla niej autorytetem, ale nienawidziła, kiedy ktoś z góry zakładał, że wybierze karierę Severusa.
Siedziała naburmuszona w pokoju wspólnym Ślizgonów. Zielone, mdłe światło oblewało jej twarz, zza ceglanych ścian dochodził plusk wody w jeziorze. Uczniowie spali w swoich dormitoriach, tylko ona nie mogła. Trzymała książkę na kolanach, ale od dawna jej nie czytała.
Usłyszała kroki i już chciała zrobić jeszcze bardziej nadąsaną minę, żeby pokazać, że nie lubi, kiedy się jej przeszkadza. Do pomieszczenia wszedł Albus. Uśmiechnął się do niej i opadł na fotel, obok niej.
-Najgłupsze pytanie na świecie: jak tam?- powiedział spokojnie.
-Skoro najgłupsze, to po co je zadajesz...- mruknęła cicho.
Wzruszył ramionami.
-Chciałem tylko dowiedzieć się jak się czujesz.- mówił dalej niezrażony jej reakcją.
-A jak mam się czuć? Jestem wściekła.- odłożyła ze złością książkę.-Wilkołak zasługuje na karę.- zamilkła, widząc jego reakcję.-Nie, nadal nie wiem w jaki sposób przemienia się, odmienia, a potem znów przemienia i to wszystko nie podczas pełni.- dodała szybko.
Kiwnął głową ze zrozumieniem. Potem zrobił coś, czego można się było spodziewać. Przytulił ją mocno i odszedł. Zdziwiona znowu sięgnęła po książkę i potrząsnęła głową. Nie czytała długo, ktoś wszedł do pomieszczenia i prawdopodobnie minął się z Albusem.
Obróciła głowę i zobaczyła Scorpiusa. To jakaś plaga. I cała trójka musiała być kopiami ojców? Scorpius był wyższy od niej i chudy. Blady jak ściana i spokojny. Oczy miał stalowoszare, z domieszką błękitu, a włosy niesamowicie jasne, prawie że białe. Usiadł w fotelu, z którego zniknął Albus i spojrzał na nią.
-Zanim spytasz jak się czuję.- wycedziła.-Jestem wściekła.
-A, bo to nowość.- mruknął lekceważąco.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu. On też się uśmiechnął.
-Zamierzasz zabić wilkołaka?- zapytał od niechcenia, jakby pytał ją o godzinę.
-Tylko zranić.- uśmiechnęła się wrednie.
-Chyba drugoklasiści nie powinni myśleć o takich rzeczach.- rzekł spokojnie.
Parsknęła śmiechem, a on śmiał się z nią. Musiała rzucić Muffliato, żeby nikt ich nie usłyszał. Znała wszystkie zaklęcia Księcia Półkrwi, wraz z Sectumsemprą, zaklęciem na wrogów. Przecież były to zaklęcia wymyślone przez jej ojca, jak mogła ich nie znać?
-Dość już.- powiedział nadal rozbawiony Scorpius.-Idź spać.
Tak jak Albus przytulił ją, ale jednak inaczej. Położyła głowę na jego ramieniu, a on poklepał ją po plecach i odszedł do dormitorium.
Zorientowała się, że nie była sama. Miała dwóch wspaniałych kumpli. Jeden, wrażliwy i miły, potrafił ją pocieszyć, drugi zaś, wkurzający i lubiący ją wkurzać, wiedział jak ją rozśmieszyć. Miała dwa skarby, które zawsze jej pomagały. Uśmiechnęła się.



