Nowi Huncwoci
Amortencja, Albus i Scorpius stali przez chwilę nieruchomo. Nie mogli się ruszyć, a Lupin coraz bardziej zaczynał przypominać wilka, niźli człowieka. Pazury miał teraz długie i ostre, z jego gardła wydobywał się dziwny charkot, a oczy już na pewno nie należały do tego samego Remusa, spokojnego i cichego.
Nagle wszystko się odwróciło, a on padł na kolana, ciężko dysząc i próbując zasłonić się rękoma przed światłem księżyca. Amortencję zatkało całkowicie, szarpnęła za rękaw szaty Scorpiusa i wszyscy troje uciekli w stronę zamku. Nie wiedzieli kompletnie co myśleć. Albusowi przemknęło przez głowę: "No to się zaczęło", jakby się tego spodziewał, Scorpius tylko tępo patrzył przed siebie i uparcie próbował wymazać z pamięci widok na wpół przemienionego wilkołaka, a Amortencja zastanawiała się tylko jakim cudem Lupin zdołał powstrzymać przemianę i dlaczego dokonała się w połowie, przed pełnią księżyca.
Podmuch wiatru orzeźwił ich i wkradł się w czarne włosy Amortencji. Zatrzymała się gwałtownie. Stali tuż za granicą Zakazanego Lasu.
-Dlaczego się zatrzymałaś?- zapytali chórem chłopcy.
-Nie uważacie to za dziwne. Co najmniej?- powiedziała, a jej głos był jakby odległy.
-Nie czas i miejsce na twoje głupie rozważania.- warknął Scorpius.-Trzeba wracać.
-Tak, trzeba. Mogą zorientować się, że nas nie ma.- przytaknął Albus.
-Zrozumcie! On powstrzymał przemianę, kiedy była już prawie dokonana!- prawie krzyknęła.-Tego nie potrafi wspomóc nawet najlepszy Eliksir Tojadowy.- zamilkła na chwilę.-Do tego jeszcze, to była przemiana przed czasem, rozumiecie?! Jakim cudem? Wilkołaki zdolne są do przemiany tylko podczas pełni...- wymamrotała.
Al i Scorpius spojrzeli po sobie z przerażeniem. Gdy Amortencję coś szczególnie zainteresowało, to już nie odpuszczała. Była uparta jak osioł, a to nie wiadomo, po którym z rodziców, bo oboje mieli tę cechę.
-Amortencja, nie teraz. Chodźmy. Nie możemy tam wrócić.- powiedział łagodnie Albus.
-Nie możemy i nie pozwolimy ci na to.- burknął Scorpius.
Albus i Scorpius, były to dwa odmienne charaktery. W Scorpiusie była pewna arogancja i wrodzona złość, oddanie i wierność. Albus był wrażliwym chłopcem, zwykle miłym, ale odważnym i niezbyt bojącym się kłopotów. Różnili się od siebie znacznie, a jednak Amortencja lubiła ich obu. Spojrzała na nich surowo.
-Nie jestem głupia!- warknęła.-Wiem co to zdrowy rozsądek i wcale nie chciałam tam wracać.
Oni też ją lubili. Mimo, że była tak podobna do Snape'a to jednak była inna. Miała podobny tok rozumowania, ale jeśli Snape też był taki w czasach młodości, to czasem zastanawiali się, dlaczego nie miał przyjaciół. Tak, lubiła ich obrażać, ale też śmiać się i żartować. Uwielbiała przygody i włóczęgi, nie narzekała jak większość dziewczyn, nie skarżyła się, nie nawijała ciągle o chłopakach. Nie bała się też byle pająka czy innego szkaradnego stworzenia, uwielbiała nietoperze.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła energicznym krokiem w stronę zamku. Al i Scorpius spojrzeli na siebie, westchnęli przeciągle i pobiegli za dziewczyną.
Severus skierował się od razu do gabinetu Lupina. Wszedł bez pukania, ale nie zastał tam nauczyciela. Podszedł do jego biurka i rzucił na nie okiem. Panował tam bałagan, kartki były niedbale rozrzucone, eseje walały się wszędzie. Nie grzebał w rzeczach Lupina, nie zamierzał i nie chciał. Jego uwagę przykuł jednak upaprany atramentem pergamin. Gdzieś pomiędzy plamami porozrzucane były niedbale słowa.
