Doświadczenie
Amortencja nie czuła strachu. Była jedynie zdziwiona, a nawet wkurzona. Mary, jak ona w ogóle śmiała: po pierwsze; nazwać ją tak, a po drugie; pokazać się jej na oczy i być tak spokojną? Po tym, co zrobiła jej rodzinie powinna się raczej gdzieś schować, uciec… Złość jednak szybko minęła, Amortencja nie była głupia. Wiedziała w jakiej znajduje się sytuacji. Znalazła się sama w lesie z wilkołakiem i wstrętnym kotem na karku.
-Tylko nie wstrętnym. Lepiej zmień się w człowieka, nie będzie odczytywać twoich myśli. Szybko.
Spojrzała na kota dziwnym wzrokiem, ale posłuchała go. Całą siłę woli skupiła na chęci przeobrażenia się w człowieka. Kończyny z powrotem wydłużyły się jej, pyszczek kota zmienił się w nos, a oczy ponownie stały się ludzkie. Już nie słyszała tupotu kopyt centaurów, nie słyszała szelestu odległych liści, ostatnich w tym roku. W przemianach z ocelota w człowieka i na odwrót była już całkiem dobra. Spojrzała na Mary.
Musiała przyznać, że kobieta była dosyć ładna, ze swoimi intensywnie niebieskimi oczyma, nie błękitnymi, ale szmaragdowoniebieskimi i długimi włosami. Teraz wyglądała raczej jak dzikuska, blond kosmyki miała poskręcane, twarz ubrudzoną ziemią, w oczach dziki błysk, a paznokcie długie i dziwnie szpiczaste. To tylko dodawało jej uroku. Było coś w niej, to c o ś z pewnością przyciągało facetów.
-Nie mów tak do mnie.- powiedziała buntowniczo Amortencja i uniosła dumnie głowę.
-Dlaczego? Jesteś jak Severus, dokładna jego kopia…- zamruczała Mary.
Wkurzało to Amortencję. Drażniło, denerwowało, po prostu cała Mary wywoływała w niej dziwne uczucia. Zerknęła za siebie na Fausta. Kot przypatrywał się im z ciekawością. Jego niebieskie oko pobłyskiwało dziwnie, drugie pozostawało jak zwykle intensywnie zielone, ogon nerwowo uderzał o ziemię.
-No i co z tego?
-To, że jesteś ślicznotką.
Mary podeszła do niej i nakręciła sobie kosmyk jej czarnych włosów na palec. Amortencja skrzywiła się z odrazą i odsunęła.
-Zawsze chciałam mieć czarne włosy.
-Miałaś.
-Eliksir zmieniający kolor włosów przestał działać, kiedy zaczęłam się zmieniać.- westchnęła.
Gdyby nie to, że Mary była wilkołakiem, Amortencja przed chwilą rozmawiała z własnym kotem, a centaury czaiły się pomiędzy pniami drzew, można by to uznać za zwykłą przyjacielską pogawędkę.
-Jak to właściwie było, Mary?- Amortencja z trudem wymówiła jej imię na głos.-Jak to się stało? Myśleliśmy, że umarłaś, że Lupin cię rozszarpał.
Mary spojrzała na nią. Amortencja stwierdziła, że skoro jest okazja, to może przynajmniej spytać.
-Już mnie o to pytał, ten, ten syn Lily…
-Harry?
-Właśnie. On wypytywał mnie o różne rzeczy. Nie lubię go. Jest strasznie dziwny, obudził mnie i powiedział, żebym szczerze odpowiedziała mu na kilka pytań.- rzekła Mary.
-Nie powiedział dlaczego musisz odpowiadać?
Blondynka pokręciła przecząco głową. Amortencja uśmiechnęła się przymilnie. Och, lata wzorowaniu się na ojcu dały jakieś rezultaty. Też potrafiła udawać.
-Mnie nie powiesz?- spytała słodkim głosem.
Mary odwzajemniła uśmiech. Chyba naprawdę widziała w Amortencji Severusa. Trudno się dziwić.
-Spotkałam tego waszego wilkołaka, tego Lupina, to było dawno. On myślał, że mnie zabił, ale ja się obudziłam. Kiedy się obudziłam poczułam się inna…- szukała odpowiedniego słowa, ale najwyraźniej go nie znalazła.-Po prostu stałam się wilkołakiem. Włóczyłam się po lasach, a kiedyś natrafiłam na Dolinę Godryka, na waszą dolinę.
Amortencja skinęła głową. Zastanawiała się tylko po co właściwie Mary tam zagościła?! Przysporzyła im tylko kłopotów.
-Po co ty tam właściwie przyszłaś? Przecież wiesz, że mój ojciec nigdy cię nie pokocha.
Mary wybuchnęła histerycznym i nerwowym śmiechem.
-Dlaczego nie? Co on w ogóle widzi w tej twojej matce? Co on w niej widzi?
Amortencja dyskretnie sięgnęła po różdżkę. Co w niej widzi? Dlaczego Amortencja zawsze musiała trafiać na takie wariatki. Jeszcze tej całej Umbridge z czasów szkolnych Hermiony brakowało. Czy miała aż takiego pecha? A może niechcący nosiła plakietkę z napisem: „Psycholog od ciężkich przypadków, sadystek nieszczęśliwie zakochanych i przez miłość zniszczonych”? Jak głupia zerknęła w dół, czy aby na pewno owej plakietki nie ma. Na jej czarnej szacie widniało godło Slytherinu.
Zaczął padać śnieg. Duże płatki osiadły na czarnych włosach Amortencji. Przeklęła w duchu pogodę.
-Mój ojciec kocha moją matkę. Miłość nie wybiera, nie można zmusić do miłości. Może ona nie jest idealna, ale przecież on też nie. Oboje pokochali się właśnie za to, a to, że on zakochał się w jej brązowych oczach i szopie włosów, a nie w tobie, to ani nie jego, ani nie jej wina, jasne?- warknęła groźnie, przypominała Severusa.
-Ona na niego nie zasługuje.- Mary tupnęła nogą.
-Skoro ona na niego nie zasługuje, to ty tym bardziej.- powiedziała buntowniczo Amortencja.
-Ach, tak.
Przez twarz Mary przeszedł cień i teraz już nie była niewinna, już nie była nieszkodliwie chora.
-Ach, tak.- Amortencja zacisnęła rękę na różdżce i przybrała pozycję bojową.
Mary nie wiedziała, że córka Severusa Snape’a spodziewała się kolejnych kłopotów i przez całe wakacje przygotowywała się do czegoś takiego. W roku szkolnym nadrobiła też kilka przydatnych zaklęć.
-Drętwota!
Błysnęło zielone światło i strumień zaklęcia ugodził w Mary. Wilkołakowi nie zrobiłby absolutnie nic, ale Mary nie zdążyła się zmienić. Pewnie sądziła, że Amortencja nie odważy się na coś takiego.
Severus z Hermioną wkroczyli do Zakazanego Lasu. Gdzie mogła się podziewać Amortencja? Severus mógł się spodziewać tego, że jego córka wpakuje się prędzej czy później w kłopoty. Była rodową Ślizgonką, a coraz bardziej przypominała mu Hermionę, mimo wyglądu i ogólnego zachowania, talent miały ten sam: przyciąganie problemów. I obie miały beznadziejnych przyjaciół. Zerknął ukradkiem na Hermionę. Pewnie zabiłaby go, gdyby powiedział to na głos, ale taka była prawda. Harry i Ron pod kilkoma względami byli podobni do Scorpiusa i Albusa. Miał jednak nadzieję, że młodsze pokolenie okaże się mądrzejsze. Poza tym, jeśli któryś z nich zraniłby jego córkę, tak jak kiedyś Ron Hermionę, umarłby bolesną śmiercią.
Minerwa szła za nimi. W drodze wysłała patronusa do Dumbeldore'a. Nie wiedzieli czego mają się spodziewać, ale i Hermiona i Minerwa przygotowane były na uśmiercenie pewnej blondynki, która drażniła je już od pewnego czasu. Nic nie mogły poradzić na takie myśli. Hermiona była zazdrosna o męża, a Minerwa o to, że Mary dołowała Hermionę. A Severus był jej przyjacielem mimo wszystko i nie może pozwolić jej zniszczyć życie Snape'ów.
Zakazany Las wyglądał dziwnie wrogo. Pnie drzew wznosiły się do góry, niektóre były dziwnie powykręcane, ich korzenie złowrogo wystawały z ziemi, tylko po to, by ktoś się na nich potknął. Powietrze było mroźne i nieprzyjemne, wiatr wiał im w twarze, dziwne szelesty dochodziły z głębi lasu. Trudno się dziwić. Zakazany Las zawsze był mrocznym miejscem, mieszkaniem wielu dziwacznych stworzeń. Nazwa: Zakazany Las po prostu była, nie wiadomo kto ją wymyślił. Jedno jest pewne: ten ktoś zrobił ogromny błąd. Zakazany Las. Po prostu odwrócona psychologia, zakazany owoc. Uczniowie chodzili tam tym bardziej, że był zakazany.
Ani Severus, ani Minerwa, ani tym bardziej Hermiona nie miała pojęcia dokąd mogła pójść Amortencja. Severus przeklinał się w duchu za temperament i porywczość. Mógł pomyśleć i wziąć Scorpiusa. Nie, on musiał zgrywać ważniaka i zrobić wyjście smoka, łopocząc szatami. Czasem zachowywał się jak głupi szczeniak.
Hermiona instynktownie wyczuwając, w jakim jest humorze, nieśmiało wetknęła swoją małą rękę w jego dużą dłoń i splotła swoje palce z jego smukłymi palcami. Posłała mu uspokajające spojrzenie. Szybko ucałował jej skroń i skierował wzrok przed siebie. Dobrze wiedziała, że rodzina, o którą tak walczył, jest dla niego najważniejsza. Przez tyle lat, miotany między jednym światem a drugim, między panem, który nakazywał mu być dobrym, szpiegować i chronić uczniów a panem, który zmuszał go do torturowania, zabijania, towarzyszenia w różnych podejrzanych misjach i zimnego śmiechu nad ofiarami w końcu, o ironio, w Hermionie znalazł ten spokój, którego tak potrzebował.
Spokój. Spokojem tego nazwać nie można, ale jednak Amortencja i Hermiona były dla niego wszystkim, były dla niego tą stabilnością, o której myślał, że nigdy jej nie osiągnie. Inni mieli domy, żony, dzieci, psy. Nawet Lucjusz, szczególnie Lucjusz, a on przez tyle lat myślał wyłącznie o tym, by przeżyć, albo w cięższych chwilach, by "dać się zabić i po wszystkim".
Może to trochę nieodpowiedzialne, ale Minerwa i Hermiona, idąc za Severusem, rozmawiały o sprawach sercowych Amortencji. Gdyby Severus nie był tak pochłonięty rozmyślaniami, pewnie zwyzywałby je od największych plotkar Hogwartu.
-Scorpius, Scorpius...- mruknęła Minerwa.-Mówisz Scorpius?
Hermiona kiwnęła głową, a Severus przyspieszył kroku, przez co pociągnął ją do przodu, bo nadal trzymał ją za rękę.
-Severusie, ona na pewno nie szła do jakiegoś konkretnego miejsca. Była wściekła, poszła przed siebie. Musimy iść tak samo póki jej nie znajdziemy, nie martw się.- powiedziała.
Skinął głową ze zmartwioną miną. Hermiona znowu zwróciła się do Minerwy.