Tak jak Albus przewidywał, Severus nie mógł znieść tego, że Hermiona znajduje się w Skrzydle Szpitalnym, więc ją stamtąd zabrał. Była już całkowicie zdrowa, nic jej nie bolało, tylko jakoś tak serce nie dawało jej spokoju. Naprawdę czuła się winna, a on to widział. I nie mógł tego znieść.
Usiadła w fotelu i podciągnęła nogi pod sam podbródek. Severus zapalił ogień w kominku i uklęknął przy niej. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem. "Znowu to samo... znowu się będzie nad sobą użalać...", pomyślał ze złością.
Był tolerancyjnym i w miarę spokojnym... Nie, nie był taki, ale potrafił znieść wiele. Teraz jednak wkurzyło go naprawdę to jej użalanie się nad sobą i ciągłe powtarzanie sobie, że przez bliznę utraciła na urodzie. Złapał ją za rękę i zmusił, by wstała. Spojrzała na niego pytająco.
-Jesteś moja.- powiedział stanowczo.-Nigdy bym cię nie zostawił, więc zacznij myśleć normalnie. Gdybym tylko mógł, już nigdy nie wypuściłby cię z uścisku moich ramion. Rozumiesz?
Zabrzmiało to jak groźba, ale było w tym jednocześnie tyle jego oddanej miłości, że wzięła głęboki oddech. Westchnął ciężko i bez ostrzeżenia położył swoje zimne palce na jej szyi. Wzdrygnęła się, ale mimo to jego dotyk sprawiał, że miała ciarki, przyjemne i nieprzewidywalne. Uśmiechnął się. Zaczął całować jej szyję, a ona przymknęła oczy. Odrzucił do tyłu jej splątane loki, a ona wygięła szyję, by dać mu większe pole do popisu.
Miała wrażenie, że te czarne myśli jakby się oddaliły. Świadomość, iż mógłby jej nie kochać, bo jej uroda ucierpiała pozostawała gdzieś na dnie. Przytłumiona jednak jego pocałunkami, jego ręką, gładzącą jej plecy, jego dłonią, trzymającą jej kark.
Każdy jego dotyk, każdy pocałunek, każdy ślad ciepła pozostawiony po ustach był jak wyznanie miłości. Piękne i wyzwalające w niej szaleństwo i niesamowitą przyjemność, wyznanie miłości. Och, zdecydowanie wolała to niż zwykłe, puste słowa. Wiedziała, że w tym nie mógł kłamać, w tych dłoniach i ustach, które z zapałem całowały jej szyję nie mogło kryć się kłamstwo. Nie wierzyła w to.
Jego usta oderwały się od jej skóry, a ona poczuła zawód. Chciała by tak stali wiecznie, a on śmie przerywać? Popatrzyła na niego z wyrzutem, na jego czarne oczy, płonące pożądaniem. Przechylił głowę i zamknął oczy. Ich usta połączyły się, a ona miała wrażenie, że znalazła się w niebie. Jego usta smakowały Ognistą, ale przy tym były tak słodkie i tak wprawnie całowały, że była zdolna mu wybaczyć, to, że znów coś pił.
Na wpół świadomie oderwała się od niego i przytuliła się do jego policzka.
-Więc nie wypuszczaj.- szepnęła słabym głosem.
Objął jej twarz obiema rękami i spojrzał na nią.
-Słucham?- spytał swoim głębokim głosem.
Och, ten głos nie mógł się równać z piskliwym głosem Rona, głosem Harry'ego, czy ostrym akcentem Kruma. Ich głosy nigdy nie doprowadzały ją do takiego szaleństwa samą swoją barwą. Miała ochotę utonąć w tym głosie.
-Już nigdy.- znów do niego przylgnęła.
Odetchnął z ulgą i wtulił twarz w jej włosy.

___________________________________________________________

Teraz Amortencja z resztą mają dopiero po 12 lat, ale tak za jakiś czas... Kogo byście woleli, Amortencję z Albusem czy Amortencję ze Scorpiusem? ;D Mam nadzieję, że rozdział lepszy niż poprzedni : 3


