Niemożliwie uparci
Gabinet
Minerwy McGonagall wydawał się miłym miejscem. Choć często byli tam zapraszani
uczniowie, którzy coś przeskrobali, pokój wyglądał przytulnie. Znajdowało się
tam biurko, a na nim zwykle spoczywały jakieś papiery, dokumenty, listy oraz
nieodłączna puszka na ciasteczka w kształcie salamander. Hermiona poszła tam z
nadzieją zastania przyjaciółki i wyśmiania razem z nią zachowania Severusa.
Gabinet jednak był pusty. Hermiona wiedziała, gdzie McGonagall mogła się
znajdować.
Zatrzymała
się przed chimerą, która nie chciała jej przepuścić. Była wściekła, wzięła
głęboki oddech.
-Cytrynowe
dropsy…?- spytała z nadzieją.
Chimera
usunęła się jej z drogi. Kobieta z wyrazem triumfu na twarzy weszła na schody,
które ruszyły powoli w górę. Zapukała w miarę grzecznie w drzwi gabinetu
dyrektora. Okrągły pokój, feniks w klatce, widok na Zakazany Las – to wszystko
zawsze ją urzekało.
-Przepraszam,
że wam przeszkadzam.- powiedziała cicho. Nagle odwróciła się do drzwi.-Zresztą,
nie powinnam wam zawracać głowy… Nieważne.
Miała
zamiar wyjść, ale Minerwa złapała ją za ramię. Dumbeldore posłał jej
uspokajający uśmiech. Spojrzała w oczy starszej przyjaciółce. Westchnęła
przeciągle.
-Kto
jak kto, Hermiono, ale ty zawsze możesz nam zawracać głowę.- rzekł Albus.
-Co się
stało?- zapytała z troską Minerwa.
Hermiona
pokręciła wolno głową.
-Nic.-
zacisnęła dłonie w pięści.-Tylko jestem niemożliwie wkurzona.
-Wiedziałam,
że nie obejdzie się bez waszej popisowej kłótni.- McGonagall westchnęła ciężko.
-Słucham?
W tej
chwili do Hermiony zwrócił się Dumbeldore. Oczy błyskały mu przyjaźnie zza
okularów-połówek, które były jednym z jego znaków rozpoznawczych. Hermiona nie
wyobrażała go sobie bez okularów. Zapewne nawet by go bez nich nie rozpoznała.
-Minnie…-
McGonagall zmroziła go wzrokiem zabójcy.-Minerwa miała na myśli to, że ognisty,
męski temperament Severusa w połączeniu z twoją gryfońską wolą walki to
mieszanka, która musi wybuchnąć przynajmniej kilka razy do roku.
Minerwa
zakaszlała.
-Albo
kilkanaście.
Hermiona
zrobiła obrażoną minę. Minerwa przewróciła teatralnie oczyma i złapała ją za
rękę.
-Dosyć,
tak tylko powiedziałam, chodź.
Obie
wyszły z gabinetu. Hermiona patrzyła przed siebie i złość powoli ustępowała
poczuciu winy. Może nie powinna tak ostro reagować. On też nie powinien. W
sumie, mogłaby go przeprosić i wszystko byłoby dobrze. Zeszły do lochów.
Severus właśnie, wściekły wychodził ze swojego gabinetu. Minerwa zatrzymała go
i bez słowa poprowadziła z powrotem. „Albus miał rację”, pomyślała. „Te sieroty
same nie dadzą sobie rady”.
Postawiła
ich obok siebie i spojrzała na nich. Severus zadarł dumnie podbródek. Z
Hermiony, tak jak wyparowała złość, teraz wyparowało całe poczucie winy. Znowu
była wściekła. Przeklęty, dumny Nietoperz.
-Dobrze.
O co tym razem poszło?- zapytała zmęczonym głosem Minerwa.
-O
nic.- burknęła Hermiona.-Przynajmniej dla Severusa to nie jest nic ważnego.
-To
jest dla mnie niesamowicie ważne, ale skoro ty już podjęłaś za nas decyzję to
nie mamy po co ze sobą rozmawiać, prawda?- jego głos ociekał jadem.
Minerwa
załamała ręce. I nadal nie wiedziała, o co się pokłócili.
-To
powiecie mi, o co poszło?!- coraz bardziej drażniło ją zachowanie tej dwójki.
-Niech
Nietoperz ci powie.- mruknęła wściekle Hermiona.
-Nie,
lepiej niech zrobi to podstępna famme fatale.- odgryzł się Severus.
