Za dużo faktów
Hermiona spojrzała na Minerwę pytająco. Co się działo? Severus ani na nią nie wrzasnął, ani nie zmierzył wzrokiem, wręcz przeciwnie. Nie miała pojęcia jak to interpretować. W międzyczasie zdążył pojawić się dyrektor, który trzymał mocno za rękę McGonagall i przyglądał się smutno Hermionie. Czarnowłosa dziewczyna, tak podobna do Snape'a siedziała samotnie w fotelu, z zamyśloną miną, spoglądając przed siebie. Hermiona właściwie widziała w niej coś, co sprawiało, że od razu czuła się lepiej i lżej na sercu, ale nie mogła tego wyjaśnić. Przecież nie widziała dziewczyny jeszcze nigdy. A może...
Pokręciła głową i rozejrzała się. Nic się nie zmieniło. Albus stał obok Minerwy, obejmując ją czule ramieniem, Snape ukrywał twarz w dłoniach. Wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić.
-Nie chcę być niegrzeczna, ale może mi ktoś powiedzieć co tu się właściwie dzieje?- zapytała, patrząc na nich wszystkich po kolei.-Co z Voldemortem?
Albus zwrócił twarz do Severusa. Uśmiechnął się smutno.
-Zaczęliście się spotykać tuż przed Drugą Bitwą o Hogwart.- rzekł spokojnie.
Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy. O ile dobrze pamiętała, Druga Bitwa o Hogwart dopiero miała się rozpocząć. O ile dobrze pamiętała, przyszłość po bitwie wiązała z Wiktorem, nie Snapem. Jakim cudem?! Snape nigdy by jej do siebie nie dopuścił, nawet gdyby tego chciała. Był opryskliwy, arogancki, sarkastyczny, wredny. Był prawdziwym Ślizgonem, nawet jeśli poświęcił życie dla Zakonu Feniksa i Dumbeldore'a, nawet jeśli szanowała go, nawet jeśli jego zapach wprowadzał ją w stan bliski szaleństwa. Oprzytomniała i zwróciła się do dyrektora.
-Panie profesorze, mógłby mi pan to wyjaśnić?
Snape wstał i podszedł do niej. Cofnęła się kilka kroków i zagryzła dolną wargę, jak to miała w zwyczaju robić. Nie wiedziała, co ma myśleć o dziwnym zachowaniu profesora. Chciała na niego krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Widząc przerażenie w jej oczach, z ciężkim westchnieniem pogłaskał jej policzek.
-Mówiłem ci, żebyś nie gryzła tej wargi.- powiedział.
Ton jego głosu zaskoczył ją. Mówił łagodnie, a nawet z melancholijnym cieniem uśmiechu w kącikach ust.
-Mówił pan?- zdziwiła się.-Nie przypominam sobie.
Snape podszedł smętnym krokiem do czarnowłosej dziewczynki i pocałował ją w czoło. Potem zmierzył wzrokiem Dumbeldore'a, wyglądał tak jakby zaraz miał splunąć na podłogę. Minerwa kurczowo trzymała się ramienia dyrektora. "Czy oni ze sobą...?", zamyśliła się Hermiona. Tymczasem Snape nadal piorunował wzrokiem parę.
-Już nigdy cię nie posłucham.- syknął.-Już nigdy. Najpierw twoje pomysły odebrały mi Lily, teraz Hermionę. Może, gdybym wtedy zamiast pójść do ciebie, próbowałbym przekonać Czarnego Pana do swoich racji, może wtedy nadal by żyła.- wycedził przez zaciśnięte.
"Lily...?". Hermiona znała tylko jedną Lily i była nią matka Harry'ego. Ale... Niemożliwe, czyżby Snape był w niej zakochany? Zerknęła niespokojnie na dziewczynkę, która wyglądała jak delikatna, porcelanowa lalka, choć lalka ze złowrogą miną.
-Severusie, wiedziałeś dobrze, co może spowodować eliksir. Wiedziałeś, że nie możemy czekać do pełni, aż nie będzie odwrotu od przemian, jeśli jakieś się dokonają. Znałeś konsekwencje, nie możesz winić jedynie mnie.- rzekł spokojnie Albus.-Poza tym, to w końcu się odwróci.
