piątek, 15 marca 2013

Rozdział 7

Przyjaciel


Oboje w tym samym czasie otworzyli oczy. Było jeszcze wcześnie. Hermiona przeciągnęła się i przytuliła do męża. Powieki opadały mu bezwładnie, ziewnął i zamknął oczy. Kobieta wodziła palcem po liniach mięśni jego torsu. Przyjrzała się Mrocznemu Znakowi, który rysował się na jego lewym przedramieniu i ucałowała wyblakły symbol Czarnego Pana.
-Severusie...- zaczęła trochę nieobecnym głosem.
-Tak...?- spytał, nie otwierając oczu. 
-Może jednak dobrze, że kiedyś byłeś śmierciożercą.- powiedziała.
Uniósł powieki i spojrzał na nią dziwnie. Dobrze? Dobrze, że zabijał, torturował, wykorzystywał i służył najmroczniejszemu czarnoksiężnikowi jaki dotąd istniał? Jego prawa brew powędrowała do góry.
-Dobrze?- chciał upewnić się, że usłyszał właściwe słowo.
-No, bo gdybyś był zwykłym nauczycielem, nie miałbyś takich mięśni...- westchnęła.
-Salazarze Slytherinie, widzisz i nie syczysz.- jego wzrok wymownie przesunął się po suficie.-Nigdy nie zrozumiem kobiet. Cały czas plotkują o tych całych inteligentnych, oczytanych, zabawnych, kochających, sympatycznych ideałach, a okazuje się, że chodzi tylko o mięśnie. Podziwiam waszą logikę.- prychnął drwiąco.
-Ale ja mam to wszystko.- cmoknęła go w policzek.-Plus mięśnie. 
-Sympatyczny to ja na pewno nie jestem.- zaprzeczył.-Nie jestem też zabawny, a "kocham cię" też nie mówię zbyt często.
-Jesteś sympatyczny, w porównaniu z naszymi stosunkami, kiedy byłam uczennicą i oboje skakaliśmy sobie do gardeł. Może nie jesteś dosadnie zabawny, ale twoje humory i tak doprowadzają mnie do śmiechu.- rzekła.-A to, że nie mówisz tego zbyt często nic nie znaczy, bo wiem, że mnie kochasz. Wiele razy mi to okazywałeś. Jak sam twierdzisz.- zakończyła i pocałowała go ostrożnie.
-Wysoko mnie oceniasz, ale dajmy na to Potter jest ode mnie dwa razy przystojniejszy, młodszy, zabawny według ciebie, a skoro z nim byłaś, to pewnie wiesz czy jest umięśniony, czy nie.- powiedział ostro.
-Harry może i ma lepszą do zaakceptowania urodę, ale nie pasowaliśmy do siebie. On nie widzi świata poza Ginny i quidditchem. Nie jest tak umięśniony jak ty.- odpowiedziała spokojnie Hermiona.-A zanim zapytasz o Rona i Kruma, powiem ci, że między wami właśnie najlepsza jest ta różnica wieku.
-Nadal cię nie rozumiem. Jak to najlepsza?
-Znałam ich wszystkich praktycznie od dziecka. Wszyscy nadal wydają mi się chłopcami, rozumiesz?
-Teraz tak. Nie rozumiem tylko jak można się śmiać z moich humorów. Czy ja w ogóle miewam humory?- zapytał oburzony.
Pokręciła głową, rozbawiona i pogłaskała go po policzku. Uśmiechnął się.
-Wiesz, że Amortencja ma dziś pierwszą lekcje latania?- odezwał się zdawkowym tonem.
Hermiona jęknęła i zrobiła przerażoną minę.