-Famme
fatale?- Minerwa była w takim stanie, że jej stalowe nerwy ledwo
wytrzymywały.-Ile wy macie lat?! Kłócicie się jak dzieci!
-Dwadzieścia
lat różnicy.- beznamiętnie rzekł Severus.
Minerwa
miała ochotę usiąść przy biurku i zacząć tłuc głową w jego blat.
-I
dopiero teraz jakoś specjalnie uderzył cię fakt, że Hermiona sypia z facetem
dwadzieścia lat starszym?! Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało.- syknęła
McGonagall w stronę mężczyzny.
Snape
zwęził oczy w szparki i zrobił minę jak rodowy Malfoy, któremu coś nie pasuje.
Prychnął lekceważąco i jeszcze bardziej zadarł podbródek. Hermiona pokręciła
głową i odsunęła się od niego ze wstrętem. Minerwa naprawdę miała ochotę rzucić
na nich jakieś zaklęcie zapomnienia czy cokolwiek, ale nadal nie wiedziała o co
się pokłócili.
-O co
poszło?!
Hermiona
spojrzała na nią.
-O
dziecko.- wzruszyła ramionami.
Minerwa
mało zawału nie dostała. Jakie dziecko?! Podeszła do kobiety chwiejnym, ale
pewnym krokiem i położyła jej ręce na ramionach.
-Hermiono,
jakie dziecko?!- potrząsnęła nią lekko.
-To,
które ja chcę mieć, ale ten tutaj Mistrz Eliksirów od siedmiu boleści – nie.-
rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
-Ja
chcę mieć tylko święty spokój.
-I
tylko to się dla ciebie liczy!- krzyknęła.
-Nie!
Ty się liczysz, Amortencja się liczy i święty spokój się liczy. Tyle.
Rozumiesz?- spytał chłodno.
-Phi.-
odwróciła od niego wzrok.
Minerwa
usiadła przy biurku i zaczęła rozmasowywać sobie skronie. Dopiero teraz
zauważyła, że rękawy szaty Severusa zostały podwinięte, co wskazywało na to, że
pracował. To przynajmniej tyle. Im szybciej zrobi ten eliksir dla Mary, tym
szybciej odeślą ją daleko, a najlepiej do Azkabanu. Nie, do Azkabanu raczej
nie…
Do
pokoju wkroczyła Amortencja z niewinną miną. Oczy miała dziwnie zaczerwienione
jakby przed chwilą płakała, spoglądała przed siebie smutno. Minerwa pomyślała,
że talent aktorski to po ojcu odziedziczyła. Kiedy jednak zobaczyła, że Severus
nagle ją zauważył i aż zakipiał złością, szybko wycofała się z pomieszczenia.
-Nie.
Tak. Szybko.- szepnął chłodno Snape.
Amortencja
zwiesiła smętnie głowę i wróciła.
-Jeżeli
jeszcze raz zechcesz coś wykraść z mojej pracowni, to obiecuję ci, że osobiście
cię poćwiartuję i zakopię w ogródku albo tak sprytnie podsunę twoje szczątki
Faustowi, żeby je zjadł. A zarówno twoja matka jak i ty wiesz, że jestem. Do
tego. Zdolny.- każde słowo wypowiadał wolno i wyraźnie, dobitnie i z taką dawką
jadu, że spokojnie mógł się nim udusić, gdyby go nie wypluł.-Zero Hogsmeade,
zero wakacji, zero eliksirów. Zero książek. Jeśli zobaczę cię w pobliżu
Scorpiusa albo Albusa w te wakacje, obiecuję ci, ani ty, ani oni nie przeżyją.
To i tak za mała kara, ale nie bój się, jeszcze coś wymyślę. A teraz oddasz mi
grzecznie kartkę z recepturą eliksiru dla Mary. I pójdziesz się wypłakać
chłopakom, póki jeszcze masz szansę się z nimi widywać. Już.- wystawił otwartą
dłoń w jej stronę.
Z miną męczennicy
wyjęła z kieszeni pomiętą kartkę i podała mu ją. Wskazał palcem drzwi.
Przeszywając rodziców wzrokiem zasalutowała i szybko uciekła, żeby nie dostać
jeszcze gorszej kary. O ile to było możliwe.
-Więc
Hermiona chce mieć kolejne dziecko, a ty się nie zgadzasz, tak? O to się
kłócicie?- Minerwa chciała to wszystko zrozumieć.
-Tak!-
krzyknęli chórem.