-Ach, więc to jakaś karma, szczęście losu, tak myślisz, stary głupcze?!- warknął coraz bardziej zdenerwowany.-Ja jakoś nigdy nie poczułem tego na własnej skórze, wiesz?!
Severus przez chwilę milczał.
-Wyjdź.
-Severusie, nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko.- mruknęła Minerwa.
-Wyjdź!
Wyszli pospiesznie. Hermiona patrzyła za nimi. Nie chciała zostać w komnatach Snape'a, nie wiedziała, co się właściwie stało.
-Panie profesorze... Może mi pan...- zaczęła, ale zamilkła, widząc jego minę.
-Wypiłaś eliksir, który usunął twoje wspomnienia, jasne?!- wrzasnął.-Możesz nie pamiętać, ale od paru ładnych lat jesteśmy małżeństwem, a to nasza córka.- wskazał na dziewczynkę.-Amortencja.
Hermiona nie mogła wydusić z siebie słowa. Nie będzie jej wciskał takich bzdur.
-Dosyć tego! Nie chcę tego słuchać!
Wybiegła z gabinetu i dogoniła Minerwę z dyrektorem.
Snape usiadł za biurkiem i w zamyśleniu przyglądał się czemuś, co widział tylko on. Spodziewał się tego, los nigdy go nie oszczędzał. Najpierw ojciec, mugol, tak bardzo nieznoszący magii i tak bardzo winiący go za jego jego umiejętności, że nie szczędził dla niego krzyków i fizycznych metod karania. Potem przeklęci Huncwoci, którzy upatrzyli go sobie na cel. Dlaczego? Dlatego, że chciał iść do Domu Węża, a oni takich nie tolerowali. Idioci. Nie tolerowali tych, którzy chcieli piąć się w górę, ku drodze ku wielkości. Potem, kiedy myślał, że znalazł się wśród swoich, gdy chciał się zemścić, wróciły wspomnienia o Lily. Wraz z przepowiednią, która niosła za sobą, tak czy inaczej, śmierć. Lily umarła, a on został sam na świecie, użerając się z kretynami, nie potrafiącymi uwarzyć jednego porządnego eliksiru, chroniąc dziecko Lily, jak tylko potrafił. A gdy Voldemort nareszcie i ostatecznie został zniszczony w jego gabinecie pojawiła się niska Gryfonka z burzą loków i wesołych oczach. Mógłby pomyśleć, że to było właściwie jego największe szczęście, ale może lepiej by było, gdyby został sam i spokojnie odszedł z Hogwartu na Spinner's End i tam czytał książki do końca życia.
Może lepiej. Ale miał słabość do Gryfonek. Dowodem na to była Lily i Hermiona. Westchnął.
-I co teraz?- posłał pytanie w przestrzeń.
Zapomniał o obecności córki. Podeszła do jego biurka ze zbuntowaną miną.
-Na pewno nie będziesz siedział tu i nad sobą się użalał. To do ciebie nie pasuje, do żadnego ze Ślizgonów.- powiedziała pewnie.-Może i Gryfoni są odważni, ale Ślizgoni nigdy się nie poddają, powtarzałeś mi to całe życie.- zamilkła na chwilę i spiorunowała go spojrzeniem czarnych oczu.-Z tego co wiem, to ją kochasz.- zwęził oczy w szparki i posłał jej krytykujący wzrok.-A o miłość się walczy. o Lily walczyłeś, a moja matka nie jest tego warta?- skrzyżowała ręce w oskarżycielskim geście.
-Jak możesz tak w ogóle mówić?- poderwał się gwałtownie z fotela.
-Jak możesz tutaj siedzieć bezczynnie i czekać na jakiś cud?- odgryzła się.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?- syknął wściekle.
-Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak podrywać twoją żonę?
Uniósł prawą brew wysoko do góry. Każdego innego mógłby przerazić, ale jej nie. W końcu byli tacy sami.
-Idź, zanim odejmę punkty Slytherinowi, a jak zaczną się wakacje to ci załatwię taki szlaban, że Scorpius i Potter po prostu będą musieli czekać do następnego semestru, żeby cię zobaczyć.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-I co, w piwnicy mnie zamkniesz?- posłała mu drwiący uśmiech.-Ja się ciebie nie boję, jesteś moim ojcem, jak zauważyłeś, trochę jesteśmy podobni.
