czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 69


Animadzy



Zakazany Las nigdy nie był miłym miejscem na niewinne przechadzki. Zawsze był miejscem niebezpiecznym, przynajmniej dla uczniów. Nigdy jednak nikt nic nie robił sobie z ostrzeżeń nauczycieli. Wilkołaki? Akromantule? Przecież Hogwart był bezpieczny! Teraz jednak, zarówno Scorpius jak i Albus nabrali pewności, co do wiarygodności tych przestróg. Wcześniej jakoś nie obawiali się mroku lasu, wysokich drzew i pohukiwania sów. Wiele razy przecież wybierali się tam nocą. Tylko, że wtedy była z nimi Amortencja. Obrażała ich, wyzywała i kończyło się na tym, że wszyscy się śmiali. Będąc tak ponurą, tak podobną do ojca, wnosiła do ich życia jakieś światło. I dopiero teraz obaj zdali sobie z tego sprawę.
Żaden z nich nie myślał o niczym szczególnym. Strach, to coś, co nie pozwala myśleć wtedy, kiedy akurat tego potrzebujemy i coś, co pobudza wyobraźnię, kiedy tego nie chcemy. Strach to sprzeczność, która towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Strach odczuwali nawet Gryfoni. A może szczególnie Gryfoni? Strach daje nam możliwość okazania odwagi, możemy to zrobić, pokonując lęki.
Posuwali się mozolnie do przodu. Wielki, czarny pies i biała fretka o paciorkowatych oczach. Ich widok dla kogoś, nieznającego ich tajemnicę musiał być… ciekawy.
Milczeli. Zresztą, o czym mieliby rozmawiać, jeśliby się na to zdecydowali? Milczenie czasem zbawia. Dla innych jest niezręczne. Są różne rodzaje ciszy. Ta, która panowała między nimi należała do tego milczenia, którego się nie zauważało. Po prostu szli, patrząc przed siebie, żwawo, byle szybciej znaleźć Amortencję. Nie mieli planu. Nie byli przygotowani do konfrontacji z wilkołakiem. Nie mogli jednak tak jej zostawić.
Nagle ciszę przerwało wycie. Przeraźliwy skowyt przeciął powietrze jakby był brzytwą albo sztyletem. To było bardziej niż bolesne. Spojrzeli po sobie i pobiegli, co sił w nogach, do źródła dźwięku. Nie, nie zachowywali się jak zdrowi na umyśle ludzie. Ale tylko wariaci są coś warci.*
Mrok lasu napierał na nich coraz bardziej i z każdą chwilą coraz bardziej pochłaniał, a potem tak jak burza ustępuje słońcu, ponurość także ustąpiła. Ich oczom ukazała się dziwna polana, mogłaby wydawać się przytulnym miejscem, gdyby nie obecność ogromnego wilkołaka, o świecących pustką i głodem ślepiach oraz wielkiej paszczy z imponująco ostrymi kłami. Przed wilkołakiem stała Amortencja, białe płatki śniegu odznaczały się na jej czarnych włosach, a w równie ciemnych oczach płonął jakiś ogień. „Co ona wyprawia?”, pomyślał Scorpius ze strachem.
Skupił całą swoją siłę woli na tym jednym pragnieniu: „Być człowiekiem”. Po chwili jego kończyny wydłużyły się, pyszczek fretki zniknął. A po przemianie zostało tylko dziwne mrowienie. To uczucie z pewnością towarzyszyło tylko pierwszym przemianom, może z czasem zniknie. Jeśli przeżyją.
Scorpius nie miał pojęcia co robić. Jedna myśl kołatała się po jego głowie, liczyło się tylko to, żeby odwrócić uwagę Mary od Amortencji, dalej się zobaczy.
Rzucił się na polanę, ku przerażeniu czarnego psa.
-Zwariowałaś? Uciekaj!
Amortencja spojrzała na niego zdumiona. Gdyby byli w innych okolicznościach, pewnie nawrzeszczałaby na niego. Nadal w końcu byli ze sobą skłóceni. Teraz jednak w biegu zmieniła się w małego ocelota i pognała za psem i fretką. A za nimi rzucił się wilkołak.
 
