Przesłuchanie
Hermiona czuła się dziwnie, po świętach, kiedy wszyscy wrócili do szkoły, Albus, Rose i Syriusz zaczęli ją dokładniej obserwować jakby była małym dzieckiem, które lada chwila miało zrobić coś złego. Poza tym, może nie tyle martwiło, co dziwiło ją to, że gdy tylko potrzebowała Severusa on zjawiał się jak na zawołanie. Próbowała jakoś połączyć to w całość, ale nie mogła nic wykombinować.
Wieczorem przechadzała się sama po błoniach i nagle przyszło je do głowy to, co oczywiste. Nie była pewna czy Snape mówił jej o poszukiwaniach w Zakazanym Lesie, to było oczywiste, ale może... Mimowolnie dotknęła naszyjnika, spoczywającego na jej szyi. W pewien sposób pająk, który był prezentem od męża uspokajał ją. Spuściła głowę, a nocny wiatr rozwiał jej poskręcane loki na twarz. Jakaś ręka odgarnęła je zgrabnie jakby robiła to już wiele razy. Severus patrzył na nią z troską, a ona w końcu zrozumiała.
-Naszyjnik...- mruknęła cicho.-Co zrobiłeś z naszyjnikiem?- podparła się pod boki, przez co przypominała odrobinę panią Weasley, głoszącą "kazania" swoim niesfornym synom, albo jeszcze bardziej niesfornej córce.
Było zupełnie ciemno i nie widziała dokładnie wyrazu jego twarzy. Zapaliła różdżkę standardowym zaklęciem.
-Masz mi coś do powiedzenia?- uniosła lekko brew, a on machinalnie uśmiechnął się.
Wydawał się zakłopotany, ale w jego czarnych, głębokich oczach błyszczała miłość z jaką patrzył tylko na nią i Amortencję. Te jego oczy zawsze ją fascynowały. Pozostawały zimne dla obcych i ludzi, których nie lubił (a było ich dużo), ale ciepłe dla tego małego kręgu bliskich, którym pozwolił odkryć prawdziwego siebie. Mimo, że była na niego zła, nie mogła powstrzymać się przed odgarnięciem czarnych kosmyków jego włosów za jego ucho. Przeszył ją przenikliwym spojrzeniem, a ona przybrała surowy wyraz twarzy.
-Kochasz mnie?- zapytał jedwabistym głosem.
-Przecież wiesz jak bardzo.
-Więc zrozumiesz, że to co zrobiłem, mimo, że wbrew twej woli jest tylko po to, by cię chronić i być z tobą zawsze, gdy będziesz mnie potrzebowała.- wytłumaczył, ale nadal nic nie rozumiała.-Rdzeń zawieszki w kształcie pająka jest w pewien sposób połączony z moim Mrocznym Znakiem. Dotykając go, wzywasz mnie.
-I to działa tylko w jedną stronę?
-Teraz kiedy o tym wiesz, w dwie.
-Mam naprawdę uzdolnionego męża.- szepnęła i uśmiechnęła się.
Jego prawa brew uwodzicielsko drgnęła, a ona roześmiała się.
-A ty mnie kochasz?- wyszeptała, już poważna.
W przerwie między jego brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Wiatr zawiał odrobinę mocniej i kosmyki jego czarnych włosów znowu oplotły jego twarz. Odgarnął je z roztargnieniem. Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem i zdziwieniem. Uśmiechnął się.
-Żartowałem.- powiedział wesoło.-Bardzo, bardzo cię kocham, Krzywołapku...- wymruczał i pocałował ją mocno.
Chwilę tak stali, przytuleni do siebie. To dziwne, że się do siebie tak przyzwyczaili, że teraz nie mogli już bez siebie żyć, chyba, że akurat byli skłóceni ze sobą. Jakiś czas temu to było nie do pomyślenia.
Hermiona oderwała się od niego z cichym westchnieniem.
-Od kiedy ty żartujesz?- zachichotała radośnie.
-Raz mi się zdarzyło, a ty mi to będziesz wypominać całe życie?- burknął.-Chyba przestanę z tobą rozmawiać.