Spojrzeli
po sobie, prychnęli i oboje odwrócili się od siebie.
-Już
nigdy więcej związków Gryfonów i Ślizgonów. Nigdy więcej.
Amortencja
wróciła do pokoju wspólnego rozdrażniona i obwiniająca wszystkich wokół siebie
za swoje nieszczęście, co było standardem. Każdy, komu coś się nie udaje w
pierwszej chwili stara się zwalić winę za to na kogoś innego. Dopiero później
uświadamia sobie swoją i wyłącznie swoją winę.
Podążyła
naburmuszona do pokoju wspólnego i usiadła w zielonym fotelu przed kominkiem.
Pokój powoli pustoszał, coraz więcej ludzi szło do swoich dormitoriów, rozmowy
cichły, prace domowe zostały odrobione, ogień w kominkach przygasał.
Podciągnęła kolana pod brodę i siedziała tak, wgapiając się w tlący się ogień,
póki nie poczuła znajomej ręki na ramieniu i drugiej znajomej na drugim
ramieniu. Podniosła smętnie głowę i zobaczyła blond czuprynę Scorpiusa oraz
jaskrawe, zielone oczy Albusa.
Usiedli
obaj na oparciach jej fotela.
-Potyczka
z Mistrzem Eliksirów nieudana?- zapytał Albus.
-Wyglądałaś
wiarygodnie.- dodał Scorpius.
Westchnęła.
-Może i
by się udało, gdyby nie to, że domyślił się, iż wzięłam recepturę na eliksir
dla Mary.- prychnęła wściekle.
-Wiesz,
to było do przewidzenia.- zauważył spokojnie Scorpius.
-Mój
ojciec raz uwarzonego eliksiru nie zapomina, dobrze go znam.- wpatrywała się
uważnie w kominek.-Ale to rzeczywiście było bezmyślne.
Scorpius
spojrzał na Albusa.
-Więc
koniec z obsesją na punkcie eliksiru?
-Nigdy
nie miałam obsesji.
-A ja
jestem rudy.- uśmiechnął się złośliwie Scorpius.
-Dajcie
mi spokój.- schowała twarz w dłoniach.-Wlepił mi taki szlaban, że się do końca
Hogwartu nie pozbieram.
Albus
zaśmiał się krótko.
-Córeczka
tatusia się nie pozbiera? Wystarczy kilka mrugnięć, kilka sekund trzepotania
rzęsami i nawet Severus Snape się złamie.- odsunął się od niej na wszelki
wypadek, ponieważ rzuciła mu spojrzenie w stylu swojego ojca w złym humorze, a
to wystarczało, by przestraszyć nawet brawurowego Gryfona.
-Zakazał
chodzić do Hogsmeade, a przecież niedługo będzie pierwszy wypad, zakazał czytać
książki…- wyliczała. Chłopcy skrytykowali ją spojrzeniem.-Zakazał eliksirów…
-I to
cię tak martwi?- wtrącił się Albus.
-Zakazał
się z wami spotykać.
-Jak
to?!
Zdziwiła
się i popatrzyła na nich. Czymże się tak przejęli? Jeszcze w te wakacje Albus
czuł się podobno jak „substytut Scorpiusa”, a Scorpius za to wmawiał jej, że
jest egoistką, bo widywała się tylko i wyłącznie z Albusem. Wakacje minęły im
na kłótniach i włóczeniu się po okolicy Doliny Godryka. Jeżeli sami będą się
włóczyć, bez niej, to chyba praktycznie nic się nie stanie, prawda?
-Normalnie,
powiedział, żebym poszła się wam wypłakać, póki jeszcze mogę się z wami
widywać. I obawiam się, że na tym się nie skończy. Jeżeli najdzie go
natchnienie, to równie dobrze może wymyślić coś gorszego.- westchnęła.-A jedyny
pośrednik jaki nam pozostał to Faust, bo on wymknie się nawet mojemu ojcu.
Nawet animagiczne zdolności teraz mogą jedynie posłużyć przeciwko nam.
-Nie
może być aż tak źle.
Amortencja
spojrzała na Albusa. Próbował ją pocieszyć. Niestety teraz nic nie dodawało jej
otuchy, nawet jego zielone oczy, nawet grzywka opadająca na oczy Scorpiusa.
Odgarnęła ją delikatnie. Włosy wróciły po chwili na swoje miejsce, a Scorpius
uśmiechnął się szeroko. Albus spoglądał na niego nienawistnie. Amortencja
zaśmiała się. Jednak potrafili ją pocieszyć. Wstała i przeczesała palcami
czarne, długie, gęste włosy.