Pierwszoroczni skierowali się na boisko do quidditcha, ale nie zastali tam pani Hooch, która od lat w Hogwarcie ćwiczyła z początkującymi latanie na miotłach. Stał tam chudy mężczyzna o zielonych oczach, okrągłych okularach i charakterystyczną blizną na czole. 
-Tato, co ty tu robisz?- zdziwił się Albus.
-Uczę.- odparł wesoło Harry i uśmiechnął się.
Zaczął ustawiać uczniów w rzędach, wszyscy byli podekscytowani, w końcu był owym słynnym Wybrańcem, który zabił ostatecznie Voldemorta. Każdy dostał szkolną miotłę. Harry polecił im, aby krzyknęli standardowe: "Do mnie!" i bardzo chcieli, żeby miotła wylądowała w ich rękach.
Albus odziedziczył żyłkę do sportu po ojcu, udało mu się za drugim razem, Amortencja była zawiedziona, bo dopiero za piątym, ale gdy zauważyła Rose nadal, zmagającą się ze swoją miotłą uśmiechnęła się sama do siebie. Scorpiusowi udało się za trzecim razem i też był z siebie dumny. 
W każdym razie przynajmniej pogoda dopisywała. Świeciło wrześniowe słońce, nieba nie przesłaniała żadna chmura, ptaki śpiewały wesoło, a ich popiskiwania mieszały się z radosnymi okrzykami uczniów, którzy już spokojnie wsiedli na miotły i czekali na znak Pottera. 
Dał znak i wszyscy wzbili się w powietrze, co nie było mądrym posunięciem nowego nauczyciela, bo musiał pilnować każdego z osobna. Jeden chłopiec zwisał z miotły, trzymając się rączki miotły tylko jedną ręką. Harry'emu bardzo przypominał Neville'a, który już na pierwszej lekcji latania miał kłopoty. Można powiedzieć, że dzięki niemu i Malfoyowi dostał się tak wcześnie do drużyny.
Albus latał bardzo dobrze, panował nad swoją miotłą i trzymał się blisko Amortencji, która też nieźle sobie radziła, a oboje czuli coś na kształt dumy zmieszanej ze szczęściem i pewnością jakby przed chwilą łyknęli zdrowo Felix Felicis. 
Po treningu wrócili do pokoju wspólnego Ślizgonów. Amortencja usiadła w swoim stałym fotelu i wyciągnęła ze szkolnej torby podręcznik do transmutacji. McGonagall kazała im napisać esej o podstawowych metodach i zasadach trudnej dziedziny transmutacji. 
-Już się uczysz? Czy ty robisz coś poza tym?- Albus usadowił się w fotelu obok i przyglądał się jej.
-Uczę się, bo muszę. Chcesz, żeby McGonagall dała nam drugie tyle zadania?- wyjęła pióro i zaczęła pisać.
-Nie, no coś ty. A masz w ogóle jakieś inne zajęcia, które lubisz?- pytał dalej.
-Mam swoje książki, eliksiry, mój szkicownik, co mi więcej potrzeba?
-Rysujesz?
Skinęła niechętnie głową, ale nie musiała odpowiadać na dalsze pytania, bo w pokoju pojawił się Scorpius. Był dziwnie przybity.
-Scorpius, co się stało?- zapytał nietaktownie Al.
-Nic.- burknął blady Malfoy i odszedł do dormitorium chłopców.
Amortencja uderzyła go książką. 
-Byłeś nietaktowny. A moglibyśmy coś z niego wyciągnąć i pomóc w tej sprawie z jego ojcem!- syknęła.-Następnym razem ja mówię, jasne?
-Dobra, dobra. Przepraszam. Nie chciałem, naprawdę...
Tłumaczył się jeszcze przez chwilę, a ona widziała, że naprawdę mu przykro i postanowiła mu odpuścić. Każdy zadałby to pytanie.



Hermionie zdawało się, że zobaczyła na korytarzu Harry'ego. Potrząsnęła głową i zawróciła, ale jego już nie było. Jeśli w ogóle był. Spokojnie poszła dalej i dogoniła Severusa. Kolejny raz mignęły jej okrągłe okulary i czarna czupryna rozwichrzonych włosów. 
Zerknęła sobie przez ramię i odwróciła się gwałtownie, a Snape zrobił obrażoną minę. 
-Zdawało mi się. Znowu.- usprawiedliwiła się i dołączyła do niego ponownie.
Skierowali się do pokoju nauczycielskiego, gdzie wydała zduszony okrzyk. Podbiegła do Pottera, rzuciła mu się na szyję i cmoknęła go w policzek. Uśmiechnęła się radośnie, ale Harry krzywił się, pewnie, widząc minę Snape'a, który stał za nimi.
-Severusie, nie patrz tak na mnie. To mój przyjaciel, rozumiesz?- rzuciła, nie patrząc na niego.
Harry nadal miał nieciekawą minę, więc odwróciła się z gracją i pozwoliła, by mąż ją pocałował. Potter skrzywił się, nadal nie mógł znieść widoku Hermiony, całującej się z kimś innym, a szczególnie ze Snapem. Czarnooki mężczyzna objął jedną ręką Hermionę i chyba tylko w ten sposób pozwolił, żeby rozmawiała z Harrym. 
-Co ty tu robisz?- zapytała przyjaciela.
-Uczę latania.- odparł, ale w jego oczach pojawił się dziwny błysk, który dostrzegł tylko Severus.
-Na pewno tylko uczysz?- uniósł prawą brew.
-A co innego miałbym robić?- mimo wszystko wydawał się trochę zaniepokojony uwagą.
-Czyli Hooch odeszła na emeryturę?- wtrąciła się Hermiona, która chciała zerwać nić kłopotliwego dla Harry'ego kontaktu wzrokowego z czarnymi oczyma Snape'a.
-W ostatniej chwili się zdecydowała i Albus przyjął mnie.- przyznał z dumą.
-Coś mi tu nie gra...- mruknął Snape.
-Po prostu jesteś zazdrosny. Wszędzie węszysz podstęp.- zauważyła Hermiona.-Przestań w końcu.
-Dobrze, zostań tu z nim, a ja sobie pójdę, pasuje?- burknął obrażony.
-Pewnie.- uśmiechnęła się złośliwie.
-Jak chcesz.
-Właśnie tego chcę.
-Dobrze.
-Dobrze. Więc czemu nadal tu stoisz?
-Bo mi się tak podoba.
-Phi.
Grupka nauczycieli, przyglądających się tej scenie zwijało się ze śmiechu, ponieważ wiedzieli, że para pogodzi się najdalej za trzy dni, a najkrócej za dzień. 
Jednak w słowach Snape'a było trochę prawdy, w oczach Harry'ego było coś dziwnego. Coś, co sprawiało, że myślało się, że jest przesadnie szczęśliwy albo... kłamie...? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz