Przyjaciele
Każdy w Hogwarcie miał swoje problemy. Jedni zdawali SUM-y, czyli Standardowe Umiejętności Magiczne, inni mieli pracy domowej na dobre kilka tygodni. Były treningi quiditcha, lekcje i chłód. Bo zima nadchodziła nieuchronnie, wieczory i ranki były coraz bardziej mroźne, a w lochach panował jeszcze większy chłód niż zwykle.
A może to przez wiecznie rozeźlonego Mistrza Eliksirów było tak zimno? Może przez Hermionę, którą McGonagall ciągle zastępowała na lekcjach, przez co sama była przygaszona i zmęczona, a przecież te dwie były uznawane za najbardziej rozchichotane, plotkujące nauczycielki.
Hermiona sypiała na kanapie w gabinecie Minerwy. W końcu nauczycielka nie wytrzymała. Usiadła koło zapłakanej kobiety i poklepała ją po ramieniu.
-Prosiłaś, żebym się nie wtrącała.- zaczęła surowo.-Ale nie mogę na to patrzeć. Czy ten stary głupiec nie może zrozumieć, że ty nie zrobiłaś tego umyślnie?
Hermiona załkała cicho. Minerwa przytuliła ją do siebie.
-Rozmawialiśmy trochę z Albusem i on spróbuje z nim porozmawiać.
Hermiona podniosła głowę i uśmiechnęła się blado, potem nagle spochmurniała, a z jej oczu znowu poleciały łzy.
-Przecież on jest najbardziej upartym człowiekiem jakiego znam. Nawet Albus... nie... nie... Nie zdoła go.. go przekonać.- powiedziała słabym głosem.
-Zdoła, zobaczysz.
McGonagall machnęła różdżką. Po pokoju przebiegł się srebrzysty kot i otarł o nogi Hermiony. Minerwa uśmiechnęła się i wyszeptała wiadomość, którą posłała przez patronusa do dyrektora.
-Ja już tego nie potrafię.
Starsza kobieta nic nie powiedziała. Milczała i tępo wpatrywała się w miejsce, gdzie zniknął srebrny kociak.
-Tak mi go brakuje.- szepnęła.
Minerwa drgnęła na dźwięk jej głosu i znowu przytuliła młodszą czarownicę.
Dumbeldore siedział w swoim gabinecie i zamyślony, milczał. Przez okno wleciał srebrny patrons Minerwy i wyszeptał:
-Musisz z nim porozmawiać, teraz albo nigdy.
Dyrektor skinął z powagą głową i wysłał swojego patronusa, feniksa po Snape'a. Ptak odleciał z wdziękiem, a starzec znowu pogrążył się w rozmyślaniach. Na biurku piętrzył się stos papierów, które miał sprawdzić, były z Ministerstwa, ale jakoś nie potrafił się do tego zabrać.
Do gabinetu wpadł zdenerwowany Severus i zmroził Albusa wzrokiem.
-Zachciało ci się pogawędki?- rzekł chłodnym głosem i nadal świdrował go czarnymi oczyma.
-Severusie, usiądź.- Dumbeldore wskazał krzesło.
Snape westchnął ciężko i niechętnie opadł na fotel. Rozejrzał się niespokojnie i zatrzymał wzrok na ciemnym oknie. Był chłodny wieczór, a gwiazdy iskrzyły się na niebie, zapowiadając równie zimny poranek. Dumbeldore dostrzegł w dumnym profilu przyjaciela jakiś smutek i tęsknotę. Umiał dostrzegać takie rzeczy.
-Severusie, nie brak ci jej?- zapytał łagodnie.
Snape drgnął, ale opanował się. Spojrzał na dyrektora, jego twarz złagodniała, oczy nabrały smutnego wyrazu, brwi zmarszczyły się.
-Nawet nie wiesz jak.- szepnął.-Ale to nie ważne.- burknął i wrócił do poprzedniej pozy.
-Nie musisz udawać. Jesteśmy przyjaciółmi, wiem o tobie trochę.
-Wcale nie udaję!- warknął ostro.-Ja już taki jestem, rozumiesz?! Przyjaciel od siedmiu boleści.
Milczeli przez chwilę.
-To ty zrozum, Severusie, że to nie była zdrada. Draco jest pod wpływem Imperiusa i dobrze o tym wiesz. Nie mogła mu się wyrwać. Nigdy by cię nie zdradziła.- powiedział w końcu Dumbeldore.
-Możesz nie ingerować w moje życie?! Mam tego wszystkiego dość, kiedyś służyłem ci, bo chciałem się pozbyć Voldemorta, teraz nadal mam wykonywać twoje rozkazy?!- poderwał się z miejsca i walnął pięścią w stół.
-Severusie, to moje biurko.- rzekł nadzwyczaj spokojnie staruszek.
Severus wymamrotał przekleństwo i skierował się do drzwi.
-Obserwujesz Malfoya?- odwrócił się do dyrektora.
-Jak tylko się da. A ty, Severusie?
-Mam mapę Huncwotów. Najchętniej... najchętniej to bym go zabił, ale na razie mam tylko na niego oko.
Dyrektor skinął głową. Snape chwycił za klamkę.
-Nawet jeśli się wypierasz, wiem, że ją kochasz. A ona kocha ciebie.
Snape nic nie odpowiedział tylko wyszedł pospiesznie.
Zamek ucichł zupełnie, po korytarzach poruszał się tylko Filch, jego kotka, Pani Norris i kilka innych nauczycieli. W odległej chatce Hagrida zgasło światło, Kieł już dawno przestał szczekać.
Snape skierował się do odległego gabinetu Minerwy McGonagall. Naprawdę musiał się z nią zobaczyć.
Wszedł cicho do środka i podszedł do kanapy. Hermiona spała, czoło miała zmarszczone i mamrotała coś przez sen. Pochylił się nad nią i dotknął lekko dłonią jej policzka.
To co mamrotała było powtarzanym wielokrotnie, jego imieniem.
Dzięki za powiadomienie.
OdpowiedzUsuńFajnie, fajnie ;) Chodź mam nadzieję że ta maruda w końcu przejrzy na oczy że Hermiona nic nie zrobiła.
Pozdrawiam ;)