sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 31

Spacer w świetle księżyca



Noc była chłodna i dziwna. Księżyc świecił wysoko na niebie, ale zasłaniały go chmury, gwiazdy świeciły jasno jak małe lampki świąteczne, a orzeźwiający wiatr wiał od strony Zakazanego Lasu. Właśnie tam powoli zmierzali. Remus wydawał się nie zauważać, wiszącego nad nimi księżyca. Hermiona zerkała na niego i dostrzegła, że raczej świadomie go unika i patrzy uparcie przed siebie. Szczęki miał mocno zaciśnięte, ale nie tak jak Severus często, ze złości, a ze zdenerwowania i czegoś w rodzaju strachu. Położyła mu dłoń na ramieniu, żeby go uspokoić. Spojrzał na nią nieprzytomnie jakby właśnie zbudził się ze snu i uśmiechnął się, a właściwie tylko wykrzywił w coś w rodzaju uśmiechu.
-Remusie...- zaczęła niepewnie Hermiona.
Nie odzywał się.
-Remusie, chciałeś mi coś powiedzieć. Prawda?- chciała mówić spokojnie, ale głos lekko jej drżał, raczej od zimna niż strachu. 
-Tak, Hermiono.- rzekł po chwili.-Nie myśl sobie, że to coś niestosownego. O to możesz być spokojna.- dodał szybko.
-Wcale o tym nie myślałam.- uśmiechnęła się.
-Dobrze.
Znowu zamilkł, a ona powoli zaczęła tracić cierpliwość. "Gdzie się podziewa Remus, prawdziwy Remus?", pomyślała, a on jakby rozjaśnił się. Znaleźli się pod drzewami w Zakazanym Lesie.
-To nie jest łatwa sprawa, Hermiono.- oznajmił spokojniejszym głosem.
Drzewa tak gęsto tu rosły, że nie wpuszczały do lasu ani jednego promienia księżyca. Pewnie dlatego uspokoił się. Hermiona też czuła się spokojniejsza. Ten księżyc dziwnie na nią działał. Gdy była młodsza często pod wpływem jego blasku lunatykowała, przez co złościła koleżanki z dormitorium, a później Severusa. Skończyło się to dopiero kilka lat wcześniej, ale nadal była niespokojna, gdy zbliżała się pełnia. Severus wtedy szeptał jej do ucha, że ją kocha i że spróbuje jej nie zabić, gdy znowu zechce wyjść z pokoju, przewracając przy tym większość książek, leżących na podłodze i zdjęć na półkach. Uśmiechnęła się szeroko na to wspomnienie.
-O co chodzi?- spytała, wracając myślami do Remusa.
Spojrzał na nią, a jego oczy błyszczały.
-Moje...- powiedział niepewnie.-Moje...
Miała ochotę krzyknąć, żeby to z siebie wydusił, ale nagle wszystko zanikło. W miejscu na jej szyi, gdzie spoczywał spokojnie na łańcuszku piękny pająk, poczuła dziwne mrowienie graniczące z bólem i wiedziała, że musi wracać do Severusa.
Próbowała to przezwyciężyć jeszcze przez sekundę.
-Moje przemiany...
-Przepraszam, Remusie. Możemy spotkać się kiedy indziej? To ważne, ja czuję, że muszę wracać.
I zniknęła za drzewami, a on został. Paznokcie wyostrzyły mu się, a oczy nieco zmieniły. Po jego twarzy przebiegł cień i znów stał tam zwykły Remus, niewiedzący dlaczego Hermiona uciekła.



