Evanna
Kłopoty w gronie nauczycieli i ich znajomych były sekretem, więc oczywiście wiedziała o nich cała szkoła. Uczniowie na początku współczuli Snape'owi, kiedy jednak zaczął masowo i właściwie za nic odbierać punkty ich domom, miłosierdzie straciło na sile. Bardzo lubili Hermionę i to do niej głównie uśmiechali się jakby chcieli ją pocieszyć.
Przez pewien czas problemy grona pedagogicznego Hogwartu były tak ekscytujące dla uczniów, że właściwie nie rozmawiali o niczym innym, a na lekcjach przyglądali się uważnie poszczególnym wychowawcom.
Szepty rozlegały się na korytarzach, a gdy pojawiał się Severus czy jego żona, raptownie cichły. Oboje jednak nie stali się na tyle głusi na otoczenie, by tego nie zauważyć. Punkty innych domów leciały w dół, kiedy przyuważył to Snape, Hermiona starała się nie zwracać na to uwagi.
Amortencja nadal nie została odnaleziona, Dumbeldore załamywał ręce, jedyne co mógł zrobić, to wezwać aurorów, którzy zaczęli patrolować tereny wokół Hogwartu, kilku pilnowało wnętrza zamku, w tym znany Alastor Moody, pozostawał on nieco na dystans od Severusa, nie lubił czarnoksiężników, byłych zwłaszcza.
Pewnego dnia wszyscy zebrali się w gabinecie Dumbeldore'a. Moody łypał groźnie na Snape'a, a ten nie pozostawała mu dłużny, z wyższością mierzył go wzrokiem.
-Może zajmiecie się tym co ważne, zamiast zabijać siebie nawzajem wzrokiem?- zapiała Minerwa.-Alastorze, Severusie...
-Snape, żal mi tej twojej córki i tylko dlatego pomagam ją odnaleźć.- warknął ostro Moody swoim chrapliwym jakby zdartym głosem.
-Może byś w końcu przeszedł na emeryturę?!- krzyknął Snape.-I w końcu się ode mnie odczepił!- dokończył ponurym głosem.-Zrozum wreszcie, że jestem po dobrej stronie!
-Czarnoksiężnik zawsze będzie czarnoksiężnikiem, gdzieś tam w głębi.- rzekł spokojnie Szalonooki.
-Myślałem, że to ty, Albusie masz sentencję na każdą okazję?- zwrócił się Severus do dyrektora, ale nadal zerkał groźnie na Alastora.
Zapadła chwila milczenia. Snape próbował się uspokoić, więc patrzył na Hermionę, która najwidoczniej widziała za oknem coś, czego reszta nie mogła dostrzec. Nagle Severus odwrócił się do Szalonookiego i łypnął na niego złowieszczo.
-To twoje oko, Moody...- zaczął cicho.-Ono widzi przez wszystko, tak?
Moody z ociąganiem skinął głową, a Snape niby przypadkiem przesunął się przed Hermionę. Zaśmiała się, mimo dramatyzmu sytuacji, dla której zebrali się w gabinecie.
Moody westchnął teatralnie i odwrócił się do Dumbeldore'a.
Drobna blondynka weszła do szklarni, w której akurat pracował Neville. Była tak podobna do Luny, że miał ochotę entuzjastycznie się z nią przywitać, ale kiedy zobaczył ją z bliska zmienił zdanie. Nie miała tak niebieskich oczu jak Lunałka, jej posiadały intensywną brązową barwę, jak dobra ziemia, którą tak lubił.
-Witaj.- powitała go wesoło.-Ty pewnie jesteś Neville?
Skinął głową oszołomiony. Uśmiechnął się niepewnie, była naprawdę śliczna, jak mógł pomyśleć, że była podobna do Luny? Jej oczy nie były tak wyłupiaste, a wzrok tak rozmarzony.
-Profesor Dumbeldore powiedział, że będziemy razem pracować. Potrzebował drugą nauczycielkę zielarstwa. Jestem Evanna, Evanna Lovegood.- podała mu rękę, a on ścisnął ją lekko.
-Jesteś może spokrewniona z Luną Lovegood?
-Jestem jej dalszą kuzynką. Jak byłam mała wyjechałam z moimi rodzicami do Francji i tam też się uczyłam, w Beaxbatons. Nie często widujemy się z Luną.
-Jesteście podobne.
-Ale nie takie same.- zauważyła z czarującym uśmiechem i puściła do niego oczko.-Luna jest naprawdę miła i sympatyczna, ale ja chyba bardziej normalna.
-Świetnie mówisz po angielsku.
Nawet nie zorientował się, że skierowali się do najbliższej ławki i usiedli obok siebie. Evanna zaczęła mu opowiadać o tym, że jest z Anglii i dlatego świetnie zna ten język, jak mniej więcej było w jej szkole i jak bardzo się ucieszyła, kiedy Dumbeldore powiadomił ją o wolnym stanowisku w Hogwarcie.
Była szczera, otwarta, ale i słodka, dziwnie bezpośrednia, a tak naprawdę miła. Z tą normalnością chyba jednak odrobinę przesadziła. W pewnych momentach przerywała nagle rozmowę czy monolog i mówiła jakby sama do siebie: "Jaki piękny śnieg, śnieg jest naprawdę niezwykły, jakby się nad tym głębiej zastanowić..." Nie szczędziła takich uwag, zwracając się też prosto do Neville'a.
-Bardzo lubię Lunę i jej ojca, są naprawdę... - rozejrzała się, szukając podpowiedzi wokół siebie.-Są jak kwiaty, bo przecież kwiaty są wyjątkowe, naprawdę wyjątkowe.- wyglądała na zadowoloną ze swojej wypowiedzi.