-Jesteś dopiero w drugiej klasie i już do tego stopnia upodobniłaś się do mnie, żeby pyskować nauczycielowi?
-Tak.- uśmiechnęła się.-Masz o nią walczyć.
-Kolejna swatka.
Spojrzał na nią podejrzliwie, przypominając sobie sprawę Evanny i Neville'a.
Minerwa zaprowadziła Hermionę do swojego gabinetu, gdzie usiadły. Hermiona rozejrzała się. Przynajmniej tu nic się nie zmieniło. Gabinet został taki jak zawsze, na biurku z ciemnego drewna stała puszka z piernikowymi salamandrami, porozrzucane były jakieś papiery.
-Hermiono.- zaczęła McGonagall.
-Tak, pani profesor?- Hermiona jako uczennica miała paskudny zwyczaj przerywania.
-Przestań, wkurza mnie to tytułowanie. I postarza.- puściła jej oko.-Jestem Minerwa.
Hermionę zatkało. Zwykle była odważna, ale to wszystko przerastało jej oczekiwania. Nagle naszła ją niesamowita myśl, że może to tylko ponury sen, a kiedy się obudzi zastanie w gabinecie normalną, sztywną profesor McGonagall.
-Dobrze.- powiedziała niepewnie.
-Doskonale.- Minerwa uśmiechnęła się.-Teraz wszystko ci wyjaśnię.- wzięła głęboki oddech.-Nie ma już wojny z Voldemortem, wygraliśmy, śmierciożerców w większości wybito i nie było zbyt wielu ofiar.- przerwała na moment.-Wyszłaś za Severusa. Wszyscy twoi przyjaciele karcili cię za ten wybór, ale chciałaś postawić na swoim, chciałaś być niezależna. Zakochałaś się.- teraz mówiła wolniej i łagodniej.-Urodziła wam się córka, Amortencja, która aktualnie uczęszcza do drugiej klasy i jest w Slytherinie. Ma charakter ojca, ale odziedziczyła niektóre twoje cechy.- spojrzała na Hermionę.
Hermiona nie mogła w tow uwierzyć. Ona i Mistrz Eliksirów, ona i jej... córka? Wzięła głęboki oddech. Ale przecież wtedy była z Wiktorem Krumem... Popatrzyła na Minerwę, dając jej znak, że może słuchać dalej. McGonagall odchrząknęła.
-Rok wcześniej w zamku zjawiła się Bellatrix, która jakimś pokręconym cudem, który znowu tylko Albus i Severus potrafią wyjaśnić, przeżyła. Porwała Amortencję. Na zmianę z Severusem rozchodziliście się, schodziliście i wspieraliście się.- uśmiechnęła się smutno.-W końcu się zeszliście, Amortencja wróciła, a Bella trafiła do Azkabanu.
Hermiona westchnęła, zbierając wszystkie te fakty w głowie. Fakty, też coś. To nie mogła być prawda. Prychnęła sama do siebie. Minerwa zauważyła to i pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rozumiem, że możesz być zła. Teraz musimy zadbać o to, by pamięć ci wróciła i żebyś wróciła do Severusa.
Hermiona zmierzyła ją wzrokiem.
-A może ja nie chcę do niego wracać, może chcę odnaleźć Wiktora?- powiedziała buntowniczo.
-Wiktora?- Minerwa zaśmiała się nerwowo.-Miona, Wiktor uderzył cię, tuż przed bitwą, kiedy nie chciałaś z nim uciec. Severus zauważył to, wziął cię do swoich komnat i nie wypuszczał, dopóki nie upewnił się, iż nic ci nie jest.- posłała jej szeroki uśmiech, potem spoważniała.-Później jeszcze przed bitwą dopadł Wiktora i rzucił w niego Sectumsemprą, kilkoma Crucio. Co jak co, ale kobiety on szanuje.
-Co były śmierciożerca może o tym wiedzieć?- prychnęła niecierpliwie.-Nie wmówisz mi, że oni na tych spotkaniach herbatę pili i jedli ciasteczka zrobione przez Bellę.
-Oczywiście, że nie. Śmierciożercy byli wyjątkowo okrutni dla kobiet. Mugolaczki traktowali jak worki do ćwiczeń zaklęć torturujących, półkrwi jak zabawki na jedną noc.- rzekła ponuro Minerwa.-Ale Severus nigdy czegoś takiego nie zrobił, nie mógłby. Uwierz mi.