 
 
Faust patrzył na uciekające zwierzaki i nie mógł w to wszystko uwierzyć. Przecież to było absurdalne, tak pozbawione sensu, tak bardzo dziwne… Cała hogwarcka patologia. Tylko dlaczego oni nie poczekali na nauczycieli, którzy powoli się do tego zbliżali? Bezsilnie pokręcił głową. Miał już dość głupoty ludzi.
Ugiął przednie łapy, a jego głowa znajdowała się bliżej ziemi. Przymknął oczy i wsłuchał się w szum lasu. Musiał jakoś wyłapać, gdzie oni byli. Słyszał delikatny szum liści, tupot ciężkich kroków wilkołaka, powarkiwanie. Tak wiele tego było! A jednak jego uszy, zwracając się, to w jedną, to w drugą stronę, wychwytywały to wszystko i szufladkowały. Jak doskonały komputer. Porządkował dźwięki, rozpoznawał, odrzucał albo starał się uważniej im przysłuchać. To było skomplikowane dla człowieka, ale na pewno nie dla takiego zagorzałego kota jakim był Faust.
Wyraźnie słyszał szmer, przemykających gdzieś leśnych zwierząt, wyraźnie słyszał śpiew ptaków, tak bardzo nieadekwatny do sytuacji, wyrwany z innego świata. I nagle już wiedział gdzie iść. Wiedział, że musi kierować się w określonym kierunku.
Na sprężystych łapach ruszył przez las. Nadal ubolewał nad głupotą ludzi i nadal cieszył się, że urodził się kotem. Hogwarcka patologia… Miał tego dość. Trzeba ich jakoś postawić do pionu, nie mogą być tacy cały czas.
Przyspieszył kroku i zatrzymał się przed trójką nauczycieli. Kruk nie wyglądał najlepiej. Mocno zaciskał szczękę, wzrok skierowany miał przed siebie, a na jego włosach, tak jak na włosach Amortencji, pojawiały się coraz to nowe płatki śniegu, co najwyraźniej nie poprawiało mu humoru. Pufek spoglądała na niego z zatroskaną miną, a Minnie była jeszcze bardziej stroskana, najwyraźniej za ich wszystkich i jeszcze pewnie za Dropsa. Pokręcił głową, usiadł na ziemi i miauknął żałośnie. Pufek zobaczyła go i zrobiła jeszcze bardziej zmartwioną minę.
-Co ty tu robisz, Faust?
-Staram się ratować twoją córkę, ale ciebie oczywiście to nie obchodzi.- prychnął wściekle.
Miauknął w stronę Minnie. Westchnęła i zmieniła się w kota o czarnych obwódkach wokół oczu.
-Co się stało?
-Co się stało?! Tak sobie tu spokojnie siedzicie, kiedy ja wiem, gdzie jest moja pani?
-A ty sobie spokojnie o tym opowiadasz zamiast nas tam prowadzić!
Zmieniła się z powrotem w człowieka. Skinęła na kota. Jego niebieskie oko błysnęło, zielone pozostało bez specjalnych zmian. Z uniesionym dumnie ogonem, pobiegł, a oni poszli za nim. Czy będzie niestosownym, jeżeli poważnie porozmawia z nimi na temat hogwarckiej patologii?
Na nowo zniknęli w lesie.
 
 
 