Na pożegnanie ucałowała go w oba policzki, znowu puściła do niego oko i odbiegła tanecznym krokiem, zbierając po drodze śnieg i uważnie się mu, przyglądając.
Już ją lubił.
U Hermiony i Severusa nie było tak wesoło. Siedzieli w pokoju nauczycielskim, który był już prawie pusty. Towarzystwa dotrzymywała im Minerwa. Dumbeldore zarządził, żeby cała trójka odpoczęła, ale Hermiona nie potrafiła zasnąć z myślą, że jej córka może błąka się gdzieś po lesie albo co gorsza ktoś gdzieś ją przetrzymuje. Snape był zbyt zajęty wymyślaniem najbardziej okrutnych kar dla oprawcy Amortencji, a Minerwa przyglądała się im z boku, pilnując (jak jej kazał w sekrecie Albus), żeby się nie pokłócili.
-Nie wiem co jej zrobię...- mruczał pod nosem Severus.
Głos Hermiony wyrwał go z ponurego nastroju.
-Nie możesz odejmować innym domom punkty za byle co.- zauważyła. Musiała się czymś zająć, żeby choć na chwilę zapomnieć o problemach z rodziną.
-Mogę sobie robić co mi się podoba.- burknął.
-Jesteś niezdolny do prowadzenia lekcji.- powiedziała pewnie.
-Ty też nie byłaś, pamiętasz?- zapytał ostro.
-Przez ciebie!- jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy.
-Przeze mnie?- prychnął drwiąco.
Minerwa poderwała się gwałtownie z krzesła i spojrzała na nich ze strachem. Postanowiła, że jeżeli znowu na śmierć się pokłócą to ona osobiście odchodzi.
-Przez ciebie płakałam, przez twoją głupotę nie umiałam wyczarować patronusa!- wrzasnęła, a po jej policzkach spływały gęste łzy.
Nagle do pomieszczenia wpadła Evanna i podbiegła do Hermiony. Przytuliła ją czule i poklepała po plecach.
-Nie płacz, wszystko będzie wspaniale.- rzekła dziarsko.
Cała trójka stała oniemiała i nikt nie śmiał się ruszyć.
-Och, jestem Evanna, będę drugą nauczycielką zielarstwa, razem z Nevillem.
Energicznym krokiem wyszła z gabinetu. Hermionie przypominała wiosenny wiatr, niosący za sobą zapach kwiatów, równie szybko jak się pojawiła, tak i zniknęła. Spojrzała dziwnie na Severusa, policzki nadal miała gorące i mokre od łez. Odwróciła wzrok, obrażona.
Spokojnie podszedł do niej i uklęknął przy jej krześle. Zmusił ją, by na niego spojrzała.
-Przepraszam za moją głupotę, przepraszam, że przeze mnie cierpiałaś. Potrzebowałem jakiegoś dowodu, tak często dochodzę do wniosku, że jesteś młodsza ode mnie i taka piękna, że mogłabyś mieć każdego...- szepnął tak cicho, żeby Minerwa nie dosłyszała.
Wyglądał trochę jak zbity pies. W jego czarnych oczach błyszczała troska, twarz złagodniała, brakowało tylko złożonych w geście pokory uszu i smętnie zwieszonego ogona. Uśmiechnęła się lekko na tę wizję.
-Kiedy się w końcu nauczysz, nietoperzu...- szepnęła mu do ucha.-...że ja wolę wrednych i niesprawiedliwych, ale za to jak całujących...
Na jego ustach wykwitł złośliwy uśmieszek, pocałował ją lekko.
-Co nie zmienia naszych problemów w mniejsze.- mruknął, odrywając się od niej.
McGonagall, już uspokojona, bo nie musiała wkraczać i ich godzić przysunęła się z krzesłem bliżej Hermiony i dotknęła jej ramienia. Razem ze Snapem popatrzyli na nią zdziwieni.
-Albus mi kiedyś powiedział, że miarą zarówno strachu jak i odwagi jest wyobraźnia.- Minerwa uśmiechnęła się.-Więc miejmy nadzieję, dobrą nadzieję, że wszystko będzie wspaniale.- zacytowała Evannę.
Amortencja nadal nie uwolniła się z więzów, siedziała cicho i myślała jak się wyrwać. Nie spoglądała w bok z oczywistych powodów. Zdarzyło jej się przysnąć, we śnie usłyszała kroki, ale kiedy się ocknęła nikogo już nie było. Wtedy zerknęła na miejsce, gdzie leżał Malfoy.
Był związany tak jak ona, ale nie wpatrywał się już pustym wzrokiem w okno, był już sobą.
Nie mogła wytrzymać tego wszystkiego, ale postanowiła być silna. Nie było się czego bać, w końcu miała nadzieję, że coś wymyśli, nadzieja ta z każdym nowym dniem cichła i gasła...
Dlaczego cały czas czuła się jak Harry Potter? Co on zrobił na pierwszym roku? Znalazł Kamień Filozoficzny, a na drugim? No, tak. Feniks.
Od chwili tamtych myśli każda mała chmurka na niebie wydawała się jej przybierać kształt krwistoczerwonego ptaka o skrzydłach jak płomienie szczęścia i wolności.
Kurcze kurcze kurcze... chce więcej :D normalnie tak mnie wciągnęło, że jak czytam to wyłączam się totalnie :P Mam nadzieję, że jutro pojawi się kolejny rozdział. Czekam niecierpliwie :)
OdpowiedzUsuńMiona
Pojawi się chyba, tak myślę ;) W każdym razie spróbuję napisać :D
OdpowiedzUsuńZwariowana ta Evanna;) Ale nie tak jak kochana Lunałka;)
OdpowiedzUsuń