Westchnęła, krzywiąc się. Najgorsze było to, że coraz bardziej wierzyła nauczycielce i miała o nim coraz lepsze mniemanie. Uśmiechnęła lekko na dźwięk jego głosu, który nagle rozbrzmiał w jej głowie: "Mówiłem ci...".
Wkurzyłam się na Lily po raz, któryś tam, setny . Jak można było rzucić kogoś taakiego ??
________________________________________________________
Cha, majówka xD Nareszcie zero chemii, matmy, fizyki, geografii i wszystkiego co anty humanistyczne : 3 Idź bądź przedmiotem ścisłym gdzie indziej. Czeka na mnie "Mistrz i Małgorzata", "Pachnidło", "Makbet", ewentualnie "Zbrodnia i kara" <3 Albo druga część "Władcy Pierścienia" <3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał ;D Nie potrzebne Crucio xD
-Panie profesorze, mógłby mi pan to wyjaśnić?
Snape wstał i podszedł do niej. Cofnęła się kilka kroków i zagryzła dolną wargę, jak to miała w zwyczaju robić. Nie wiedziała, co ma myśleć o dziwnym zachowaniu profesora. Chciała na niego krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Widząc przerażenie w jej oczach, z ciężkim westchnieniem pogłaskał jej policzek.
-Mówiłem ci, żebyś nie gryzła tej wargi.- powiedział.
Ton jego głosu zaskoczył ją. Mówił łagodnie, a nawet z melancholijnym cieniem uśmiechu w kącikach ust.
-Mówił pan?- zdziwiła się.-Nie przypominam sobie.
Snape podszedł smętnym krokiem do czarnowłosej dziewczynki i pocałował ją w czoło. Potem zmierzył wzrokiem Dumbeldore'a, wyglądał tak jakby zaraz miał splunąć na podłogę. Minerwa kurczowo trzymała się ramienia dyrektora. "Czy oni ze sobą...?", zamyśliła się Hermiona. Tymczasem Snape nadal piorunował wzrokiem parę.
-Już nigdy cię nie posłucham.- syknął.-Już nigdy. Najpierw twoje pomysły odebrały mi Lily, teraz Hermionę. Może, gdybym wtedy zamiast pójść do ciebie, próbowałbym przekonać Czarnego Pana do swoich racji, może wtedy nadal by żyła.- wycedził przez zaciśnięte.
"Lily...?". Hermiona znała tylko jedną Lily i była nią matka Harry'ego. Ale... Niemożliwe, czyżby Snape był w niej zakochany? Zerknęła niespokojnie na dziewczynkę, która wyglądała jak delikatna, porcelanowa lalka, choć lalka ze złowrogą miną.
-Severusie, wiedziałeś dobrze, co może spowodować eliksir. Wiedziałeś, że nie możemy czekać do pełni, aż nie będzie odwrotu od przemian, jeśli jakieś się dokonają. Znałeś konsekwencje, nie możesz winić jedynie mnie.- rzekł spokojnie Albus.-Poza tym, to w końcu się odwróci.
-Ach, więc to jakaś karma, szczęście losu, tak myślisz, stary głupcze?!- warknął coraz bardziej zdenerwowany.-Ja jakoś nigdy nie poczułem tego na własnej skórze, wiesz?!
Severus przez chwilę milczał.
-Wyjdź.
-Severusie, nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko.- mruknęła Minerwa.
-Wyjdź!
Wyszli pospiesznie. Hermiona patrzyła za nimi. Nie chciała zostać w komnatach Snape'a, nie wiedziała, co się właściwie stało.
-Panie profesorze... Może mi pan...- zaczęła, ale zamilkła, widząc jego minę.
-Wypiłaś eliksir, który usunął twoje wspomnienia, jasne?!- wrzasnął.-Możesz nie pamiętać, ale od paru ładnych lat jesteśmy małżeństwem, a to nasza córka.- wskazał na dziewczynkę.-Amortencja.
Hermiona nie mogła wydusić z siebie słowa. Nie będzie jej wciskał takich bzdur.
-Dosyć tego! Nie chcę tego słuchać!
Wybiegła z gabinetu i dogoniła Minerwę z dyrektorem.
