Na Pokątnej
Amortencja obudziła się wcześnie i jeszcze raz sprawdziła czy wszystko spakowała. Wprawdzie nie było, co pakować, bo kufer był prawie pusty, dopiero dzisiaj wybierali się na Pokątną. Ona jednak zawsze musiała być przygotowana na wszystko, taka po prostu była.
Wyjrzała przez okno swojego pokoju. Widziała duży ogród i ulubione drzewo, pod którym zwykle czytała. Zastanawiała się... Tyle rzeczy było do przemyślenia. Jaką będzie miała różdżkę? Gdzie przydzieli ją stara Tiara Przydziału? Jakie będą lekcje? Jacy ludzie?
Z zamyślenia wyrwał ją głos matki, wołającej na śniadanie. Zeszła po schodach na dół. Snape siedział przy stole i czytał "Proroka Codziennego", Hermiona usadowiła się obok i zaglądała mu przez ramię. Ona zwykle robiła śniadania i kolacje, a on obiady. Hermiona nie była najlepszą kucharką, a Severus, może przez sztukę eliksirów miał wrodzony talent. Normalny poranek, pomyślała Amortencja i wskoczyła z gracją na krzesło po drugiej stronie ojca.
-Ale my jesteśmy normalni.- powiedziała nagle.
Jej matka parsknęła śmiechem, Severus uśmiechnął się i wrócił do czytania.
-Co w tym śmiesznego?- zdziwiła się ich córka.
-Nic...- odpowiedziała wymijająco Hermiona i spojrzała na zegar, wiszący na ścianie.
-Pospiesz się.- wyręczył ją w upomnieniu mąż.
Amortencja szybko zjadła śniadanie i wstała od stołu. Snape westchnął ciężko i stanął przed kominkiem.
-Idziesz czy nie?- spytał żonę.
-Nie musisz na mnie warczeć.- burknęła, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy, przez co wyglądała dziwnie.
-Amortencjo, wiesz co robić.- zwrócił się do córki.
Skinęła głową i wzięła garstkę proszku Fiuu. Wsypała go do kominka i weszła w płomienie.
-Na Pokątną.- powiedziała głośno i wyraźnie, mimo, że popiół uderzał ją w twarz i zasypywał oczy.
Zawirowała i wraz z płomieniami wylądowała zgrabnie w kominku, w ulubionej księgarni. W Esach i Floresach. Otrzepała się dokładnie z kurzu, a po chwili szła z rodzicami ulicą, w stronę sklepu Ollivandera, wytwórcy różdżek. W środku czuła jakiś niepokój, ale nie pozwoliła by ją opanował.
Zadzwonił dzwonek, gdy weszli do pustego sklepu. Zza regałów wyszedł mężczyzna z wyłupiastymi oczami, Amortencja mogłaby przysiąc, że widziała w nich swoje odbicie.
-Ach, państwo Snape.- powitał ich Ollivander.-A to musi być wasza córka.
-Cóż za spostrzegawczość.- Severus prychnął, a Hermiona uśmiechnęła się do sprzedawcy przepraszająco.-Tak, to jest Amortencja.
-Masz bardzo oryginalne imię.- rzucił wytwórca różdżek i zniknął za regałem.-Proszę, spróbuj.
Podał jej smukłą różdżkę, podobną do różdżki matki. Amortencja wzięła i machnęła nią wprawnie. Nic się nie stało. Nie była zawiedziona, po prostu jej nie wybrała na swojego właściciela. Oddała ją sprzedawcy, a ten znów zniknął za jakimś regałem. Po chwili wrócił z nową różdżką.
-Spróbujmy z tą. 10 i 3/4 cala, wierzba, włókno ze smoczego serca.- powiedział dziwnym, nieobecnym głosem.
Gdy dziewczynka wzięła ją do ręki poczuła jak przepływa przez nią nikły prąd, ale kiedy machnęła nadal nic się nie stało.
-Dobrze, dobrze... Może różdżka podobna do różdżki kupionej przez pani ojca...- szepnął.
