Durna hogwarcko-patologiczna miłość
W
Hogwarcie rozpętała się prawdziwa burza śnieżna. Śnieg sypał nieustannie, a
towarzyszący mu wiatr (czasem i deszcz) powodował, że nie wszystkie sowy
wracały zdrowe z pocztą. Niektóre od razu lądowały u Hagrida, który starał się
jakoś je wszystkie wyleczyć. Faustowi nie podobała się ta pogoda.
Wszystko
jakoś dziwnie się układało. Minnie okupowała gabinet Dropsa, przez co nie mógł
się tam nawet pokazywać, niestety. Była nieugięta i jej twarde zasady bardzo mu
przeszkadzały. Jak się chce wyżyć na kimś, to niech się wyżywa na uczniach, nie
na biednym kocie. Pufek postanowiła przybrać smętny wyraz twarzy i chodzić tak
bez przerwy, niby bez celu. Wiadomo było jednak, przynajmniej dla niego, że
chciała coś wskórać, jakoś wpłynąć na decyzję w jakiejś tam sprawie u Kruka,
którego z niewiadomych powodów nazwała Nietoperzem. Dziwny pomysł.
Jego
pani nie miała dla niego czasu, znowu. Od afery z wilkołakiem cały czas
spędzała na zastanawianiu się jak uniknąć kary za okłamywanie rodziców i
wagary. Nadal też myślała nad tym durnym eliksirem. Jak dla niego to było
bezsensowne, co ona niby chciała tym udowodnić? Wolał się nie zastanawiać. W końcu
w jej żyłach płynęła krew zarówno nadpobudliwej Gryfonki jak i rodowego
Ślizgona. Do tego oboje uczestniczyli w hogwarckiej patologii. Rzeczywiście, po
ich córce można się było tego spodziewać.
Kot
błąkał się bez celu po szkole, ale stwierdził, że jest za zimno. Zszedł do
lochów. Tak, tutaj to będzie zdecydowanie cieplej! Na pewno. Zwinnie przeszedł
korytarzem i zatrzymał się przed mosiężnymi drzwiami, prowadzącymi do komnat
Snape’ów. Przez dłuższą chwilę siedział przed drzwiami, potem nagle skoczył ku
klamce i zawiesił się na niej. Klamka ustąpiła i drzwi uchyliły się delikatnie.
Kot z zadowoloną miną wszedł do gabinetu.
Ze
znudzeniem i dystyngowaniem godnym czarnego kota rozejrzał się. Pufek
tłumaczyła coś Krukowi. Ten odwracał wzrok i kręcił głową. Faust zaciekawiony
przysiadł na dywanie przed kominkiem i patrzył. Pufek skończyła mówić.
-Nie,
Hermiono, ile razy mam ci powtarzać? Nie namówisz mnie, nie ma mowy.-
powiedział ponuro Kruk.
Faust patrzył
na niego i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mimo twardych zaprzeczeń,
Kruk raczej skłaniał się do zgody, cokolwiek by to nie było. Co też Pufek znowu
wymyśliła?
-Sev,
proszę!- jęknęła.-Dlaczego nie chcesz się zgodzić?
Westchnął.
-Czy
tobie trzeba tłumaczyć to za każdym razem? Inaczej nie dociera, co?- prychnął.
-Przestań
ze mnie kpić.- rzekła ostro.-Severus…- jej głos złagodniał.
Zarzuciła
mu ręce na szyję. Pogłaskał ją po włosach. Faust spojrzał na nią z zazdrością.
Pewnie, ją to głaska, ale na niego nie ma czasu. Oczywiście Pufek jest
ważniejsza od tępego kota, który kilka razy ocalił jego córkę.
-Podstępna
famme fatale, to nic ci nie da.-
uśmiechnął się złośliwie.-Zrozum, ja nie przeżyję kolejnego dziecka, które choć
w małym stopniu będzie podobne do Amortencji. Albo do ciebie. Po prostu mam
dość kłopotów z jedną córką. I z tobą do kompletu.
Famme
fatale? To jakiś nowy pseudonim? Jak on, biedny kot miał za nimi nadążyć?
Jeszcze miesiąc temu była Pufkiem, teraz Famme Fatale, co potem? Dobrze. Nie ma
sprawy. Niewyżyta Famme Fatale chciała kolejne dziecko. Ale to znaczy… Że może
ktoś nareszcie miałby czas go głaskać! Podszedł do Kruka i otarł się delikatnie
o jego nogi. Zgódź się, no, zgódź.
