czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 6

Lekcje


Amortencja, razem z Albusem poszli na śniadanie do Wielkiej Sali, gdzie McGonagall kluczyła między stołami i rozdawała plany lekcji. Pomagali jej prefekci, poza tym, że pracowała w Hogwarcie jako nauczycielka transmutacji, obejmowała też stanowisko zastępcy dyrektora, więc było jej zadaniem rozdać plany. 
-Witaj, Al, Amortencjo.- powitała ich z roztargnionym uśmiechem.-Proszę.
Wręczyła im kawałki pergaminu i odeszła do kolejnych uczniów. Akurat w tym dniu mieli opiekę nad magicznymi zwierzętami, dwie godziny zielarstwa, eliksiry i zaklęcia. Amortencja cieszyła się na eliksiry, uwielbiała atmosferę i zapach, wydobywający się z właściwie przygotowanego wywaru. Oczywiście wpoił jej to ojciec, nauczył ją też kilku innych przydatnych rzeczy.
Wyszli z zamku i poszli do małej chatki Hagrida, który uczył ONMS-u. Jak się okazało, lekcję mieli z Gryfonami, więc spotkali Rose, która powitała ich entuzjastycznym okrzykiem. Kilka osób za nią westchnęło ciężko, reszta była tak podekscytowana jak ona.
-Prawda, że fajnie, że będzie nas uczył Hagrid?- zaczęła Rose, Amortencja skinęła głową. 
W tej chwili z chatki wyszedł człowiek tak wielki, że niektórzy pisnęli cicho jakby się go bali. Amortencja wzniosła oczy do nieba. Ludzie i ich ocenianie innych po pozorach... Hagrid uśmiechnął się do wszystkich poprzez gęstą brodę, która zakrywała mu prawie całą twarz. 
-Cześć, Hagrid.- Albus pomachał mu radośnie.
-Cześć wszystkim!- powiedział entuzjastycznie pół olbrzym.
Lekcja wyszła całkiem dobrze, i Amortencja, i Al znali Hagrida z jego ekstrawaganckich pomysłów. Na ich pierwszej w tym semestrze godzinie pokazał im tylko parę niuchaczy, śmiesznych stworzonek z długimi ryjkami, które zawzięcie szukały złota. 
Po zajęciach Hagrid zatrzymał Amortencję, Albusa i Rose, której i tak nie zdołałby od siebie odciągnąć, taka była ciekawa, co ma im do powiedzenia.
-No i jak w szkole, co?- spytał.-Podobała wam się lekcja? Po tych ostatnich aferach staram się, żeby te stworzonka nie były za ostre dla was, dzieciaki, ale strasznie mnie kusi, żeby wam pokazać Hard... to znaczy Kłębolota.
-Nie uważasz, że jeszcze za wcześnie na hipogryfy, Hagridzie?- Amortencja uniosła brew, ale uśmiechnęła się.
-Cały ojciec.- mruknął Hagrid.-I nawet te oczy masz po nim.- pokręcił głową jakby z niezadowoleniem, ale odwzajemnił uśmiech.
-W każdym razie jest dobrze, Hagrid.- powiedział Al.
-Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć, nie?
Skinęli ochoczo głowami.
-Dobra, idźcie już, bo się spóźnicie. 
Na zielarstwie nie robili nic ciekawego, głównie odpowiadali na pytania profesor Sprout. Później przyszedł czas na eliksiry. Je również mieli z Gryfonami, więc Rose usiadła obok nich, w klasie Snape'a, w lochach. Nie musieli długo czekać na właściciela pomieszczenia, Severus wparował tam chwilę potem. Czarne szaty łopotały za nim, gdy podszedł do swojego biurka i zwrócił się do uczniów. 
-Przyszliście tutaj, żeby uczyć się trudnej sztuki eliksirów.- zaczął.-Niektórzy mają ją we krwi...-rzucił krótkie spojrzenie Amortencji, a ta uśmiechnęła się blado.-Inni będą się jej uczyć od podstaw. Ostrzegam, że eliksiry to nie jest dziedzina magii, gdzie bezmyślnie macha się różdżką czy zamienia myszy w pucharki.- powiedział, a Amortencja zastanowiła się jakby zareagowała McGonagall.-Może najpierw sprwdzę czy macie jakąkolwiek wiedzę. 
Zapadła cisza, wszyscy skupili się na wysokiej postaci Snape'a, którego czarne oczy w kształcie migdałów badały reakcję uczniów. 
-Standardowe pytanie. Do czego służy bezoar?- rozejrzał się po klasie. Amortencja zrobiła to samo.
Nikt nie podniósł ręki. Westchnęła i sama to zrobiła. Przecież to było potrzebne do każdego z antidotów. 
-Tak, Amortencjo?- udzielił jej głosu Snape.
Wszystkie oczy zwróciły się na nią. Nie wiedzieli czego oczekiwać po córce Snape'a i Hermiony. 
-Bezoar to kamień, który wytwarza się w żołądku kozy i zapewnia ochronę przed większością trucizn, a co za tym idzie, jest składnikiem prawie każdego z antidotów.- powiedziała spokojnie.
-Dobrze. 10 punktów dla Slytherinu.- Snape posłał Gryfonom kpiący uśmiech, a córce pochwałę, którą widziała w jego głębokich czarnych oczach.