Snape usiadł za biurkiem i w zamyśleniu przyglądał się czemuś, co widział tylko on. Spodziewał się tego, los nigdy go nie oszczędzał. Najpierw ojciec, mugol, tak bardzo nieznoszący magii i tak bardzo winiący go za jego jego umiejętności, że nie szczędził dla niego krzyków i fizycznych metod karania. Potem przeklęci Huncwoci, którzy upatrzyli go sobie na cel. Dlaczego? Dlatego, że chciał iść do Domu Węża, a oni takich nie tolerowali. Idioci. Nie tolerowali tych, którzy chcieli piąć się w górę, ku drodze ku wielkości. Potem, kiedy myślał, że znalazł się wśród swoich, gdy chciał się zemścić, wróciły wspomnienia o Lily. Wraz z przepowiednią, która niosła za sobą, tak czy inaczej, śmierć. Lily umarła, a on został sam na świecie, użerając się z kretynami, nie potrafiącymi uwarzyć jednego porządnego eliksiru, chroniąc dziecko Lily, jak tylko potrafił. A gdy Voldemort nareszcie i ostatecznie został zniszczony w jego gabinecie pojawiła się niska Gryfonka z burzą loków i wesołych oczach. Mógłby pomyśleć, że to było właściwie jego największe szczęście, ale może lepiej by było, gdyby został sam i spokojnie odszedł z Hogwartu na Spinner's End i tam czytał książki do końca życia.
Może lepiej. Ale miał słabość do Gryfonek. Dowodem na to była Lily i Hermiona. Westchnął.
-I co teraz?- posłał pytanie w przestrzeń.
Zapomniał o obecności córki. Podeszła do jego biurka ze zbuntowaną miną.
-Na pewno nie będziesz siedział tu i nad sobą się użalał. To do ciebie nie pasuje, do żadnego ze Ślizgonów.- powiedziała pewnie.-Może i Gryfoni są odważni, ale Ślizgoni nigdy się nie poddają, powtarzałeś mi to całe życie.- zamilkła na chwilę i spiorunowała go spojrzeniem czarnych oczu.-Z tego co wiem, to ją kochasz.- zwęził oczy w szparki i posłał jej krytykujący wzrok.-A o miłość się walczy. o Lily walczyłeś, a moja matka nie jest tego warta?- skrzyżowała ręce w oskarżycielskim geście.
-Jak możesz tak w ogóle mówić?- poderwał się gwałtownie z fotela.
-Jak możesz tutaj siedzieć bezczynnie i czekać na jakiś cud?- odgryzła się.
-Jak ty to sobie wyobrażasz?- syknął wściekle.
-Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak podrywać twoją żonę?
Uniósł prawą brew wysoko do góry. Każdego innego mógłby przerazić, ale jej nie. W końcu byli tacy sami.
-Idź, zanim odejmę punkty Slytherinowi, a jak zaczną się wakacje to ci załatwię taki szlaban, że Scorpius i Potter po prostu będą musieli czekać do następnego semestru, żeby cię zobaczyć.- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-I co, w piwnicy mnie zamkniesz?- posłała mu drwiący uśmiech.-Ja się ciebie nie boję, jesteś moim ojcem, jak zauważyłeś, trochę jesteśmy podobni.
-Jesteś dopiero w drugiej klasie i już do tego stopnia upodobniłaś się do mnie, żeby pyskować nauczycielowi?
-Tak.- uśmiechnęła się.-Masz o nią walczyć.
-Kolejna swatka.
Spojrzał na nią podejrzliwie, przypominając sobie sprawę Evanny i Neville'a.
Minerwa zaprowadziła Hermionę do swojego gabinetu, gdzie usiadły. Hermiona rozejrzała się. Przynajmniej tu nic się nie zmieniło. Gabinet został taki jak zawsze, na biurku z ciemnego drewna stała puszka z piernikowymi salamandrami, porozrzucane były jakieś papiery.
-Hermiono.- zaczęła McGonagall.
-Tak, pani profesor?- Hermiona jako uczennica miała paskudny zwyczaj przerywania.
-Przestań, wkurza mnie to tytułowanie. I postarza.- puściła jej oko.-Jestem Minerwa.