Severus chodził tam i z powrotem. Jak zwykle był zły na swoją głupotę i upór Hermiony. Posłać ją na spacer z wilkołakiem w blasku księżyca, też coś! Warknął cicho i przysiadł na oparciu fotela. Miał ochotę tam iść, ale postanowił, że jeżeli nie zjawi się w promieniu kilkunastu minut i nie odpowie na wezwanie, wtedy dopiero będzie zgrywał bohatera. Przez chwilę wpatrywał się w ogień, tlący się w kominku, a potem wziął byle jaką książkę z półki i przejrzał ją z roztargnieniem. 
-Niech to szlag.- syknął.
Książka opowiadała o skutkach spotkania z wilkołakiem. Do tego, była książką Lockharta. Zaczął gorączkowo zastanawiać się skąd ją miał. 
-Przeklęty, różowy dureń.- mruknął.
Nigdy nie miał go za normalnego faceta. Po pierwsze, uważał siebie za nie wiadomo jakie bóstwo, bo wszędzie świecił wymuszonym uśmiechem, po drugie, jego zdolności graniczyły z charłactwem, po trzecie, wreszcie. Wdzięczył się do każdej uczennicy i nauczycielki za czasów jego pobytu w Hogwarcie, ale z żadną nie rozmawiał, a tym bardziej się nie umawiał. Liczył tylko na pochwałę i wzdychania. Severus uważał, że Gilderoy Lockhart kochał tylko i wyłącznie samego siebie i swój, boski w jego mniemaniu uśmiech. 
Kiedy przypomniał sobie, że Hermiona jako uczennica się w nim podkochiwała, ona weszła do pomieszczenia ze złą miną i kichnęła głośno.
-Możesz.- kichnęła znowu.-Mi powiedzieć, dlaczego przerwałeś mi spacer?
Podszedł do niej i przytulił ją mocno. Zdziwiona nagłą czułością oddała gest i westchnęła cicho.
-Martwiłem się o ciebie.- powiedział, obejmując obiema dłońmi jej twarz.
Kichnęła mu prosto w twarz. Zaśmiała się głośno, ale czuła się coraz gorzej. Severus zrobił groźną minę.
-Zabiję tego wilkołaka. Przeziębiłaś się przez niego. Zabiję.- warczał pod nosem.
-Spokojnie. Przejdzie mi...- znowu kichnęła.
W skupieniu położył chłodną dłoń na jej czole, co było tak kojące, że zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że ma lekką gorączkę.
-Zabiję.- mruknął znowu. 
Zakręciło jej się w głowie. Westchnął przeciągle, złapał ją w ostatniej chwili i wziął na ręce. 
-Lekka to ty nie jesteś.- uśmiechnął się.
Zaniósł ją do sypialni, położył na łóżku i szczelnie przykrył kołdrą. Różdżką przywołał Eliksir Pieprzowy i podał go jej. Od razu zrobiło jej się gorąco, poczuła się lepiej, ale i powieki miała jakby cięższe.
-Zostań tu. Zaśniesz czy podać ci Eliksir Słodkiego Snu?- zapytał łagodnie.
-Spokojnie. Przecież nie jest aż tak źle, to zwykłe przeziębienie.
-Zaraz wracam.
-Gdzie idziesz?- wsparła się na łokciach.
-Rozmówić się z pewnym wilkołakiem.
-Błagam, Sev.- szepnęła sennie i zamknęła oczy.-Tylko go nie zabijaj.
-Dobranoc, Pufku.- burknął.


Całą trójką wybrali się do Zakazanego Lasu, zaraz po wyjściu z chatki Hagrida. W pokoju wspólnym i w ogóle w zamku czekało na nich tylko zadanie, właściwie, Amortencja miała już je z głowy, ale chłopaki wcale nie chcieli wracać i zabierać się do lekcji. Zapuścili się daleko, wyglądali centaurów i innych stworzeń, ale w lesie jak na złość było pusto. 
-Wracajmy lepiej.- odezwała się Amortencja.
-Tchórzysz?- spytał Scorpius z chytrym uśmieszkiem.
Ją, tak jak jej ojca, strasznie denerwowało to określenia.
-Zapamiętaj, ja nigdy nie tchórzę. Gryfoni tchórzą, ja nie.- rzekła twardo.-Ślizgoni nie tchórzą.
-Hej.
Oboje spojrzeli w stronę, gdzie patrzył Albus. Siedział tam Remus Lupin, przygaszony i smutny. Albus chciał do niego wyjść, ale Amortencja złapała go za rękę i tym samym zatrzymała. Spojrzał na nią pytająco.
-Przecież nie wolno nam tu być. Chcesz, żeby komuś powiedział?- syknęła cicho.
-Ale to Lupin.- szepnął bezradnie Al.
-Nauczycielowi nie można ufać. Choćby był bombowym gościem.- szepnęła.
Albus i Scorpius uśmiechnęli się do siebie. Przywołała ich do porządku i nakazała patrzeć na Lupina. Po jego twarzy znowu przemknął cień, drgnął gwałtownie jakby coś nim szarpnęło. Blask księżyca, już za kilka dni będącego w pełni spadł na mężczyznę. Przymknął z odrazą oczy i zasłonił się rękami, chcąc się bronić. Nie udało mu się to.
Amortencja szarpnęła chłopaków do tyłu i odsunęli się od Remusa.
-Co ty robisz?- syknął Albus.
-Nie rozumiesz.- powiedziała.-On zamienia się w wilkołaka.





5 komentarzy:

  1. Hah, przeziębiony Pufek i zdenerwowany Snape :D Genialnie :3 Fajnie jak jest taki opiekuńczy :3 Remus mnie zaintrygował. Czekam na część następną. Tylko ja bardzo proszę troszkę dłuższe te rozdziały! :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Amortencja chyba zapomniała, że jej matka była Gryfonką i nie wydaje mi się, aby tchórzyła. Ciekawi mnie co się dzieje z Lupinem, ale mam nadzieje, że nie zakłóci to ślubu. Minerva

    OdpowiedzUsuń
  3. Amortencja chyba zapomniała, że jej matka była Gryfonką i nie wydaje mi się, aby tchórzyła. Ciekawi mnie co się dzieje z Lupinem, ale mam nadzieje, że nie zakłóci to ślubu. Minerva

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawi mnie cała ta sprawa z Remusem... No nic czytam dalej :D
    Miona

    OdpowiedzUsuń