Wrócił z kolejną różdżką. Od razu jej się spodobała, przypadła jej do gustu. Była smukła, czarna, a gdy jej dotknęła, wiedziała, że to będzie ta. Machnęła nią, a w powietrze wzniosła burza papierów, kartek i pudełek z różdżkami, przewrócił się też jeden regał. Uśmiechnęła się tryumfalnie i odwróciła do ojca. Skinął z lubością głową, Hermiona jęknęła przeciągle.
-Doskonale. 13 cali, włókno ze smoczego serca, jabłoń, sztywna. Doskonała do czarnej magii, bardzo duża moc.- mamrotał Ollivander.
Po chwili ucieszona wyszła wraz z rodzicami na zatłoczoną ulicę. Była szczęśliwa, jej różdżka była świetna, kiedy trzymała ją w ręce czuła się inna, wyjątkowa, jakby ten dziwny patyk, jak mogliby twierdzić zwykli mugole uświadamiał ją w tym, że naprawdę jest czarownicą, że ma moc i będzie się kształcić w Hogwarcie.
Kupili szaty, książki i kolejny kociołek do eliksirów. Jeden już miała, ojciec uczył ją pewnych rzeczy. Nie na darmo jej pierwsze słowo brzmiało: "elitil", jak twierdzili rodzice.
Po drodze spotkali Albusa z Harrym i Ginny. Hermiona złapała Severusa za rękę, mówiąc, żeby zostawić dzieci na chwilę same. Dorośli mogliby porozmawiać.
-Zwariowałaś?- przeniósł wzrok na dorosłego Pottera.-Bez obrazy, Harry, ale nie zostawię mojej córki samą na Pokątnej, z twoim synem. Jeżeli jest taki jak ty, to i tak samo skłonny do łamania zasad.
-Severusie, przestań.
-Niech ci będzie.- westchnął.-Nie słuchaj go.- szepnął do córki przez ramię.
Pokiwała gorliwie głową, we wszystkim się go słuchała. Prawie we wszystkim, czasami wykradała jego eliksiry, bez jego wiedzy...
-To, co robimy?- spytał Albus i odgarnął ciemne włosy, które spadały mu na oczy. Jak zwykle był rozczochrany.
Wzruszyła ramionami.
-Chodźmy do Esów i Floresów.
-Już tam raz byłem, dzisiaj.- rzekł.-Lubisz książki, no nie? Niby mieszkamy od siebie jakieś dwa domy, a prawie nic o tobie nie wiem.
-Nie musisz nic o mnie wiedzieć. Tak, lubię książki, to powinno wystarczyć.- miła strona, odziedziczona po matce dawała o sobie znać, więc uśmiechnęła się niepewnie.
-Nie ma sprawy.
Wrócili ich rodzice. Severus przeszył wzrokiem Albusa, ten wyprostował się dumnie, ale gdy profesor eliksirów zwęził czarne oczy w szparki cofnął się i odszedł z Harrym. Ginny pomachała Hermionie i pognała za rodziną. Snape zwrócił się do córki.
-A co powiesz na miotłę?- zapytał spokojnie, zerkając na żonę.
-Mogę spróbować swoich sił w lataniu, nauczysz mnie?- spojrzała na niego z nadzieją.
-Nie, nie, nie.- zaprzeczyła Hermiona.-Żadnych mioteł. Proszę, Severusie...
-To, że ty się boisz latać z kimkolwiek innym niż ze mną, nie znaczy, że twoja córka też ma się bać.- westchnął.-Gryfońska odwaga, tak...- mruknął.
-Niesamowitym pokazem odwagi był ślub z tobą.- burknęła.
-To...- zaczęła Amortencja.-Kupicie mi tę miotłę czy nie?
-Oczywiście.- powiedział szybko Snape i pomknęli do najbliższego sklepu.
Wybrali Pioruna 5000, Błyskawica była już przeżytkiem. Hermiona dogoniła ich, gdy wychodzili ze sklepu. Westchnęła ciężko i pokręciła z niedowierzaniem głową. Prawdą było jednak, że Hermiona latała tylko ze Snapem, inaczej dawał o sobie znać paniczny lęk wysokości.
Interpunkcja i poprawność językowa...
OdpowiedzUsuńSnape wydawał mi jakiś... Mało Snejpiasty (wiem, że to przymiotnik i powinno być z małej litery). Poza tym zapowiada się ciekawie