Hermionę zatkało. Zwykle była odważna, ale to wszystko przerastało jej oczekiwania. Nagle naszła ją niesamowita myśl, że może to tylko ponury sen, a kiedy się obudzi zastanie w gabinecie normalną, sztywną profesor McGonagall.
-Dobrze.- powiedziała niepewnie.
-Doskonale.- Minerwa uśmiechnęła się.-Teraz wszystko ci wyjaśnię.- wzięła głęboki oddech.-Nie ma już wojny z Voldemortem, wygraliśmy, śmierciożerców w większości wybito i nie było zbyt wielu ofiar.- przerwała na moment.-Wyszłaś za Severusa. Wszyscy twoi przyjaciele karcili cię za ten wybór, ale chciałaś postawić na swoim, chciałaś być niezależna. Zakochałaś się.- teraz mówiła wolniej i łagodniej.-Urodziła wam się córka, Amortencja, która aktualnie uczęszcza do drugiej klasy i jest w Slytherinie. Ma charakter ojca, ale odziedziczyła niektóre twoje cechy.- spojrzała na Hermionę.
Hermiona nie mogła w tow uwierzyć. Ona i Mistrz Eliksirów, ona i jej... córka? Wzięła głęboki oddech. Ale przecież wtedy była z Wiktorem Krumem... Popatrzyła na Minerwę, dając jej znak, że może słuchać dalej. McGonagall odchrząknęła.
-Rok wcześniej w zamku zjawiła się Bellatrix, która jakimś pokręconym cudem, który znowu tylko Albus i Severus potrafią wyjaśnić, przeżyła. Porwała Amortencję. Na zmianę z Severusem rozchodziliście się, schodziliście i wspieraliście się.- uśmiechnęła się smutno.-W końcu się zeszliście, Amortencja wróciła, a Bella trafiła do Azkabanu.
Hermiona westchnęła, zbierając wszystkie te fakty w głowie. Fakty, też coś. To nie mogła być prawda. Prychnęła sama do siebie. Minerwa zauważyła to i pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Rozumiem, że możesz być zła. Teraz musimy zadbać o to, by pamięć ci wróciła i żebyś wróciła do Severusa.
Hermiona zmierzyła ją wzrokiem.
-A może ja nie chcę do niego wracać, może chcę odnaleźć Wiktora?- powiedziała buntowniczo.
-Wiktora?- Minerwa zaśmiała się nerwowo.-Miona, Wiktor uderzył cię, tuż przed bitwą, kiedy nie chciałaś z nim uciec. Severus zauważył to, wziął cię do swoich komnat i nie wypuszczał, dopóki nie upewnił się, iż nic ci nie jest.- posłała jej szeroki uśmiech, potem spoważniała.-Później jeszcze przed bitwą dopadł Wiktora i rzucił w niego Sectumsemprą, kilkoma Crucio. Co jak co, ale kobiety on szanuje.
-Co były śmierciożerca może o tym wiedzieć?- prychnęła niecierpliwie.-Nie wmówisz mi, że oni na tych spotkaniach herbatę pili i jedli ciasteczka zrobione przez Bellę.
-Oczywiście, że nie. Śmierciożercy byli wyjątkowo okrutni dla kobiet. Mugolaczki traktowali jak worki do ćwiczeń zaklęć torturujących, półkrwi jak zabawki na jedną noc.- rzekła ponuro Minerwa.-Ale Severus nigdy czegoś takiego nie zrobił, nie mógłby. Uwierz mi.
Westchnęła, krzywiąc się. Najgorsze było to, że coraz bardziej wierzyła nauczycielce i miała o nim coraz lepsze mniemanie. Uśmiechnęła lekko na dźwięk jego głosu, który nagle rozbrzmiał w jej głowie: "Mówiłem ci...".
Wkurzyłam się na Lily po raz, któryś tam, setny . Jak można było rzucić kogoś taakiego ??
________________________________________________________
Cha, majówka xD Nareszcie zero chemii, matmy, fizyki, geografii i wszystkiego co anty humanistyczne : 3 Idź bądź przedmiotem ścisłym gdzie indziej. Czeka na mnie "Mistrz i Małgorzata", "Pachnidło", "Makbet", ewentualnie "Zbrodnia i kara" <3 Albo druga część "Władcy Pierścienia" <3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał ;D Nie potrzebne Crucio xD