czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 10

Zdrada


Minęło trochę czasu, a śledztwo w sprawie zaklęcia panującego nad Draco ani trochę nie posunęło się do przodu. Wszyscy robili co mogli, Amortencja i Al nadal korzystali z mapy Huncwotów i peleryny-niewidki, nauczyciele patrolowali korytarze, Snape w weekendy wymykał się z zamku i szukał wskazówek. 
Sam Dracon nie wrócił do swojego poprzedniego stanu, nie leżał już bez ruchu, próbował uciekać, wyrywał się, dlatego był pod stałą obserwacją. W gabinecie Dumbeldore'a coraz częściej zbierały się narady nauczycieli. Jedna była szczególnie ważna, ponieważ to wtedy Hermiona zdecydowała się porozmawiać w końcu z Draco. 
Za oknami gabinetu było ciemno. W środku cicho brzęczały dziwne przedmioty, które wszędzie się walały. Ogień w kominku był rozpalony, a czerwony feniks dyrektora Fawkes spał spokojnie w swojej klatce. 
-To się robi niebezpieczne.- zaczął Dumbeldore.-Czasy się zmieniły, a my nadal mamy kłopoty.
-Dobrze.- powiedziała Hermiona.
Wszyscy spojrzeli na nią. Severus odwrócił się od okna i wyrwał z zamyślenia. 
-Muszę z nim porozmawiać. To rozwiąże sprawę.
-Ostatnim razem jak próbowałaś o mało co ci ręki nie złamał.- Snape prychnął.-Chcesz tam iść sama?
-Oczywiście, że nie pójdzie sama.- żachnęła się Minerwa i dotknęła lekko ramienia przyjaciółki.
-Właśnie, że muszę. Inaczej niczego mi nie powie.- poderwała się z miejsca.
-Hermiono, usiądź.- rzekł spokojnie Dumbeldore.-Będziesz sama z Poppy. Będzie w swoim gabinecie mieć na was oko. 
-Róbcie sobie, co chcecie.- Snape powoli wyszedł.
Od jakiegoś czasu chodził naburmuszony i zły jeszcze bardziej niż zwykle. Nawet do Hermiony zwracał się z chłodem, interesowała się wyłącznie Draco, a to mu się nie podobało.



Amrtencja szła korytarzem. Zauważyła Scorpiusa. Podbiegła do niego i dotknęła jego ramienia.
-Scorpius.- przystanęła.
Ale on poszedł dalej, nie zwracając na nią zbytniej uwagi. Aż się w niej zagotowało. Weszła do łazienki Jęczącej Marty i to był błąd. Marta zawsze była wścibska, Amortencja zdążyła już ją poznać. Nikogo nie było, więc z torby szkolnej wyjęła mapę Huncwotów i wypowiedziała sakramentalne:
-Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego. 
W tej chwili zjawa, duch pryszczatej dziewczyny w okularach wynurzył się z umywalki i zwinnie podleciał do Amortencji.
-A co ty tu robisz? To moja łazienka, wiesz?
Amortencja zignorowała ją i zaczęła pilnie studiować mapę. Zwykli uczniowie szli do zwykłych pokojów wspólnych, zwykli nauczyciele poruszali się po zamku. 
-Słyszysz mnie?- próbowała zwrócić na siebie uwagę Marta.
Amortencja nagle wybiegła z łazienki. Na mapie zobaczyła coś niepokojącego. Szybko skierowała się do lochów. Nie zastała swojego ojca w klasie, więc popędziła do jego gabinetu. Czuła, że to, że jej matka jest sama w Skrzydle Szpitalnym wróży coś niedobrego.
Snape spojrzał dziwnie na córkę.
-Co tu robisz? Coś się stało?
-Mama jest w Skrzydle Szpitalnym z Malfoyem.- wydyszała.
-Wiem.
-Tylko, że oni są tam sami.
Szybko wyciągnął różdżkę i pomknął schodami na górę. 



Hermiona z wymuszonym spokojem otworzyła drzwi, prowadzące do Skrzydła Szpitalnego. Dziwnym trafem Poppy przed chwilą wyszła, więc była całkowicie sama, bez eskorty, bez obrony. "I dobrze.", pomyślała i uśmiechnęła się do Draco, leżącego na łóżku.
-Hej, Draco. Chciałeś się ze mną widzieć, prawda?
Poderwał się z łóżka.
-Oczywiście, Hermiono.
Machnięciem różdżki wyczarowała sobie krzesło i usiadła na nim. Jak na razie było dobrze, Draco trzymał się z daleka, choć wyglądał tak jakby nie mógł tego wytrzymać. Coś było w nim dziwnego, jakaś siła, którą nie można było powstrzymać, stał się kimś zupełnie innym.
-Wiec, o co chodzi?
Usłyszeli kroki. Szybkie, gorączkowe kroki. Na twarzy Dracona pojawiło się zdeterminowanie.
-Kocham cię.- wyszeptał.
Błyskawicznie przyciągnął ją do siebie i rozpaczliwie zaczął całować. Próbowała się mu wyrwać, ale był za silny, poddała się, nieświadoma tego, że drzwi otworzyły się z hukiem. Snape opuścił bezwładnie różdżkę. Wszedł do pokoju z nadzieją, że zobaczy żonę całą i zdrową, teraz miał ochotę ją zabić i to gołymi rękami. 
Hermiona oderwała się od Draco i odskoczyła od niego. Odwróciła się i chciała wyjść jak najszybciej, ale stanęła twarzą w twarz z Severusem. Na jego twarzy malowało się takie obrzydzenie i drwina, że łzy same pociekły jej z czekoladowych oczu. 
-Severusie...- zaczęła płaczliwie.-Ja...
-Nie, nie przeszkadzajcie sobie.- warknął. Jeszcze nigdy nie słyszała, nie wyczuwała takiego chłodu w jego głosie, nawet gdy była jego uczennicą zwracał się do niej cieplej.-Pójdę sobie. Najlepiej będzie jak nigdy już nie wrócę.
-Idź, Snape. Chcemy zostać sami.- usłyszała za sobą głos Dracona.
Pokręciła bezradnie głową. 
-Crucio.- rzekł chłodno.
Malfoy zwijał się z bólu, nie mógł nic zrobić, ból go przeszywał, rozdzierał, takiego czegoś nie czuł już od dawna. Hermiona zrobiła krok w stronę Severusa, nie zwracając uwagi na Draco. Dotknęła niepewnie jego dłoni. Cofnął ją szybko i odsunął się.
-Nie dotykaj mnie. Już nigdy mnie nie dotykaj.
Wyszedł, a ona rozszlochała się na dobre. Biegła za nim, ale on szedł spokojnie z wysoko uniesioną głową i nawet na nią nie spojrzał, jakby była marnym pyłem, który nigdy nic dla niego nie znaczył. 
Zamknął się w swoim gabinecie i oparł plecami o drzwi. Po jego policzku spłynęła jedna łza, która równie szybko jak się pojawiła, tak i szybko zniknęła. 

1 komentarz:

  1. O biedna Hermiona, ten Severus i jego przeklęta duma - bardzo severusowe zachowanie :)

    OdpowiedzUsuń