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 40

Piękna



Nie pozwolił Poppy nawet się do niej zbliżyć. Położył ją na łóżku w Skrzydle Szpitalnym i opatrzył dokładnie kilka zadrapań, które pozostawiła po sobie łapa wilkołaka. Przeklinał go w duchu tak mocno, że miał wrażenie, iż jego myśli dudniły w pokoju i odbijały się od ścian echem. Pomfrey patrzyła na niego smutnym wzrokiem i załamywała ręce. Co chwilę podchodziła do niego bliżej, ale on tylko warczał, by się odsunęła. Nie była w stanie zrobić nic więcej. 
Gdy poszedł po jakiś eliksir do swojego gabinetu zobaczyła, co tak zmartwiło go w wyglądzie Hermiony. Przez jej twarz biegły trzy, głębokie blizny, pozostawione przez trzy pazury wilkołaka. Jedna rozciągała się od dolnej części jej lewego policzka, poprzez zgrabny do tej pory nos i omijając oko, do prawej skroni. Druga była krótka i okaleczyła tylko nos, trzecia biegła od podbródka, do prawego policzka. Wilki to nie ludzie, a likantropia nie jest zwykłą chorobą. Wilkołaki nie myślą normalnie, żądzą nimi zwierzęce instynkty. 
Severus wrócił i przeszył ją lodowatym spojrzeniem. Odsunęła się z westchnieniem. Po zastanowieniu położyła mu rękę na ramieniu i pomknęła do swojego gabinetu, żeby mu nie przeszkadzać. Zwykle była zasadniczą kobietą, o twardych i niezmiennych zasadach, ustalonych dawno temu, ale to było ponad jej siły, patrzeć jak załamuje się jedyny facet, który od zawsze był dla niej wzorem odwagi.
Snape, z cichą nadzieją o powrocie wilkołaka dopiero za kilka lat, w sercu pochylił się nad żoną i zaczął dokładnie smarować jej blizny specjalnym eliksirem. Dla niego nadal była piękna, bez względu na wszystko, ale kiedy pomyślał, jak będzie się czuć, gdy obudzi się taka... Po prostu serce ściskało mu się na samą myśl o tym.
Dziwne. Jeszcze kilkanaście lat temu myślał, ba, wiedział, że on jeden serca nigdy nie posiadał. Odkąd Lily zginęła, w jego duszy zionęła wielka, czarna dziura. Takie dziury nie łatwo wypełnić, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego nie miał nadziei, na kogoś, kto zawładnąłby jego poszarzałym od licznych występków śmierciożercy sercem. Gdy w jego gabinecie pojawiła się drobna, niska Gryfonka, którą dyrektor zlecił uczyć powiedział sobie, że prędzej umrze, niźli zwiąże się z Panną-Wiem-To-Wszystko. Po pierwszym ich pocałunku zaczął wmawiać sobie, że po prostu zwariował i nie wiedział, co robi. Stopniowo doszło do niego, iż częściej myśli o niej niż o jakiejkolwiek innej osobie. Stopniowo uświadamiał sobie, że zakochał się jak głupi szczeniak.
A ona wtedy była z Potterem. To był ten moment, gdy Harry pokłócił się z Ginny, więc uciekł w ramiona Hermiony. 
Spojrzał na z pozoru spokojną twarz żony. Blask księżyca, przeklętego, durnego, księżyca oświetlał jej twarz, nadawał skórze delikatności i bladości. Jej rzęsy rzucały długie cienie na policzki. Odgarnął z jej czoła niesforny lok. Zbliżył się i złożył na jej ustach niewinny pocałunek. 
Nie poruszyła się. 


W lesie nie słychać już było wycia. Panowała absolutna cisza. Nawet ptaki zachowywały się cicho, jakby bały się, że wilkołak może wrócić. Amortencja powoli odzyskała swoją postać i potrząsnęła mocno głową, by się wybudzić z tego dziwnego stanu odrętwienia. Najwyraźniej był zawsze obecny przy pierwszych przemianach. Odwróciła się i spojrzała na chłopaków. 
Biała fretka zniknęła, został tylko Scorpius, wysoki i z bardzo jasną grzywą włosów. Czarny pies odpłynął w niepamięć, a na jego miejscu stał Albus, jego zielone oczy iskrzyły się w ciemnościach. Uśmiechnęła się do nich, ale zaraz przypomniała sobie, dlaczego rzuciła się na wilkołaka. Zasłoniła usta dłonią i wszyscy zgodnie pobiegli w stronę zamku. Albus niósł pelerynę-niewidkę. 
Dotarli do sali wejściowej. Amortencja rozejrzała się nerwowo i nie zważając na goniącego ich Filcha, oraz Panią Norris pomknęła do Skrzydła Szpitalnego. Woźnego zostawili daleko za sobą, więc zwolnili i weszli zdyszani do sali. Amortencja od razu dostrzegła burzę loków, rozsypaną na poduszce, jednego z łóżek.
Popatrzyła na twarz matki. Właśnie czegoś takiego się spodziewała. Spojrzała z lekkim przerażeniem na chłopaków. Odeszli na bok.
-Co się stało z tym wilkołakiem, jak myślisz?- wyszeptał Albus.
-Nie wiem. Ale za to, co jej zrobił mam dziką ochotę go zabić.- warknęła.
Spiorunowali ją spojrzeniem.
-Nie wiesz jak.
-To się nauczę, problem?!- syknęła.