-Może
jeszcze coś wskóram?
Scorpius
uśmiechnął się do niej, ale Albus wydawał się naburmuszony. Westchnęła i
zmierzwiła żartobliwie jego włosy.
-Jak
dzieci…- westchnęła.
Nie czekając
na ich reakcję wybiegła z pokoju wspólnego. Zauważyła kilka znaczących rzeczy.
Rodzice znowu się o coś pokłócili, do tego w tym uczestniczyła Minerwa
McGongall, więc albo to było tak głupie, że aż śmieszne, albo bardzo ważne. I
jeśli odpowiednio porozmawiałaby z ojcem może… może choć trochę darowałby jej
karę. Wątpiła w to, ale zawsze można spróbować. Zapukała grzecznie do komnat
ojca i weszła.
Snape
pracował, to było pewne. Kilka niesfornych kosmyków włosów opadało mu na czoło,
oczy miał podkrążone, minę zmęczoną. Spojrzał na córkę i prychnął pogardliwie.
-Wiem,
że jesteś zły, ale może przynajmniej powiesz mi o co się znowu pokłóciliście?-
usiadła w fotelu matki.
Severus
przeszył ją karcącym spojrzeniem.
-Spostrzegawcza
jesteś.
Zapadła
cisza. Powoli miała tego dość. I to nie było sprawiedliwe. On mógł sobie
wdychać zapach warzonego eliksiru, patrzeć w jego głębie, zataczające się koła,
tworzące się na jego powierzchni, mógł analizować jego kolor i właściwości,
obserwować składniki, a jego ręce mogły wpaść w ten cudowny mechaniczny,
mimowolny trans, to odprężenie… Uważała to za niesprawiedliwe.
-Powiesz
mi? Chyba powinnam wiedzieć.
-Jakoś
nie przypominam sobie, by ojciec miał obowiązek informować córkę o kłótniach
jakie prowadzi z jej matką.- powiedział, nie odrywając się od pracy.
-Zawsze
lepiej, żebym wiedziała od ciebie niż na przykład od mamy, która zwykle
koloryzuje.- odezwała się z błyskiem w oku, a po jej ustach błąkał się chytry
uśmieszek.
-Twoja
matka zawsze koloryzuje.- syknął.
Znowu
zamilkł. Zamieszał dwa razy w prawo i dwa razy w przeciwną stronę w kociołku i westchnął
ciężko. Widocznie ten eliksir mu się nie podobał. Nachylił się nad nim i
dokładnie przypatrzył się jego konsystencji.
-Dobrze.-
rzekł, nie patrząc na córkę.-Twoja matka chce mieć kolejne dziecko.
-A ty
nie i dlatego będziesz się z nią kłócił miesiąc, by po tym miesiącu
skapitulować?- spytała spokojnie.
-Jesteś
bezczelna.
-Tak,
zgadnij po kim to mam.
-Po
matce. Zawsze była bezczelną Panną Wiem-To-Wszystko-Ale-I-Tak-Zapytam.
-Wy
jesteście jacyś nienormalni!- złapała się za głowę.-Nie widziałam ludzi
bardziej w sobie zakochanych od was, ale i tak każde z was będzie się upierało
przy tej dumie. Ona przy gryfońskiej, ty przy ślizgońskiej.- zamilkła na
chwilę.-Ciekawe która gorsza…
-Amortencja!-
warknął ostrzegawczo.
-Nieważne,
was naprawdę nikt do niczego nie przekona. Uparci jak… na to nawet nie ma
określenia.
-Odezwała
się potulna córeczka rodziców.
Podeszła
do niego i zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Dokładnie tak samo czarne, tak
samo zimne dla obcych i tak samo głębokie. Już i tak była wysoka jak na swój
wiek.
-Tylko,
że w sprawie nowego dziecka to ja też mam coś do gadania, prawda?
-Naprawdę
jesteśmy podobni. Ale wiesz, co mnie przeraża?- uniosła obie brwi.-To, że
czasem jednak przypominasz małą Hermionę Granger.
Uśmiechnął
się blado i pocałował ją w czoło.
-A od
kary i tak się nie wywiniesz, więc nie masz na co liczyć.
Wyszła
wściekła. A tak dobrze szło. Nie chciała wracać jeszcze do pokoju wspólnego, do
dormitorium… Dobrze wiedziała, że znajdzie jakiś sposób i wakacje i tak spędzi
z chłopakami, ale pewna obawa istniała. Dlatego wolała porozmawiać z matką, żeby
wykorzystać w pełni szansę… I dlatego, że jeżeli oni tak będą trwać w tej kłótni,
to oboje będą ją jeszcze bardziej pilnować.
Ruszyła
korytarzem pod gabinet Minerwy McGongall. Nagle usłyszała miauknięcie.
Pomyślała o Pani Norris, ale kiedy się
odwróciła, zobaczyła jak zwykle dumnie idącego Fausta. Wyglądał na
naburmuszonego. Przystanęła i wzięła go na ręce.
-Mam
nadzieję, że to nie na mnie jesteś obrażony.- podrapała go za uchem. Zamruczał
cicho.
Odstawiła
go na podłogę i poszła dalej. Trzymał się blisko niej, ale kiedy spostrzegł, że
jego pani zamierza zapukać do gabinetu Minerwy, odsunął się, usiadł i z dumą
polizał łapę.
Amortencja
usłyszała pozwolenie na wejście do gabinetu. Otworzyła drzwi. Minerwa
McGonagall siedziała przy biurku i zmęczonym wzrokiem patrzyła na Hermionę, która,
wyraźnie była rozdrażniona. Hermiona spojrzała na córkę i próbowała się
uśmiechnąć.
-Nie
musisz udawać, wszystko wiem. Prawie.- Amortencja pokręciła głową na znak, że
to i tak nie ważne.-Kiedy w ogóle zamierzałaś przedyskutować temat nowego
dziecka?
Hermiona
otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.
-Chyba
mam jakiś głos w tej sprawie?
-Właśnie?-
McGonagall spojrzała wymownie na Hermionę.
Hermiona
przeczesała nerwowym ruchem włosy.
-Jeszcze
o tym nie myślałam. Najpierw trzeba przekonać ojca.- odchrząknęła.-Zgadzasz
się?
-Bylebyście
się nie kłócili, bo mam tego dosyć.
Minerwa
ochoczo przytaknęła Amortencji skinieniem głowy.
-Wiesz,
że to nie takie proste z charakterem twojego ojca, on…
-Oboje
jesteście niemożliwie uparci.- podeszła do niej i szybko pocałowała ją w
policzek.
I
wyszła.
Hermiona
spojrzała na Minerwę. Kobieta wyglądała tak jakby popierała Amortencję.
Potwierdziła to skinieniem głowy i westchnieniem.
-Niemożliwie…-
westchnęła ciężko po raz drugi.
-Ale…-
jęknęła Hermiona.-Może… - zaczerwieniła się aż po same koniuszki uszu.-Może ja
już go nie pociągam?
Głowa
Minerwy opadła bezwładnie na biurko. Tiara czarodziejska jej spadła, ale było
jej wszystko jedno. Miała tych dwoje i ich kłótni dosyć po prostu. Podniosła
ostrożnie głowę i zaczęła rozmasowywać sobie skronie.
-Ja naprawdę
już zarówno z tobą jak i z nim nie wytrzymam. Ty powiesz, że już go nie
pociągasz, on zaraz przyjdzie i się wyżali, że może nie jesteś z nim
szczęśliwa, może jeszcze wrócimy do waszej relacji sprzed Drugiej Bitwy, co?-
zironizowała.-Wiesz jaki on jest, uparty, jeżeli ktoś ma absolutną rację,
przyzna mu ją, ale wystarczy jeden mały szczegół, kruczek, a zapewniam się, że
będzie przekonywał do swojego zdania i nie ustąpi. Nie wiem po co ci to mówię,
skoro znasz go lepiej ode mnie. A co do twoich wątpliwości, to wiesz, on to
najchętniej zamknąłby cię w tych lochach i nie wypuszczał przez dwa tygodnie,
żeby mieć cię tylko dla siebie. Więc nie gadaj bzdur, bo Severus nie jest typem
faceta, który zmienia kobiety jak rękawiczki.
Wzięła
głęboki oddech, a jej głowa znowu opadła na biurko.
-Naprawdę
tak myślisz?
-Mhm.-
wymruczała przytakująco, nie podnosząc głowy.-Ale nie mam zamiaru przekonywać
go do twojego zdania, bo to wasza sprawa.
Hermiona
westchnęła.
__________________________________________
Coś nam
się przedłuża ten rok w Hogwarcie… Po pierwsze: nadal obstawiam przy braku Snapeiątek. Po drugie: nie nudzi się Wam to?