Famme Fatale, Pufek czy jak ona tam się nazywała spojrzała na niego zdziwiona i
chyba nareszcie zrozumiała o co mu chodzi.
-Widzisz?
Nawet Faust tego chce.- szepnęła z nadzieją.
-Faust
nie ma nic do gadania. Hermiono, daj mi spokój, muszę w końcu wziąć się za
eliksir dla Mary.
-Och,
on nie ma nic do gadania?! Mary. Więc stawiasz ją wyżej ode mnie?
Jak
to?! Co za dyskryminacja! Kot prychnął wściekle. Kruk uklęknął i podrapał go za
uchem. No, no tak, ale jak się stawiać, kiedy głaszczą cię takie długie, zwinne
palce jak palce Kruka? Zamruczał z przyjemnością.
Famme
Fatale, nie, no, niech Kruk wymyśli jej jakiś krótszy pseudonim… Famme Fatale
prychnęła ze złością jak rozwścieczona kotka i odwróciła się na pięcie. A, idź sobie, idź… Tymczasem kot poczuł,
że długie palce odrywają się od jego sierści. Miauknął głośno. Kruk ostatni raz
podrapał go za uchem i wstał. Z westchnieniem podążył za Famme Fatale.
-Przepraszam,
Faust, ale muszę uspokoić swoją przeklętą famme
fatale.- mruknął. Faust pokręcił głową i miauknął znowu w
proteście.-Przykro mi, zrozum moją sytuację, jeżeli teraz nie powiem jej, że
jeszcze się zastanowię, będę musiał spać najbliżej na kanapie w salonie.-
odwrócił się w stronę zamkniętych drzwi, za którymi zniknęła Famme Fatale.-A
najdalej gdzieś w okolicach chatki Hagrida. Albo Durmstrangu. Jeżeli się
wkurzy.
Faust
pokiwał ze zrozumieniem głową. Tylko dlaczego taki wysoki, przewyższający
przynajmniej o głowę tę kobietę, Kruk, dlaczego taki potężny czarodziej, a
nawet czarnoksiężnik, dlaczego tak zdolny Mistrz Eliksirów martwił się o zdanie
swojej żony? Ach, durna,
hogwarcko-patologiczna miłość.
Prawdą
było, że Minerwa często przebywała w gabinecie u Dumbeldore’a. Nie wpuszczała
tam Fausta, bo źle wpływał na dyrektora. Jeden meloman dropsów, to jeszcze
świat jest w stanie wytrzymać, ale dwóch, do tego jeden Snape (co prawda kot,
ale jednak Snape), tego już nikt by nie wytrzymał. Poza tym, sprawiało jej
jakąś dziką radość patrzenie, jak czarny kot prycha wściekle, a jego niebieskie
oko błyska złowieszczo.
Tak,
Dumbeldore, mimo, iż był największym czarodziejem na świecie, nie był
całkowicie normalny i miał swoje dziwactwa. A kot, który polubił cytrynowe
dropsy, to coś tak zaskakującego, że nie mógł się oprzeć przebywania w jego
towarzystwie. Minerwa dobrze wiedziała, że Faust pozostawał niesamowicie wierny
swojej pani, która przecież jako animag mogła z nim rozmawiać. Lepiej było nie
wpuszczać szpiega do gabinetu dyrektora. Trzeba było jednak przyznać, że kot
Amortencji jak i ona sama odznaczał się niezwykłą inteligencją i sprytem.
Krótko, mówiąc: Ślizgon jakich mało.
-Kto
teraz pilnuje Mary?- Minerwa usłyszała pytanie Dumbeldore’a.
Nadchodził
wieczór. Za oknami okrągłego pokoju, urzekającego pięknem sypał śnieg, niemal
zasłaniając widok Zakazanego Lasu. W kominku jarzył się ogień, Fawkes był zaledwie
pisklęciem, niedawno na nowo odrodził się z popiołów. Dumbeldore siedział przy
biurku. Minerwa usadowiła się w fotelu przed biurkiem i spojrzała uważnie w
bladoniebieskie oczy mężczyzny.