-To jak się będziemy porozumiewać?
-Telepatycznie. Głupia...- mruknął.
-A w ogóle, coś ty taki szczęśliwy?- zarzuciła mu ręce na szyję.
-Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać.- rzekł dziwnie lekko.-Kieł natrafił na ślad Belli, sprawdziliśmy to.
-Stary Kieł Hagrida?
Skinął z uśmiechem głową. Przytuliła się do niego mocno, najmocniej jak potrafiła, odczuła taką ulgę.
-Kobieto, dusisz mnie.- warknął.
Zaśmiała się, a jej radosny śmiech potoczył się echem po pustych błoniach.
-Chodźmy, zimno mi.- oznajmiła jakby to była najlepsza rzecz na świecie.
Pokręcił głową ze zrezygnowaniem i reprymendą w oczach, ale zdjął swój szalik i założył go jej na szyję. Objął ją jednym ramieniem, przycisnął mocno do siebie i oboje poszli w stronę zamku, z rosnącą nadzieją w sercach.
Bellatrix obstawała przy swoim i nadal nadzwyczaj spokojnie zadawała pytania, na które oni niezmiennie nie chcieli odpowiadać. Powoli traciła resztkę cierpliwości, a oni bardzo dobrze o tym wiedzieli, Bella nie była normalnym człowiekiem, gorzej, była całkowicie niezrównoważona. Z dawnego życia pozostała jej marne nerwy, zero miłosierdzia i czerpanie przyjemności z torturowania swoich ofiar. Jak to określił Dumbeldore: "...lubi pobawić się swoją ofiarą, zanim ją pożre."
Dla nich była wyjątkowo łagodna, ale z czasem coraz bardziej wracała do swojego zwykłego stanu, skłonna do drastycznych metod i tortur.
-Pytam po raz ostatni.- powiedziała twardo i obnażając przy tym nierówne zęby.-Co się zmieniło w Hogwarcie?!
Amortencja odwróciła głowę, w miarę możliwości do okna. Malfoy spuścił wzrok, oboje nie mieli ochoty patrzeć na Bellatrix. Wrzasnęła ze złości.
-Dobrze.- wycedziła przez zaciśnięte zęby.-Wspaniale. Crucio.- roześmiała się z uciechy, patrząc jak Malfoy zwija się z bólu, pragnąc umrzeć. Zwróciła się z szerokim uśmiechem do Amortencji.-Crucio.
Przez ciało dziewczynki przeszedł prąd straszliwego bólu, miała ochotę swoimi rękami rozerwać się na strzępy, moc różdżki Belli była ogromna, zwłaszcza w zaklęciach niewybaczalnych, w których była specjalistką. "Musisz tego bardzo chcieć...", powiedziała kiedyś samemu Potterowi, który na początku w ogóle nie umiał rzucać niewybaczalnych.
-To może teraz opowiecie mi trochę o tej szacownej szkole?- uniosła brew.-Draco śledził tam trochę, ale kiedy wracał zaklęcie Imperius nagle słabło i nic nie chciał mi powiedzieć, a sama byłam tam tylko raz, po ciebie, mała szlamo.- wskazała ostrym podbródkiem na Amortencję.-Więc?!
-Nie zaczyna się zdania od więc.- przerwała jej Amortencja, całkowicie świadoma swoich słów.
Bellatrix spojrzała na nią z odrazą, ale nie rzuciła kolejnego zaklęcia torturującego.
-Imperio.- szepnęła spokojnie i zaklęcie ugodziło w Amortencję.
Poczuła, że coś się zaczyna dziać, że jakaś niewidzialna bariera oddziela dwie strefy jej mózgu od siebie, że nie może samodzielnie myśleć. Przez chwilę starała się opierać i udawało jej się to z zadziwiającą łatwością, sama nie podejrzewała się o taką siłę. W końcu zaklęcie przejęło nad nią władzę. Draco patrzył na to ze strachem w stalowoszarych oczach.