Severus westchnął. Usiadł za biurkiem w swoim gabinecie i otworzył jedną z szuflad. Wyjął eliksir, który miał zanieść Hermionie, ale nagle ogarnęła go dzika myśl. Co zrobiłby z wilkołakiem, jeśli ten wróciłby szybciej niż za kilka ładnych lat? "Można wziąć pod uwagę to, że nad sobą nie panował... Ale to i tak nic nie zmienia...", mruczał w głowie. Dziwne, że nie przejmował się aż tak żoną. Tą blizną. Jeszcze to do niego nie dotarło.
Pochylił się nad szklanką Ognistej i westchnął jeszcze raz. Nie miał na to wszystko sił. Jeszcze tylko brakowało, by córka coś nabroiła. Dlaczego wszystko zaczynało się walić, wtedy, gdy Amortencja trafiła do Hogwartu? Trzeba ją było wysłać do Beauxbatons. "Beauxbatons. Ty durniu, chyba do Durmstrangu...", mruknął w myślach. Przecież była do niego tak podobna, że gdyby mieli wybrać dla niej inną szkołę to mógłby to być jedynie Durmstrang.
Do gabinetu wparowała Minerwa McGonagall. Zrobiła wściekłą minę i podeszła do niego. Zrobiła to tak gwałtownie, że wyprostował się dumnie na krześle, by dodać sobie otuchy. Ta kobieta była czasem nieobliczalna. Położyła ręce na biodrach.
-Zwariowałeś?!- krzyknęła.-Ona tam leży sama, a ty sobie Ognistą popijasz?!- tupnęła nogą, co wyglądało trochę komicznie.-Więc taki jesteś? Wystarczy jedna blizna, żebyś przestał uważać ją za piękną?
Przesadziła. Poderwał się z fotela i podszedł do niej z wyciągniętym oskarżycielsko palcem. Miał dość. Dlaczego każdy musiał go oceniać? Dlaczego każdy musiał patrzeć mu na ręce jak byle jakiemu śmierciożercy?! Och, bo nim był. To prawda, ale dlaczego wszyscy uważali, że rozstanie się z Hermioną, wtedy, gdy ona będzie go najbardziej potrzebowała?! Czy każdy w tej durnej szkole miał go za zwykłego drania i bezwartościowego faceta?
-Ona dla mnie zawsze będzie piękna.- warknął, a ona aż przełknęła głośno chwilę, choć z reguły była odważna.-Ale ty dobrze wiesz, że uroda się nie liczy. Nigdy się nie liczyła.- syknął wściekle. Potem uspokoił się.-Masz rację.
-Nie, Sev...- zorientowała się, co powiedział.-Słucham?!
-Masz rację.
Zostawił ją oniemiałą i poszedł do Hermiony. Usiadł na krześle przy jej łóżku i pogłaskał lekko jej policzek. Dla niego zawsze pozostawała idealna. Otworzyła oczy i zamrugała nerwowo. Napotkała spojrzenie czarnych tęczówek i uśmiechnęła się delikatnie. Potem sięgnęła ręką do swojej twarzy, a gdy dotknęła blizn poczuła ostry ból i syknęła. Wbrew sprzeciwom Severusa zerknęła w lusterko, które leżało na szafce nocnej, a z jej wielkich oczu popłynęły łzy. 
-Moja piękna...- szepnął, całując ją w policzek.
Odwróciła głowę.
-Nie mów tak do mnie.
A mimo to, dotyk jego ust na skórze i jedwabisty głos z wyraźnym, brytyjskim akcentem był jak milion zapewnień o jej urodzie. I to ją bolało. 


Remus otworzył oczy. Już ludzkie. Spróbował się przeciągnąć, ale przeszył go ostry ból, jak mnóstwo małych sztyletów. Leżał na ziemi. Bezradny położył głowę na śniegu i spojrzał w górę. Rozjaśniało się, a on znajdował się bardzo daleko od zamku, znając moc Severusa i furię, jaka nim ogarnęła, gdy bronił żony.
Na Merlina i wszystkich czarodziei. Hermiona. Warknął, przeklinając się w duchu. Na Zakazany Las. Tonks. Westchnął, myśląc o jej różowych włosach, pachnących jak guma do żucia. 
Nie wiedział, co robić. Czuł się cały obolały i zdezorientowany. 

___________________________________________________________________________
Króótko :* xD Ach, jak ja uwielbiam sprawiać kłopoty Luniaczkowi : 3

A to Amortencja jako animag. Chodziło mi mniej więcej o właśnie ocelota xD