-Flitwick.-
powiedziała beznamiętnie.-Mam jej serdecznie dość.
Dumbeldore
uśmiechnął się dobrotliwie, jak to miał w zwyczaju. Może to i dobrze, że tak
potężny mag skrywał się za maską staruszka rozdającego dropsy?
-Zaczynasz
mówić jak nasza droga Hermiona.- rzekł dyrektor.-Wiesz w ogóle co u nich?
-Jesteśmy
ich przyjaciółmi, ale może rzeczywiście za bardzo interesujemy się ich życiem?-
zagryzła delikatnie dolną wargę. Poprawiła okulary na nosie.-To musi dziwnie
wyglądać, nie rozmawiamy praktycznie o niczym innym, tylko o nich.
-To są
takie, przepraszam, kochana Minerwo, sieroty, że trzeba ich było pilnować odkąd
Hermiona wyznała mu miłość. Pamiętasz? Tydzień albo nawet dwa gryzł się z
myślą, że może robi to wszystko z litości, a kiedy w końcu zdołaliśmy ich
przekonać do tego, że są dla siebie stworzeni nie odzywali się do siebie
kolejny tydzień.
Zaśmiała
się.
-W
końcu bez siebie nie wytrzymali.- pokręciła głową ze śmiechem.-Kiedy pojawiła
się Amortencja byli jak nie oni. Żadnych kłótni, cisza, spokój, a Sev chodził
szczęśliwy jak wariat.
-Potem
wrócili do normalnego trybu życia i spokój się skończył.
-Tak.
Ale…
-Jak,
według Severusa, największa plotkara Hogwartu może nie mieszać się w sprawy
swoich najlepszych przyjaciół?- dotknął lekko jej dłoni.
-Teraz
to ty zachowujesz się jak Severus.- prychnęła wściekle.
-Więc
jesteśmy siebie warci.
Zachichotała.
Wyjrzała przez okno. Widoczność się nie zmieniła. Nadal śnieg zasłaniał
wszystko. Przeniosła wzrok na niego.
-Stary
dureń.
-Zaczynam
rozumieć, dlaczego Severus z Hermioną lubią się nawzajem obrażać.
Parsknęli
oboje śmiechem. W końcu Minerwa uspokoiła się. Sięgnęła po jakiś dokument,
leżący na biurku.
-A jak
tam sprawy Hogwartu?- spytała.
-Jak
tam nasze sprawy?
Odłożyła
pergamin i znowu spojrzała w te niebieskie oczy. Miała wrażenie, że w nich
tonie. Nie myśleli nawet o ślubie od dłuższego czasu. Za dużo było innych spraw
na głowie. Minerwa uśmiechnęła się do niego.
-Jak to
jak? Czekam na pierścionek.- zarumieniła się.
Dumbeldore
uśmiechnął się, uspokojony.
Hermiona
usiadła na łóżku i wzięła książkę z szafki obok. Nawet nie przeczytała tytułu
tomu, zaczęła czytać, żeby uwolnić się od złych myśli. Nie, nie może dać wygrać
Severusowi. Ze złością odłożyła książkę i wstała. Weszła do łazienki i
spojrzała w lustro, na swoje odbicie. Nie lubiła siebie i nie lubiła swojej
urody. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Z westchnieniem wzięła szczotkę i
bez specjalnego zaangażowania przeczesała swoje splątane loki.
Tak jak
się tego spodziewała, otoczyły ją ramiona Severusa, a w lustrze pojawiła się i
jego twarz. Naprawdę byli tak różni? Przyjrzała się bliżej tym odbiciom, ich
odbiciom i nie mogła uwierzyć. Który już raz uświadamiała sobie, że pod
względem wyglądu różnili się jak kot z psem, a może bardziej? On, blady, z
niezdrową cerą, ona rumiana, z rumieńcami, on o czarnych tęczówkach,
nieprzeniknionych tunelach, ona o wielkich, ufnych, brązowych oczach, jego
twarz otoczona była ciemnymi jak heban włosami, jej puszystymi, podobnymi
kolorem do oczu lokami. On zawsze wysokie czoło miał odsłonięte, ewentualnie
zasłaniały je jakieś niesforne kosmyki włosów, jej nieposkromiona grzywka
zawsze sięgała brwi. Przeciwieństwa się przyciągają. Dotknęła delikatnie jego
dużych dłoni, oplatających jej brzuch.