-Opowiesz mi teraz o Hogwarcie?- szepnęła wyzywająco Bella.
Amortencja pokręciła głową z roztargnieniem, bijąc się ze sprzecznymi rozkazami i myślami, jej wzrok na moment stał się pusty i bez wyrazu jak przy umieraniu, a potem otrząsnęła się i zwiesiła głowę, to ją kompletnie wyczerpało.
-Rany, Malfoy. Wstydź się, jest silniejsza od ciebie.- Bella zachichotała, a on spojrzał na nią z odrazą. Nagle spoważniała.-Geny tatusia, co? Pewnie wszyscy cię chwalą, jaka to nie jesteś mądra, utalentowana, pewnie szepczą, że będziesz nową najmłodszą na świecie Mistrzynią Eliksirów...- mówiła spokojnie.-A ty jesteś tylko córką zdrajcy Czarnego Pana!- wybuchnęła, a jej krzyk potoczył się echem po pomieszczeniu, a może i po lesie.
Przymknęła na chwilę oczy i cały czas szeptała: "Córka zdrajcy, córka zdrajcy...". Tak w kółko, aż nie otrząsnęła się z dziwnego nastroju i znów nie zwróciła do Amortencji.
-Uważał go za swojego najwierniejszego, kochał jak przyjaciela!- wrzasnęła z wyrzutem jakby to była wina dziewczynki.-Mnie powinien ufać, mnie kochać, a on nigdy...- głos jej się załamał.-Nie kochał mnie, nie kochał...
Amortencja podniosła głowę i zobaczyła, że twarz Bellatrix całkowicie złagodniała, nie sztucznie czy obłąkańczo, ale prawdziwie. Zauważyła jej zapadnięte policzki i wielkie czarne oczy, zasłonięte grzywą ciemnych loków. Niewątpliwie kiedyś musiała być piękna. A urodę utraciła, przy człowieku, a może nie do końca człowieku, który nawet jej nie ufał, a była mu tak oddana...
Rose, Albus i Syriusz od dawna snuli plany. Nic im z tego nie wychodziło, Syriusz znał się na tak zwanej "dywersji", mógł narobić trochę dymu, żeby odwrócić czyjąś uwagę, ale to wszystko, Rose mogła co najwyżej zrobić to samo tylko delikatniej i ciszej, a Albus był kompletnie skołowany, nie wiedział od czego zacząć. Nie mieli też wiele czasu na spotkania, cała trójka miała sporo nauki, a Albus szczególnie, bo bez pomocy Amortencji odrabianie zadań domowych nie był takie łatwe.
Poza tym, pochodzili z różnych domów, a przecież nie mogli spotykać się ciągle w dormitorium Syriusza czy pokoju wspólnym Ślizgonów. Pewnego dnia Albus przypomniał sobie opowieści ojca o łazience Jęczącej Marty, gdzie Hermiona w drugiej klasie przygotowała eliksir wielosokowy. Od tamtej pory właśnie tam się spotykali, przynajmniej inni uczniowie się tam nie zapuszczali, poza tym była to łazienka dziewczyn.
Na pierwszym spotkaniu mieli szczęście, Jęczącej Marty, ducha, zmarłej w łazience dziewczyny nigdzie nie było widać. Mogli spokojnie zacząć rozmowę.
-Musimy wykraść pelerynę i mapę Huncwotów.- powiedział Albus, patrząc na dwójkę pomocników.
-To będzie trudne. Snape wszędzie węszy jeszcze bardziej niż zwykle odkąd ta cała Amortencja zniknęła.- mruknął Syriusz James.
-Szkoda, że jej tu nie ma.- rzekła smutno Rose.-Ona zrobiłaby po prostu smutne oczka do ojca i wszystko byłoby załatwione.
Spojrzeli na nią krytycznie.
-Wtedy nie byłoby kogo szukać.- zauważył Syriusz.
-Nie, czekaj. Smutne oczka, to jest to!- krzyknął Al.
-Cicho. Co?- syknął Syriusz.
-Evanna, to jest to.- zakończył z uśmiechem Albus.