Nie zdążył zauważyć, co owe słowa oznaczają. Otworzył się drzwi, a do gabinetu wszedł Lupin. Zmizerniały, dziwnie słaby i jakby szary. Wyssany ze szczęścia i chęci do życia.
-Severus...?- spytał zdziwiony.
-Remus.- odparł Snape.
Lupin rozejrzał się jakby oczekiwał, że albo zaraz wyskoczą na niego śmierciożercy z transparentami w stylu: "Wilkołaki idą w odstawkę, Wampiry górą!" albo Dumbeldore z Minerwą i całą trójką będą się z niego śmiać.
Usiadł przy biurku,a Severus bez zaproszenia przysiadł na drugim krześle. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Lupin spokojnie, acz z lekkim niepokojem, Snape z czystą i niepohamowaną nienawiścią. W końcu Snape usadowił się wygodniej w fotelu i rzekł:
-Więc byłeś z moją żoną na spacerze?
-Tak.- powiedział bez wahania Lupin.
Severus nachylił się do niego i przeszył jadowitym spojrzeniem. Oczywiście, jeżeli spojrzenie może zawierać jad.
-Przez ciebie moja Hermiona się rozchorowała, wilkołaku.- wyrzucał z siebie słowa z takim wyrzutem i złością na jakie było go stać.
-To chyba nie jest moja wina.- mruknął Remus.
-Być może, ale to nie mnie zachciało się spacerów w świetle księżyca. W świetle księżyca, kretynie!- wrzasnął Mistrz Eliksirów.-Masz pięć lat?! Jesteś wilkołakiem czy nie? Odkąd to wilkołaki zabierają ze sobą ludzi na przechadzki do lasu, w blasku księżyca?!
Remus nie odpowiadał. Wpatrywał się tępo w blat biurka, zagracony rzeczami.
-Ach, wiem! Od zawsze. Ale jeśli traktujesz moją żonę jak przekąskę, to wiedz, że ja będę traktował ciebie tak samo! I w każdej chwili mogę użyć niewybaczalnego, mi tam wszystko jedno, którego stopnia.- warknął i czekał na reakcję nauczyciela.
Remus powoli podniósł wzrok na Mistrza Eliksirów. Był blady i jakby starszy. Skinął głową i wyszeptał: "Przepraszam, naprawdę przepraszam".
Severusa ogarnęła jeszcze większa złość, co graniczyło z czymś niemożliwym. Zbladł, przez co wydawał się bledszy niż biała ściana, zacisnął mocno szczęki, które rwały się do wypowiedzenia zaklęcia torturującego i wziął głęboki oddech.
-Wiesz, Remus.- wycedził, przez zaciśnięte zęby.-Jest coś czego nienawidzę na równi z głupotą. Gryfońskiego tchórzostwa. Tchórzostwa i strachu przed postawieniem się komuś.
Wyszedł, łopocząc szatami. Przez chwilę Remus chciał mu wyznać, co go trapi, ale doszedł do wniosku, że to wręcz wstydliwe przyznać się do tego. Z westchnieniem odrzucił na bok kartkę, która zainteresowała Severusa.
Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie i pracowała. Praca zastępcy dyrektora była trudna i męcząca. Minerwa często myślała o emeryturze, o domu, gdzieś w miłej okolicy, a nawet zostaniu w kochanym Hogwarcie. Ta druga opcja bardziej jej przypadła do gustu. Między innymi, dlatego że nie była pewna, czy Albus będzie w stanie zrezygnować dla niej z posady dyrektora oraz, bo uważała Hogwart za swój dom. Doszła do wniosku, że każdy kto ma szansę pojawić się w zamku, będzie uważał go za swój drugi, a może jedyny, jak w przypadku wielu uczniów dom.
Usłyszała ciche pukanie. Usadowiła się wygodniej w fotelu, przy biurku i pozwoliła tajemniczej osobie wejść. Albus uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. Zdziwiona zarumieniła się i wskazała mu fotel na przeciwko siebie.
-Nasi nowi Huncwoci często wybierają się na przechadzki, zauważyłaś?- zapytał łagodnie i skierował wzrok na okno, przez które widać było Zakazany Las.