-Severusie,
teraz to ja powinnam powiedzieć, że coś kombinujesz.- szepnęła z uśmiechem.
Nagle
jego twarz spoważniała, zacisnął szczękę i oderwał się od niej. Zgromił ją
wzrokiem. Odwróciła się do niego z bojową miną.
-Mam
tego dosyć. Czy musimy rozmawiać wyłącznie o dziecku, którego przecież nie chcę
mieć?- warknął.
-Oczywiście,
bo ty w ogóle nie pomyślałeś jak ja mogę się czuć!- odgryzła się.
-Cały
czas o tym myślę! To nie znaczy, że nie mogę mieć własnego zdania w tej jednej
ważnej sprawie!- syknął.
-Jesteś
okropny!
-Och, a
ty spostrzegawcza.- zironizował.
-Wychodzę.-
rzuciła chłodno.
-Świetnie!
-Cieszę
się, że jesteś z siebie zadowolony!
Trzasnęła
drzwiami. Wzdrygnął się. Nie wiedział, dlaczego tak ostro zareagował. Po prostu
nie chciał, żeby rozmawiali wyłącznie o tym, na przemian denerwując siebie
nawzajem. Czy ona nie mogła dać sobie spokój? Tak bardzo tego potrzebowała?
Schował twarz w dłoniach.
Potem
szybko wyszedł do pracowni. Przywołał do siebie zaklęciem butelkę Ognistej i
szklankę. Nalał sobie, wypił wszystko jednym haustem, odesłał butelkę. Poczuł
się pewniej. Podwinął rękawy szaty i stanął przed kociołkiem, zastanawiając
się, co najpierw. Mniej więcej pamiętał przepis na eliksir dla Mary, raz
uwarzonego eliksiru nie zapominał, ale ten był wyjątkowo trudny. Gdzie się
podziała ta kartka? Zbladł. To po to była w lesie.
-Amortencja!!!
_______________________________________________
Przepraszam za moją niepoczytalność umysłową.
Hahah, biedna Hermiona, Kruk nie chce mieć dziecka ... "Niewyżyta Famme Fatale chciała kolejne dziecko." - myślałam, że umrę ze śmiechu :3 Rozdział świetny, czekam na dalszy ciąg :3
OdpowiedzUsuńphahahahahaha rozdział super ! współczuję Amortencji xd Jestem ciekawa czy Sev się złamie co do decyzji o drugim dziecku - coś czuję że tak ;p Nie mogłam z tg jak Dumbledore nazwał Snape'ów sierotami haha oczywiście zniecierpliwiością czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuń-- życzę weny, pozdrawiam ;)
Kruk ma się zgodzić, agrrr! :D
OdpowiedzUsuńJak ja lubię ich kłótnie, zgryźliwości i obrażanie, genialni są :>
Minnie i Albus są największymi plotkarzami w Hogwarcie :D
Czekam na kolejny rozdział! :>
Wróciłam z wakacji i nadrabiam twojego bloga. :D W końcu jakieś wiadomości o ślubiep. Severusowi pasowało by kolejne dziecko, ale uważam, że określenie hogwarcka patologia jest już niesmaczne i nudne ciągnięte przez tyle rozdziałów. Oczywiście nie chciałabym Cię obrazić. Minerva
OdpowiedzUsuńNastępny komentarz to się doda 5 razy. -,- /MinervA
UsuńWróciłam z wakacji i nadrabiam twojego bloga. :D W końcu jakieś wiadomości o ślubie. Severusowi pasowało by kolejne dziecko, ale uważam, że określenie hogwarcka patologia jest już niesmaczne i nudne ciągnięte przez tyle rozdziałów. Oczywiście nie chciałabym Cię obrazić. Minerva
OdpowiedzUsuńWróciłam z wakacji i nadrabiam twojego bloga. :D W końcu jakieś wiadomości o ślubie. Severusowi pasowało by kolejne dziecko, ale uważam, że określenie hogwarcka patologia jest już niesmaczne i nudne ciągnięte przez tyle rozdziałów. Oczywiście nie chciałabym Cię obrazić. Minerva
OdpowiedzUsuńJa chcę Snape'iątka;)
OdpowiedzUsuńSev ma się zgodzić. Chodźby pod Imperiusem, ale ma się zgodzić;)