Hermiona nie lubiła, gdy Severus tak się zachowywał. Był cały spięty, zmartwiony, wściekły i każdy gest go drażnił. Takim zachowaniem tylko przypominał jej ich chłodne stosunki z lat szkolnych. Jeżeli myślał, że ona nie martwi się tym, że Amortencja jest w lesie z wilkołakiem na karku, to głęboko się mylił. Być może zamartwiała się jeszcze bardziej niż on. Ona jednak potrafiła w ciszy być zatroskaną i nikomu tym nie robić krzywdy. On znowu, zmartwiony, działał tylko wszystkim na nerwy. Tak już miał.
To nie był ten Severus, który całował ją zachłannie i szeptał do ucha tym swoim głosem jakieś „pieszczotliwe” przezwiska. To był nauczyciel z jej lat szkolnych, teraz tak wyglądał i tak się zachowywał.
Westchnęła, patrząc na jego dumny profil. Garbaty nos dodawał pewnego dostojeństwa jego twarzy, brwi miał zmarszczone, szczękę nadal zaciskał mocno. Zadręczał się. Patrzył przed siebie, nieubłaganie. Ani razu nie spojrzał na nią, na Minerwę zresztą też. Szli w milczeniu, cały czas podążając za czarnym kotem, który raz znikał gdzieś, tylko po to, by po chwili znów się pojawić. Łudząco to przypominało jej pewną mugolską książkę z dzieciństwa: „Alicję w Krainie Czarów”. Uwielbiała tę książkę. Nie potrafiła sobie teraz przypomnieć, ale chyba nawet Severus czytał ją kiedyś małej Amortencji.
Głównie to on zajmował się kilkuletnią Amortencją. Czytał jej, uczył czytać, opowiadał różne historie, bawił się z nią. Była jego oczkiem w głowie, córeczką tatusia. I tak już pozostało. Hermiona nawet nie miała ochoty przekonywać go do drugiego dziecka. Po tym wszystkim, co przeszli od początku nauki Amortencji w Hogwarcie, chyba musieliby zwariować, żeby planować następne dziecko. Nie miała jednak wątpliwości, że Severus byłby dobrym ojcem i dla tego drugiego dziecka, jeśli takie by się pojawiło.
Hermiona otrząsnęła się ze swoich myśli. Rozejrzała się, nie przestając iść. Las był ponury, światło było tu bledsze i słabsze, ale płatki śniegu i tak dotąd z powodzeniem przedostawały się przez korony drzew prosto na ich włosy. Robiło się coraz zimniej. Severus ze złością strząsnął z rękawa czarnej szaty białe śnieżynki.
-Severusie, uspokój się.- powiedziała cicho Hermiona.
-Uspokój się? Uspokój?- prychnął, jak to miał często w zwyczaju.-Nasza córka błąka się po lesie z bandą kretynów i wilkołakiem na karku, a ty każesz mi się uspokoić?
-Chyba zimna krew przyda nam się bardziej niż twoje histerie!
-Hermiona ma rację, Severusie.- przytaknęła McGonagall.
Snape przeszył obie kobiety uważnym spojrzeniem. Otworzył usta zapewne, chcąc posłać im bogatą wiązankę przekleństw, tak siarczystych, na jakie tylko było go stać albo po prostu zwyzywać je obie. Zerknął jednak na Hermionę, która ze zmęczoną miną czekała na jego wypowiedź. Zamiast wykrztusić z siebie cokolwiek, wziął głęboki oddech i westchnął głęboko. Złożył czuły pocałunek na czole Hermiony i odwrócił się. Znowu szedł nieprzerwanie za czarnym kotem. Hermiona uśmiechnęła się niewinnie.
-Mówiłam ci, Minerwo, niezwykle delikatni, bardzo delikatni.- wymamrotała.
Nagle kot zatrzymał się gwałtownie i cofnął spokojnie. Hermiona podeszła bliżej. Widok, który ujrzała, zdziwił ją niezmiernie. Nie było tam ani Amortencji, ani chłopaków. Był przerażający wilkołak, monstrualnych rozmiarów. Zwierzę przykuło jej uwagę. Ślepia miało puste, zasnute mgłą, kończyny nienaturalnie długie. Ramiona na ten przykład tak wydłużone, że palce, zakończone ostrymi pazurami wlekły się po ziemi. Wilkołak śmierdział niewyobrażalnie i odpychał. Potem znowu przyciągał. Zadarł głowę i zawył przeraźliwie. Przed wilkołakiem kuliło się troje zwierząt, a dwoje z nich w ogóle nie powinno być na terenie Anglii. Był to mały ocelot, o przenikliwych oczach i długim ogonie, cętkowany charakterystycznie, biała, zupełnie biała fretka, mająca paciorkowate oczka i długi pyszczek oraz wielki czarny pies, należący do rodzaju tych, o których myśli się, że są niegroźne, ale później czas pokazuje jak to z nimi naprawdę jest.
Wilkołak warknął na trójkę zwierząt.
-Animadzy.- szepnęła gorączkowo McGonagall.
Severus spojrzał na nią jak na wariatkę, ale z ręką zaciśniętą na różdżce rzucił się do przodu. Nie wymawiając formuły posłał w stronę wilkołaka jakieś zaklęcie. Strumień ugodził w zwierzę i wilkołak zawył, tym razem z bólu. Odwrócił się, kolejne zaklęcia Severusa nie miały już takiej mocy, wilkołak jakby uodpornił się na nie. Hermiona podbiegła do męża w tej samej chwili, kiedy wilk rzucił się na niego i odepchnęła bestię zaklęciem. W niewerbalnych była całkiem dobra.
-Sectumsempra!- krzyknął Severus, który podniósł się z ziemi.
-Drętwota!
Obie klątwy w wilkołaka trafiły. Jedna sprawiła, że znów przeraźliwie zawył, druga, że zamarł w połowie tego ryku. Widać było w tym wszystkim różnice, dzielące Hermionę i Severusa. On chciał ranić, ona tylko unieruchomić. Snape w walce stawał się bezwzględnym śmierciożercą, taki jakim był kiedyś. I, o dziwo, to się Hermionie podobało.
Wilkołak znieruchomiał. Nie mógł nic zrobić.
-Levicorpus.- szepnęła Hermiona, podnosząc tym samym bestię do góry, za kostki.
Wilk zawisł w powietrzu. Nagle warknął, a z jego twarzy odszedł jakby cień. Oczy już nie były takie puste i pełne głodu. Były jakby bardziej ludzkie. Severus drgnął niespokojnie. Wilkołak patrzył wprost na niego. Skinął głową do Hermiony.
-Opuść go. Powoli.
-Liberacorpus.
Wilkołak znalazł się na ziemi. Wraz z nowym podmuchem wiatru i nową nawałnicą śniegu zmienił się w kobietę. Sierść zniknęła, pozostały tylko blond włosy, skołtunione i posklejane brudem, pysk rozpłynął się, patrzyła na nich ładna twarz. Rozbiegane niespokojnie, niebieskie oczy spoglądały na Severusa. Ten bał się nawet poruszyć. Nagle kobieta zaniosła się histerycznym śmiechem. Podniosła się z ziemi i słaniając się na nogach podbiegła do Severusa. Rzuciła się mu w ramiona.
-Sev.- szepnęła z lubością, wtulając głowę w jego szatę.