Minerwa złapała Hermionę na korytarzu, gdy przechodziła obok jej gabinetu, wieczorem. Popchnęła ją lekko w stronę gabinetu.
-Minerwo, nie mogę, Severus na mnie czeka...- Hermiona próbowała się jej wyrwać, ale to nic nie dało.
-Jak kocha to poczeka jeszcze trochę.- powiedziała dziarsko nauczycielka i poprowadziła młodszą czarownicę do środka.-A my mamy wiele spraw do omówienia.
Hermiona poddała się, choć McGonagall nie była już najmłodsza, energii jej nie brakowało. Zawsze były dobrymi przyjaciółkami, a że nikt nie miał tak wybuchowego charakterem męża jak Hermiona, Minerwa plotkowała głównie z nią. Tajemnic nigdy nie wynosiła poza swój gabinet, nikomu ich nie zdradzała, chyba że w ostateczności, dlatego Hermiona lubiła z nią rozmawiać.
Usiadła w fotelu na przeciwko biurka i uśmiechnęła się.
-Dawno się nie widziałyśmy.- powiedziała nauczycielka transmutacji.
-Bardzo. Trudno było bez ciebie, Minerwo. No, miałam za to Lunę, która ma poważne problemy z Draco, jak już ci mówiłam, Lavender, która nie chce się przyznać do tego, że brakuje im pieniędzy i Ginny, która wciąż nawija o quidditchu.- wyliczyła Hermiona.
-To bardzo dziwna sprawa, z tym Draco. Może to zaklęcie Imperius?
Hermionie spodobał się ten pomysł, przynajmniej nie byłaby to wina Dracona.
-Tylko kto w dzisiejszych czasach używa Imperiusa?- westchnęła.
-Nie wiem.
Przez chwilę panowała cisza, kobiety przyglądały się sobie i rozmyślały nad sprawcami tego zdarzenia. W końcu Minerwa machnęła ręką. 
-Nieważne, przynajmniej na razie.- powiedziała.-Nic nie wymyślimy. Lepiej powiedz co u ciebie i Severusa?
-Wiem, że tylko na to czekałaś.- Hermiona zachichotała.-Wszystko w porządku. A skoro mi przypomniałaś, to chyba już pójdę, wiesz jaki on jest niecierpliwy...
-Siadaj, poczeka jeszcze chwilę, chyba zrozumie...
Rozległo się pukanie do drzwi, w progu stanął Snape. Westchnął ciężko i pokręcił głową.
-Tu jesteś.- zwrócił się do Hermiony.-Znowu plotkujecie?- na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek.-Ciekawe kto tym razem padł waszą ofiarą?
-Ty Severusie. Pytałam Hermionę, co u was słychać.- Minerwa uśmiechnęła się.
-Hmmm... I co ci powiedziała?- usiadł w drugim fotelu, obok fotela, w którym siedziała Hermiona.
-Tylko tyle, że wszystko w porządku, bo akurat zapukałeś.-rzuciła niedbale.-A liczyłam na jakieś szczegóły.
-Może jeszcze pikantne szczegóły?- prychnął i uniósł prawą brew.
-A żebyś wiedział. Właśnie na to liczyłam.
Hermiona parsknęła śmiechem, uwielbiała przyglądać się kłótniom tej dwójki. Niby byli przyjaciółmi, a zawsze przy dobrej okazji się obrażali. Zwykle Snape zaczynał, rzucając obelgami, ale ona odpowiadała na jego docinki. Spojrzeli na nią i również wybuchnęli donośnym śmiechem. Gdy się uspokoili, Minerwa zwróciła się do Hermiony jakby Severusa w ogóle z nimi nie było.
-Więc, co z tymi szczegółami?- uśmiechnęła się chytrze.
-Hermiona, chodź.- powiedział szybko Snape.-Nie życzę sobie, byś opowiadała jej o naszym życiu prywatnym.- jego ton był ostrzejszy niż zwykle.
-Co ty masz do ukrycia, Sev?- Minerwa zaśmiała się, widząc jego rozeźloną minę.
-Właśnie, Sev, co ty masz do ukrycia?- Hermiona złapała go za rękę. 
-Nie wytrzymam...- ostrzegł je.
-I co nam zrobisz, nietoperzu?- rzuciła McGonagall i obie zachichotały.
-Tobie nic, ty stara, wredna plotkaro.- warknął.-Ale ona ma lęk wysokości.
Wskazał na Hermionę i zanim ta zdążyła zareagować podniósł ją i wyniósł z pokoju. Chwyciła się go kurczowo, rzeczywiście miała lęk wysokości, a Severus w takich chwilach był nieobliczalny.
-Severusie Tobiaszu Snape, postaw mnie na stabilnej podłodze, ale już!- syknęła.
Zanucił coś pod nosem. 
-Ja tu umieram ze strachu, a ty sobie śpiewasz?
-Mhm. 
-Mhm?! Jeśli mnie naprawdę kochasz, to postawisz mnie na podłodze.- powiedziała sztucznie spokojnym głosem.
-Nie muszę ci tego teraz okazywać, bo robiłem to już wiele razy.- rzekł i dalej coś nucił.
-Proszę, Severusie...
Postawił ją ostrożnie na kamiennej posadzce i przytulił.
-Nie chcę, żebyś rozmawiała o nas z tą starą plotkarą.- powiedział łagodnie.
-Trochę przesadziłam, przepraszam. Chodźmy...
Złapała go za rękę i splotła swoje palce z jego palcami. Musnął wargami jej delikatne usta, a przez jej ciało przeszedł miły prąd, który wywoływał tylko jego dotyk.



Rano McGonagall położyła jej rękę na ramieniu i z zatroskaną miną spojrzała jej w oczy.
-Przepraszam. To przeze mnie się pokłóciliście.- rzekła skruszona.
-Nieważne, my się szybko godzimy.- Hermiona spłonęła rumieńcem, a Minerwa zachichotała.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz