Faust przybywa z pomocą Nietoperzowi
W Hogwarcie robiło się coraz zimniej i może to częściowo wpływało na atmosferę, panującą w zamku i jego okolicach. Zima i święta to magia potężniejsza od tej Dumbeldore’a, on zresztą często sam o tym mówił. Zmiana pogody na jednych wpływa ochładzająco, na drugich wręcz przeciwnie. Właśnie tak działało to w Hogwarcie. Dumbeldore i McGonagall pozostali jak zawsze pogodni, przy tym Albus beztroski, a Minerwa surowa, jak to oni! Zachowanie Severusa można było porównać do zimnego wiatru, świszczącego w oknach zamku. Był, ale go nie było, a jego obecność i tak strasznie wszystkim doskwierała. Hermiona z kolei jakby nabrała temperamentu i dyscypliny. Dla wszystkich poza mężem była ciepła i troskliwa. Uśmiechała się do uczniów, jego omijała wzrokiem, rozmawiała z Evanną, z nim nie zamieniła nawet słowa od czasu ich kłótni. Im częściej McGonagall przekonywała i namawiała ją do zgody z Severusem, tym częściej Hermiona podejmowała decyzję, że nigdy nawet nie pomyśli o porozumieniu. Oboje byli tak samo uparci i tak samo wyniośli. Za dumni, żeby przyznać się do błędu i poważnie porozmawiać o sprawach, które już dawno powinni byli rozstrzygnąć i wyjaśnić zamiast się kłócić.
Hermiona
omijała Severusa wzrokiem, mieszkała u McGonagall i specjalnie była dla
wszystkich milsza niż zazwyczaj. Chciała mu sprawić przykrość. Była to ta faza
kłótni, kiedy jeszcze nie myślała jak ciężko będzie jej z tym na sercu i jak
bardzo będzie pragnąć jego obecności. W przypływie emocji nawet
Panna-Wiem-To-Wszystko zapominała o konsekwencjach swoich czynów.
Severus
odreagowywał inaczej. Dobrze wiedział, że jego żona na tyle długo z nim
wytrzymywała, iż odziedziczyła jego nawyki. Widząc jej zachowanie pomyślał, że
przecież może odgryźć się tym samym. Zrezygnował z tego. Po pierwsze: nie było
to w jego stylu, a po drugie: dostrzegał swoją winę w tej kłótni. Trzeba było
się zgodzić, a nie biadolić. Nietoperz zajął się pracą i sprawami Hogwartu,
starając się nawet nie myśleć o Hermionie. Nie jest łatwo nie myśleć o
ukochanej osobie, jest zapisana w naszych myślach, przybita do każdego
rozważania, przyklejona do każdego obrazu. Myśli o niej są machinalne.
Dlatego
Snape nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że myślał o Hermionie, starając się
o niej nie myśleć.
Powziął
odpowiednie kroki w sprawie Pottera. A przynajmniej próbował. To jednak nie
było takie proste, bo do rozwiązania zagadki potrzebna była perswazja Hermiony
i jej przyjazne stosunki z Ginny. Gdyby jak stary dureń nie zakochał się w tej
głupiej Gryfonce mógłby spokojnie użyć na Potterze legilimencji. Przez wzgląd
na Hermionę trudno było mu nawet o tym myśleć, pewnie rzuciłaby się na niego z
pazurami, przeklęta Panna Wiem-To-Wszystko. Czasem zastanawiał się czy jej
charakter nie był skutkiem ubocznym wypicia eliksiru wielosokowego w drugiej klasie.
Chwilami była nie do zniesienia, kiedy indziej znowu słodka, lepiej było jej
nie denerwować.
W
każdym razie rozwiązanie sprawy Pottera, było banałem. Wystarczyło sprowadzić
Ginny pod byle jakim pretekstem, posadzić ją do stolika z herbatką, dołożyć
słodki uśmiech i powagę Hermiony, a do tego dodać szczyptę rozbrajającej
surowości i pogody Minerwy. Sprawa rozwiązana! Gdyby to było takie proste…
Hermiona nie chciała z nim rozmawiać, a Minerwa każdym słowem jakie wypadło z
jej ust starała się przekonać go do pogodzenia się z żoną. Do Albusa nawet nie
śmiał się zwrócić, bo wiedział, że jak starzec zacznie pleść od rzeczy swoje
odgrzane kawałki o miłości to nie wytrzyma i rzuci się z okna jego okrągłego
gabinetu. Teraz jednak pójście do dyrektora wydawało mu się jedynym możliwym
wyjściem.
Pewnego
dnia nogi zaniosły go pod chimery strzegące komnaty Dumbeldore’a. To dziwne, bo
nigdy nie zdarzyło mu się tak głęboko pogrążyć w swoich myślach. Westchnął
ciężko i przez krótką chwilę, oszukując samego siebie, niepotrzebnie zwlekając,
rozglądał się po korytarzu. Zimny wiatr plótł bezładnie swoje piosenki,
prześlizgując się przez szpary w murach zamku. Rozległy się lekkie kroki,
zapewne nadchodzących uczniów. Snape potrząsnął rozpaczliwie głową i szepnął chimerze
aktualne hasło.
Właściwie
gabinet dyrektora był jedynym miejscem, które dobrze mu się kojarzyło. Może,
dlatego że tutaj zażegnywano większość sporów jego i Hermiony.
Dumbeldore
siedział przy swoim biurku na pajęczych nóżkach i spokojnie czytał jakieś
czasopismo o transmutacji. Zdawał się nie zauważać Severusa. W końcu podniósł
wzrok i uśmiechnął się dobrotliwie.
-A,
Severus! Tak myślałem, że w końcu się zjawisz. Siadaj!
Snape
westchnął ciężko i usiadł na wskazanym miejscu. Minę miał wyniosłą i nie był
skłonny do żadnych zwierzeń. Spojrzenie jego czarnych oczu starało się
przewiercić i skrępować starca o srebrnej brodzie. Dumbeldore już dawno
uodpornił się na ten wzrok. Severus zrezygnował z zabójczego spojrzenia i
wyprostował się w fotelu.
-Chciałbym
z tobą porozmawiać o Potterze.- rzekł, a jego głos był równie sztywny i zimny
co jego postawa.
-O
Harrym? I tylko o tym? Na pewno?- w oczach dyrektora pojawił się ten błysk,
który mógł zwiastować tylko jedno. Z pewnością Dumbeldore już dawno był przygotowany
na tę rozmowę.
-Tak.
Lakoniczny
Snape wydał się Albusowi dziwny. Tego właśnie oczekiwał.
-Jesteś
tego pewien?
-Tak.
-Ale
czy na pewno?
-TAK.
Snape
stawał się coraz bardziej rozdrażniony.
-Czy na
pewno chciałeś porozmawiać tylko o Harrym?
-TAK.
-Widzę,
że coś cię trapi…
-Ucisz
się, ty stary durniu, nie będę ci się zwierzał z problemów z tą przeklętą
Gryfonką!- wybuchnął Nietoperz i odetchnął ciężko, widząc, że dał złapać się w
pułapkę.
-A więc
jednak.
-I może
mam ci teraz grzecznie wygadać się ze swoich trosk, a ty udasz dobrego dziadka
i poradzisz mi co mam robić?- Snape prychnął z pogardą.
-A nie
po to tu przyszedłeś?- Dumbeldore lekko uśmiechnął się.
-Przyszedłem
tu tylko porozmawiać o Potterze!
-Severusie,
nie oszukujmy się.
-Jak do
Amortencji, kiedy się uprze! Rozmawiaj tu z takim o poważnych sprawach!
Mistrz
Eliksirów utkwił wzrok w blacie biurka. Ręce skrzyżował na piersi i wydawał się
upokorzony, choć nie dawał tego po sobie poznać. Dał się złapać! Był pewny, że
starzec to wykorzysta. Nie każdy Gryfon taki święty, na jakiego wygląda.
-Severusie…
-Zaczyna
się.
-Severus!
Snape
ze zdziwieniem podniósł głowę. Pierwszy raz od… pierwszy raz słyszał, że
Dumbeldore podniósł głos. Twarz jego pozostawała spokojna, ale był poważny, a
to już anomalia.
-Nie
zachowuj się jak dziecko!
-Widzę,
że nasza słodka Minnie na ciebie wpłynęła?
Severus
uśmiechnął się pogardliwie, gdy zauważył na policzkach Dumbeldore’a nikły
rumieniec. Po chwili dyrektor przestał udawać surowego. Nikt nie nabrałby się
na surowego Albusa Dumbeldore’a. Wykrzywił usta w pogodnym uśmiechu, który
wyzierał z jego srebrnej brody. Jego niebieskie oczy na powrót zionęły ciepłym
blaskiem.
-Oboje
zachowujecie się dziecinnie.
-Ty
też, praktycznie cały czas, ale czy ja ci to wypominam…?
Dumbeldore
westchnął i poprawił sobie okulary-połówki na nosie.
-Poznaję rumaki chyże po ich znakach, a
zakochanych młodzieńców poznaję po ich oczach.- rzekł zagadkowo dyrektor.
-Anna Karenina.- mruknął Snape, wściekły,
że teraz swoje sentencje Dumbeldore czerpie nawet z mugolskich książek.-Nie
jestem zakochany i nie jestem młodzieńcem.
-Severusie,
zakochanie to dziwna rzecz. Nienaturalna, a jednak naturalna. Przypisana naszej
naturze, ale budząca niepokój w każdym, bez wyjątku. Ty nie jesteś zakochany,
ty już kochasz. I dobrze wiesz, że stąd nie ma odwrotu. Ty się tak zwyczajnie nie odkochujesz. To nie takie łatwe.-
uśmiechnął się.-Poświęć się. Zobaczysz, opłaci ci się to.
-Tak,
wiesz, Dumbeldore, może to dobry pomysł.- westchnął.-O, nie. Po moim, zimnym
trupie!
Gwałtownie
wstał, spektakularnie załopotał czarnymi szatami i wyszedł pośpiesznie.
Dumbeldore
załamał ręce.
Amortencja
sądziła o zachowaniu rodziców tyle co zawsze. Zachowywali się jak niedojrzałe
dzieciaki. Omijali się, udając, że jedno nie obchodzi drugiego, też coś! Sama
jednak była na ojca obrażona, za karę, więc nic nie mówiła. Nie zamierzała
uczyć własnych rodziców jak zachować się w poszczególnych sytuacjach życiowych.
Dość miała własnych problemów.
Przykładowo
Scorpius i Albus zrobili się jacyś nadpobudliwi. Patrzyli na siebie
nienawistnie, zachowywali się dziwnie nienaturalnie. Nie przypominała sobie,
żeby kiedykolwiek się kłócili. Nie do tego stopnia.
Straciła
też możliwości rozwijania swojej pasji. Na eliksirach Snape pozwalał jej
jedynie przyrządzać proste mikstury, nawet prostsze niż te, które
przygotowywali inni na lekcjach. Ograniczał ją i dobrze wiedział, że to boli.
Zabranie pasji, odebranie możliwości rozwijania się to gorsze niż tortury. To
łamanie woli.
W
piątek, kiedy to mieli dwie godziny eliksirów nie miała praktycznie nic do
zrobienia. Jej zadaniem było uwarzyć dwie porcje najprostszego wywaru
leczniczego. Uporała się z powierzonym obowiązkiem szybko i sprawnie, a potem
przelotnie spojrzała na resztę klasy. Jej ramiona ciężko opadły w geście
zrezygnowania. Czy on naprawdę robił to specjalnie? Uczniowie męczyli się z
jakąś trucizną, a jej kazał uwarzyć eliksir leczniczy?!
Snape
siedział spokojnie przy biurku. Zajęty był pisaniem czegoś, być może znęcał się
nad esejami pierwszaków. Amortencja oceniła sytuację i zwróciła się do Albusa:
-Nie
radzisz sobie, prawda?
Pokręcił
głową z zakłopotaniem. Albus był typem chłopca, którego większość matek określiłoby
mianem „dobrego”, nie miał problemów, jego oczy błyszczały i wydawał się miły. Eliksiry
były jego słabym punktem. Oczywiście, takim znowu „dobrym chłopcem” nie był,
ale to już inna sprawa.
Amortencja
zerknęła w stronę biurka ojca i nerwowo wykonała ruch, który miał znaczyć
„odsuń się, ja to zrobię”. Albus zrozumiał gest i posłusznie odsunął się,
również niespokojnie zerkając w stronę Mistrza Eliksirów. Snape nadal
pochłonięty był kreśleniem czegoś na pergaminie.
Opary
eliksiru opanowały Amortencję. Wiedziała, że nie powinna ich wdychać, w końcu
wywar był trucizną, ale nie mogła się powstrzymać. Uśmiechnęła się beztrosko,
jak dziecko na widok słońca. Ledwo zdążyła chwycić za instrukcję w książce
usłyszała zimny głos, syczący jej imię.
-Amortencja.-
odwróciła się w stronę ojca.
Jej
mina wyrażała dumę, o ile to możliwe, jeszcze większą niż jego. Zadarła
podbródek, a jej czarne oczy, równie głębokie co jego, rzucały złowrogie błyski.
Nikt normalny nie zbliżyłby się do Amortencji Snape, będącej w takim stanie.
-Poleciłem
ci coś zrobić.
-I
wykonałam zadanie.
Snape
nawet nie rzucił okiem na jej stanowisko pracy, i bez tego wiedział, że mówiła
prawdę.
-Potter
sobie poradzi. Zostaw jego eliksir w spokoju. Jeśli jest na tyle głupi, żeby
nie umieć tego uwarzyć, nie widzę powodów by mu pomagać.- syknął.
Amortencja
wyprostowała się majestatycznie. Mierzyli się wzrokiem.
-Nie
pomagam jemu, a sobie. Dobrze wiesz, że eliksiry to moje życie!
-Jakoś
nie widzę byś zwijała się w agonii.- Snape prychnął.
-Jesteś
ślepy i głuchy na wszystko, bo się z nią pokłóciłeś.- zmrużyła niebezpiecznie
oczy.-To wszystko twoja wina!
-Trzeba
się było nie szwendać z nimi po lesie!- szybkim i gniewnym ruchem palca wskazał
na osłupiałych Scorpiusa i Albusa.
-Och,
więc jesteś po prostu zazdrosny! Naucz się w końcu, że ani ja, ani moja matka
nie jesteśmy twoją własnością i nie możesz tak z nami postępować!
Uczniowie
zdziwieni przyglądali się kłótni. Kociołki wrzały, z jednego buchała para,
słychać było świsty i niepokojące dźwięki, ale nikt nie zwracał na nie uwagi.
Przegapić sprzeczającego się z córką Severusa Snape’a to jak przegrać życie!
Stracić szansę zobaczenia Mistrza Eliksirów w kłótni, w której miał możliwość
przegranej? Frustrujące!
Snape
nareszcie zmierzył się z kimś, kto miał równie cięty język. Uczniowie
wpatrywali się w niego i oczekiwali. Sami nie wiedzieli czego. Nie mieli nawet
pojęcia o co toczy się kłótnia, ale tak to już jest, że lepiej w milczeniu
udawać, że wie się, co się dzieje niż pracować.
-Nie
zwracaj się do mnie w ten sposób!- warknął Snape.-Nie masz prawa.
-Prawa?
A widzisz te oczy, widzisz tą cerę? Hmm, ciekawe, no, no, nie mam prawa
rozmawiać z własnym ojcem?- prychnęła pogardliwie.
-Nie
obrażaj mnie, bo odejmę punkty Ślizgonom.
Snape
tracił cierpliwość wraz z zimną krwią.
-Och,
boję się strasznie.- udała przerażoną.-Jesteś tchórzem, nie masz odwagi odjąć
punkty swojemu domowi i nie masz odwagi porozmawiać z własną żoną.
-NIE
NAZYWAJ MNIE TCHÓRZEM.- słysząc te słowa, tak wrednie wyartykułowane, uczniowie
cofnęli się o dwa kroki od kłócącej się pary. Każda głoska tak ociekała jadem,
tak napawała strachem, że nawet Voldemort zadrżałby, słysząc to zdanie.
Amortencja
nie drgnęła. Spodziewała się tego. Chciała ugodzić w jego słaby punkt. Jej ojciec
przez tyle lat znosił wszelkie upokorzenia, służył dwóm panom, kłamał,
prowadził podwójne życie i ze spokojem przyjmował wszelkie drwiny, ale nie tą.
Nigdy nie pozwalał nazywać się tchórzem.
-Boisz
się drobnej Gryfonki. Taka jest prawda.- powiedziała spokojnie Amortencja.
Snape
wydawał się zaniemówić. Z tej niezbyt dobrze wyglądającej sytuacji wyciągnął go
- kto by się tego spodziewał – Faust. Kot wkroczył dumnie do klasy i otarł się
o nogi profesora eliksirów.
-Zabierz
mi stąd tego przeklętego kota i wynoś się z mojej klasy!
Amortencja
spokojnie podniosła kota i przytuliła go do siebie. Tym oto sposobem Faust
ocalił Snape’a przed odpowiedzią. Tencja trafiła w czuły punkt ojca i dobrze o
tym wiedziała. Prawdą było, że Severus po części bał się porozmawiać z
Hermioną.
Ciche
mruczenie Fausta potoczyło się echem po pustym korytarzu. Amortencja nawet nie
odwróciła się w stronę klasy. Nie zamierzała tam wracać. Z tego, co wiedziała
jej matka akurat nie miała żadnych lekcji. Podrapała kota za uchem i wypuściła
go z rąk. Niezadowolony, dumnie uniósł ogon.
-Nie
mogłeś poczekać kilka chwil? Może odpowiedziałby mi coś ciekawego…- Amortencja
westchnęła i delikatnie zapukała w drzwi gabinetu McGonagall.
Nie
wahając się otworzyła drzwi i pewnie weszła do pomieszczenia. Rozejrzała się.
Tak jak się tego spodziewała, Hermiona siedziała w fotelu, który zapewne
wyczarowała i czytała książkę. Bujne loki zakrywały jej twarz, palec nerwowo
przesuwał się po kolejnych linijkach tekstu. Od razu widać było, że tak
naprawdę nawet nie patrzyła na słowa zapisane na pergaminie. Amortencja
subtelnie dotknęła jej ramienia. Hermiona podniosła głowę i uśmiechnęła się
przyjaźnie. Zobaczyła oczy Severusa. Oczy Amortencji były jego oczami. Dokładne
kopie.
-Wywalił
mnie z klasy.- rzekła ponuro czarnowłosa dziewczyna.
Mina
Hermiony uległa gwałtownej zmianie.
-Co
zrobił?!
-Wywalił
mnie z klasy.- Amortencja wzruszyła ramionami.
Spojrzała
na Fausta, który rozsiadł się na biurku McGonagall i właśnie, zainteresowany
puszką z piernikowymi salamandrami, obwąchiwał je i oglądał. Spostrzegł, że
jego pani na niego patrzy i prychnął na puszkę. Dziewczyna odwróciła wzrok.
-Jak
to? Co ty mu w ogóle powiedziałaś?
Hermiona
zapomniała o tym, że dla niej ów „on” miał przestać istnieć.
Amortencja
po krótce opowiedziała kobiecie o incydencie w klasie. Ze szczegółami opisała
kłótnię i zawód jaki doznała, gdy nie doczekała się odpowiedzi ojca. Potem
znowu wzruszyła ramionami.
-I tak
nie pozwalał mi warzyć eliksirów.
Gryfonka
przyciągnęła do siebie córkę i przytuliła ją mocno. Amortencja delikatnie
wtuliła się w słodko pachnące włosy matki i uśmiechnęła. Potem nagle w kwiatowy
zapach Hermiony wkradł się jakiś inny, ostry i wyraźny. Ślizgonka ze zdziwieniem
otworzyła oczy. Już wiedziała skąd pochodził zapach wody kolońskiej i
eliksirów.
-Może
zaczniesz się zachowywać stosownie do swojego wieku, co?- odsunęła się od
Hermiony.
-Przecież
to właśnie robię.
-I
dlatego siedzisz w jego fotelu i wdychasz tą jego okropną wodę kolońską?
-Nie
jest okropna.- zaprzeczyła szybko Hermiona.-Sama mu ją kupiłam.- zdała sobie
sprawę z tego, co powiedziała. Zwiesiła głowę.-Och…
-Właśnie.
Może by tak po ludzku z nim porozmawiać?
-Porozmawiać,
porozmawiać, wszyscy mi to powtarzają… bo to takie łatwe porozmawiać z
Nietoperzem, wiesz?- prychnęła cicho.
Rozległ
się trzask tłuczonego szkła. Równocześnie Amortencja i Hermiona zwróciły głowy
ku Faustowi. Kot zastygł, trzymając łapę w górze i niewinnie wpatrywał się w
nie. Puszka na ciasteczka była rozbita.
-No i
po co było udawać, że ta puszka cię nie interesuje?- westchnęła Amortencja.
-Minerwa
was pozabija, jeśli dobrze tego nie poskładamy.
-Przecież
to rozsądna, dorosła kobieta…
Urwała,
widząc minę Hermiony.
-A nie?
-Nie
kiedy chodzi o piernikowe salamandry.
Amortencja
uśmiechnęła się, Faust zeskoczył z biurka. Hermiona starała się uśmiechnąć, ale
dręczyła ją myśl zbliżającej się rozmowy z Severusem. Może jednak z Nietoperzem
da się rozmawiać?
______________________________________
Wróciłam. Ech, zaskoczenie, co? Nuda jednak zmusza do czegoś, o czym się nie myślało od dłuższego czasu. Krótko, mówiąc, nie mogłam się skupić na pisaniu. Wiem, ten rozdział jest nijaki i krótki. Tak właściwie to ja nawet nie pamiętam o co Herma z Sevem się pokłócili *cicho, żadnych Snapeiątek* Dziękuję za uwagę i proszę o wyrozumiałość *wyrozumiałość oznacza brak zaklęć torturujących i uśmiercających, tak dla ścisłości*
Dziewczyno jak ja za toba tesknilam! Codziennie, odkad znalazlam twojego bloga, zagladam tu i czekam na nowa notke z nadzieja ze nas nie opuscilas! Nawet nie wiesz jak sie ciesze <3 Twoje opowiadanie zaczelam czytac dosc niedawno, bo w polowie wrzesnia i po prostu jedno wielkie WOW. Jest to 2 blog z milona ktory mi sie naprawde podoba z tematyki sevmione. Moge czekac i miesiac na nastepny ale pisz <3 duzo weny i czasu zycze :))
OdpowiedzUsuńOjej, jak miło, dziękuję za to, że poświęcasz czas temu, pożal się Boże, Sevmione :') <3
Usuńcieszę się, że wróciłaś!. Super rozdział!Z niecierpliwością czekam na kolejny:-)
UsuńŻaberzwłoczek wrócił!
OdpowiedzUsuńAle... gdzie... są... SNAPE'IĄTKA?!
No wiesz.. rozdział cudny, ale... dlaczego nie ma Snape'iątek?
Kłótnia była zaista:)
Jejku jejku jejku! Wróciłaś! *.* Ale się cieszę! Rozdział ZA-JE-BI-STY! Rozwalił mnie koniec xD Kłótnia boska, ale szkoda że nie odpowiedział ;c A już się szykowałam na coś naprawdę strasznego, a tu bum i Faust xD Jejku o jak ja się cieszę że wróciłąś! No nie mogę! Inne Sevmione mogę poczytać ale twoja histroria jest wyjątkowa i ma... swoją historię xD Uhuhu xD Poplątałam xD Nie wiń za beznadziejny komentarz, ale nie mogę wyjść z szoku po cudownym rozdziale *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam BellatriX :*
Fajny rozdział, mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejny
OdpowiedzUsuńCieszę się że wróciłaś!! Rozdział ekstra :-) A mogę się dowiedzieć , czy na bloga z miniaturkami też wrócisz?
OdpowiedzUsuńZ miniaturkami się jeszcze zobaczy :')
UsuńCieszę się, że wróciłaś! Strasznie tęskniłam za tym opowiadaniem. W międzyczasie przeczytałam wiele innych Sevmione, ale żadnego nie polubiłam tak ja Twojego. Już czekam na kolejne rozdziały. ;*
OdpowiedzUsuńPS: Czemu nie Snape'iątka? :D No cóż, i tak ucieszę się ze wszystkiego co napiszesz. ;)
Codziennie zaglądam zobaczyć czy dodałaś coś nowego, ale na razie nic.. Kiedy mogę liczyć na kolejny rozdział? :)
UsuńMoże w ten weekend uda mi się coś wymyślić, wątpię, ale nie zaprzeczam c:
UsuńJestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuńTak daleko zaszłaś, masz na prawdę talent !
Twój sposób pisania, rozbraja system. :)
Jesteś genialna, życzę powodzenia i nie przestawaj pisać. Bo jeszcze wyjdziesz z prawy. Taki talent !
Zapraszam do mnie, może znajdą się jakieś przydatne rady .;D
Rozdział genialny tak jak całe opowiadanie! Szkoda, że teraz nic nie dodajesz. :( Mam nadzieję, że wena powróci i że znajdziesz czas na pisanie, bo szkoda by było przerwać tak świetną historię. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci wesołych, spokojnych, pełnych magii i uśmiechu Świąt oraz spełnienia marzeń i niewyczerpanych pokładów weny! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
OdpowiedzUsuńNie umiem składać życzeń, ale mogę życzyć Ci mile spędzonych świąt :')