-Pewnie. Trudno nie zauważyć.- napisała ostatnie zdanie na pergaminie i odłożyła pióro na bok.
-A widziałaś może ich dzisiaj?- spojrzał na nią.
-Nie wrócili jeszcze? Trzeba będzie zacząć ich szukać jeżeli nie wrócą przed ciszą nocną. Zwykle wracają.- mruknęła.
-Tak, jeszcze nie nabyli tego zwyczaju wymykania się późną nocą jak poprzedni Huncwoci.- rzekł Albus z zamyśloną miną.-Dzisiaj wrócili do zamku biegiem. Nie założyli peleryny z rozpędu.
-Myślisz, że przed czymś uciekali?- pochyliła się ku niemu zaciekawiona.
-Nie wiem. Trzeba to zbadać. Mam też niemiłą teorię o animagach.- wymamrotał.
-O animagach? Myślisz, że oni...?- upewniła się.
-Mam pewne podejrzenia, co do pokoleń i koligacji rodzinnych. Takie rzeczy mogą im pomóc. Albus ma do tego predyspozycje po Jamesie, a i Syriuszu.- uśmiechnął się, a uśmiech ten był melancholijny i nieobecny.
-A Scorpius i Amortencja? Jakim cudem?
-Oboje dobrze wiemy, że Eileen miała takie skłonności, ale ich nie rozwinęła.- uśmiech z jego twarzy znikł.
Przyjrzała się mu uważniej.
-Eileen?- zapytała Minerwa.-Szkoda, że ich nie rozwinęła. Miałaby szansę uciec od tego brutala.- buntowniczo złożyła ręce na klatce piersiowej i wyprostowała.
-Tak, Severus nie miał lekko. W szkole wieczne wyśmiewanie się z niego, kłótnie z Lily, a w domu jeszcze gorsze piekło.- spochmurniał jeszcze bardziej.
-Pamiętam tamtą sprawę, kiedy jakiś chłopiec rzucił niewybaczalnym w swojego ojca, bo nie mógł patrzeć jak ten znęca się nad matką.- zamilkła na chwilę.-To był Severus, prawda?
Skinął smutno głową. Westchnął przeciągle, a potem nagle rozjaśnił się.
-Dobrze, że znalazł szczęście w Hermionie.- powiedział radośnie.
-Dobrze, że każdy ma taką szansę z osobą do tego przeznaczoną.- Minerwa zaśmiała się.
Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.
Liczę, że szybko rozwiniesz tę sprawę z Lupinem bo strasznie mnie to interesuje :)
OdpowiedzUsuńAlbus i Minerwa... how sweet :P
Miona
Zgadzam się z Mioną ;))
OdpowiedzUsuńI więcej Sevmiony proszę, bo tu nic nie było ;(( Fajny, fajny rozdział ;)
Pozdrawiam!
Fajny rozdział ;)) Mam nadzieję tylko, że nie zrobi się za słodko xD Jestem ciekawa co dokłądnie dzieje się z Remusem i co ma zamiar zrobić Amortencja więc z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńBędę wredna i pomęczę was trochę tą sprawą z Lupinem xDD
OdpowiedzUsuńCześć.Jestem nowa,ale już zakochana w tym blogu.Piszesz cudownie po prostu fenomenalnie! Sev cudowny,"Tencja"idealna kopia Mistrza Eliksirów,Miona boska i cała akcja totalna! Czekam na nn:****** ~sadystka ;)
OdpowiedzUsuńSadystka mówisz? xD Dziękuję ;) Tencja dopiero się rozkręca, a ja wcale tak dobrze nie piszę, jest mnóstwo lepszych ode mnie ;D
OdpowiedzUsuńTak,tak sadystka Alana Rickmana xD hahaha ~sadystka
UsuńAlbus i Minerva. *,* Ciekawe co będzie z Lupinem. Amortencja niczym Severus. Pozdrawiam. Minerva
OdpowiedzUsuńNie no cudo!
OdpowiedzUsuńNie bądź nie miła. Powiedz co z Remusem?;)
No i z Tencją?:)
No błagam cię...!
Czekam na kolejny;)
Nie powiem :3
OdpowiedzUsuń