-Scorpius, oczywiście, że Scorpius. To po prostu widać. Obraził się na nią, bo więcej czasu spędzała z Albusem.- Hermiona westchnęła.-Wiesz jaka ona jest.- zerknęła na Severusa.-Nie może przyznać się do błędu, filozofia ojca. W każdym razie, kiedy pocałowała go w pociągu myślałam, że przynajmniej się pogodzą. Ostatnio pokłócili się tak, że szkoda mówić. Na jego miejscu nie wiem, co bym zrobiła.
Minerwa pokiwała ze zrozumieniem głową.
-Jak myślisz, czy on jest w ogóle dla niej odpowiedni?
-Och, Ślizgoni są niezwykle delikatni w miłości. Dumni, ale delikatni. Jeżeli raz Ślizgon pokocha cię prawdziwą miłością, już nigdy nie wypuści cię z objęć.- spojrzała na Severusa z lekkim uśmiechem. Wróciła jednak myślami do Amortencji i jej twarz znowu stała się pochmurna.-Gryfoni są porywczy, związki z nimi są wybuchowe, namiętne, ale krótkie. Zwykle wyznają zasadę: "chcę wszystkiego tu i teraz". Od Puchonów można oczekiwać wierności i wsparcia, ale życie z nimi po jakimś czasie staje się nudne. Krukoni to idealiści, ich obecność... w ich obecności czujesz się dziwnie, sztywno, tak, żeby przypadkiem nie popełnić jakichś błędów. Ślizgoni cenią głównie inteligencję u kobiet i jak zauważyłam, naturalność, Gryfoni szukają ładnych i nie przewyższających ich mądrością, Puchonom wystarczy śliczny uśmiech i miłe usposobienie, a Krukoni... wiadomo.- zaczerpnęła tchu po tym długim wykładzie.
Minerwa uśmiechnęła się chytrze.
-Można wiedzieć skąd zaczerpnęłaś tych informacji?
-Z doświadczenia, Minerwo.
-Ach, a czy Severus wie, że masz aż takie doświadczenie?
Hermiona zerknęła nerwowo na Severusa.
-Nie, to były tylko przejściowe związki. Mogę jednak śmiało powiedzieć, że teoria sprawdza się w większości przypadków.
-Aha.- Minerwa nadal uśmiechała się pod nosem.-Możesz coś jeszcze powiedzieć o chłopakach z poszczególnych domów?
Hermiona na moment przestała zastanawiać się, co mogłoby się stać Amortencji, gdyby spotkała Mary, więc z ulgą zastanowiła się nad pytaniem McGonagall.
-Ślizgoni są zdecydowanie zaborczy, zawsze muszą pokazać, kto rządzi, ale zwykle szanują kobiety. Gryfoni to typowi faceci, którzy nie grzeszą inteligencją, większość z nich interesuje się głównie sportem, Puchoni zaś to ci, którzy zawsze poprawią humor i porozmawiają o wszystkim. Krukoni głównie rozprawiają o książkach, albo prowadzą jakieś inteligentne dysputy.
-Ogólnie mówiąc, chwalisz Ślizgonów?
-Oczywiście. Odradzam Gryfonów.- uśmiechnęła się delikatnie i cmoknęła Severusa w policzek.
Spojrzał na nią roztargniony.
-Nie możesz być przez chwilę poważna, naprawdę?!- warknął groźnie.
Może zareagował zbyt impulsywnie, ale teraz nie było odwrotu.
-Staram się nie dać smutkowi, czy to źle? Mam paść na kolana i rozpaczać? Chyba będę bardziej przydatna, jeśli sprawna umysłowo wyruszę na poszukiwania córki, prawda?
Puściła jego rękę. Prychnął pogardliwie. Odwróciła wzrok.
Minerwa wzniosła oczy ku niebu. Nagle wszyscy stanęli jak wryci. Usłyszeli wycie.
Wycie wilkołaka.