________________________________________________________
Dziwna czcionka wyszła, ale pisałam w Wordzie, bo kochany Blogger zeżarł mi ostatnio cały rozdział -.- Pisząc to, nieprzytomna po całonocnym czytaniu "Gry o tron", słuchałam piosenki "What the hell" i też mam takie wrażenie co do rozdziału. Słaby, może najsłabszy ze wszystkich, nie wiem, tak się przynajmniej czuję.


*cytat z filmu „Alicja w Krainie Czarów”

7 komentarzy:

  1. mnie się bardzo podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nikołajewna4 lipca 2013 15:08

    Mów co chcesz, ale mi się podoba ;>
    Irytujący babsztyl, czyhający na Severusa ,_, Mam nadzieję, że nasz Sev da jej popalić. A tak właściwie, to mam też nadzieję, że Amortencja będzie miała rodzeństwo ^^
    Weny życzę! :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha kto inny jak nie ja,musi Cię uświadomić że to 69 rozdział? ;3 69... HEH nie skądże sadystki nie miewają skojarzeń... xD
    Oto tego dowód...
    "Trzeba ich jakoś postawić do pionu, nie mogą być tacy cały czas." Nie bez skojarzeń ;3
    "przyspieszył kroku i zatrzymał się przed trójką nauczycieli." czyżby trójkącik? Bez nas? ♥ xDDD A nawiązując do komentarza wyżej...No tutaj też ktoś pomyślał o małym Snapeątku ♥♥♥ Kurde wkurzasz mnie -.- Te rozdziały są dobre,ale nie Tobie zawsze coś nie pasuję...Pfffyyy a idź...pisać kolejny rozdział xD :*** Muahahahhaha ;********* ~Sadystka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się skojarzyło. Chciałam napisać: "Faust stanął przed trójką nauczycieli", ale jak to zobaczyłam, to zaczęłam się śmiać i poprawiłam xD Tak, widzisz, potajemnie nas zdradzają ;-;
      Nie, to nie było dobre i nie będzie Snapeątka (chyba xd). Amen.

      Usuń
  4. Wcale nie jest słaby :)
    A Mary znowu mnie wkurza -,- Ale w każdym opowiadaniu musi być ktoś kto wkurza wszystkich xD Ona jest chyba gorsza od Umbridge xD
    A co do tekstu, to wkradł Ci się jeden błąd "Nie miała jednak wątpliwości, że Severus byłby dobrym ojcem i DAL tego drugiego dziecka, jeśli takie by się pojawiło." Powinno być DLA :)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Twoja wierna Puchonka, która znowu zastanawia się nad wbiciem do Twojego opowiadania i zaavadowania Mary >:)

    OdpowiedzUsuń